22

Pomijając te ułamki sekund, w których Dylan patrzył na mnie jak na idiotkę, przyjął moje pytanie całkiem okej. To znaczy tak myślałam do pewnego momentu. A potem się odezwał.

- Zwariowałaś?

Mocniej wbiłam głowę w poduszkę. Chciałam uciec, ale wiedziałam, że to byłoby niemożliwe. No kurde. Brunet jest moją jedyną nadzieją.

- Ja wiem jak to brzmi. Może trochę głupio...

- Trochę? Nie pozwoliłbym zamieszkać ze sobą nawet własnej dziewczynie- wyrzucił ręce do góry. Ale ten chłopak staroświecki.

- Nie mam gdzie się zatrzymać- powiedziałam lekko zakłopotana. Lekko? Ta, jasne.

- Może dom?

- Spalony- razem z plakatami. Też to przeżywam.

- Nie ten- Dylan przewrócił oczami- Przecież zatrzymaliście się u tego faceta.

- Nie dogadujemy się, okej? Miley też nie może.

- Ale dlaczego ja?- był zdziwiony.

- Już nikogo nie mam- to nie miało tak zabrzmieć jakbym się nad sobą użalała. Nigdy nie odczuwałam potrzeby by mieć jeszcze kogoś. Może to dziwne, ale nigdy nie chciałam mieć chłopaka. Może teraz miałabym u kogo zamieszkać, ale no cóż. Sprawy wyglądały inaczej.

Brunet westchnął i wyciągnął telefon. Blondynka też wcześniej wyciągnęła i wiem jak to się skończyło. No to jestem w kropce.

- Siema stary... Mamy problem... Nie, nie...Dziewczyna jest bezpieczna...Dowiesz się o co chodzi jak przestaniesz mi ciągle przerywać... Skąd wiedziałeś? Aha, Miley... Rozmawiałeś z chłopakami? Nie wierzę... Zaraz jej przekażę...

Nie za bardzo wiedziałam co mam wywnioskować z tej rozmowy. Z niecierpliwością czekałam na werdykt i szczerze mówiąc byłam zestresowana jak nigdy w życiu. Gdy O'Brien odłożył telefon, nie wytrzymałam.

- No i co?

- No cóż- wyglądał na niezbyt zachwyconego decyzją swoich znajomych, więc nie miałem pojęcia czego się za chwilę spodziewać.

- Dylan...

- Alan i chłopcy są na tak- mój pisk przerwał jego wypowiedź, a on sam popatrzył na mnie jak na wariatkę już drugi raz tego samego dnia. Bywa- Ja mam mieszane uczucia, ale przegłosowane.

Odwróciłam głowę w drugą stronę, żeby brunet nie zauważył mojego uśmiechu na twarzy. Do pokoju weszła pielęgniarka. Niezbyt przyjemny wyraz jej twarzy mówił, że nie za bardzo spełnia się w tym zawodzie i najchętniej by stąd uciekła.

- Czy mógłbym ją już zabrać do domu?- odezwał się mój towarzysz.

- Na własne ryzyko- jej szorstki głos odbił się echem w mojej głowie. Już słyszałam podobny.

- Lubię ryzyko- Dylan puścił do kobiety oczko, a ta mimo swojego wieku zarumieniła się. Co ten chłopak robi? Gdybym ja potrafiła tak oczarować każdego faceta. Eh. Marzenie.

- Zapraszam do recepcji- kobieta skierowała się w stronę drzwi, a za nią Dylan. Po co ona tu w ogóle przyszła?

Zostałam sama. Mogłam teraz trochę pomyśleć. Właściwie to jaki jest dzisiaj dzień tygodnia? Muszę odwiedzić mojego tatę. Coś mi w tym wszystkim nie pasowało i już sama nie wiedziała co. Pogubiłam się i to nie był pierwszy raz.

Musiałam teraz połączyć fakty.

Ojciec w więzieniu, oskarżony zupełnie niesłusznie.

Ja, która zupełnie przez przypadek wybrana przez Dylana jako jego alibi.

Nagle pojawia się, nie wiadomo skąd- Edmund.

W między czasie zaczynam dostawać anonimowe esemesy. Właściwie to nie tylko ja.

Mój dom zostaje spalony, a dzień później, ja porwana.

W między czasie mają miejsce inne drobne epizody, takie jak na przykład śledzenie mnie.

Czy mogę to w jakiś sposób połączyć?

No i kim jest Kate Donovan?

Od tego całego myślenia rozbolała mnie głowa i chyba chciałam tu zostać trochę dłużej. Dostawałabym jakieś leki. Było tu sterylnie i chociaż szpitalne jedzenie nie zachwyca to da się przeżyć.

- Tu mam jakieś papiery, które nie są nam potrzebne, ale i tak ich nie wyrzucę- do pokoju wkroczył Alan z moim wypisem ze szpitala- Zbieraj się. W naszym domu dawno nie było żadnej dziewczyny.

Nie wiedziałam czy mam się cieszyć z tego powodu, czy raczej zastawiać w jakim stanie będzie ten budynek.

***

Gdy już wysiadłam z czarnego auta, mogłam zacząć swobodnie oddychać. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że będziemy jeszcze odbierali jakichś facetów z treningu? Właściwie nawet, gdyby powiedzieli to nic by się nie zmieniło. I tak powinnam być im wdzięczna.

Czy tylko ja zawsze zastanawiałam się dlaczego mafia zawsze jeździ czarnymi autami? Przecież każde duże czarne auto wygląda trochę podejrzanie. Gdy ma się tak bujną wyobraźnie jak ja. Tacy ludzie, którzy zajmują czarnym rynkiem powinni wozić się żółtymi, niebieskimi i czerwonymi autami.

Ich dom wyglądał bardzo typowo. Trochę szary, okna lekko przybrudzone, ale nie sprawiał wrażenia opuszczonego. Przynajmniej nie całkowicie.

Puścili mnie przodem. Co za kultura! Chwilę później drzwi przed nami zostały otworzone. Od razu cofam to co powiedziałam o tym opuszczonym budynku. Wyglądało tu strasznie. Chociaż drogą dedukcji doszłam do tego, że wyglądało tu jeszcze gorzej, bo faceci ubrani na kolorowo, niektórzy jeszcze w bokserkach z lekksza zaspani, zajmowali się odkurzaniem, zamiataniem i zmywaniem. Nie narzekam, bo widok był całkiem niezły.

- Kurwa- warknął za mną Dylan- Mieliście się trochę pospieszyć- z zakłopotaniem przeczesywał ręką włosy.

- Wybacz szefie, ale trudno jest posprzątać w godzinę coś, co nie było ruszane od kilku miesięcy!

Mimo wszystko musiałam się zaśmiać. No, a potem ściągnęłam buty i ruszyłam pomóc tym biedakom.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top