11

Wnętrze hotelu „Blanca", w którym się zatrzymaliśmy (znowu ta cholerna biel!), obiecywało spełnienie wymagań nawet najbardziej wybrednych klientów. W holu, o obitych niebiesko - złotą tapetą, ścianami, stało kilka donic z egzotycznie wyglądającymi gatunkami roślin, których nazw nie znałam.

Zostały ustawione tak, by nie przeszkadzać, a jednocześnie, skupiać na sobie wzrok.

Na podłogach leżały leżały purpurowo - brązowe dywany, o skomplikowanych wzorach, w oknach, wysokich i wypucowanych do połysku, wisiały koronkowe firanki, częściowo zasłonięte przez ciężkie, brokatowe zasłony. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że diFerro zrezygnuje z luksusu na rzecz czegoś skromniejszego?

Carlos i jego kompani, cierpliwie czekali, aż skończę podziwiać wystrój hotelu. Może i głośno nie komentowali mojego braku manier, ale poczułam na sobie ich palące spojrzenia i wówczas zrozumiałam, że powinniśmy zająć nasze kwatery.

Może zdołałabym uśpić ich czujność? Przecież nie mogłam zostać w Miami, nie wiadomo, jak długo! Ani w żadnym innym miejscu, zdana na łaskę typów spod ciemnej gwiazdy. Kto wie, co wpadnie im do łbów?!

- Dzień dobry. Miło państwa u nas gościć - powitał nas recepcjonista tak oficjalnym tonem, jakby już niejedno widział i słyszał w miejscu swej pracy i nauczył się niczemu nie dziwić. - Mam nadzieję, że pobyt minie państwu znakomicie.

Wręczył Carlosowi klucze do naszych pokoi, a hotelowy boy zajął się bagażami. Nic, co dotyczyło Marcella diFerro, ani jego wpływy, ani łatwość, z jaką załatwiał różne kwestie za pomocą okrągłej sumki i efekty jego działań, nie mogło bardziej mnie już zdziwić.

Nie podziwiałam Marcella, nic z tych rzeczy! W końcu porwał mnie dla zabawy, zamierzał tylko zrobić swoje, jakoś zająć czas, żeby się nie nudzić. A potem zwyczajnie, odstawi mnie na miejsce... i tyle. Ale, dopóki czegoś szybko nie wymyślę, jestem zdana na jego towarzystwo.

Muszę udawać uległą i bierną, a chociaż on czekał, aż z własnej woli do niego przyjdę, do jego łóżka, lecz nie miałam pojęcia, na ile starczy mu cierpliwości w oczekiwaniu na nagrodę.

Na pewno nie na długo, bowiem nie wyglądał na takiego, co potrafi obyć się bez seksu przez dłuższy czas.

- To pani apartament - Carlos otworzył przede mną drzwi do obszernego pokoju, którego metraż zwalał z nóg.

Przepuścił boya hotelowego, który wtaszczył do środka walizkę z moimi rzeczami, a następnie wręczył chłopakowi suty napiwek. Ten zaś grzecznie mu podziękował, życzył naszej kompanii „miłego dnia", po czym ulotnił się po angielsku. Carlos lekkim kuksańcem,wepchnął mnie do środka, wyszedł na korytarz i przekręcił klucz w zamku. Pewnie pomyślał, że mu ucieknę. Cholera, byłam uwięziona!

Nagle w głębi apartamentu, rozległ się brzęczek telefonu. Dźwięk był irytująco natarczywy, toteż nie zwlekając odnalazłam telefon i odebrałam połączenie.

- Jak się tobie podoba twój apartament? - W słuchawce usłyszałam znajomy głos Marcella. - Przypadł ci do gustu? Jeśli nie, poproszę, by go zamienili na taki, który...

- Nie mogłam marzyć o lepszym - przerwałam potok słów mężczyzny.- Wygody, które mi zapewniasz, nie pozostawiają nic do życzenia.

I był tylko jeden szkopuł. Kiedy i jaką cenę, przyjdzie mi zapłacić za luksusy?

- Kiedy...? - zająknęłam się, głos mi zadrżał. - Kiedy przyjedziesz do hotelu?

- Mam kilka spraw do załatwienia. Przecież wspominałem tobie o tym - Marcello wydawał się być zdziwionym. - Będę tak szybko, jak to tylko możliwe. Czekaj na mnie cierpliwie, Bella.

- Chyba innego wyjścia nie mam- mruknęłam, a po drugiej stronie słuchawki, usłyszałam stłumione prychnięcie.

- Nie ma - potwierdził Marcello, po upływie zaś chwili, dodał - Porozmawiamy później, Raven, muszę kończyć.

To był dla mnie jasny przekaz, że cokolwiek się dzieje, nie jest przeznaczone dla mojej wiadomości.

- Niech cię szlag trafi, diFerro! - burknęłam pod nosem, gdy siedziałam przy stoliku i sączyłam drinka, już po kąpieli.

Miałam zamiar sięgnąć po jeden z kolorowych magazynów dla pań, które leżały na szklanym blacie stolika, gdy usłyszałam pukanie do drzwi „mojego" apartamentu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top