6. Auto.

    Rano, gdy wszyscy się uspokoiliśmy, Jasmine przespała się chwilę i jest w stanie kontaktować - zebraliśmy się w salonie, aby omówić zdarzenie, jakie miało miejsce nad ranem, gdy chciałam spokojnie wrócić do domu. Po powrocie nie mogłam nic zrobić, chciałam się przespać, ale ciągle chodził po mojej głowie widok martwego mężczyzny - którego ja zabiłam.
Na samo wspomnienie, przeszły mnie ciarki.

Ziewnęłam zmęczona i zajęłam miejsce na kanapie, między Lukeyem, a Michaelem. Po prawej Clifforda, siedziała nadal, trochę nieprzytomna Jasmine. Na podłodze usiadł Calum, ciągle z kimś nerwowo sms-ując. A Ashton... Chodził nerwowo w tą i z powrotem po pokoju. Byłam skupiona na jego ruchach, czekałam tylko, aż wybuchnie i powie mi jaka jestem nierozsądna, lekkomyślna i takiego typu rzeczy.

Zagryzłam polik od środka. Strasznie się denerwowałam, a ta cisza i ogólna, napięta atmosfera, w ogóle mi nie pomagała się uspokoić.
Gdy Irwin zatrzymał się, stając naprzeciwko nas, wszyscy skupili na nim wzrok, wyczekując tego, co ma do powiedzenia. Jako nasz "szef" - jego zdanie było ważne. Nawet jeżeli, skazałby mnie na karę śmierci... Nie mogłabym się sprzeciwić.

    - Zacznijmy od tego, że to co zrobiłyście było bardzo lekkomyślne - warknął, a ja pogratulowałam sobie w duchu. Wiedziałam, że to powie. Nie myliłam się ani trochę. - co wam do głowy przyszło, aby wchodzić w tamtą uliczkę?! - uderzył pięścią w stół, na co przewróciłam oczami. Naprawdę w tej chwili nie miałam ochoty na prawienie mi morałów. Ja chciałam tylko spać i wyrzucić z siebie wspomnienia z ostatnich wydarzeń.

    - Ashton... - zaczęłam, jednak Jasmine mi przerwała.

    - To moja wina. To ja ją namówiłam, żebyśmy tam poszły, chociaż ona upierała się, aby jechać taksówką... Do tego wszystkiego strasznie się schlałam, więc tym bardziej biorę winę na siebie - dziewczyna nerwowo bawiła się palcami, a mnie wprowadziła w zdumienie. Jak wcześniej wspominałam, nie ufam jej za bardzo, dlatego nie rozumiem czemu...mnie broni. Przecież, gdybym nie była uległa, nic by się nie stało i taksówką byśmy sobie spokojnie wróciły.
Jednak nie odezwałam się nic. Odwróciłam wzrok, wbijając go gdzieś w podłogę i nie wsłuchując się w ich dalszą rozmowę, liczyłam linie na panelach.

Dopiero gdy Luke krzyknął moje imię, ocknęłam się, po paru minutach wyłączenia się.

    - Przepraszam, zamyśliłam się - mruknęłam. Wszyscy patrzyli się na mnie, co jeszcze bardziej mnie peszyło. Z natury nie jestem nieśmiała czy coś podobnego, jednak takie wgapianie się we mnie jest...dekoncentrujące?

    - Pytaliśmy się, jak się czujesz - mruknął Calum. Dopiero zauważyłam, że nie ma w rękach telefonu i całą uwagę skierował na mnie.

    - Skoro jest rozkojarzona, co zwykle...nigdy u niej się nie dzieje, zgaduje, że czuje się koszmarnie - westchnął Michael, kładąc dłoń na moich plecach i lekko je masując. Posłałam mu wdzięczny uśmiech.

    - Dobra, nie będziemy cię w tej chwili zadręczać. O dziewiętnastej zbieramy się w teren, ty Rose zostajesz razem z Jasmine - mruknął Irwin, wychodząc z pokoju, a wraz z nim reszta, oprócz Michaela.

Lekko wtuliłam się w chłopaka, przymykając oczy. Jego ręka masująca moje plecy, bardzo mnie uspakajała, dzięki czemu trochę się rozluźniłam.

    - Dziękuję, Miki - wyszeptałam.

    - Za co? - przestał na chwilę masować mnie dłonią, wlepiając we mnie swoje zielone oczy.

    - Za wszystko - mruknęłam, obejmując go i chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Chłopak oparł brodę o moje włosy, również mocno mnie przytulając.

    - Jesteś moją przyjaciółką, Rose. I cieszę się, że to zrobiłaś, a nie, że on mógłby to zrobić tobie - szepnął. Uniosłam głowę, aby nasze spojrzenia znów się spotkały. Michael, przeniósł dłoń na mój polik, głaszcząc go delikatnie. Przygryzłam wargę - ponieważ miałam ogromną ochotę go pocałować, a jego zerkanie na moje usta, potwierdziły, że on myśli o tym samym. 

Nasze twarze powoli zbliżały się do siebie, gdy dobiegł do nas głośny wybuch. Odskoczyliśmy od siebie, wybiegając z domu na podwórko.

Nabrałam głęboko powietrza, widząc auto Jasmine, stojące w płomieniach.

    - Co do cholery... - sapnęłam, a czerwonowłosy złapał mnie za dłoń.

    - Wejdź do środka, i zawołaj nową - powiedział, podchodząc bliżej auta. Gdy reszta chłopaków zebrała się wokół samochodu, pobiegłam na górę do pokoju dziewczyny.

Otworzyłam drzwi, nie pytając o pozwolenie.

    - Jasmine, twoje auto... - zamknęłam się, gdy zobaczyłam puste łóżko. Gdzie ona do cholery jest?

A/n: Zostaw coś po sobie.♥








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top