5. Łzy.
Zrzuciłam z siebie ciało mężczyzny i podniosłam się na łokciach, wyjmując z kieszeni telefon, po czym wybrałam numer Michaela.
Po trzech sygnałach, zaspany chłopak odebrał.
- Jestem w jakiejś uliczce, niedaleko klubu Glow - sapnęłam do telefonu i nim się zorientowałam, łzy zaczęły lecieć po moim polikach.
- Co się stało? Nie możesz zamówić taksówki? - zapytał chłopak po drugiej stronie słuchawki.
- Zabiłam człowieka.- załkałam szybko odpowiadając, po czym rozłączyłam się, rzucając telefon gdzieś w dal.
Usiadłam po turecku i schowałam twarz w dłonie, cicho szlochając.
Nie mogłam uwierzyć w to, że postrzeliłam niewinnego człowieka. Może i sam również chciał mnie zabić, ale przecież nie miałam tej pewności... Może po prostu chciał mnie nastraszyć.
Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie i zaczęłam krzyczeć. Z bezsilności. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam.
Rozejrzałam się dookoła szukając wzrokiem Jasmine. Nie miałam pojęcia co się z nią stało.
- Jasmine! - krzyknęłam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Bałam się, cholernie się bałam.
Na trzęsących się nogach, podniosłam się ledwo do góry. Mała latarnia przy kamienicy nie oświetlała na tyle uliczki, abym mogła cokolwiek, ewentualnie kogokolwiek zobaczyć.
Ukucnęłam przy ciele mężczyzny i pomacałam mu kieszenie. Znalazłam portfel, telefon, klucze i mój scyzoryk - myślałam, że go wyrzucił. Schowałam go pośpiesznie do kieszeni i otworzyłam jego portfel. Widząc zdjęcie mężczyzny z kobietą i dwójką dzieci, zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Schowałam z powrotem jego rzeczy i usiadłam jak najdalej.
Łzy spływały po moich polikach bardzo szybko, co chwilę wstrząsał mną szloch i dostawałam drgawek. Nie potrafiłam opanować płaczu. Usłyszawszy pisk opon, wytężyłam wzrok i zauważyłam wychodzącego z samochodu Michaela, który zaczął biec, oświetlając sobie drogę latarką. Zaczęłam dławić się łzami.
Ukucnął przy mnie i spojrzał na postrzelonego przeze mnie faceta.
- Co tu się stało? - szepnął, odwracając się do mnie.
Widząc jego zmartwiony wzrok, z całej siły zacisnęłam powieki. Czuję wstyd, który jest ogromny.
- Zrobił coś Jasmine... Przyłożył mi pistolet, ja nie chciałam! - krzyknęłam, przykładając dłonie do twarzy.
- Spokojnie. - mruknął czerwonowłosy, głaszcząc mnie po głowie. - tylko się broniłaś. Idź do samochodu, ja poszukam Jasmine - posłusznie wstałam i na nadal trzęsących się nogach, pomaszerowałam do auta.
Z ledwością otworzyłam drzwiczki i wślizgnęłam się na miejsce pasażera. Czułam się, jakbym była z waty i za chwilę miałabym upaść. Do tego wszystkiego, dostałam bólu głowy, który był spowodowany płaczem. Sięgnęłam do kieszeni po telefon, jednak po chwili przypomniałam sobie, że przecież go wyrzuciłam. Jęknęłam zrozpaczona i oparłam głowę o zagłówek fotela.
Michael po paru minutach otworzył tylne drzwiczki i położył na siedzeniach nieprzytomną Jasmine. Obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą.
Nie ruszył tylko wpatrywał się we mnie z troską wymalowaną na twarzy.
- Nie martw się, Rose. Ja też zabiłem człowieka i to nie jednego - szepnął prawie niesłyszalnie.
Pokiwałam z rezygnacją głową.
- Ja nie jestem taka jak wy... To jest za dużo.
- Wszystko będzie dobrze. Broniłaś się, nie zrobiłaś tego bo Ci się chciało. Zostałaś zmuszona - ścisnął mnie za udo, uśmiechając się delikatnie. - Gdybyś tego nie zrobiła... Teraz ty byś tam leżała, a ten drań zostawiłby twoje ciało z uśmiechem na ustach i bez wyrzutów sumienia - westchnął. Przytaknęłam, mocno skupiając się na jego słowach. Może miał racje. Przecież w innym razie to ja byłabym teraz martwa. Tylko to ja mam wyrzuty sumienia. Nikt inny.
Chłopak zabrał rękę z mojego uda i odpalił silnik, ruszając do bazy.
Moją głowę przepełniało pełno myśli. Płacz ustał, jednak nadal czułam lekkie drgawki, a moje dłonie niemiłosiernie się trzęsły. Do tego wszystkiego odczuwałam ogromny ścisk w brzuchu. Zrobiłam coś potwornego, coś co nie było wybaczalne. Coś, co będzie chodzić za mną do końca. Ja nie jestem taka jak chłopaki. Rzadko kiedy odczuwam strach, to fakt, jednak nie potrafię zabić. Nigdy nie miałam krwi na rękach. Zawsze byłam pewna, że zabójstwo kogoś zniszczy mnie doszczętnie...i chyba pomału czuję, jak zaczyna.
Oparłam głowę o szybę, patrząc na mijane przez nas budynki i drzewa. Chciałam aby to wszystko okazało się jednym wielkim koszmarem.
Niestety, to wszystko działo się naprawdę.
Gdy dojechaliśmy, czekali na nas wszyscy. Ashton, Calum i Luke.
Wysiadłam z auta, mocno zatrzaskując drzwiczki i podeszłam do chłopaków patrząc pod nogi. Bałam się i wstydziłam spojrzeć im w oczy.
Stanęłam na przeciwko i po chwili poczułam jak Luke mocno mnie do siebie przytula, nim się zorientowałam, kolejne łzy spływały po moich policzkach.
- Cssi, wszystko jest okej - szepnął Luke, pocierając moje plecy.
- Pomóż mi lepiej, a nie będziesz się z nią migdalić, Luke - warknął Michael, stając obok nas z Jasmine na rękach. Odsunęłam się od blondyna, mierząc Clifforda zdezorientowanym spojrzeniem. Nie miałam pojęcia, czemu tak nagle zmienił się jego humor.
A/n: Dziękuję wspaniałej dodo1250 za tą cudowną okładkę. ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top