21

Najpierw słyszałam różne głosy, a potem poczułam przerażający ból.

Nie chciałam otwierać oczu, bo najzwyczajniej w świecie się bałam.

Jednak zrobiłam to i byłam w pewnym sensie z siebie dumna.

Biały sufit.

Białe ściany.

Spanikowana od razu podniosłam się z łóżka. Co oczywiście nie było dobrym pomysłem.

- Obudziła się!- do sali wbiegła moja przyjaciółka- Tak strasznie się martwiłam- powiedziała, gdy z całej siły mnie objęła. Skrzywiłam się z bólu, ale stwierdziłam, że nic nie powiem.

- Czy ja mam płuca?

- Przecież oddychasz- przewróciłam oczami, ale jej odpowiedź w jakiś sposób mnie usatysfakcjonowała.

- Jestem cała?

- Lekarze mówili, że nie jest z tobą źle. Miałaś dosyć głębokie nacięcie w brzuchu, ale niewystarczająco by uszkodzić jakiś organ- odetchnęłam z ulgą. Przeżyłam i byłam cała. Było dobrze. Teraz trochę odpocznę.

Normalna osoba pewnie zaczęłaby wypytywać kiedy może wyjść ze szpitala, ale ja nie miałam gdzie się teraz podziać. Był tylko dom Edmunda, a ja za nic w świecie nie chciałam się z nim konfrontować. Wolałam zostać bezdomna. Chociaż...

- Miley? 

- Tak?

- Mam prośbę- ze zdenerwowania przygryzłam wargę. Musiała się zgodzić. Przecież jest moją przyjaciółką.

- Wal śmiało- kąciki jej ust delikatnie podniosły się do góry.

- Czy mogłabym przez jakiś czas u ciebie zamieszkać?

- Omg. Byłoby super- powiedziała podekscytowana dziewczyna- Jak siostry! Poczekaj, tylko zadzwonię do mamy.

Oparłam głowę o poduszkę. Jestem uratowana.

- Ale mamo! Przecież poprawię oceny. Ty nic nie rozumiesz. Dlaczego nie? Przecież sama mówiłaś, że Clary ma na mnie dobry wpływ- cały mój dobry humor wyparował. Czyli jednak nie mam gdzie mieszkać. Zgłoszę się do domu dziecka. 

- Clary tak mi przykro. Moja mama jest...

- Na nie. Słyszałam rozmowę. Trudno, wrócę do domu- po moim trupie, ale niech się dziewczyna nie martwi.

- Powiedziała też, że mam wracać do domu. Teraz- powiedziała przez zaciśnięte zęby. Widać było, że w tej chwili miała ochotę wykrzyczeć swojej matce, co o niej myśli. Rozumiałam ją. Gdyby to ona teraz tu leżała i Rose nagle by stwierdziła, że mam wracać do domu, też bym się wkurzyła.

- Jeszcze jedno- przypomniała mi się bardzo ważna rzecz- Ile mnie nie było? No i czy Audrey i mama mnie szukały?

Dziewczyna już nie patrzyła mi w oczy. Cały czas gdzieś uciekała wzrokiem. Widać było, że chciała teraz uciec jak najdalej od tego pytania.

- Audrey i Rose nie szukały. Podobno twoja matka uznała, że to bunt młodzieńczy i nie ma sensu cię szukać. Może to jej facet wmówił- na samą myśl o Edmundzie robiło mi się niedobrze- Znaleźliśmy cię po dwóch dniach, a leżysz tu nieprzytomna jeden dzień. Pewnie też jesteś ciekawa jak cię znaleźliśmy?

- Znaleźliśmy?

- Sama nie dawałam rady. Poszłam do Dylana.

Niepewna dziewczyna czekała na moją reakcję. Sama nie wiedziałam co na to wszystko powiedzieć i zanim zdążyłam otworzyć usta, Miley pocałowała mnie w policzek i wybiegła. Dosłownie. Bała się tego co powiem. Właściwie sama ostrzegała mnie przed tym, żeby nie mieszać się w te ciemne strony miasta. To nawet głupio brzmi.

Przewróciłam się na drugi bok. Cudownie.

- Obudziłaś się?- kolejny obrót w stronę drzwi kosztował mnie naprawdę bardzo dużo sił.

- Oh, Albert. Skąd wiedziałeś, że...?

- Miley mi powiedziała- skinęłam głową, ale nie wierzyła w to. Chociaż dlaczego miałabym mieć podstawy do tego, żeby mu nie wierzyć? Coś ze mną jest nie tak.

- Czuję się już lepiej, chociaż i tak fatalnie, bo pewnie o to przyszedłeś się zapytać- lekki uśmiech wpłynął na jego twarz.

- Przyniosłem Ci coś do jedzenia- zza pleców wyciągnął czekoladę milkę. No tak- Podobno ma dużo magnezu.

- Tak mówią.

- Chciałem cię jeszcze raz przeprosić. Mówisz, że mi wybaczyłaś, ale...

- Albert, ja już o tym zapomniałam.

Chłopak jeszcze przez chwilę mi się przyglądał, a potem zaczął przysuwać niebezpiecznie blisko. Wiedziałam co to znaczy, ale byłam zbyt sparaliżowana, żeby chociaż odwrócić głowę.

- Wybaczcie, że przeszkadzam gołąbeczki- Postać Dylana pojawiła się w drzwiach, a w momencie , gdy Albert usłyszał jego głos, automatycznie odskoczył. Byłam zdziwiona, ale zadowolona.

Trochę dziwne. Wcześniej byłaś porwana, a gdy wracasz ze szpitala nagle przychodzi chłopak, daje ci czekoladę i od razu chce pocałować. Jak dla mnie to zbyt chaotyczne. Co mogę na to poradzić, że taka już jestem.

- Nie przeszkodziłeś- mój głos nie miał być ostry, ale tak wyszło.

- Zbieram się- Albert klepnął rękami w uda i wstał. Nie pożegnał się i nawet już nie spojrzał w moim kierunku. To przez to, co na końcu powiedziałam?

Drzwi trzasnęły, a Dylan usiadł na łóżku. Myślałam, że to te małe taborety przeznaczone są dla gości. Chyba takie są zasady. Tylko, że to Dylan. On nie zna takiego słowa jak ZASADY.

Przez chwilę patrzył na mnie dość niezrozumiałym wzrokiem, a potem się zaśmiał. Tak po prostu. Każdy śmiech jest inny. Mogłabym nawet powiedzieć, że wyjątkowy. Jednak każdy jest piękny. Oczywiście pomijam śmiech tych wszystkich złych charakterów z kreskówek, i niestety też prawdziwego życia.

- Śmiejesz się, bo?

- To zabawne. Albert i jego zachowanie. Ludzie kiedy się zakochują są strasznie żałośni- skrzywił się, ale na jego twarzy ciągle gościło rozbawienie.

- Gdybyś się kiedyś zakochał, pewnie uważałbyś inaczej.

- Możliwe, ale się jeszcze nie zakochałem, więc nie muszę bronić tych ludzi. A ty?

- Czy się kiedyś zakochałam?- brunet skinął głową- Tak. W przedszkolu. Był blondynem i z teraźniejszego punktu widzenia uważam, że był słodki.

- Obraziłby się gdybyś mu to teraz powiedziała- O'Bien opierał się ręką o metalową barierkę i ciągle śmiał.

- Nie wiem. Nie mam z nim kontaktu- wzruszyłam ramionami.

- Chciałabyś się z nim jeszcze kiedyś spotkać? Pytam z ciekawości.

- Chyba nie. A tak właściwie to nie zastanawiałam się nigdy nad tym, więc nie odczuwam potrzeby, żeby go jeszcze kiedyś spotkać.

I znowu ta szalona myśl. Okropnie szalona i możliwe, że będę tego żałować, ale w tej chwili nie mam nic do stracenia.

- Mogłabym z tobą zamieszkać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top