18

Dylan

Już drugą godzinę grałem w fife z Alanem. Jak dla mnie to najprzyjemniejszy sposób na spędzenie czasu. Istnieją wyjątki, ale niewiele.

- Skąd ona się tu do cholery wzięła?- krzyk mojego kolegi rozniósł się po domu. Przewróciłem oczami.

Pewnie Clary.

Wstałem niechętnie i ruszyłem w kierunku drzwi. Gdy już byłem wystarczająco blisko zauważyłem istotny szczegół. I to nie jeden.

Dziewczyna nie była nawet podobna do brunetki, ale mimo wszystko skądś ją kojarzyłem.

- Znamy się?- zapytałem szczerze.

- Nie pamiętasz?- warknęła, ale widząc moją zdezorientowaną minę, szybko odpowiedziała- Jestem przyjaciółką Clary, mówi ci to coś?

No tak. Clary nie da się tak po prostu zapomnieć.

- Wejdź do środka- wprowadziłem blondynkę i kazałem usiąść na jednym z foteli. Wybrała miejsce obok Alana. To było do przewidzenia.

Mimo wszystko była niepewna w swoich ruchach, co rozbawiło Alana i choć próbował to ukryć- ja widziałem swoje. Miley patrzyła teraz na ekran, gdzie było widać wstrzymaną grę.

- Po co przyszłaś?- zapytałem się. Byłem ciekawy co tu robi. Już mniejsza z tym, że nie mam pojęcia jak tu trafiła.

- Przyszłam po Clary- powiedziała pewnie, a ja się zaśmiałem.

- Co ona ma ze mną wspólnego?

- Nie wiem i nie interesuje mnie to. Gdyby tu była z własnej woli to pewnie dałaby jakiś znak życia, a teraz od dwóch dni nie wiem co się z nią dzieję- ciągle była poważna, ale wydawała się być coraz bardziej zaniepokojona.

- Jak to nie dała znaku życia?- zdenerwowanie blondynki zaczęło mi się udzielać.

- To ty powinieneś wiedzieć. Nie ma jej tu?

- Oczywiście, że nie. Nie trzymałbym tej dziewczyny wbrew własnej woli. Mało tego. Nie trzymałbym jej w ogóle- prawie krzyknąłem.

- Dylan, uspokój się- koło mnie pojawił się przyjaciel- Zaginęła tak?- tylko on tu trzeźwo myślał. Ze zdenerwowania zaczynałem pocierać kark.

- Przed chwilą rozmawiałam z jej siostrą, ale ona uważa, że to nic takiego- Miley zaczęła pociągać nosem- Ogólnie ostatnio się dziwnie zachowywała, więc stwierdzili, że chwila przerwy dobrze jej zrobi. Właściwie ten facet jej matki tak stwierdził. No, a one go poparły- przerwała- Ale ja wiem, że nawet gdyby tak zrobiła to pewnie dałaby przynajmniej mi znać.

- Facet jej matki?

- Rose znalazła kogoś. Nie pamiętam jak on się nazywa- powiedziała dziewczyna- Ale po pierwszym spotkaniu z nim, wydawała się jakaś dziwna- zamyślona.

- Ostatnio był ten pożar w jej domu. Potem chyba do niego pojechały.

- Moglibyśmy tam pójść, ale wątpię w to, że zamknął ją w piwnicy- Miley mówiła dalej.

- Ten facet wyglądał na porządnego gościa- zamyśliłem się.

- Nie jest teraz ważny. Musimy się skupić na odnalezieniu Clary- była coraz bardziej zdenerwowana.

- Pojedziemy do tego domu i popytamy sąsiadów- wzruszyłem ramionami.

- Bo wcale nie była to pierwsza rzecz, o której pomyślałam- warknęła.

Usiadłem zdenerwowany na jednej z wielkich puf. Nie wybaczę sobie, jeśli coś jej się stało. Oczywiście, że miałem podejrzenia. Byłem prawie pewny, że osoba, która za tym wszystkim stała to K.

Jednak nie miałem pojęcia, gdzie rozpocząć poszukiwania.

- Wzięła ze sobą telefon?- zapytał po chwili przerwy Alan.

- Rozładowany został w jej zastępczym pokoju. 

- Musiała wyjść w pośpiechu- stwierdziłem.

- Chyba tak- potwierdziła blondynka.

- Coś tu nie pasuje- powiedział po chwili mój przyjaciel, a ja popatrzyłem na niego z niezrozumieniem.

- Skąd ta osoba mogła wiedzieć, gdzie wtedy znajduję się Clary?- mruknąłem bardziej do siebie niż do nich. Wiedziałem, że nie możemy wyciągać pochopnych wniosków, ale jak na razie wszystko pasowało. 

- Czy chłopak Rose mógł podpalić dom?- zapytała się ze zdziwieniem Miley.

- Dom już się palił, gdy przyjechał razem z Audrey- powiedziałem przypominając sobie ten moment. Jeśli mężczyzna jest w to zamieszany, to na pewno z kimś współpracuje.

- Bo czy to nie dziwne, że on pojawił się, gdy nagle to wszystko się zaczęło?- spostrzeżenie Alana było rzeczywiście trafne. Chociaż ciągle mi coś tu nie pasowało.

- Jest ktoś, kto może coś o tym wszystkim wiedzieć- powiedziałem po chwili i uśmiechnąłem się złośliwie do dwójki- Idziemy.

***

Zaparkowaliśmy pod żółtym domem, który z pozoru mógł wydawać się całkowicie normalny.

Pozory tak strasznie mylą.

Do tylnej kieszeni spodni włożyłem pistolet. Wiedziałem, że tu może mi się przydać. Osoba, do której właśnie mieliśmy pójść nie jest ani trochę groźna.

Ten chłopak to cwaniak, którego szczerze nie znoszę, ale czasami trzeba użyć mocniejszych argumentów, żeby wyciągnąć ważne informację.

- Znam to miejsce- powiedziała Miley, a ja posłałem jej ukradkowe spojrzenie. Oczywiście, że musi znać.  Ta osoba raczej nie była aspołeczna.

Zadzwoniłem kulturalnie do drzwi, ale gdy usłyszałem kroki, które najpierw się przybliżają do drzwi, a potem oddalają- zrezygnowałem.

- Jeśli za chwilę nie otworzysz  to będę musiał wyważyć te drzwi.

- Chyba oszalałeś. Nie wpuszczę cię do tego domu. Ostatnia twoja wizyta skończyła się niezbyt mile.

Uśmiechnąłem się przypominając sobie tamten dzień. Chłopak nie chciał współpracować i tyle.

- Tym razem wszystko może wyglądać inaczej- powiedziałem spokojnie- Chyba, że zaczniemy od wyważenia drzwi- mruknąłem.

Zamek w drzwiach zaczął się powoli przekręcać, a Albert ukazał się w drzwiach.

- Współpracujesz z nimi?- pytanie, a raczej stwierdzenie wyrwało się z ust młodego chłopaka. Młodego? W końcu dzieliły nas te dwa lata różnicy.

- Ktoś porwał Clary- powiedziała dziewczyna na co przez twarz Alberta przeszło niezrozumiane dla mnie uczucie. Coś wiedział.

Złapałem go za koszulkę i przygwoździłem do ściany.

- Miało być inaczej- powiedział przestraszony.

- Zmiana planów. Poza tym coś wiesz.

- Clary nie jest dla mnie ważna- myślał, że brzmi pewnie, ale nie wychodziło mu.

- Jakoś ostatnio inaczej na nią patrzyłeś- na mojej twarzy można było wyczytać rozbawienie- No dalej, bo nie mam wieczności.

- Clary też- mruknął pod nosem, ale ja usłyszałem i po chwili szczeniak zwijał się z bólu na ziemi- Za co? Powiedziałem prawdę.

- Teraz powiesz jeszcze jedną prawdę. Gdzie ona jest?- pistolet Alana był teraz skierowany w stronę przerażonej sylwetki. Mimo wszystko wcale nie było mi go żal.

- Nie mogę powiedzieć. Oni mnie zabiją- trzymał się za brzuch.

- A tak my zabijemy. Gadaj-  popatrzył błagalnie w stronę blondynki.

- Też chcę wiedzieć gdzie jest moja przyjaciółka- dziewczyna próbowała wyglądać na obojętną, ale w jej oczach widziałem strach, który był spowodowany zaistniałą sytuacją.

- Baker Street- widziałem ból- Lepiej się pospieszcie- powiedział zanim stracił przytomność.

Wiedzieliśmy co mamy robić.

Wszystkim życzę Wesołych i Błogosławionych Świąt Wielkiej Nocy!

Z tej okazji wyjątkowy rozdział.

Macie jakieś pomysły? Spodziewaliście się tu Alberta?

Jak zobaczyłam te komentarze i wyświetlenia to aż mi się cieplutko na sercu zrobiło, najlepszy prezent!

Sorka za błędy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top