20. Wojskowe zasady
Zostaw komentarz!
- Zdradziłaś nas! - krzyknęłam do Jasmine. Próbowałam do niej doskoczyć, jednak powstrzymała mnie ręka na ramieniu.
- Daj sobie spokój, Rose - Otworzyłam szeroko oczy, słysząc ten głos, który tak dobrze znam. Obróciłam się i sapnęłam.
Chciało mi się płakać. Poczułam się zdradzona, przez Jasmine której w małym stopniu zaufałam, ale i również przez chłopaka, do którego coś czułam.
- Przyprowadź resztę, Hemmings. Ja muszę porozmawiać z Jasmine Jones... - moje prawdziwe imię i nazwisko, wymówiła z pogardą.
Luke wyszedł i zostałam z nią sam na sam. Pośpiesznie wstałam i patrzyłam jej prosto w twarz. Przewyższałam ją jakieś dwa centymetry, jednak wiedziałam, że to ona ma przewagę.
- Dlaczego? - nie chciałam pytać o nic więcej. Potrzebowałam tylko tej jednej odpowiedzi.
Jasmine usiadła na dębowym biurku, ani na chwilę nie zrywając ze mną kontaktu wzrokowego.
- Zacznijmy od tego, że nazywam się Alexis Survuvere - wciągnęłam z sykiem powietrze. Naprawdę nie spodziewałam się tego. I zastanawiałam się, czemu Ashton jej nie sprawdził.
- Gdzie jest mój brat?
- Cały i zdrowy... no może nie cały, ale żyje - puściła mi oczko.
Zagotowało się we mnie, nie wytrzymałam i rzuciłam się na nią, wyciągając zza paska pistolet i przystawiając jej do czoła.
- Postrzelisz mnie? Nie masz już wyrzutów po zabiciu tamtego gościa?
- Powiedziałam sobie, że nie zabiję już nikogo... Ale dla ciebie zrobię wyjątek - odbezpieczyłam broń, głośno przełykając ślinę.
- Nie możesz mnie zabić. Tylko ja wiem, gdzie jest twój brat.
Nie miałam pojęcia co zrobić. Nie myślałam o niczym innym, jak o zabiciu jej.
- Skąd mam mieć pewność, że aby na pewno, tylko ty wiesz? - uniosłam wysoko brwi, przyciskając lufę pistoletu mocniej, tak, że Jasmine syknęła.
- Nie masz... Niestety musisz mi uwierzyć na słowo.
- Zaprzeczasz sama sobie! - krzyknęłam. - Dlaczego w ogóle to robisz, co?
- Jak zabierzesz tego gnata od mojej twarzy, to na pewno ci powiem...
Niepewnie odsunęłam się, na wszelki wypadek, ciągle trzymając przed sobą pistolet. Musiałam być przygotowana. Jasmine obeszła biurko i włączyła telewizor, który wisiał na ścianie. Obraz zamigotał i pokazał się zrzut z kamery. Pokazywał mojego brata, który siedział na brudnej podłodze. Czułam swoje przyśpieszone bicie serca. Mój brat tam był. Żył.
- Tyle lat, a ja nie wiedziałam...
- Spokojnie, trzymamy go dopiero dwa dni. Znaleźliśmy go w Nowym Yorku, kochanie.
Drzwi za mną wydały skrzyp, na co się odwróciłam. Luke wchodził z Agnes pod ręką, która miała rozcięty łuk brwiowy. Michael, trzymał się za nogę, a pod palcami spływała mu krew. Podbiegłam do niego, kiedy facet który go trzymał, rzucił na podłogę.
- Michael...
- Spokojnie, nic mi nie jest... - spojrzał wrogo na Lukeya. - Załatwię cię dupku!
- Wiecie, za parę minut, przyjedzie tu Calum z Ashtonem, będzie niezły teatrzyk. - Blondyn zakpił, kucając obok mnie. Przyłożył dłoń do mojego policzka i spojrzał głęboko w oczy.
Chciało mi się płakać. Nie wiedziałam jak to wszystko się skończy.
- Przykro mi, że moje uczucia wobec ciebie były sztuczne, niestety tak to jest w tej branży... - westchnął.
Nie powstrzymałam się i splunęłam mu w twarz. Zdradził mnie. Zdradził nas. Naszych przyjaciół. Hemmings wytarł twarz rękawem i spojrzał na mnie spokojnie z lekkim uśmiechem, co mnie zdezorientowało. Po chwili poczułam jak wymierza mi cios w policzek. Uderzenie przechyliło mnie na prawo. Poczułam metaliczny posmak krwi w ustach, a w oczach zapiekły mnie łzy.
- Ty skurwysynie! - krzyknął Michael, próbując podnieść się, aby doskoczyć do Lukeya.
- Nie marnuj sił... - zakpiła Jasmine. Luke wstał i stanął obok niej. - Mój człowiek wstrzyknął ci coś, dzięki czemu, smacznie się wyśpisz. Ja potrzebuję jedynie trzeźwej Agnes i... Rose.
Spojrzałam na Agnes, o której kompletnie zapomniałam. Dziewczyna siedziała i wpatrywała się w Jasmine.
- Nie mogę uwierzyć, że zdradziłeś nas z Jasmine... Luke, ufałam ci - sapnęłam.
- Zwracaj się do mnie Alexis, kochanie. Jasmine to przecież twoje imię - przewróciła oczami.
- Już wiem skąd cię kojarzyłam... - jęknęła Agnes, nadal wbijając twarde spojrzenie w swoją przyszywaną siostrę.
- Przefarbowałam włosy, zmieniłam nos i jestem nie do poznania! - klasnęła w dłonie. - ach i oczywiście, noszę śliczne soczewki. - spojrzała na mnie, puszczając oczko.
Odwróciłam wzrok i złapałam się za polik. Czułam pulsowanie, Luke naprawdę mocno mnie uderzył. Drzwi po raz kolejny się otworzyły i wyjrzał przez nie jakiś barczysty mężczyzna.
- Szefowo, reszta przyjechała, przyprowadzić ich?
- Uśpij tego rannego - machnęła ręką.
Poczułam jak mój pistolet, wbija mi się w plecy.
- Dlaczego nie zabrałaś mi broni? - obrzuciłam ją zdziwionym spojrzeniem. Nic z tego nie rozumiałam.
- Pobawimy się w wojskowe zasady - zaśmiała się, otwierając szafkę w biurku.
- Co ty pleciesz? - ryknęłam, wstając.
- Po kolei zagramy... tylko jedna osoba przeżyje - wyciągnęła pistolet i rzuciła go Agnes. - Ty się zmierzysz ze swoim chłopakiem, ja ze swoją siostrą, a twoi przyjaciele, z moimi ludźmi.
Spojrzałam na Lukeya.
- Chętnie cię zabiję... mój chłopaku - warknęłam.
- Więc, my pierwsi - uśmiechnął się szeroko, kiedy drzwi się otworzyły.
A/n: PRZYJMUJĘ ZAKŁADY! Kto umrze, a kto przeżyje? x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top