22
Marcello di Ferro, mężczyzna o kilku twarzach, których jeszcze wszystkich nie poznałam i miałam nadzieję, że nie zobaczę tych najbardziej przerażających, był jednocześnie czuły i hojny dla mnie, ale bezwzględny w egzekwowaniu posłuszeństwa od swoich podwładnych i należnego mu szacunku nawet od delikwentów, nieopatrznie i nieświadomych stanowczości Marcella, odmawiających mu tego prawa.
Twardziel, którego nikt ani nic nie ruszy, jeśli on sam na to nie pozwoli. Porywczy i ... Straciłam w tym wszystkim rozeznanie, ale pragnęłam go takim właśnie, jakim był. Znaliśmy się krótko, ale tylko jego silne i opiekuńcze ramiona mogły zapewnić mi prawdziwe poczucie bezpieczeństwa.
Mój mężczyzna. Fascynacja nim była jak najsilniejszy narkotyk. Czy z tego związku może wyniknąć coś dobrego mimo obaw z naszej strony, że to działo się za szybko?
Wierzyłam, że nie spotkaliśmy się z powodu zrządzenia ślepego losu. Tak musiało być i kropka.
– Marcello! – zawołałam głośno, gdy nie znalazłam go w naszym apartamencie.
– Golę się! – Jego głos dobiegał z łazienki.
– Z lekkim zarostem również wyglądasz całkiem do rzeczy – mruknęłam, gdy wreszcie opuścił świątynię dumania.
Odwrócił się swoją ogoloną już twarzą w moją stronę.
– Wiem, gatta. – Błysnął w szczerym uśmiechu bielą zębów. – Nikt nie śmiałby skrytykować czegokolwiek, co mnie dotyczy w mojej obecności.
– Ty chyba najlepiej orientujesz się w tej kwestii – zauważyłam, usiłując zachować obojętność na widok komicznej miny Marcella, lecz mi się to absolutnie nie udało.
Marcello pogroził mi palcem.
– Spróbuj jeszcze raz podobnej sztuczki, a przez tydzień na tyłku nie usiądziesz! – rzekł pół - żartem, pół - serio.
– Tylko obiecujesz. – Roześmiałam się, bo prosto było ulec jego czarującemu sposobowi bycia i niezwykle zaraźliwemu uśmiechowi.
– Kontynuujemy to, co zaczęliśmy, Raven? – Marcello powoli szedł ku mnie, a gdy był już bardzo blisko, leniwym ruchem zsunął jedno z ramiączek koszulki, którą miałam wciąż na sobie.
Ale szybko znalazła się na dywanie, gdy zajął się nią Marcello.
– Zaczęliśmy wiele rzeczy, które moglibyśmy kontynuować, mój drogi. – zauważyłam śmiało, pozbawiając mojego narzeczonego kolejnych części garderoby.
Ugasiliśmy szalejące w nas dwojgu pragnienie bliskości, dawania i brania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top