10

Nie potrafiłam kontrolować drżenia mojego ciała. Byłam otoczona. Nie ucieknę.

- Masz 2 minuty, żeby stąd odejść- warczy postać za mną.

Chłopak, który ciągle stał przy ladzie nagle postanowił się odezwać. Próbował opanować swój głos, ale kompletnie mu to nie wychodziło.

- Bo co?

Chłopka za mną się zaśmiał. Z przerażenia ciągle nie potrafiłam zidentyfikować głosu.

- Tłumaczyć powoli? Dobrze wiesz co mogę zrobić. Nie jesteś odpowiedzialny tylko za siebie- dodał przyciszonym głosem. Teraz już wiedziałam, że za mną stoi Dylan.

Chłopak bardzo szybko schował pistolety i zaczął iść w naszym kierunku. Ciągle moje nogi przypominały watę, więc nie potrafiłam się przesunąć, żeby ten bandyta mógł przejść. Dopiero Dylan delikatnie mnie przesunął. Mimo tego, że wiedziałam o tym, że najprawdopodobniej jestem już bezpieczna to nie potrafiłam całkowicie panować nad swoim ciałem.

W uszach ciągle miałam huk, który spowodowany był strzałem skierowanym w moim kierunku. Od mojego ciała dzieliły ją może milimetry, a może nawet nie?

Kiedy zobaczyłam jak chłopak wychodzi usłyszałam jeszcze głos Dylana.

- Nawet nie próbuj- to chyba było do tamtego- Zabijając mnie tylko pogorszysz waszą sytuację. To byłoby bardzo głupie posunięcie zważywszy na to, że już... Właściwie to już biegnij- usłyszałam szybsze przebieranie stopami. Tamten rzeczywiście biegł.

Jednak ja ciągle czułam się tak samo.

- Drżysz- stwierdził Dylan. Jednak ja nie zareagowałam. Delikatnie mnie popchnął w stronę kasy. Kompletnie zapomniałam o tej starszej kobiecie!

- Nic się pani nie stało?- troska w jego głosie była tak ogromna, że mogłabym go nie poznać.

- Chyba już jestem bezpieczna, prawda?- mówiła kobieta między wdechami. Łzy ciągle spływały jej po policzkach. To dziwne, ale ja nie płakałam.

Mimo wszystko chciałam jakoś pomóc tej kobiecie. Gdybym tylko potrafiła?

- Myślę, że powinniśmy wezwać policję- powiedziała po chwili. Na te słowa ciało Dylana gwałtownie się spięło. Od razu by go zgarnęli. Bo nie ma szans żeby mu uwierzyli, że tym razem o nie miał nic z tym wspólnego. Na dodatek byłam z nim. Ja. Myślę, że nie byłabym już do końca wiarygodnym świadkiem.

- Myślę, że to nie jest dobry pomysł- wydukałam.

- Dlaczego? Ten chłopak powinien ponieść karę.

- Pewnie i tak nie posiedzi długo. Może go tylko zatrzymają na tydzień, a potem wróci tu żeby się na pani zemścić- powiedziałam już spokojniejsza. Dlaczego chciałam go bronić? No tak. Gdy go tutaj nie będzie to wcale nie będę bezpieczniejsza.

- Masz rację dziecino. Chłopcze nawet nie wiesz jak ci dziękuję- kobieta patrzyła z wdzięcznością na Dylana.

- To nic takiego- chłopak słysząc, że kobieta zrezygnowała już całkowicie z wzywanie tutaj policji, wyraźnie się odprężył.

- Kupujecie coś?- zapytała kobieta.

Chwilę się zastanowiłam i po chwili bardzo dobrze wiedziałam co chcę. Przeżyłam dzisiaj tyle, że mam tylko jedno marzenie.

Ruszyłam w kierunku lodówki z napojami alkoholowymi i wyciągnęłam pierwszą lepszą butelkę z piwem. Nie znałam się na tym, a moim głównym celem było to, żeby się upić.

Podeszłam do lady i postawiłam przed ekspedientką. Ta wzięła to do ręki i już chciała skasować, gdy nagle Dylan zabrał jej mój towar z ręki.

- Ona tego nie bierze- powiedział.

- Nie biorę?- Co jest?

- Jeszcze nie jest pełnoletnia- no chyba się przesłyszałam. Od kiedy będzie niszczył mi nawet zakupy.

- On żartuję- próbowałam przywołać na twarz lekki uśmiech, ale musiał wyjść naprawdę wymuszony.

- W takim razie czy mogłabyś mi pokazać swój dowód?- babcia nie da za wygraną.

- Zapomniałam w domu- jęknęłam. Pewnie, że nie da się na to nabrać. Widać, że już trochę pracuje w tym zawodzie.

- W takim razie przykro mi- wcale ci nie jest przykro. Nie powiedziałam nic. Oparłam się o ścianę i obserwowałam Dylana.

- Na te papierosy też nie patrz- usłyszałam głos chłopaka. Przewróciłam oczami.

- Do tego się nie zniżę- pewnie. Gdyby go tu nie było to... pewnie bym już nie żyła, ale w innej sytuacji wyszłabym z tego sklepu z piwem i paczką papierów.

Zobaczyłam jak sięga po paczkę prezerwatyw. A więc teraz poleci do jakiejś laski. Prychnęłam.

- Kotku wolisz truskawkowe czy bananowe?- popatrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Na jego twarzy widziałam ten kpiący uśmiech. Nienawidzę go. Próbowałam w głowie wymyślić jakąś odpowiedź, ale czy to było mądre?- Jesteś tu?- ta sytuacja go bawiła.

- Słońce, dopóki nie wyleczysz, wiesz kiły to nie mamy o czym rozmawiać- uśmiechnęłam się sztucznie. Chłopak i tak był rozbawiony.

- To, które mam skasować?- kobieta nie odnajdowała się w tej sytuacji. Ciekawe czy za jej czasów istniały choroby weneryczne? Pewnie tak.

- Zwykłe- patrzyłam na paczkę. Wziął ten rozmiar żeby się popisać czy... o czym ja właśnie myślę? Poczułam, że robi mi się niedobrze- Dla niej jedną butelkę wody- powiedział. Rozumiem, że to jego częste zakupy?

Nie miałam siły się poruszyć. Czułam, że każdy ruch spowoduje wymioty.

Zobaczyłam, że pod moją twarz chłopak podsuwa wodę. Teraz byłam mu wdzięczna. Dam radę. Drżącą ręką sięgnęłam po butelkę, ale dałam zrobić tylko 3 małe łyki.

- Chcę już iść- powiedziałam.

Powoli wychodziłam ze sklepu. Dylan szedł za mną.

- Dziękuję- jeszcze raz usłyszałam krzyk ekspedientki.

- Powiesz mi co się stało?- czy to było aż tak widać.

- Tylko jakiś facet przed chwilą chciała mnie zabić...

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi- co on niby wiedział.

Stanęłam i odwróciłam się do chłopaka. Spojrzałam mu w oczy.

- A co ty niby wiesz? Przeszedł do ciebie kiedyś facet twojej matki i..- prawie mu powiedziałam. W ostatniej chwili zasłoniłam usta rękami. On nie mógł wiedzieć. Nikt nie mógł.

- I?- chłopak dalej nie wiedział o co chodzi. Ale to dobrze.

- Nic. Po prostu przyszedł. Nie przepadam za nim- czy brzmiałam wiarygodnie? Oczywiście, że nie.

- Clary nie wierzę ci, ale się dowiem. Oboje dobrze wiemy, że nie jesteś w stanie przede mną ukryć kompletnie nic- zaśmiał się- Odwieźć cię do domu?

- Po moim trupie. To znaczy jeszcze się przejdę- niech się pomartwią. To nie oni cierpieli.

- Nie zostawię cię tutaj samej w środku nocy. Zwariowałaś? Wiesz, że czuję się teraz w pewnym stopniu za ciebie odpowiedzialny co nie koniecznie mi odpowiada- gdzie się podział ten troskliwy chłopak, który pytał o samopoczucie ekspedientki?

- Nie jestem dzieckiem.

- Nie jesteś dorosła- odpowiedział.

- Znajdę jakiś hotel. Cokolwiek- nie znajdę, bo nie będę szukała.

- Idziemy do mnie- powiedział i złapał za rękę.

- Zwariowałeś tak? Kompletnie cię nie znam, przed chwilą pytałeś mnie o rodzaj prezerwatyw, a teraz myślisz, że pójdę z tobą do domu? Nie...- prawie krzyczałam.

- Nie jesteś takie jak wszystkie co? To jeszcze chciałaś powiedzieć?- patrzyła na mnie z rozbawieniem, a ja miałam ochotę go uderzyć.

- Nienawidzę cię- wysyczałam.

Zobaczyłam jak chłopak naciska na pilota w ręce i światła jednego z aut się zapalają.

- Puścisz moją rękę czy do samochodu dasz radę dojść sama?- dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że dalej trzymam chłopaka za rękę. Czułam, że się rumienie. Dlaczego się rumienię? Przecież on nawet nic takiego nie powiedział.

- Powiedziałam, że...

- Wsiadaj dziewczyno. Nawet nie wiesz jak strasznie działasz mi na nerwy- powiedział.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top