2. Most

    Zaciągnęłam się ostatni raz mentolowym papierosem i niedopałek rzuciłam gdzieś przed siebie. Lekki wiatr, przyjemnie muskał mnie w twarz. Na niebie jest pełno gwiazd, więc jutrzejszy dzień, będzie ciepły. Jest końcówka wakacji - którą chciałabym spędzić jak zwykła nastolatka, jednak wiem, że to jest zbyt absurdalne, aby było możliwe. Nie powinnam nawet myśleć o tym, co by było gdyby...

Zeszłam spokojnie z barierki, stając za nią, na kawałku mostu. Jeden malutki krok i spadła bym do rzeki. O tej godzinie, przejeżdża tutaj mało samochodów, więc nie martwię się, że ktoś mógłby pomyśleć, że jestem samobójczynią czy kimś podobnym do takiej osoby.

Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze.

Sytuacja z Jasmine... Jak na razie jest opanowana. Dziewczyna mnie przeprosiła. Ja jednak nadal jestem zła na Ashtona.

On przecież wie, ile to imię dla mnie znaczy. To jest jedyna rzecz jaka mi została z "dzieciństwa". Pomimo, że w dowodzie i dla współpracowników jestem Rose... Ja po prostu nie mogę. Już mam wszystkiego dość.

Odepchnęłam się lekko od barierki i przymknęłam oczy.

    - Nie popełniaj samobójstwa... Przecież odwzajemniam twoje uczucia - zaszczebiotał stojący za mną Luke. Westchnęłam zrezygnowana i szybkim ruchem znalazłam się obok blondyna.

    - Już pijany? - uniosłam jedną brew, przyglądając się popijającemu z butelki, piwa, chłopakowi.

    - Wiem, że to musi być dla ciebie trudne... - westchnął, a ja nie miałam pojęcia, do czego zmierza - Ja cię kocham, Michael cię kocha.. Do tego ta cała Jasmine - wzruszył ramionami.

Przewróciłam rozbawiona oczami i złapałam chłopaka pod ramię, ciągnąć w stronę mojego samochodu.

    - Calum mnie kocha, Ashton pewnie też. Ciekawe jak to jest z nową, może jest lesbijką - mruknęłam, co spotkało się z jego śmiechem. - Wsiadaj - rozkazałam gdy znaleźliśmy się przy aucie.

Chłopak posłusznie zając miejsce pasażera, więc szybko usiadłam za kierownicą i odpaliłam silnik.

    - Zawieźć się do domu czy reszty? - zapytałam

    - Do reszty... Matka mnie zabije, gdy zobaczy w takim stanie. - Wyjąkał, otwierając okno.

W tej chwili, tylko się modliłam, aby przypadkiem nie zwymiotował mi w aucie. Zabiłabym go, gdyby to zrobił i jak Boga kocham, kazałabym mu to sprzątać - a nawet zlizywać.

Na szczęście do domu w którym mieszkam, ale również który służy za naszą "bazę" - znaleźliśmy się po paru minutach, które minęły spokojnie.
Wysiadłam z samochodu okrążając go i otwierając ze strony pasażera. Złapałam Lukeya za ręce i wyciągnęłam z auta, o które po chwili się oparł. Zamknęłam drzwiczki i z westchnięciem złapałam go pod ramię, ciągnąc do domu.

Zdenerwowana i wyczerpana, otworzyłam drzwi pchnięciem, które o dziwo nie były zamknięte na klucz i wepchnęłam Lukasa do środka - co skończyło się jego upadkiem na ziemię w holu i głośnym hukiem.
Przeklęłam w myślach za swoją nieuwagę, jednak nie pomogłam mu wstać, tylko zaczęłam ściągać martensy i swoją skórzaną ramoneskę.

    - Kocham cię Rose - wysapał blondyn, próbując wstać z podłogi. Przewróciłam oczami i skupiłam swój wzrok na Jasmine z pistoletem i stojących obok niej chłopaków.

    - Co tu się dzieje? - zapytała dziewczyna, chowając kaliber za pasek spodni. Wzruszyłam ramionami, kierując się do kuchni.

Gdy byłam już w miarę daleko krzyknęłam jedynie, aby położyli Lukeya spać i wstawiłam wodę na herbatę.

Oparłam się o blat znudzona. Pięknie zaczynają się moje urodziny, nie mogę powiedzieć, że nie.

Skupiłam Swój wzrok na wchodzącym do kuchni Michaelu i posłałam mu ciepły uśmiech.

    - Poszłam odetchnąć, a ten kretyn zjawił się obok mnie schlany - mruknęłam. Czerwonowłosy zeskanował mnie wzrokiem, wyciągając coś z kieszeni.

    - Przeżywa złamane serce.

- Jakie złamane serce? - uniosłam wysoko brwi zaciekawiona. Czyżby mój mały Lukey się zakochał? Tylko w kim?

Miki wzruszył jedynie ramionami i wyciągnął w moją stronę zaciśniętą pięść. Niepewnie wyciągnęłam otwartą dłoń, na której po sekundzie chłopak położył łańcuszek.
Obejrzałam go z każdej strony, uśmiechając się. W moich oczach pojawiły się łzy spowodowane tym małym prezentem.

    - Wszystkiego najlepszego - szepnął przyjaciel, podchodząc bliżej i zabierając mi wisiorek, aby zawiesić go na mojej szyi na co niepewnie przygryzłam wargę.

    - Dziękuję. - rzuciłam się na jego szyje szczęśliwa. Nikt dawno nie sprawił mi takiej przyjemności.

Odsunęłam się od chłopaka i złapałam za przyczepioną do łańcuszka literę "T" - wypełnioną diamencikami. Pomimo, że z całych sił chciałam zapomnieć o moim bracie, ten łańcuszek to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek mogłam mieć. Tom będzie zawsze częścią mojego życia.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top