26

Tęskniłam za Marcello, jego zawadiackim spojrzeniem, dotykiem i w ogóle całym nim. Brakowało mi jedynego mężczyzny, który odważył się obudzić we mnie ukrytą gdzieś na dnie mojego jestestwa, prawdziwą kobietę. Ale przecież, czas leczy rany. Miałam nadzieję, że to nie tylko wyświechtany i pusty banał, którym karmi się naiwne dziewczynki.

I że wkrótce zapomnę o tym, co mi się przydarzyło. Jednakże, gdy minęło już kilka tygodni od rozstania z Marcello, a ja nadal czułam się, jakbym oberwała cios od Mike'a Tysona, zrozumiałam, że nie będzie mi łatwo.

Nie wróciłam na uczelnię, uznałam bowiem, iż nie potrafiłabym tam wysiedzieć i odpowiadać na te wszystkie bzdurne pytania o przyczynę mojej długiej absencji na zajęciach. Miałabym wrażenie, że wszyscy znają moją historię i nie będę miała tam życia.

Znalazłam sobie inne zajęcie, którego zadaniem było dać mi zapomnienie. Skoro będę się zajmować czymś sensownym, to nie zostanie w mym sercu czasu na smutki. Wprawdzie bycie kelnerką w lokalnej restauracji kokosów nie przynosiło, ale pozwalało mi wiązać koniec z końcem.

„Jakoś to będzie" – pokrzepiałam się tą myślą, gdy codziennie rano wstawałam z łóżka i szykowałam się do pracy.

Natomiast drogie sukienki i inne markowe ubrania, które sprezentował mi Marcello, uznałam za zupełnie mi nie potrzebne. Sprzedałam większość z nich na Ebayu, a resztę, kilka ulubionych, zostawiłam sobie na „lepsze czasy", które nigdy nie nadejdą. Zaoszczędzona kwota przydała mi się, by nie wbijać zębów w ścianę z głodu.

Domek, którego byłam jedyną obecnie właścicielką, należał wcześniej do wujka George'a. Wuj nie zostawił go nikomu innemu w testamencie oprócz mnie co przyjęłam za szczęśliwe zrządzenie losu, tuż po zamieszkaniu w „chałupce" z niejaką ulgą, ale i obawą jak sobie poradzę w prawdziwym życiu.

Od kilku dni potwornie bolał mnie brzuch i miałam mdłości, zwykle z rana, ale nie znajdowałam czasu na skorzystanie z porady specjalisty. Obawiałam się o utratę pracy, a dopiero co ją dostałam. Niektórzy szefowie nie patrzą przychylnym okiem na chorujących pracowników. A co za tym szło, jedyne źródło utrzymania stało się niepewnym. Z wielkim żalem, postanowiłam sprzedać spuściznę po wujku i zamieszkać bliżej miejsca pracy. Zaoszczędziłam w ten sposób na dojazdach komunikacją miejską.

Zmieniłam zdanie co do wizyty u doktora, gdy zemdlałam w pracy. Szefowa, miła, ale i stanowcza jednocześnie kobieta po pięćdziesiątce, w ogóle nie chciała ode mnie słyszeć, że „jakoś to będzie" - niemal siłą wypchnęła mnie do przychodni, bym się dowiedziała, co mi jest.

– Lepiej się przebadaj – mruknęła na odchodnym i wróciła do swoich zajęć, jednocześnie polecając Tony'emu, jednemu ze swoich zaufanych przyjaciół, by ten osobiście dostarczył mnie pod same drzwi lekarskiego gabinetu.

I oto siedziałam w poczekalni, oczekując, aż wywołają moje imię i nazwisko. Tony musiał mnie na chwilę opuścić i wykonać jakiś pilny telefon, więc zostałam sama, jeśli nie licząc innych pacjentów. To dodatkowo mnie przygnębiało. Tyle przypadłości w jednym miejscu! To stanowczo za dużo.

Miałam wrażenie, że nikogo nie obchodzi mój los i ten stan się nie zmieni. Nigdy.

– Pani Raven Davenport – usłyszałam w końcu, że pielęgniarka mnie wywołuje.

Toteż wstałam i skierowałam się wprost do gabinetu lekarza. Wymieniłam z nim niezbędne zwroty grzecznościowe, po czym zajęłam miejsce na krześle, naprzeciw niego, tyle, że po drugiej stronie biurka.

– Co panią do mnie sprowadza, pani Davenport? – zapytał lekarz głosem pełnym troski.

Opowiedziałam mu więc o bólach brzucha, porannych mdłościach oraz o omdleniu w pracy.

– Od kiedy odczuwa pani niepokojące dolegliwości? – Doktor zadał mi kolejne pytanie.

– Męczę się z nimi już od około tygodnia – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. – Myślałam, że to samo przejdzie, lecz najwyraźniej się myliłam, skoro rozmawiamy na ten temat.

– Hm, o poranku ... – lekarz się zastanawiał przez chwilę, nim kontynuował. – Zatem wskazane będzie USG jamy brzusznej i morfologia krwi. A tymczasem zapraszam panią na kozetkę. Wykonam Usg. To naprawdę nie boli.

Uśmiechnęłam się do sympatycznego doktora, posłusznie kładąc się na leżance i odsłoniłam brzuch. Mężczyzna wstał zza biurka, podszedł bliżej mnie i włączył aparat ultrasonograficzny. Patrzyłam, jak przesuwa głowicę urządzenia, najpierw po nadbrzuszu, potem na boki.

W pewnym momencie posłał mi szeroki uśmiech i powiedział:

– Należą się pani gratulacje, pani Davenport.

– Z powodu choroby? – Nie mogłam nie okazać zdumienia, gdyż nie od razu zrozumiałam, co miał na myśli.

– Ciąża to nie choroba. – Doktor uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Szósty tydzień.

– Ciąża. – Chlipnęłam i zaraz dodałam pospiesznie. – Oczywiście, że się cieszę. Tyle, że to stało się niespodziewanie.

Doktor zalecił mi, bym w miarę możliwości, pozostawała aktywna przez cały okres „stanu błogosławionego", gdyż ruch wpływa zbawiennie na mnie, jak i na dziecko. Ale bez przesady - nie wolno mi się forsować, ani zapominać o właściwym stylu odżywiania.

– Proszę dbać nie tylko o siebie, ale i o dziecko, które rośnie pod pani sercem. To już maleńki człowiek – dodał na koniec.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top