17

– Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś? – di Ferro wyglądał na poruszonego historią, którą właśnie się z nim podzieliłam. – Zrozumiałbym i nie gnałbym na złamanie karku.

– Nie sądziłam, iż to dla ciebie ważne, Marcello – odpowiedziałam mu i odwróciłam głowę, wciąż oszołomiona po przywołaniu w mojej pamięci przykrego wydarzenia z przeszłości.

– Będę jechał wolniej – obiecał mi jeszcze raz Marcello, gdy wreszcie pozwolił mi opuścić bezpieczne schronienie jakim były dla mnie jego ramiona. – Ale, jak z góry zapowiadam, to nie będzie ślimacze tempo. Bezpiecznie, lecz nie przesadnie powoli. Następnym razem masz mi mówić, jeśli coś robię źle. Obiecujesz, Raven? Bo na wróżbitę to ja raczej nie pasuję. Wolę inne oraz ciekawsze zajęcia.

– Obiecuję, jeśli i Ty będziesz wobec mnie szczery – odpowiedziałam po chwili z wahaniem w głosie, bo patrzył na mnie z trudnym do odszyfrowania wyrazem twarzy.

Ruszyliśmy w dalszą trasę, Marcello zgodnie ze swoją obietnicą prowadził pewnie,  lecz mówił niewiele.

– Jesteśmy na miejscu – powiedział pół godziny później, gdy się wreszcie zatrzymaliśmy.

– Ale ... – odważyłam się zaprotestować – ... tu nic nie ma!

– Ja nic nie kombinuję. – Uprzedził kolejne moje pytanie, zanim zdążyłam je wypowiedzieć na głos. – Przywiozłem ciebie tutaj, ponieważ to miejsce działa na mnie odprężająco i lubię siedzieć tu sam, gdy mam wszystkiego dość.

Jest piękne w swej prostocie, nieprawdaż Raven? Tak, jak ty.

– Nie kitujesz? Lubisz podmiejskie łąki?– Byłam nieźle zdziwiona, a on przytaknął.
W zasięgu wzroku nie było widać żywej duszy, cisza aż dzwoniła w uszach, samo miejsce nie pasowało do lubiącego wygodę i towarzystwo Marcella, ale potrafiłabym uwierzyć, że chciało się mu tam przyjeżdżać i odprężyć po trudach dnia, nie być niepokojonym przez kontrahentów czy podwładnych.

– O różne rzeczy można mnie podejrzewać, ale nie o to? – Marcello roześmiał się, odsłaniając dwa rzędy idealnie białych zębów.

Nie odpowiedziałam, gdy objął mnie w talii i staliśmy tak w ciszy, zatopieni każde w swoich myślach.

–Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Raven. – Marcello nagle się odezwał, burząc magię momentu.

– Na przykład? – Świadomie go prowokowałam, ciekawa co mi odpowie.

Marcello milczał, wzmacniając siłę uścisku swoich ramion, którymi mnie obejmował. Nie wiedzieć czemu, przypomniało mi się, że widziałam broń u jego ochroniarzy. Jego tajemnice... Elisabeth. Uzbrojeni mężczyźni w najbliższym otoczeniu di Ferro i Bóg wie, czego jeszcze mi nie powiedział.

Czy Marcello miał więcej sekretów, którymi nie zamierzał się z nikim dzielić? A może to właśnie jego dawna dziewczyna była osobą, której się z wielu spraw zwierzał?

– Każdy ma prawo do odrobiny prywatności, gatta – mruknął Marcello wprost do mojego ucha. – Ale dla ciebie mogę uczynić wyjątek. Chciałabyś poznać przynajmniej niektóre z tajemnic, które skrywam głęboko na dnie serca?

– Poeta z ciebie! – Uśmiechnęłam się lekko, ale nie skomentował tego gestu.

– Realista. – sprostował krótko. – Obiecuję, że poznasz moje sekrety, gdy tylko przyjdzie odpowiednia chwila.

– Rzadko kiedy masz okazję, aby gdzieś wybyć, prawda? – Odwróciłam jego uwagę, spoglądając na podmiejską łąkę, która rozpościerała się tuż przed nami.

– Lubię naturę w najczystszej postaci – potwierdził. – Niewiele jest chwil, gdy rzeczywiście mogę odpocząć, a moje zajęcia raczej nie pozwalają na bierny wypoczynek i odcięcie się od świata, Raven.

– Chcesz powiedzieć – zaczęłam odważnie – że gdy zdarzają się te momenty, bardzo nieliczne, wówczas doceniasz proste przyjemności?

– Owszem. – Marcello potwierdził skinieniem głowy, a po chwili zaproponował, żebyśmy wracali do hotelu. – Robi się późno. – Stwierdził lakonicznie, nie wracając do tematu tajemnic zapracowanego „człowieka sukcesu".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top