2
Weszłam do autobusu i kupiłam bilet. Wybrałam najbardziej ustronne miejsce. To nie tak, że nie lubię ludzi. Po prostu bardziej cenię sobie spokój niż ich towarzystwo.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i słuchawki.
- Złapali go!- usłyszałam głosy dobiegające z innej części autobusu.
- Nie gadaj. To niemożliwe- powiedział drugi beznamiętnym głosem.
- Widziałem jak zabierali go do radiowozu- kontynuował pierwszy.
- Pewnie poprosił o podwózkę. Stary mówię ci, to nie jest idiota, który dałby się zamknąć. Nie sądzisz, że jest jednym z lepszych?
- On jest najlepszy- powiedział pierwszy za co oberwał po głowie.
- Jeszcze nie jesteśmy bezpieczni. Dopiero jeśli usłyszę wyrok...- chciał powiedzieć, ale pierwszy mu przerwał.
- Im szybciej zaczniemy tym będzie lepiej - uciął krótko - Plotka o jego zatrzymaniu dotarła już pewnie wszędzie. Gdyby tu był zrobiłby z tym porządek, ale go nie ma. Teraz rozpoczęły się wyścigi o to kto pierwszy przejmie kontrolę nad tym miastem i resztą - mówił chłopak, a ja słuchałam ze zdziwieniem. O co im chodzi?
- Cisze j- syknął pierwszy. Autobus zatrzymał się na jakimś przystanku. Drzwi się otworzyły i dziwna para rozmówców wyszła z pojazdu.
Stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli zignoruję dziwną rozmowę. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam ulubioną piosenkę.
***
Jechałam jakieś 35 minut. Było to zbyt długo, bo moja choroba lokomocyjna już od początku jazdy musiała o sobie przypomnieć.
Chwilę później stałam na parkingu przy wejściu do więzienia. Mimo, że jestem tutaj już 4 raz to ciągle nie potrafię przyzwyczaić się do tego miejsca. Im bliżej znajduję się tym bardziej wyczuwam tą całą złą atmosferę otaczającą to miejsce, które skutecznie wysysa ze mnie dobrą energię zebraną w ciągu dnia.
Szary budynek otoczony grubym murem. Dodatkowy drut kolczasty. W oknach widoczne kraty. Nie wytrzymałabym to ani minuty w zamknięciu.
Jestem dopiero przy bramie, gdy słyszę za mną alarm syreny policyjnej. Samochód zatrzymuję się, a z niego wychodzi dwóch policjantów. Jeden trzyma chłopaka skutego kajdankami. Mogłabym dać mu maksymalnie 19 lat.
- Na twoim miejscu byłbym przerażony- mówi jeden z policjantów do chłopaka.
- Ale nie jesteś na moim miejscu- powiedział.
- Od kiedy przeszliśmy na 'ty'- powiedział oburzony.
- Nie wiem. Ty zacząłeś- powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Szybciej O'Brien. Nie mamy tyle czasu co ty - powiedział drugi policjant.
- Spokojnie panowie. Nie chcecie się nacieszyć moją obecnością?- mówił rozbawiony.
- Jeszcze się nacieszymy, bo za twoje wybryki spędzisz tu ładne kilka lat- powiedział jeden z policjantów.
- Czekałem na was- powiedział w pewnym momencie chłopak - Swoją drogą, jesteście bardziej beznadziejni niż myślałem - prychnął - Zostawiałem wam najprostsze wskazówki.
- Co ty pleciesz O'Brien?- chłopak się zaśmiał.
- Mówcie mi Dylan. Właściwie to nic mi nie udowodnicie, więc tracimy czas.
- Tak myślisz?
- Jestem tego święcie przekonany - powiedział Dylan.
- Ty mi tu do świętości nie nawiązuj. Do tego Ci daleko - powiedział policjant. Chyba chciał dopiec chłopakowi, ale ten tylko się zaśmiał.
Przysłuchiwałam się ich dziwnej rozmowie. Chłopak był dziwny. Właśnie miał pójść do więzienia, a on się tym wcale nie przejmował. Mało tego. Dylan sprawiał wrażenie, jakby ta sytuacja go co najmniej bawiła. Właściwie teraz chyba czekało go tylko przesłuchanie. Tylko przesłuchanie. Jednak policjanci są pewni, że chłopak zatrzyma się tu o wiele dłużej.
Mimo tego, że stałam praktycznie pod ich nosami, sprawiali wrażenie jakby mnie nie zauważyli. Dopiero po chwili chłopak obrócił głowę w moją stronę i łobuzersko się uśmiechnął.
- Co się śmiejesz O'Brien?
- Mówcie mi Dylan - powiedział.
- Wiemy jak się do cholery nazywasz idioto- krzyknął jeden z policjantów. Chyba tracił cierpliwość.
- Bez takich - powiedział - Ja tu jestem miły. Nawet z wami współpracuję. Moglibyście okazać mi chociaż trochę szacunku - mówił.
Słowa chłopaka wyjątkowo mnie rozbawiły. Szedł skuty kajdankami i oczekiwał szacunku od stojących obok policjantów. Oni chyba też uznali to za zabawne i wybuchnęli śmiechem.
- O'Brien nie wyjdziesz stąd. Dobrze wiesz, że polowaliśmy na ciebie od dłuższego czasu i nie przepuścimy żadnej okazji do zamknięcia cię tutaj. Napad na ten sklep jest zwieńczeniem wszystkiego. Zawsze były przypuszczenia, że za tym wszystkim stoisz właśnie ty.
- Tutaj też nie macie żadnych dowodów - powiedział ze szczerym uśmiechem, który musiał bardzo wkurzyć policjantów, bo po chwili jeden z nich przyłożył mu pięścią w brzuch. Dylan syknął z bólu, ale nie powiedział już nic.
W ciszy weszli do budynku, a ja stałam w osłupieniu. Czy to możliwe, że o nim mówiło tych dwóch w autobusie?
- Do kogo pani przyszła?- z zamyśleń wyrwał mnie strażnik.
- Do mojego ojca Christiana Fostera - powiedziałam na jednym wydechu.
- Chodź- strażnik wprowadził mnie do budynku - Poczekaj na chwilę na tym korytarzu- powiedział i gdzieś poszedł.
- Dylan. Masz tu czekać, zrozumiano? Jeśli spróbujesz jakichś sztuczek to porozmawiamy inaczej- krzyknął policjant, a potem popchnął chłopaka w moją stronę- Ty też go przypilnuj- rozumiem, że te słowa skierował do mnie?
Chłopak stał teraz w odległości kilku metrów ode mnie i mierzył mnie wzrokiem. Było to dość krępujące.
- Jak się nazywasz?- rzucił szybko. Nie byłam pewna czy mogę powiedzieć to chłopakowi, którego jak się dowiedziałam, policja szukała od dawna.
- Nie zabijesz mnie?- dopiero po chwili dotarło do mnie co właśnie powiedziałam. Chłopak zaśmiał się.
- Powiedzmy, że nie mam tego w planach.
- Clary Foster- powiedziałam.
- Dzięki- podniosłam brew do góry.
- Pomogłam ci w czymś?
- Nawet nie wiesz jak bardzo, złotko- zdążył tylko powiedzieć, bo chwilę później stanęło przy nim kilku policjantów. Znowu skuli go i zabrali do jakiegoś pokoju. Pewnie będą go przesłuchiwali.
- Clary Foster, tak?- usłyszałam swoje imię i automatycznie się obróciłam.
- Tak, to ja- odpowiedziałam szybko.
- Proszę za mną- powiedziała jakaś kobieta i ruszyła długim korytarzem przed siebie. Właściwie trafiłabym sama. Ale niestety. Tutaj nie ufają nikomu.
***
Widzenie skończyło się tym razem wyjątkowo szybko. Mój ojciec źle się poczuł i gdzieś go zabrali. Martwię się, że więzienie źle wpływa na jego stan zdrowia.
Siedziałam na łóżku. Było już późno. Może koło 23.00. Jednak nie potrafiłam zasnąć. Wiedziałam, że jutro normalny dzień, w który będę musiała iść do szkoły. Niestety nie było sensu kłaść się spać. Wiedziałam, że na siłę to i tak nic nie da.
Padło na film. Zobaczyć kolejny raz ulubiony czy spróbować czegoś nowego? Ostatnio dużo mówiło się o 'Darach Anioła' Czemu nie spróbować? Może akurat?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top