Rozdział 10

Blask porannych promieni rozświetlił pokój. Harry powoli otworzył oczy i uświadomił sobie co zrobił. Pocałował go. Swojego największego wroga! Oparł się o ścianę zbierając myśli i uczucia. Musiał przyjąć prawdę.  Choć nadal nie był co do tego pewien. A może to tylko wdzięczność za uratowanie życia? Nie było dane mu dłużej nad tym rozmyślać, gdyż poczuł na sobie dziwne ciepło.

- Potter, co ty odpierdalasz? - zesztywniał na te słowa. Zrozumiał, że po tej chwili słabości  zapomniawszy o bożym świecie nie wrócić do swojego łóżka, ale za to korzystał z bliskości blondyna, więc w ten oto sposób Draco właśnie leżał na jego kolanach i wpatrywał się w niego swoimi błyszczącymi oczami. - Czemu ja na tobie leże? 

Na policzkach Harrego pojawiły się pierwsze oznaki zawstydzenia. 

- Em... Hm... - zaczął, albo raczej próbował wyjaśnić zaistniałą krępującą zwłaszcza dla niego sytuacje. - Wiesz tak nagle ucichłeś, a ja... chciałem cię czymś nakryć...

- Dobra, daruj sobie. - powiedział niezbyt przejęty Ślizgon wstając z gryfońskich kolan. Skierował się do łazienki, pozostawiając coraz to bardziej przerażonego swoimi własnymi uczuciami towarzysza. Po długim szykowaniu się wyszedł razem ze swoją aurą dupka, po czym zaczął przyglądać się swojemu odbiciu w lustrze zawiązując zielony krawat. - A ty co się tak patrzysz, Potter? Amorków ci się zachciało? 

- Zamknij się już. - wycedził widząc ten podły uśmieszek na jego twarzy. Jego ta sytuacja naprawdę nie zdziwiła?

***

Na stole jak zwykle było pełno różnorodnego jedzenia, na którego Harry od dawna nie miał ochoty. Nie mógł nic przełknąć. A najgorsze w tym wszystkim byli jego przyjaciele, którzy coraz bardziej się o niego martwili, co robiło się dla niego irytujące, choć powinno być inaczej.  Ciągłe pretensje Rona do Ślizgonów były rzeczą codzienną. Im dłużej wsłuchiwał się w te jego niepowodzenia w zaklęciach w parze z Pucey'em, miał ochotę po prostu odejść i pójść już sam nie wiedział gdzie. Był świadom, że zbliżała się pełnia, a to oznaczało jeszcze dłuższy kontakt z blondynem. Z niechęcią wyciągnął rękę i pochwycił kawałek chleba, który równie niechętnie zaczął przegryzać. 

- Dobra, Harry zaczynasz mnie powoli przerażać. -  zmienił temat Ron, mierząc go wzrokiem. 

- Aż tak bardzo przeżywasz towarzystwo Malfoya? - zapytała Hermiona spod książki o obronie przed czarną magią. 

- Pewnie z trudem. - wysyczał z krzywym uśmiechem jego przyjaciel. - Ja bym już dawno zamienił go w żabę na twoim miejscu.

Harry posłał mu wzrok oznajmiający, że nie ma najmniejszej ochoty na pogaduszki i dokończył swój ubogi posiłek. Czuł się dziwnie i źle. Myśl o Draco i to co zrobił. Fakt o jego możliwej innej trochę orientacji nie przytłaczał go tak bardzo, niż myśl o tym kogo darzy uczuciem. Wstał i nie zważając na zaniepokojone spojrzenia przyjaciół wyszedł bez słowa z sali. Skończyło się na tym, że znowu spacerował samotnie po korytarzach, jak zwykle zagubiony. Z jego rozmyśleń wyrwał go głos dobiegający zza rogu. Zakradł się i niepostrzeżenie wychylił się by zobaczyć co się dzieje. Zobaczył Draco co go nie zdziwiło, jednak u jego boku stała jakaś dziewczyna o długich brąz włosach, które co chwila poprawiała. Wpatrywał się w nich, a zwłaszcza w tajemniczą brunetkę bawiącą się całkiem dobrze w towarzystwie chłopaka. W końcu wyglądało na to, że już kończyli swoją rozmowę, jednak jego towarzyszka podeszła do niego i nieśmiało go pocałowała, a Draco najwidoczniej nie miał nic przeciwko. Harry odsunął się i przyległ do ściany. Nie ważne jakie relacje go ze Ślizgonem łączyły, ale to co zobaczył zabolało go i jednocześnie obrzydziło. "Przestań się zachowywać jak jakaś zakochana gówniara" powiedział cicho sam do siebie. Wziął głęboki oddech i odszedł jak najdalej od tego miejsca. Miał już serdecznie dosyć tego dnia.

***

Zmarnowany wszedł do sali, w której miał lekcje, a tą lekcją był najnudniejszy przedmiot czyli Historia magii. Opadł na siedzenie jak i reszta klasy. Wpatrywał się w drzwi obserwując wchodzących uczniów. W pewnym momencie na horyzoncie pojawiła się brunetka, która miała na sobie mundurek Hufflepuff. Harry nie mógł uwierzyć, Draco spotyka się z Puchonką? Spoglądał na nią coraz to bardziej zaniepokojony, a może odrobinę zazdrosny? Nadal czuł ból w sercu jednak starał się go nie okazywać. 

- Co wpadła ci w oko? - szturchnął go rudzielec. 

- Nie mi, lecz Malfoyowi. - odpowiedział czując nagle silne uczucie gniewu.

- A ja myślałem, że jemu podobają się tylko jakieś żmije. - zaśmiał się również wpatrując w nieznajomą. - Ciekawe kim jest?

- Z pewnością się tego dowiemy. - zmusił się do uśmiechu i dobrze wiedział jak to zrobić. Musi z Draco porozmawiać, choć nie wiadomo jakby ta rozmowa była dziwna musiał to zrobić.


***

Smutek zaczął powoli zmieniać się w ból i złość, czego Gryfon nie umiał ukryć. Stanowczym krokiem szukał Ślizgona i wcale mu to tak długo nie zajęło. Standardowy widok. Blond czupryna z wiecznie szyderczym uśmiechem w towarzystwie dwóch osiłków. Podszedł  do nich i szarpnął Draco za rękę, ciągnąc go na bok. 

- Wcieliłeś się w rolę tego Pottera który mnie nienawidzi? - zapytał posyłając mu dwuznaczny uśmiech. - Musze przyznać, całkiem nieźle ci idzie.

- Musimy poćwiczyć te zaklęcia, w końcu po coś jesteśmy w parze. - powiedział wpatrując się w niego i nie dając  mu dojść do słowa. -  Jutro po lekcjach w Pokoju Życzeń. 

- Chwila, ale... - brunet odszedł od niego całkowicie niezainteresowany tym co blondyn do niego mówi.

Nie rozumiał tego. Draco nie domyślił się tego co wydarzyło się w pokoju Snape? Nie zauważył nic dziwnego w jego reakcjach? A może to i dobrze. Nawet jeżeli to uczucie zostało by odwzajemnione to przyprawiło by i  nawet więcej cierpienia, ale i tak to bolało, choć nie zna go za dobrze to i tak nie chciał go opuścić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top