20
Dylan
Docisnąłem pedał gazu. Byliśmy już tak blisko.
Chyba.
Nie mogłem mieć stuprocentowej pewności, że brunetka znajduje się właśnie tam. Znałem Kate bardzo dobrze. Wiedziałem też do czego ta kobieta jest zdolna. Pewnie gdyby nie była moją...
- Daleko jeszcze?- zdenerwowana Miley przerwała moje rozmyślenia.
- Nie wiem- powiedziałem. Nie chciałem robić złudnej nadziei. No, bo wyobraźcie sobie, że Clary wcale nie ma w tym miejscu. Jej przyjaciółka chyba by mnie zabiła i nie jest to ważne, że wcale nie jestem zamieszany w jej porwanie. Ważne jest to, że nie znalazłem jej od razu.
- Jesteście beznadziejnymi gangsterami- kontynuowała blondynka, a ja tylko prychnąłem.
Gangsterami.
Dobre sobie.
Kto tak jeszcze mówi?
- Moja mama na ostatnich zakupach kupiła mi taką ładną koronkową bluzkę- rozumiem, że nerwy potrafią działać dosyć specyficznie, ale nie tylko ona była zdenerwowana. Nie miała prawa zachowywać się jak idiotka.
- Ładne tu krajobrazy- nie rozumiałem jej. Chociaż chyba tak już jest, że gdy ludzie są przerażeni, albo bardzo się stresują to zaczynają mówić różne głupoty. Ale bez przesady, okej?
- Skąd wiedzieliście, że Albert jest w to wszystko zamieszany?
Popatrzyłem ukradkiem w stronę Alana. Nie mogliśmy powiedzieć. Ona i tak już wiedziała za dużo i nic nie wskazywało na to, że napływające do niej informacje mają się nagle zatrzymać. Będzie wiedziała więcej, i więcej. Jednak mimo wszystko to jeszcze nie jest dobry czas, żeby dowiedziała się o tych bardziej skomplikowanych sprawach. Te trochę bardziej poufne zostawimy na koniec, albo tylko dla siebie.
- Nie powiecie mi?
- Nie- Alan zawsze był stanowczy.
Sytuacja z każdą chwilą stawała się coraz bardziej napięta, bo buzia Miley nie zamykała się nawet na chwilę. Może, gdyby to wszystko co wychodziło z jej ust miało jakiś większy sens.
- Alan- powiedziała przeciągając ostatnią głoskę.
- Co?- chłopaka też irytowało ciągłe gadanie blondynki.
- Jak długo jesteś już takim gangsterem?
Przecież i tak uważa, że jesteśmy beznadziejni. Rozbawiony chłopak otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w momencie usłyszenia za nami dźwięku klaksonu, zamilkł.
- Cholera- wyszeptałem. Jechaliśmy sporo ponad 200 km/h, ale dla osoby za nami, musiało to być ciągle za mało.
- Znacie to auto?- zwróciłem się do Miley i Alana. Ci wyjrzeli przez okno i jednogłośnie stwierdzili, że pierwszy raz widzą na oczy. Tak samo jak nie kojarzą kierowcy, którego już z tej odległości nawet ja mogłem zobaczyć.
- Mam dość- mogłem się spodziewać wybuchu ze strony tej dziewczyny- Kiedy wreszcie dojedziemy na tą przeklętą Baker Street?
Starałem się panować nad sobą, bo bałem się, że mogę zrobić jej krzywdę.
- Clary pewnie jest głodna- Łzy kapały po policzkach mojej pasażerki i to doprowadzało mnie do jeszcze większego szału. No, bo cholera. Czy ona myśli, że ja nie mam uczuć i nic sobie z tego wszystkiego nie robię? Ona jest jej przyjaciółką i są dla siebie bardzo ważne. Dla mnie brunetka nic nie znaczy, ale to nie sprawia, że chcę jej śmierci.
- Foster jest silna. Nie dałaby się zabić- powiedział Alan, a ja skinąłem głową. Tylko, że jej siła nie grała tu większej roli. Jeśli Kate będzie chciała ją zabić to właśnie to zrobi. Swoim gadaniem Clary może co najwyżej trochę opóźnić swoją śmierć.
Albo równie dobrze ją przyspieszyć.
Coś ścisnęło mnie za serce. Nie mogła umrzeć.
Była moim alibi, tak?
- To chyba tu- blondyn nacisnął guzik w siedzeniu, a z tyłu otworzyła się skrzynka.
- Broń- Miley patrzyła na to z lekkim przerażeniem.
- Już widziałaś- dziewczyna przytaknęła.
Znowu skupiłem się na drodze przed sobą. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę musiał tu jeszcze wracać.
Nie bałem się tego miejsca, ale szczerze za nim nie przepadałem.
Skręciłem trochę w prawo, żeby ukryć samochód w krzakach, a potem szybkim ruchem otworzyłem drzwi.
Poczułem nagły przypływ adrenaliny jak przed każdą tego typu akcją.
Kochałem to.
Jednak wolałbym, żeby nie wchodziło tutaj w stawkę życie niewinnej dziewczyny.
Młoda kobieta szybko wybiegła w stronę szarego budynku. Była taka nieostrożna, że to aż bolało. Dobrze, że Alan w ostatniej chwili zdążył ją przytrzymać.
Dlaczego my ją zabraliśmy ze sobą?
Skierowałem rękę w stronę schowka i wyciągnąłem stamtąd pistolet. Odbezpieczyłem go i skierowałem przed siebie. Teraz mimo wszystko trochę się uspokoiłem.
- Ty tu zostań- szeptem powiedziałem do Miley. Mogła zniszczyć całą akcję i chyba dobrze zdawała sobie z tego sprawę, bo natychmiast skinęła głową- Uważaj- dodałem jeszcze do blondyna.
Z całej siły kopnąłem w drzwi. Co mogę poradzić na to, że lubię mocne wejścia?
Nie byłem zdziwiony, że drzwi od razu ustąpiły. Pani Donovan nigdy nie dbała o takie detale jak zamknięcie porządnie drzwi. To chyba przyczyna jej wielu porażek.
Ruszyłem w głąb korytarza. Cisza, która tam panowała była wręcz przerażająca.
Uciekli, cholera.
Popchnąłem jedyne tutaj drzwi. Gdy zobaczyłem leżące na ziemi nagie ciało to aż mnie skręciło.
Odwróciłem się. Chciałem zawołać Miley, ale ona nie czekała na moją komendę. Już tu była i właśnie biegła w stronę swojej przyjaciółki, która była najprawdopodobniej nieprzytomna.
- Nikogo tutaj nie ma- powiedział Alan, który zdążył się już rozejrzeć.
- Musimy jechać do szpitala- głos przerażonej dziewczyny odbijał się głuchym echem- Ma przycięcie takie w okolicach brzucha- jej głos drżał. Odwróciłem się znowu w stronę dziewczyny, która miała już na sobie bluzę przyjaciółki. Ściągnąłem jeszcze z siebie kurtkę, bo miałem wrażenie, że to ciągle za mało.
Podszedłem bliżej i dotknąłem jej ciała. Była zimna, ale oddychała. Podłożyłem pod jej ciało ręce i złapałem ją. Teraz musiałem zanieść ją do auta i znaleźć się jak najszybciej w szpitalu.
Byłem zły.
Wściekły.
Zdenerwowany.
Jak to do cholery możliwe?
Jak ta kobieta mogła posunąć się aż tak daleko?
Wcale nie chciałam z Miley robić jakiejś tępej blondyny i ona wcale taka nie jest. Dajcie czas to ją naprawię haha
Minęło trochę więcej niż tydzień od ostatniego rozdziału, wybaczcie pls
Chciałbym jeszcze powiedzieć, że:
pogoda, miejscowości, miesiąc, pora roku- nie są adekwatne do tego co jest teraz na serio XD
No i ulice nie będę np prawdziwie poukładane XD chodzi mi o to, że Baker Street może być obok ulicy 1-maja XD Taki przykład, ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi.
Do kolejnego :)))
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top