Rozdział 4

Harry stał sparaliżowany i patrzył jak chudy blondyn przemienia się w szarego wilkołaka. Wstrzymał oddech i modlił się aby "Malfoy" w niego nie wbiegł, bądź nie wyczuł, gdyż z lekcji dobrze wie że te stworzenie mają bardzo dobre zmysły. Na szczęście nic takiego się nie stało. Wilk pobiegł w stronę zakazanego lasu. W jednej chwili wszystko stało się jasne; rozmowa ze Snapem, wywar... I ten dzień. Dopiero teraz Harry zrozumiał, że dzisiaj jest pełnia. Jak mógł przegapić tak ważny szczegół? Może dlatego Hermiona wtedy się tak zachowała, może się domyśliła o co może chodzić, ale przecież by im powiedziała o swoich podejrzeniach. Teraz pozostawało wiedzieć, jak? Przecież Malfoy nie urodził się taki, ktoś go musiał zarazić, ugryźć. Lupin powinien wiedzieć więcej, w końcu sam nim jest. Dlatego Ślizgon nie ma znaku, wilkołak nie może być Śmierciożercą. Uświadamiając sobie to, Gryffon nagle zaczął widzieć w chłopaku nie tylko same jego minusy. Zapragnął mu pomóc. Spojrzał na mapę, ale ona niestety nie pokazała mu za wiele. Zakazany las nie był naniesiony. Harry skierował się w kierunku, w którym pobiegł wilkołak. Chciał go zobaczyć, wiedzieć jak się zachowuje, chciał mieć pewność, że to co zobaczył nie było żadną sztuczką. Szedł przez kilka minut drogą, którą wydawało mu się, że kiedyś widział, aż w końcu zauważył ślady, wilcze ślady. Harry nie miał pojęcia co Malfoy zrobi, słyszał że Wywar Tojadowy pomaga w samokontroli, ale gdyby nie był taki skuteczny, bądź chłopak go nie wziął?... O tym nie myślał. Rzadko przewidywał skutki, zazwyczaj działał, później myślał. Usłyszał wycie za sobą. Zamarł. To wycie było głośnie, to jest gdzieś przy nim. Odwrócił się i zobaczył wilkołaka. Czarnego wilkołaka. Przeklął w myślach. Nie wiedział co się teraz stanie, ale wiedział, że to nie jest Malfoy, to nie jest pieprzony Malfoy! Las był pełen różnych stworzeń; jednorożce, nieśmiałki, centaury... i wilkołaki... dużo wilkołaków. Gryffon odskoczył i odruchowo wyciągnął różdżkę, która mało mu pomogła, bo zwierz był szybki i z łatwością unikał ataków. Brunet musiał przyznać, że nie ma pojęcia jak z tym walczyć i uświadomił sobie jak głupio postąpił. Bestia biegła już w jego stronę, a on mimowolnie krzyknął i czekał na prawdopodobnie swój koniec. Jednak on nie nastąpił. Uniósł powieki, które zaciskał. Jego oczom ukazał się szary wilkołak. "Draco!" krzyknął w momencie kiedy czarna bestia zadała cios prosto w szyję jego zbawiciela. W innym wypadku nie mogłoby mu to przejść przez gardło, ale teraz on go uratował, ryzykując swoje życie! Zaś Harry nie mógł nic zrobić. Każde zaklęcie jakie by rzucił mogło by przypadkowo zranić Ślizgona, który pod tą postacią wydawał się silny i odważny. Z łatwością swoimi łapami zadawał rany i się bronił, ale rywal nie był wcale słaby. Uderzył po raz kolejny w zranioną szyje co powaliło Dracona na ziemie. Wtedy brunet zaryzykował i rzucił zaklęcie. Udało się. Odstraszył wilka. Pobiegł do szarej postaci i z przerażeniem stwierdził, że on krwawi i to nie było zadrapanie. Za pomocą zaklęcia Ferula wyczarował bandaże i szyny. Owinął ranę bandażem, by zatamować krwawienie. 

- Draco... - cichym głosem próbował go uspokoić co mu wychodziło. Blondyn najwidoczniej zachował resztki swojego ludzkiego rozumu i patrzył swoimi ślepiami z wdzięcznością. - Zawołam pomoc...

Z nadzieją skierował różdżkę w górę i wypowiedział zaklęcie Lumos. Powtarzał to co kilka minut i nie na marne. Z lasu wyłoniła się znajoma postać.

- Potter co ty tu!.. - krzyknął gniewnie profesor Snape, który w tej chwili był niczym zbawienie, bo to on wiedział o "przypadłości" Malfoya i mógł mu szybko udzielić pomocy. Gdy ujrzał przy Harrym wilkołaka od razu zorientował się co zaszło, a przynajmniej był blisko. - Co tu się stało?

Gryffon przedstawił przebieg wydarzeń, przez co odgonił od profesora negatywne o nim myśli. Opatrywanie ran trwało godzinę, może dłużej? Nie zwracali uwagi na czas, czekali w ciszy, aż Ślizgon odzyska ludzki wygląd. Snape z opiekuńczością wziął osłabionego chłopaka w ramiona, zaś Harremu nakazał wrócić do Hogwartu pod peleryną. Gdy dotarł do celu stwierdził, że jest spóźniony, więc postanowił wbrew regułom pozostać w dormitorium. Miał czas na przemyślenie wszystkiego. Zastanawiał się jak Draco się czuję. Obwiniał się o to, w końcu sam poszedł do tego cholernego lasu! Ale czemu go to tak męczyło? Nawet wtedy kiedy Ginny zaginęła nie był aż tak przybity. Zastanawiał się czy komuś o tym powiedzieć, ale szybko z tego zrezygnował." Wygląda na to, że moje relacje z Draconem ulegną wielkiej zmianie... Chwila, od kiedy ja mówię o nim Draco?"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top