18. Szpital
- To od czego zaczynamy? - zapytałam przez ramię Michaela, który przeglądał zawartość moich teczek.
- Potrzebujemy listy członków Noaha.
- Skąd ja mam ci wziąć nazwiska tych ludzi? - uniosłam wysoko brwi, odwracając się w stronę monitora.
Naprawdę nie mam pojęcia od czego zacząć. Niby wiem czego szukać, ale nie wiem jak.
- Kto to Noah? - zapytała Agnes, bawiąc się jakimś scyzorykiem.
- Można powiedzieć, że nasz wróg. - mruknęłam.
- Nie można tylko powiedzieć, on jest naszym wrogiem - wtrącił się Clifford.
- Jak wygląda?
Wcisnęłam odpowiedni folder i po chwili wyskoczyły mi zdjęcia, które ponad rok temu robiłam. Otworzyłam odpowiednie, na którym było widać prawie całą twarz Noaha i pokazałam Agnes. Ta stanęła wyprostowana, szeroko otwierając usta.
- Znam go - jęknęła, opadając na podłogę, obok Michaela.
- Skąd? - zapytałam w tym samym czasie co przyjaciel.
- Przychodził czasami z facetem Alexis... ale miał na imię Natan, nie Noah.
- Skąd ja to znam. - mruknęłam sama do siebie, co nie uszło uwadze Michaela, gdyż pojawił się obok mnie z uniesionymi wysoko brwiami. Westchnęłam, podpierając podbródek. - Kiedyś Noah do mnie i Toma przyszedł, przedstawiając się mi jako Natan, a dwadzieścia minut później, bili się w kuchni...
- I nic nie mówiłaś?
- Co miałam mówić?
- Nie ważne... Znalazłem informacje o siedzibach Noaha. - podał mi białą teczkę.
Wyjęłam wszystkie kartki i przestudiowałam je. W programie wyszukującym, w komputerze, wpisałam parę adresów i z uśmiechem, odsunęłam się od biurka.
- Noah jest w opuszczonym banku, na St.Starthree - wstałam, kierując się w stronę wyjścia z piwniczki.
- Po co idziemy do Noaha? - zapytała Agnes, dorównując ze mną kroku.
- On będzie wiedział gdzie jest twoja siostra, a wtedy my dowiemy się czy mój brat naprawdę żyje.
Wspięłam się po schodkach i nie czekając na przyjaciół, opuściłam dom. Oparłam się o SUV-a Michaela i wyciągnęłam mentolowego papierosa. Zaciągnęłam się głęboko, przymykając oczy. Boje się tego, co może się wydarzyć, a do tego wszystkiego, mam złe przeczucia... które zwykle mnie nie zawodzą.
- Za dużo myślisz - szepnął Michael. Otworzyłam oczy i spojrzałam na czerwonowłosego. Jasne słońce, idealnie padało na jego twarz, wszystkie jego rysy były widoczne, a co najgorsze, jego usta, były piękne. Otrząsnęłam się z myśli o tym, jaką mam ochotę go pocałować, za co powinnam się uderzyć i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- O czym chciałeś ze mną pogadać, Michael?
- Pod wieczór to załatwimy - pocałował mnie w czoło i wyciągnął zza pleców broń. - nie bój się tego użyć, kiedy będzie trzeba.
Złapałam za pistolet i schowałam go zza pasek spodni, tuż obok drugiego.
- Ale ty wiesz, że ja mam już broń i parę noży? - zachichotałam.
- Agnes się pochwaliła twoim wyczynem z ochroną w szkole, także wiem... ale to dla bezpieczeństwa, lepiej mieć więcej broni, niż w ogóle.
- Nie flirtujcie, tylko jedźmy, naprawdę muszę się dowiedzieć o co chodzi z tą całą Alexis - warknęła Agnes, wsiadając z tyłu do samochodu. Zdziwiona jej zachowaniem, zaciągnęłam się ostatni raz papierosem i depcząc go, wsiadłam na miejsce pasażera, z hukiem zamykając drzwiczki.
- Nie flirtuje się z przyjaciółmi - burknęłam.
- Tak? A mi się wydawało, że jeszcze sekunda i połykalibyście się na masce tego auta... - westchnęła. Odwróciłam się do niej i pokazałam środkowego palca. Siadając z powrotem prosto, spojrzałam w przednie lusterko, napotykając rozbawione spojrzenie Clifforda. Uderzyłam go lekko w ramię i odwróciłam wzrok. Chłopak ruszył z piskiem opon, kierując się w stronę starego banku, a ja w tym czasie, wyjęłam telefon i wybrałam numer Caluma.
- Co jest? - w słuchawce rozbrzmiał jego zdyszany głos.
- Maraton przebiegłeś?
- Uciekanie przed czterema gorylami Noaha, z jednym pistoletem, nie jest truchtem, Rose. Co się dzieje?
- Jedziemy na St.Starthree, musimy wyciągnąć od tego dupka, gdzie jest Alexis.
Usłyszałam w telefonie parę strzałów i krzyków, na co głośno wciągnęłam powietrze. Michael spojrzał na mnie pytająco więc, włączyłam głośnomówiący.
- Postrzelili Ashtona! - krzyknął Cal.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Gdzie jesteście? - warknął Michael, mocno zaciskając kierownicę.
- Kurwa mać! Jedziemy do szpitala, Jasmine ma zostać i się rozejrzeć. Luke musimy go przenieść do auta - chłopak mówił do swoich towarzyszy, po czym skierował się do nas; - Ja i Luke zawieziemy Ashtona do szpitala obok twojego liceum, Rose, a wy jedźcie do tego banku, Jasmine będzie na was czekać.
Hood rozłączył się, więc rzuciłam telefon na tylne siedzenia, tak aby nie uderzyć Agnes. Spojrzałam Na Michaela, który w skupieniu prowadził autem.
- Możesz trochę zwolnić? Jedziemy sto osiemdziesiąt na godzinę, ale to nic... - Agnes się nerwowo zaśmiała.
Clifford nie zwolnił, a jeszcze bardziej przyśpieszył. Moje złe przeczucia, jak widać sprawdzają się.
A/n: Um, troszkę zepsułam ten rozdział, prawda? Teraz zrobi się trochę krwawo, może coś was zaskoczy, ale więcej nie powiem, miejcie niespodziankę! x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top