6
Wreszcie zatrzymałyśmy się przed prostymi, zwyczajnymi drzwiami, które wyglądały zadziwiająco standardowo, jak na to co widziałam dotychczas w willi Marcella. Sprawiały wrażenie niezbyt wyszukanych, lecz to do czego broniły dostępu, już zwyczajne nie było.
Pokój wyglądał jak najdroższy apartament w „Hiltonie". Chociaż co ja mogłam wiedzieć o luksusowej sieci hoteli, skoro w żadnym z nich w ogóle nie byłam?
Smutne, ale prawdziwe.
Na podłodze leżał puszysty, biały dywan. Taki, po którym przyjemnie chodziłoby się na bosaka. Od zrzucenia ze stóp butów w obecności nobliwej Paulette powstrzymał mnie fakt, że popatrywała na moją skromną osobę spode łba. Nie chciałam niepotrzebnie narażać się na jej gniew czy niezadowolenie, ponieważ moja sytuacja była trudna i bez tego.
Oprócz dywanu w olbrzymim pokoju, który miałam zajmować na czas nie określony, znajdowały się dębowe i mahoniowe meble oraz nowoczesny sprzęt audio - plazmowy telewizor, DVD, głośniki. Marcello musiał za to sporo zapłacić. Najbardziej zaciekawiła mnie wieża Soniacza. Zawsze marzyłam o podobnym modelu, lecz co tu dużo mówić? Zbieranie kasy na nią zajęłoby mi co najmniej kilkanaście miesięcy!
Gdy przestałam kontemplować elektronikę, zauważyłam wielkie łóżko z baldachimem i mięciutkie poduszki, które na nim leżały oraz wzorzystą narzutę, do połowy zsuniętą. Prześcieradło pachniało tak, że można by o jego przyjemnej dla nosa woni poematy pisać.
– Tu jest garderoba, a tam łazienka – Paulette dyskretnie chrząknęła, a ja się zaczerwieniłam z zażenowania, że przyłapała mnie na gapieniu się na wystroju apartamentu. – W dużej szafie powinna pani znaleźć coś dla siebie.
Podniosłam na nią swój zdumiony wzrok. W szafie?
– Kto mieszkał przede mną w tym pokoju? – Natychmiast, gdy zadałam to pytanie, uświadomiłam sobie, że nie powinnam go wypowiedzieć na głos.
Paulette natychmiast umilkła, sznurując usta. Zważywszy na jej minę pełną dezaprobaty i przygany, wiedziałam, że niczego więcej na temat poprzedniej lokatorki się nie dowiem.
Było mi trochę głupio, lecz nie z powodu popełnionej gafy. Byłam niemile zaskoczona, że dałam się zbesztać obcej babie jak maleńkie dziecko.
Nie bez znaczenia było również, iż nie wtarabaniłam się do willi mojego porywacza na chama - przywiózł mnie tu siłą i nie miałam nic do gadania!
– Powinnam nie pytać? – mruknęłam pod nosem do samej siebie, ale ona i tak dosłyszała, bowiem nieznacznie skrzywiła się na moje wyznanie, ale go nie skomentowała ani jednym słowem.
Wiem, powinnam od razu zadzwonić na numer policji, gdy tylko DiFerro zaczął się przymierzać do porwania mnie, lecz zamiast nie ulegać panice i nie miotać się po mieszkaniu jak ptak w pułapce, powinnam zachować zimną krew. Postąpiłam dokładnie odwrotnie i miałam za swoje!
Poszłam w stronę drzwi, za którymi, jak mówiła Paulette, miała znajdować się łazienka. Naszła mnie ochota na kąpiel. Musiałam zmyć z siebie trud podróży i cały związany z nią stres.
Zatrzymałam się przed nimi, zerkając przez ramię. Paulette stała jak wmurowana w ziemię, stojąc bez najmniejszego nawet ruchu i patrzyła na mnie z ukosa.
– Umiem korzystać z łazienki. – Nie potrafiłam powstrzymać się od złośliwości względem niej.
Starsza pani zaczerwieniła się jak rak i z grymasem niezadowolenia na swojej pomarszczonej jak ostatnie jesienne jabłuszko twarzy, wymaszerowała z pokoju. Po chwili usłyszałam chrzęst przekręcanego w zamku klucza. Zamknęła mnie!
Uznałam, że później rozważę, co powinnam zrobić, aby poprawić swoje położenie i wydostać się z luksusowego więzienia. Wygodnego, ale jednak więzienia.
W tamtej chwili priorytetem się stało, żeby najpierw zrobić siusiu i się wykąpać. Gdy relaksowałam się w wannie pełnej ciepłej wody, przymknęłam oczy. Byłam zmęczona i przygotowanie sobie kąpieli było ostatnim wysiłkiem, na który się zdobyłam.
Czułam, że powieki ciążą mi ołowiem i stają się coraz cięższe. Stres, związany z porwaniem sprawiał, iż pragnęłam wyłącznie spokojnego wypoczynku i niczego więcej.
– Widzę, że opuściły cię siły? – Drgnęłam na dźwięk znanego mi, męskiego głosu, płynącego od strony drzwi do łazienki.
Zerknęłam na Marcella spod półprzymkniętych powiek. Stał w progu pomieszczenia i bezczelnie się uśmiechał!
– To ja. – Z dwuznacznym uśmieszkiem, przyklejonym do jego urodziwej twarzy, gapił się bezwstydnie na moje piersi, ledwo zakryte pachnącą pianą.
Zanurzyłam się w wodzie odrobinę głębiej, lecz ten drobny ruch nie zrobił na nim większego wrażenia.
– Muszę ci pomóc, zanim się utopisz. – Nie przejmował się obiekcjami z mojej strony, gdy wziął mnie na ręce, wyciągając z wanny. – Jesteś lekka jak piórko! Czy ty w ogóle coś jesz?
– Coś – wymamrotałam niewyraźnie, czując, jak Marcello najpierw osusza me ciało przyjemnie puszystym ręcznikiem, a potem kładzie mnie na łóżku i przykrywa narzutą.
– Śpij, gatta – powiedział. – Sen to dobry lek prawie na wszystkie dolegliwości. – Po czym wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top