32. Mama nie byłaby dumna.

Obserwowałam niebieskie, czyste niebo, które ponownie tętniło życiem po ostatnim, trochę zimniejszym i deszczowym tygodniu. Pożółkłe liście na drzewach również wydawały się czuć przypływ energii, szczęśliwie odbijając od siebie światło. Ten widok sprawił, iż uniosłam lekko kąciki ust do góry, delektując się delikatnym, porannym wiatrem, który rozwiewał moje włosy na boki. Mimo, że wątpiłam w to, iż będzie to dobry dzień, na dnie mojej duszy pojawiła się taka nadzieja. W końcu dopiłam do końca szklankę soku, postanawiając wrócić z balkonu do środka.

Mój wzrok od razu powędrował na leżącą na łóżku rudowłosą, na co przełknęłam ciężej ślinę. Od ostatnich, chaotycznych wydarzeń nocnych, kiedy to ja wracałam z mojego rodzinnego domu, a Peggy zerwała ze swoim chłopakiem, minął ponad tydzień. Do tej pory nie znam dokładnych szczegółów, dlaczego ta dwójka się rozstała, jednak pewne jest to, iż Serge zdradził Clark.

Chciałabym powiedzieć, że piwnooka dobrze sobie z tym poradziła, jednak wtedy bym skłamała. Mamy dziś wtorek, co oznacza, iż moja przyjaciółka nie opuszczała naszego pokoju od pełnych ośmiu dni, zapowiadając się przy tym na dziewięć. Nie rozmawiałam za dużo z nią przez ten okres, ponieważ przez większość czasu zajmowała miejsce na swoim łóżku, zazwyczaj śpiąc lub po cichu pociągając nosem. Ten widok mnie naprawdę bolał, zważając na to, że trwało to już kilka dni, a Peggy jest ważną dla mnie osobą. Mogłabym starać się jej wmawiać, iż pozna kogoś lepszego, ale nic by to nie dało, zapewne pogarszając sprawę. Tak samo mógłbym mówić, iż ją rozumiem, starając się podtrzymać na duchu, jednak czy tak faktycznie było? Miałam kiedyś chłopaka, to prawda, ale nie brałam tego typowo na poważnie, czego nie mogę powiedzieć o mojej przyjaciółce. Od początku, kiedy widziałam ten błysk w jej oku, gdy widziała Wilsona, czy zarumienione policzki z błąkającym się uśmiechem na ustach, nie byłam w stanie, a może nie chciałam, powiedzieć jej, iż jej historia z tym chłopakiem prawdopodobnie skończy się tak, jak końcowo się zakończyła. W momencie, kiedy zaczęli się do siebie zbliżać, przeczuwałam to, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Serge jest typem chłopaka, który był i jest uważany za łamacza serc, co cóż, nie jest przypadkowym, mijającym się z prawdą określeniem.

- Idę do szkoły, przyniosę ci później obiad ze stołówki. - nachyliłam się nad Peggy, uśmiechając się niemrawo, po czym sięgnęłam po swój plecak, wkrótce potem wychodząc z pokoju.

Podczas swojej kilkominutowej drogi napotkałam Bridget, która od razu do mnie podeszła, przytulając na powitanie. Bez zastanowienia oddałam uścisk, napawając się zapachem jej perfum.

- Jak z nią? - po dłuższej chwili oderwała się ode mnie, patrząc na mnie z nadzieją w oczach. Ja jedynie pokręciłam głową, wzdychając.

- Nie za dużo się poprawiło, dalej nawet nie wyszła na korytarz.

Szarowłosa zagryzła wargę, kiwając smutno głową. Razem zaczęłyśmy kierować się pod nasza klasę, ponieważ dzisiaj obie zaczynałyśmy geografią. Nie musiałyśmy czekać długo, aby zadzwonił dzwonek, dlatego już za chwilę wchodziłyśmy do klasy. Pierwsze lekcje dosyć szybko mi minęły, nic zbyt ciekawego się nie działo, do czasu końca przerwy obiadowej. Akurat szłam do mojej szafki razem z Joem, w celu wypakowania książek, kiedy coś nagle mnie zatrzymało. A tym czymś, a raczej kimś, był nie kto inny jak Serge Wilson we właśnie osobie. Na sam jego widok ledwo powstrzymałam się od chamskiego, złowrogiego spoglądania w jego stronę, co nie uszło uwadze mojego przyjaciela obok.

- Sukinsyn. - wymamrotał pod nosem Murphy, na co od razu przyznałam mu rację, kiwając głową.

- A już się tak cieszyłam, że akurat nie widywałam go często, ale oczywiście nagle się tu musiał pojawić. - przewróciłam oczami, odkładając kolejne dwa zeszyty na półkę.

W końcu trzasnęłam nieświadomie szafką, zapewne z przypływu negatywnych emocji, zakładając znowu plecak na ramię. Pociągnęłam za rękę niebieskowłosego, kierując się na drugą stronę szkoły, kiedy nagle zatrzymał nas ten szyderczy głos.

No oczywiście, jakżeby inaczej.

- Ale po co tyle agresji? - zaśmiał się ironicznie, dzięki czemu nabrałam chęci wyrwania sobie flaków, chociaż chyba mądrzej byłoby najpierw zacząć od szatyna za mną.

- W czym masz problem, Wilson? - odwróciłam się w jego stronę, niechętnie spoglądając w te błękitne tęczówki.

Chłopak odbił się od niebieskich szafek, podchodząc do mnie bliżej, wraz ze swoimi dwoma przyjaciółmi, Ethanem i Isaacem. Założyłam ręce na piersi, hardo utrzymując kontakt wzrokowy z uśmiechniętym, byłym mojej przyjaciółki.

- A gdzie Peggy? Jak się czuje, dalej nie może się pozbierać? - parsknął śmiechem.

Uniosłam brwi do góry, zaciskając mocniej palce na pasku plecaka.

- Nie udawaj, że obchodzi cię jak się teraz czuje. - wycedziłam, czując wzrok Murphy'ego na sobie.

- A co jeśli mnie to obchodzi? - zrobił krok do przodu, dalej kpiąco na mnie patrząc.

- To spóźniłeś się o jakiś tydzień, trzeba było nie spieprzać sprawy. - uśmiechnęłam się drwiąco, podczas kiedy on zagryzł policzek od środka, zaciskając szczękę.

Joe lekko pochylił się nade mną, mówiąc byśmy już szli, jednak ja nie miałam takiego zamiaru. Nie chciałam odpuścić w tym momencie, Serge zasługiwał na to, aby przynajmniej powyrzucać mu jego błędy, a może nawet i na coś gorszego.

- Twoja przyjaciółka też nie była taka niewinna dla twojej wiedzy, a zresztą ty tego pod uwagę i tak nie weźmiesz, bo Clark cierpi, no kurwa tragedia.

Kolejne sekundy mijały nieubłaganie wolno, gdy nasz kontakt wzrokowy stawał się coraz zimniejszy i przepełniony złością. Nie starałam się już ukrywać, jak wielką nienawiścią go darzę, bo tu już nawet nie chodziło o to, że zranił Peggy. On nie potrafił przyznać się do winy, tłumacząc się, że rudowłosa też zawiniła, co nie miało tutaj żadnego znaczenia. Nie umiał pojąć tego, że po prostu postąpił źle, nieważne czy jego była dziewczyna też przyczyniła się do tego rozstania. Rudowłosa gdyby była taka potrzeba, przeprosiłaby, może nawet tak się jeszcze stanie. Co do Serge'a przekonana nie jestem.

- Chodźmy już Lea. - westchnął Joe, ciągnąc mnie za nadgarstek, przy czym tym razem już mu się nie opierałam. Nie zdążyliśmy jednak przekroczyć trzech metrów, ponownie słysząc tą prowokującą barwę głosu.

- Przekażcie Clark, że i tak była najgorszą z jaką kiedykolwiek spałem. - zaśmiał się, co przelało czarę goryczy. Od razu wyrwałam rękę z uścisku niebieskowłosego, kierując się w stronę Wilsona z kipiącym rozdrażnieniem na twarzy.

Nie zwracałam uwagi na słowa mojego przyjaciela, który starał się mnie zatrzymać, całą uwagę skupiając na tym jadowitym uśmieszku. Smiał się, nie mając pojęcia jakie zamiary miałam. Kiedy w końcu znalazłam się wystarczająco blisko niego, bez zawahania, mocno uderzyłam go w polik. Jego kąciki ust od razu opadły, a dłoń powędrowała na czerwony ślad, który będzie mu towarzyszył na skórze przez najbliższe dni.

- Nigdy cię nie lubiłam i pewnie to zauważyłeś. Wiedziałam, że Clark jest zdecydowanie za dobra dla takiego kogoś jak ty, a teraz tym pokazałeś, jak kurewsko wielki błąd popełniłam, nie odciągając Peggy od ciebie choćby na siłę. Tak, zraniłeś ją i to nawet nie wiesz jak mocno, czuje się jak ostatni śmieć, bo przez te kilka miesięcy naprawdę myślała, że nie jesteś z nią tylko dla seksu. - parsknęłam śmiechem, podczas kiedy jego mina nie przedstawiała żadnych emocji. - Jeśli naprawdę wolisz te wszystkie laski, z którymi codziennie sypiasz, to proszę bardzo, droga wolna, to twój problem, że nie zauważyłeś jak wielką szansę dostałeś, by być z Clark. Jak zawsze nie potrafisz pojąć tego, że coś źle zrobiłeś i ją straciłeś, kto by się spodziewał. Brzydzę się tobą.

Przez pewien czas prowadziliśmy jeszcze niemy kontakt wzrokowy, zupełnie bezuczuciowo, on prawdopodobnie nie wiedząc co odpowiedzieć, a ja głęboko w duszy usatysfakcjonowana, iż wreszcie może coś się w nim ruszyło.

W końcu pokierowałam się znowu w stronę Joego, tym razem to ja ciągnąc go za ramię, byśmy w końcu weszli na górę, a dokładniej pod naszą salę. Murphy cały czas miał otwartą buzię, będąc zarazem zszokowany, ale i zauważałam ten mały kawałek szczęścia, że ktoś w końcu powiedział to do Wilsona.

- Kocham cię za to Lea. - wybuchł szczerym śmiechem, na co lekko się uśmiechnęłam, wiedząc, iż moje życie w tej szkole może zostać w łatwy sposób zniszczone, bo stąpałam po bardzo cienkim lodzie. To jednak nie było dla mnie ważne w tamtej chwili.

***

Wpakowywałam ostatnie już potrzebne mi rzeczy do plecaka, bezustannie spoglądając na Peggy. Starałam się wyczytać każdą jej emocje, przenikać myśli, by tylko być pewną, iż wszystko jest w porządku.

Aktualnie wybierałyśmy się na nocowanie do Bridget, ponieważ po pierwsze był piątek, a po drugie jej współlokatorka wyjechała gdzieś na weekend, przez co Anderson postanowiła to wykorzystać i nas zaprosić. Pomysł ten bardzo mi się spodobał, zresztą Clark miała podobne zdanie, jednak mimo wszystko dalej obawiałam się, że coś może pójść nie po naszej myśli, podczas kiedy rudowłosa dalej jest w rozsypce, nieważnie jak bardzo by się tego wypierała.

- Mam ochotę się dzisiaj upić. - nagle stwierdziła, na co zmarszczyłam brwi. Nie spodziewałam się, że Peggy nagle będzie chciała zapić swoje smutki, podczas kiedy jeszcze wczoraj przybierała zupełnie inną taktykę na tego typu radzenie sobie z uczuciami. Nie miałam zamiaru się jej jednak sprzeciwiać, była to tylko i wyłącznie jej decyzja.

W końcu po upływie pewnego czasu zaczęłyśmy kierować się do windy, zjeżdżając na czwarte piętro. Korytarz był zupełnie pusty, a z samego rzędu pokoi nie dobiegały praktycznie żadne głosy. Nie był to nadzwyczajny widok, większość osób na sobotę i niedzielę gdzieś wyjeżdża, lub z drugiej strony idzie na jakąś domówkę, których zawsze roi się od groma w takie dni jak dzisiejszy. Po krótkim spacerze wreszcie znalazłyśmy się przed odpowiednimi drzwiami, od razu przez nie przechodząc, bez zbędnego pukania.

W środku czekały na nas już Bridget i Ava, które starały się przysunąć do siebie dwa łóżka, co w ich wykonaniu było wręcz komiczne. Widok tych dwóch, wydzierających się na siebie i zarzucających co która z nich robi źle, był czymś niezapomnianym. Mówiąc szczerze, miałam ochotę po prostu tam stać i na nie patrzeć, powstrzymując przy tym śmiech, jednak Peggy stwierdziła, że musimy im pomóc zanim pozabijają się wzajemnie.

Szybko pomogłyśmy dziewczynom, co na szczęście obyło się bez większych trudności, po czym wszystkie usiadłyśmy na łóżkach. Zaczęłyśmy rozmawiać na zupełnie różne tematy, przy okazji wypijając przeze mnie i Avę już całą butelkę wina, a w przypadku Peggy i Bridget - kilka kolejek wódki. Naprawdę cieszyłam się, że zdecydowałyśmy się spotkać. Czułam, iż wreszcie mogłam się odstresować po dosyć ciężkim tygodniu szkolnym i chociaż na moment przestać myśleć o tak wielu różnych problemach na raz. Na pewno była to zasługa dawki alkoholu krążącego w moich żyłach, jednak podobało mi się to, czasem warto jest przestać się zamartwiać i rozmyślać.

Uważaj, by nie spodobało ci się za bardzo, Lea.

- Zagrajmy w jakąś grę. - nagle Ava podrzuciła pomysł, na co po spojrzeniu po swoich twarzach, wszystkie się zgodziliśmy.

Postanowiłyśmy, że napiszemy po parę pytań i wyzwań na kartkach, po czym wszystkie je wrzucimy do miski, z której każda będzie musiała po kolei losować. Ewentualnie jeśli nie będzie chciało się na coś odpowiadać czy wykonać zadania, można wypić shota.

Pierwsza była Bri, która wyciągnęła wyzwanie pocałowania najładniejszej według niej osoby z naszej trójki, na co pokręciła głową, śmiejąc się podczas tego, po czym złożyła dosyć krótki pocałunek na ustach Peggy. Do końca drugiej rundy nie działo się już zbyt wiele, parę z nas piło już przygotowany wcześniej alkohol lub losowało same dosyć zwyczajne pytania.

Po czasie kolejny raz nadeszła moja kolej, więc od razu wyciągnęłam losową kartkeczkę, czytając na głos co jest na niej napisane.

- Z iloma osobami spałaś i całowałaś się w tym miesiącu, wymień imiona.

Cholera.

Przez parę sekund wpatrywałam się pusto w kawałek papieru, analizując w głowie to, co było na nim napisane. Postanowiłam kolejne dwa razy przeczytać to pytanie, tym razem już w głowie, z nadzieją jakby miało się ono nagle zmienić. Zagryzłam wargę, czując na sobie oczekujący wzrok dziewczyn.

Będąc zupełnie szczerą nie za bardzo uśmiechało mi się odpowiadanie na to pytanie, jednak zważając na to, iż ostatnią rundę już piłam, nie chciałam i tym razem unikać czegoś, co w zasadzie nie jest aż tak ciężkie czy ekstremalne.

- Tylko z jedną, Powell w obu przypadkach. - w końcu odpowiedziałam bez zawahania, odkładając kulkę papieru na bok.

Trzy pary oczu dalej nie przestały obdarzać wzrokiem mojej osoby, z różnicą tego, iż patrzyły na mnie tym razem jak na kosmitę. Zmarszczyłam brwi, nie pojmując czemu akurat tak zareagowały. Sama na początku miałam pewne wątpliwości czy nie zaczną nagle snuć swoich teorii, ale odrzuciłam tę myśl, co najwyraźniej było błędem

- I dopiero teraz to mówisz? - spytała rudowłosa z nutą zaskoczenia w głosie.

- Wcześniej nie było okazji. - wzruszyłam ramionami, upijając łyk białego wina. Clark prychnęła.

- To nie jest wytłumaczenie Lea. - przyciągnęła nogi do siebie, oplatając je dookoła rękoma. - Mówiłam wam, że Leck jest prawdziwy. - przeniosła wzrok na blondynkę i szarowłosą, uśmiechając się przy tym lekko, na co momentalnie jej przytaknęły.

- Leck? Czy wy naprawdę stworzyłyście nam ship? - obserwowałam je z dużym zażenowaniem w oczach, a one jedynie potwierdziły rację moich słów. Zamknęłam załamana twarz w dłoniach.

- Nawet nie próbuj nam wmawiać, że jest inaczej. I jak już to powiedziałaś to opowiedz przynajmniej jak było, jak do tego doszło, wszystko. - ciągnęła Peggy, a ja parsknęłam.

- Za długa historia, po prostu grajmy dalej. - podniosłam głowę i popatrzyłam na miskę ze złożonymi kartkami w środku. Clark jednak nie zamierzała odpuścić.

- Mamy czas.

Rzuciłam wzrokiem na jej aż dziwnie promienną twarz, której widoku bardzo mi brakowało. Nie lubiłam patrzeć na jej smutne, zapłakane oczy czy drżące z negatywnych emocji usta. Taki widok mnie bolał, czasem był wręcz przerażający. Rudowłosa praktycznie zawsze była uśmiechnięta, szerzyła radość wokół każdego, kto znalazł się obok niej, a kiedy Wilson nagle ją zranił, zaczęła zachowywać jak i wyglądać zupełnie nie jak ona. Dlatego zapewne każdego dnia w głębi duszy czułam niepokój, gdy myślałam o tym, jak poszarpane było jej serce. Prawda też jest taka, iż bałam się, że Peggy nigdy nie będzie taka sama jak wcześniej, że nie będzie potrafiła się pozbierać.

Jej szczery uśmiech na ustach zawsze sprawiał, że byłam choć trochę szczęśliwa, co stało się i tym razem, kiedy zauważyłam jak radosna była w naszym towarzystwie. Podniosło mnie to na duchu, jednak nie miałam zamiaru jej tak łatwo ulec w kwestii naszej rozmowy.

- Zachowujecie się, jakbyście nie wiedziały, że w ogóle znam Zacka. - sarknęłam, obserwując czarne niebo za oknem.

- Wiem, że często się całowaliście, ale nigdy nie mówiłaś o tym, że się pieprzycie. - rudowłosa wyrzuciła ręce w powietrze.

- Bo wcześniej nigdy się na tym nie kończyło, do niedawna. - odpowiedziałam trochę ciszej, zagryzając wargę. - I było po prostu dobrze, skończmy już naprawdę o tym gadać.

W końcu zaczęłyśmy znowu grać, jednak nie musiało minąć wiele czasu, abyśmy zaczęłyśmy się tym nudzić. Postanowiłyśmy pogadać, nie zauważając nawet, w którym momencie skończyłyśmy trzecią butelkę wina, po drodze zerujac jeszcze kilka drinków. Czułam, że jeśli wypije chociaż trochę więcej, to mogę skończyć upiciem się, do czego nie dążyłam. Wystarczyło mi to, iż już na tym poziomie było mi o wiele weselej, a większa pewność siebie pchała mnie do zrobienie rzeczy, których kolejnego dnia bym żałowała.

Jak na zawołanie Bri nagle wstała i wypaliła, żeby iść do sklepu, w celu kupienia jakiegoś jedzenia, po czym bez czekania na naszą odpowiedź, zaczęła kierować się do drzwi. My jednak nie pozostałyśmy dłużne Anderson, udając się w jej ślady.

Chwiejnym krokiem kierowałyśmy się do windy, która na nasze szczęście była pusta, krocząc zaraz potem do dosyć dużego sklepu spożywczego niedaleko naszego internatu. Na wejściu para starszych pań dziwnie spojrzała się w naszą stronę, jednak nie przejęłyśmy się tym nadto, biorąc duży koszyk i wchodząc wgłąb budynku. Spacerowałyśmy po wszystkich możliwych alejkach, oglądając produkty na pułkach dookoła, przy czym nie potrafiłyśmy przestać się śmiać. To wszystko wydawało się być dla mnie wtedy takie zabawne, pogodne. Byłyśmy praktycznie same w całym wielkim sklepie, co tym bardziej uwalniało we mnie poczucie wolności, nie musiałam o niczym myśleć, mogłam się wygłupiać i być sobą.

Nagle przez myśl przeszło mi wskoczenie do środka koszyka, który aktualnie pchała Ava, co od razu uczyniłam. Złapałam się za jedną z pułek, z której na szczęście nic się przy tym nie stłukło, a następnie usiadłam na metalowych kratkach, prostując i krzyżując w kostkach nogi. Jones zdawała się nie zauważyć mojej obecności w wózku, dalej rozglądając się po bokach, co nie mogłam powiedzieć o Peggy i Bridget, chcących dołączyć do mnie. Na moje szczęście i nieszczęście udało się to tylko szarowłosej, a Ava momentalnie zaczęła jęczeć, że jesteśmy za ciężkie i sama nas nie popcha dalej. Wtedy rudowłosa zjawiła się tuż koło blondynki z chytrym uśmiechem, wymieniając się z nią spojrzeniami, chwilę później wspólnie postanawiając napędzić nasz koszyk, by zaraz puścić go na zakręcie. Razem z Bridget nie potrafiłyśmy przestać się śmiać, kiedy nagle wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienił. Jej usta ułożyły się w literę "o", a oczy wyrażały tylko zaskoczenie i niepewność.

- O japierdolę. - mruknęła, patrząc w nieznany mi punkt tuż przed nami, na co zmarszczyłam brwi, przekręcając głowę w odpowiednią stronę.

Moje źrenice raptownie się powiększyły, kiedy zauważyłam grupę ludzi stojącą niecałe pięć metrów od nas. Przełknęłam nerwowo ślinę, mając zupełną pustkę w głowie, nie wiedziałam co powinnam zrobić. Moja przyjaciółka obok też wydawała się mieć podobny problem do mnie, dlatego kiedy jedna z osób przed nami nagle się odwróciła w naszą stronę i zahamowała nam wózek, poczułam wielką ulgę.

Powolnie podniosłam wzrok na twarze postaci stojących przed nami, co ponownie mnie zaskoczyło.

- Mason? Co ty tu robisz? - przetarłam dłońmi oczy, orientując się dopiero po tym, kiedy wypowiedziałam te słowa, jak bardzo bezsensowne były.

- Zakupy tak na przykład. - sarknął, a ja przybiłam sobie mentalną piątkę w czoło. - Bardziej mnie interesuje, co wy robicie w wózku sklepowym i do tego chyba zlane.

- Jakie tam zlane, jesteśmy całkowicie trzeźwe. - zaprzeczyła rudowłosemu Bri, wychodząc przy tym z wózka i potykając się o własną stopę.

Tak, trzeźwe.

- Jesteś pewna? - uniósł brwi do góry, śmiejąc się, na co dziewczyna przewróciła oczami, podnosząc się z podłogi. - Jest już z godzinę po ciszy nocnej, radzę iść do internatu zanim go zamkną. O ile już tego nie zrobili. - ostatnie zdanie wymówił o ton ciszej, aczkolwiek dosłyszalnie, co spowodowało wylanie kubła zimnej wody na moją osobę. Kompletnie zapomniałam o tym, iż możemy nie mieć gdzie spać w nocy, przez co od razu wyskoczyłam z wózka, idąc szybkim krokiem z Anderson do kasy.

Ignorując śmiech Masona gdzieś za nami, pakowałyśmy do torby kupione jedzenie, a Ava wraz z Peggy w końcu znalazły się obok nas. Wspólnie szybko ze wszystkim się uwinęłyśmy, zaraz później znajdując się przed sklepem i idąc w stronę naszych mieszkań.

W tamtym momencie byłam już naprawdę zmęczona, a jedyne czego potrzebowałam to długi, głęboki sen. Z tej też racji, w chwili kiedy znalazłyśmy się pod drzwiami do odpowiedniego budynku, poczułam ukojenie. Nie mogło trwać ono jednak przez długi czas, a przyczyną tego był dźwięk, który usłyszałam tuż za sobą. Uchyliłam usta ze zdziwienia jak i lęku, krzyżując przy tym spojrzenia przez odbicie szyby wejścia do internatu, z zakłopotanymi minami dziewczyn. Niebiesko-czerwone światła oświetlały nam twarze, tym samym zdzierając z nich jakikolwiek ułamek szczęścia oraz swobody, które czułyśmy jeszcze przed kilkoma minutami.

Byłam najbardziej trzeźwa z moich przyjaciółek, jednak mimo to zapomniałam o najbardziej podstawowej rzeczy, przez co znajdowałyśmy się teraz w sytuacji, w której jestem pewna, że zanfa z nas nie chciała się znaleźć. Popełniłyśmy wielki błąd. Mówię tutaj o tym, iż będąc pod wpływem alkoholu, tym bardziej jako osoby nieletnie, nie powinnyśmy wychodzić na miasto, do czego się nie zastosowałyśmy. Tym sposobem ktoś musiał najwyraźniej zadzwonić na policję, informując komendantów o takich osobach jak my. Mówiąc krótko, było naprawdę źle.

Czułam, że jeśli odwrócę się twarzą w stronę sierżantów, mogę zwymiotować. Cały niepokój we mnie panujący z minuty na minutę stawał się coraz większym kłębkiem do tego stopnia, iż zaczęło piszczeć mi w uszach, a jedyne co potrafiłam usłyszeć poza tym, to moje szybko bijące serce. Ava była jedyną osobą, która postanowiła spojrzeć, odstawiając strach na bok i zaczynając rozmawiać z dwoma policjantami. Byłam pod wielkim wrażeniem, z jaką łatwością jej to przyszło, pomimo procentów we krwi. Najprawdopodobniej szło to za sprawą tego, że jej ojciec był gliną, a ona sama dzięki temu mogła czuć się pewniej w tego typu sprawach. Ja za to z Peggy i Bridget dalej nie potrafiłyśmy się ruszyć.

Cały czas miałam wrażenie, że wszyscy przebywający w środku internatu się przebudzili ze snu, patrząc na nas zza okien i oceniając za to, co zrobiłyśmy. To było to uczucie, kiedy wszyscy na ciebie patrzą, mimo że w rzeczywistości mogło być odwrotnie. Niektórym nic to nie robi, ale ja nie należałam do tych osób. Zawsze mam w takiej sytuacji wrażenie, że każdy przenika moje myśli, osadzając za wszystko, co zrobiłam niewłaściwie. Chciałam się tego pozbyć.

I nagle jak przez mgłę w odbiciu szyby minęło mi niebieskie, dobrze znane auto, a tuż za nim czarny SUV. Na początku nie byłam pewna, czy przypadkiem coś mi się nie przewidziało, jednak w momencie, kiedy usłyszałam typowy dźwięk dla otrzymanej wiadomości w telefonie, byłam pewna. Nie musiałam nawet nic odpisywać czy mówić, wystarczyło jedno spojrzenie w stronę dziewczyn, które było przepełnione niepewnością, jednak podczas tego również bezdyskusyjnością tego, co musimy teraz zrobić. Prawda była taka, iż policja nie zrobiłaby nam wiele, co najwyżej część z nas musiałaby trafić na izbę wytrzeźwień, co byłoby największym problemem, a do tego nasi rodzice musieliby zapłacić zapewne jakiś mandat, jednakże w momencie, gdy nadaża się taka okazja jak tamta, miałam wrażenie, że musimy z niej skorzystać.

Nie minęła sekunda, a my biegłyśmy w stronę stojących na drodze samochodów, co niespodziewanie zajęło nam naprawdę szybko, pomimo że stali oddaleni o dobre pięćdziesiąt metrów od drzwi internatu. Najszybciej jak potrafiłam wsiadłam do niebieskiej Corvette, a dziewczyny uczyniły to samo, jednak tym razem zajęły miejsca w czarnym samochodzie tuż za autem Zacka. Po moim zauważeniu kawałka twarzy osoby siedzącej za szybą, wywnioskowałam iż ciemny pojazd należy do Jacksona.

Powell bez słowa ruszył przed siebie, wyjeżdżając tym samym z terenu szkoły. Zrobił to na tyle szybko, iż wbiło mnie w fotel, jednak zignorowałam ten fakt, dalej z niewyobrażalną obawą, że będziemy mieli wielkie kłopoty.

Pierwsze pięć minut drogi były najbardziej stresujące. Pomimo tego, iż nic nie widziałam, to słyszałam syreny wozów policyjnych gdzieś za nami, będących przy tym jedyną rzeczą, na której potrafiłam się w tamtym momencie skupić. Twarz bruneta siedzącego tuż koło mnie była za to dokładnym przeciwieństwem mojej. Była opanowana, pewna swoich czynów. Najlepsze i tak było to, że nawet mnie to nie zdziwiło. Zack zawsze jest pewny tego, co robi, pomimo iż może skończyć zupełnie nie tak, jak wcześniej to sobie zaplanował. To tworzyło go najbardziej niewzruszonym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam.

W późniejszych minutach drogi emocje jednak trochę ze mnie opadły, ponieważ nie słyszałam już syren. Powell dalej dokładnie wiedział, gdzie ma jechać, aby zgubić wóz policyjny, co także, w totalnie absurdalny sposób, uspokajało mnie. Powoli też zaczynało docierać do mnie, że popełniłam definitywnie gorsze przestępstwo niż to, iż wypiłam alkohol mając siedemnaście lat.

Świat w końcu należy do odważnych, tak?

- Twoja mama nie byłaby dumna. - zachrypnięty, zadziorny głos brzmiał teraz jak ukojenie największego bólu, ale i tym samym rozpalił małą iskierkę irytacji, której już od dawna nie czułam.

- Dlatego się o tym nie dowie. - odpowiedziałam po chwili, spoglądając na jego profil. Brunet jedynie uniósł zawadiacko kącik ust do góry, dalej jadąc nieznaną mi drogą.

Nie chciałam się do tego przyznawać, ale bardzo brakowało mi obecności tego zielonookiego idioty.

===

Hej! Nawet nie wiecie, jak bardzo brakowało mi pisania. Ostatnie prawie dwa miesiące były dla mnie naprawdę ciężkie, ale i na tyle ważne, że musiałam całkowicie odstawić moje pasje na bok. Teraz już jednak wracam, z nową weną, którą mam nadzieję wykorzystać jak najlepiej, tym bardziej iż zbliża się lato, co na pewno mocno mnie motywuje haha.

A wy jak czujecie się tuż przed wakacjami?

Do następnego! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top