2. Co tu się odwaliło?!
***tydzień późnej***
*Luna*
- Luna! Skarbie szybko! Bo się spóźnimy! - słyszę z dołu
- Już idę mamo!
Po 5 minutach wszyscy, czyli ja, moja mama i tata siedzimy w aucie i kierujemy się w stronę lotniska.
Pewnie zastanawiacie się po co. O toż jadę do Buenos Aires. Jeszcze nie wiem czy na stałe, w każdym bądź razie na całe wakacje.
Po 30 minutach jazdy, w końcu wychodzimy z auta i kierujemy się w stronę barierek.
Nagle zamieram, czas jak by zwalnia, a ja widzę przed sobą chłopaka. Bruneta, który ma oczy koloru czekolady. Może stoję 3 metry od niego, i tak mogę je dostrzec. Nagle moje ciało staje się całkowicie bezwladne i samo z siebie kieruje się w stronę chłopaka. Gdy dzielą nas centymetry, on łapie mnie w talii, następnie całując. Jego pocałunek jest delikatny, lecz w drugiej strony pełen uczyć i namietny.
Po paru chwili, tak nagle uświadamiam sobie, że to Matteo. Ten ze snu. Ale przecież. Jak? Ponoć on nie istnieje, a spotykam go parę dni po przebudzeniu. O co tu chodzi?
- Luna, kocham Cię. Proszę nie zapominaj o mnie - słyszę przy moim uchu, a jednak tak w oddali.
- Nigdy o tobie nie zapomnieć Matteo - mówię całkowicie zapominając o Bożym świecie.
- Luna! Luna! Halo! Luna musimy iść - mówi moja mama. W sumie krzyczy.
Kieruje się w stronę barierek, wcześniej spoglądając ostatni raz w stronę bruneta. Nasze spojrzenie się krzyżuje, a ja czuje, że to nie było nasze jedyne spotkanie. To był dopiero początek.
***
Rozdział w końcu jest. Mam nadzieję że sie podoba.
Zdradzę wam tylko, że oni przeżywają podobne sytuacje.
To tyle. A no właśnie, 10 gwiazdek i 3 komentarze i już jutro nowy rozdział.
Bayo <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top