22. Ból przeszłości


 *Dwa dni później.*

Siedziałam w kuchni przy stole, stukając palcami o blat. Mój brat wyszedł dziś ze szpitala, ponieważ musieli mu zszyć parę ran. Od dwóch dni siedzę i nie mogę uwierzyć w to co zrobiłam. Zabiłam naszego przyjaciela. Czemu tylko ja ciągle myślę nad tym co zrobiłam?! Michael nie przejmuje się tym, że zabił Alexis, a Agnes nie myśli o tym, że również kogoś zabiła. Ale to był nasz przyjaciel. Część naszej rodziny... który zabił Ashtona. Jednak to nie zmienia faktu, że zabiłam kogoś bliskiego swemu sercu. Tak, kochałam Lukeya, jednak, gdy pomyślę nad tym głębiej, kochałam go jak brata.

 - Przestań o tym myśleć - mruknął Michael, siadając obok mnie.

 - Daj mi spokój - warknęłam, spuszczając wzrok.

 - Co się stało, to się nie odstanie, Rose... I do tego wszystkiego, przecież wiesz, że dobrze zrobiłaś. On zabił Ashtona i nie miła skrupułów, do zabicia nas wszystkich, już ci to mówiłem.

 - To nie zmienia faktu, że go zabiłam.

 - A ja zabiłem Alexis i nie płacze - przewrócił oczami.

Uderzyłam pięścią w blat, wstając i rzucając w Clifforda gniewne spojrzenia.

 - Ty nie kochałeś jej! A ja Hemmingsa kochałam i go zabiłam, rozumiesz?! - krzyknęłam. Chciałam odejść, jednak zatrzymał mnie szept czerwonowłosego.

 - Bo kocham ciebie.

Spojrzałam na niego w szoku. Patrzył się w dół, bawiąc palcami.

 - S-słucham? - wyjąkałam, siadając z powrotem.

 - Kocham cię, ok?! - uniósł się. Wbijając we mnie twarde spojrzenie. - nienawidziłem go za to, że to do niego coś poczułaś, a nie do mnie! Cieszę się, że nie żyje i możesz mnie za to znienawidzić, ale tak kurewsko cię kocham, że to uczucie kiedy... kiedy go postrzeliłaś, było nie do opisania. - zakrył twarz dłońmi. - Nie czułem bólu, że zabiłaś mojego brata. Poczułem nienawiść, że zabił Ashtona, który go tak naprawdę wychował, a kiedy go postrzeliłaś... tylko ulgę. Ucieszyłem się do kurwy, że nie żyje! - krzyknął, patrząc na mnie ze załzawionymi oczami.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam w szoku, a słowa uwięzły mi w gardle. Chciałam być wściekła ale zamiast myśleć o gniewie, myślałam o tym, co poczułam kiedy powiedział, że mnie kocha. Ciepło w brzuchu i ból, ale taki miły.

 - J-ja - zaczęłam.

 - Nie mów nic. Możesz mnie teraz nienawidzić, ale moje uczucia względem ciebie się nie zmienią. - burknął wstając.

Złapałam go pośpiesznie za nadgarstek i niewiele myśląc, złączyłam nasze usta w pocałunku.

 - Ja też cię kocham - bąknęłam, kiedy się od siebie oderwaliśmy.

 - Pamiętasz kiedy Luke i Ashton wrócili tacy poobijani? - zaśmiał się lekko. - ja ich pobiłem.

 - Co?! - odsunęłam się, wytrzeszczając oczy.

Pamiętałam, jak kiedyś obydwoje wrócili wściekli z zakrwawionymi ubraniami i rozciętymi wargami. Calum wtedy się z nich śmiał i krzyknął, że ,,nie obraża się zakochanego idioty".

 - Dlaczego?

 - Wiedzieli dobrze, że jestem w tobie zakochany. Byliśmy w barze, kiedy Luke się upił i mówił coś o tobie seksistowskiego, a Ashton się ze mnie nabijał, że zakochany kundel dostał kosza, bo to Hemmings cię wyrwał - przewrócił oczami. - taka jest prawda, skarbie. Kochałem cię przez ten cały pieprzony czas.

 - Prawda... - wyszeptałam, po czym krzyknęłam. - Prawda! O mój boże, gdzie jest Tom.

Rozejrzałam się po kuchni.

 - W twoim pokoju, a o co chodzi? - Michael złapał mnie za rękę, widocznie zmartwiony.

Nie odpowiadając, pobiegłam na piętro i bez pukania weszłam do mojego pokoju. Mój brat leżał na moim łóżku i patrzył w sufit. Kiedy weszłam, robiąc przy tym hałas, usiadł widocznie zdenerwowany.

 - Co się dzieje? - wychrypiał.

 - Jak uciekłam wtedy z domu i wróciłam, a ciebie nie było, miałam ci coś powiedzieć, coś ważnego - wysapałam, siadając obok chłopaka.

Michael, usiadł na podłodze obok nas, zainteresowany tym co mam do powiedzenia. Zbyłam poczucie winy i nabrałam głęboko powietrza, po czym je wypuściłam. Wszystko działo się tak szybko, że aż nie nadążałam i powoli się gubiłam.

 - B-bo ja... znalazłam ich - wyszeptałam.

 - Kogo? - Tom złapał mnie za dłoń i spojrzał na mnie zdezorientowany.

 - Oni nas nie zostawili i żyją. Znam adres, znam wszystko. Trzy lata wszystkiego szukałam. Znalazłam ich i poszłam tam, oni nas nie zostawili, rozumiesz?! - krzyknęłam.

 - Skąd wiesz, że nie?

 - Papiery. Dali mi papiery. To wszystko była sprawka Isaaca.

 - Ojca Noaha, ale czemu? - krzyknął zrywając się na równe nogi.

 - Wszystko jest w żółtym pudle - spuściłam głowę.

 - Gdzie? - rozejrzał się po pokoju nadal lekko zdezorientowany.

 - W tym pokoju... - nie dokończyłam, gdyż chłopak jak burza wyleciał z pokoju, biegnąc do piwnicy.

Bałam się tej prawdy. Przeszłości i tego wszystkiego. Nie byłam na to gotowa, ale przyszła już pora, aby się z tym zmierzyć, nawet, jeżeli równało się to z ogromnym bólem. Nie miałam innego wyjścia.

 - O co chodzi? - zapytał Michael, siadając obok mnie.

Zupełnie zapomniałam o jego obecności. Pokiwałam przecząco głową, nie chcąc o tym mówić. Tom mnie znienawidzi. Czułam to i w sumie byłam tego pewna.

 - Moi rodzice żyją i tak naprawdę nie oddali nas, ponieważ nie byli gotowi na dzieci... Ojciec Noaha, Isaac odebrał im nas, siłą, ponieważ... - westchnęłam. - Noah jest synem mojej matki, ok? - jęknęłam. - sam musisz to wszystko zrozumieć, ja nawet nie potrafię tego wyjaśnić.

A/n: Przepraszam za chaotyczne napisanie rozdziału, ale nie mogłam się zabrać do tego kiedy w sumie nic nie robiłam, a teraz wzięłam się za kucie do egzaminów, które mam... JUTRO i akurat naszła mnie wena, więc po prostu chciałam szybko zrobić. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top