XXXI

- Czy to jest forma zemsty?! Ona zabiła mojego ojca, a jego głowę rzuciła pod nogi jego mate! - Wykrzyczała wściekła córka.

Rozejrzałam się po sali, ale nie znalazłam nikogo kto by mi sprzyjał, każdy patrzył na mnie zniesmaczony. 

- Odpowiednie sprawozdanie zostało wysłane do rady zaraz po zajściu. - Zaczął niewzruszony Carter. - Andreas zaatakował ją kiedy była sama, wdrapał się jak tchórz po oknie, by nie wyjawiła prawdy i próbował zabić. - Czułam jak jego mięśnie się spinają na samo wspomnienie.

- Tylko, że to mój ojciec nie żyje, a ona tak. - Odgryzała się młoda dziewczyna.

Radni chwilę obserwowali wymianę zdań w milczeniu, jakby czekali na coś, co rozstrzygnie ten spór i z pomocą przyszedł najstarszy z nich.

- Tak mamy to zanotowane. Pani Cole miała pełne prawo do rozprawienia się z Millersem, bowiem wszedł do pokoju luny, jej pokoju bez zgody i to jeszcze w podejrzanych okolicznościach. - Kiedy skończył spojrzał na mnie, a za maska powagi i obojętności zobaczyłam ciepło, które trochę mnie uspokoiło. - Nie pierwszy raz Andreas Miller robił coś nie zgodnego z naszym prawem. 

Miałam cholerną ochotę zakończyć ten cyrk, bo to był cyrk. Nagle upominają się o dziewczynki po trzech latach i myślą, że im je oddam - niedoczekanie!

- Mój ojciec popełniał błędy, ale był dobrym człowiekiem! - Wykrzyczała Kalie, a ja wybuchłam głośnym śmiechem. Wszystkie oczy skierowały się na mnie, jedne mnie karciły, inne były zaciekawione.

- Dobrym człowiekiem, huh? - Spojrzałam prosto w jej oczy. - Był potworem! - Wykrzyczałam w końcu, ogarnęła mnie złość, nad którą nie mogłam zapanować. - Zamordował całą moją rodzinę, matkę swoich córek rozszarpał, a następnie pozbawił głowy... - Mówiłam jakby mnie opętało, ale już mi było wszystko jedno. - Nie interesował go ich płacz bo za bardzo skupił się na tym żeby mnei gwałcić i bić... - Carter ścisnął moją dłoń mocniej. - Zaraz obok zwłok mojej matki, której uprzednio wypruł flaki. Mówimy o tym samym człowieku bo mi się wydaję, że nie! - Uderzyłam pięścią w stół i krzyknęłam głośno. - Gdzie byliście do cholery przez trzy pieprzone lata!? Teraz wam się przypomniało? I to niby ja to robię z zemsty!

Kiedy skończyłam wypuściłam głośno powietrze i mocno oparłam się o krzesło. Carter głaskał moją dłoń, a kiedy spojrzałam na niego zobaczyłam, że jest mocno zaniepokojony. Niech się dzieje co chce teraz, na dalszą część nie mam wpływu.

Kalie patrzyła na mnie przerażona, jakby nie miała o niczym pojęcia - w sumie było mi jej szkoda, wyglądała na kogoś dobrego, a że miała ojca potwora to już nie jej wina. Lester przyglądał mi się uważnie, a w jego oczach zobaczyłam błysk, na twarzy nie można było dostrzec emocji, ale był moją opowieścią zaciekawiony. Pieprzony syn, kurwa Andreasa!

- Dobrze chyba dowiedzieliśmy się wszystkiego. - Oznajmił najstarszy i najbardziej mi przychylny radny. 

Radni nie odeszli, siedzieli na swoich miejscach w milczeniu i czytali swoje zapiski. Nie wiedziałam czego się spodziewać i cholernie się bałam, bałam się, że zabiorą nam dziewczynki. Z nerwów zrobiło mi się niedobrze, ale starałam się wytrzymać. 

- Wszystko ok? - Carter spojrzał w moją stronę podejrzliwie, ale pokiwałam tylko głową. Na mdłości i tak nic nie mógł poradzić. 

- Teraz zaczniemy głosowanie, każdy wypowie nazwisko osoby z którą powinny zostać córki Andreasa Millera. - Głos radnego rozbrzmiewał mi w głowie. - Decyzja jest zobowiązująca i nie można się od niej odwołać. - Dodał, a ja przełknęłam głośno ślinę. Było siedmiu radnych, wystarczy, że czwórka będzie za mną i wygram. 

Zaczęli od końca i wiedziałam jaki będzie pierwszy głos, ale i tak zacisnęłam mocno pięści i starałam się rozluźnić. 

- Miller. - Powiedział ten, który od początku za nim był. 

- Miller. - Kolejny głos na niego i moje serce zaczęło pękać. Chciało mi się płakać.

- Miller. - Z oczu wypłynęły mi łzy. Trzymałam się na ostatkach i nie wiedziałam czy przed końcem nie wybuchnę głośnym szlochem. 

- Cole. - Kolejny głos był od najmłodszego radnego, który posłał mi szczery uśmiech.  

- Cole. - Powiedział najstarszy radny i tym razem ja posłałam jemu uśmiech. 

- Cole. - Jeszcze tylko jeden głos, jeszcze tylko jeden i dziewczynki zostaną ze mną. 

Zapadła cisza, która moim zdaniem trwała wieczność. Moje serce przyspieszyło niebezpiecznie i spojrzałam na Cartera, który tylko posłał mi słaby uśmiech - nawet on nie wiedział co się stanie. Czekałam, milczenie stało się moją udręką, ostatni radny jeszcze raz przeczytał to co miał na papierze i spojrzał to na mnie, to na Millera. 

- Cole. - Powiedział spokojnie, ale bez wyrazu. 

Nie mogłam w to uwierzyć,  byłam taka szczęśliwa i pełna nadziei. Moja mimika automatycznie się zmieniła, uśmiechałam się szeroko i ściskałam mocno dłoń Cartera. Nie mogłam w to uwierzyć, nawet kiedy głosowanie zostało podsumowane. Nie mogłam uwierzyć, że to koniec tej bezsensownej batalii i w końcu spokojnie będę mogła żyć u boku Cartera. 

Prawie, że wybiegłam z budynku i pognałam do auta. Chciałam zobaczyć się z dziewczynkami, teraz!

Carter cały czas za mną podążał, ale milczał, dopiero przy aucie pozwolił sobie zdjąć ten mur, który zbudował na czas rozprawy. 

- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? - Zapytał i przyparł mnie do auta. Nie był zły, ale nie skakał z radości, co mnie rozczarowało. 

- Chciałam to zrobić po rozprawie, na spokojnie ale...  

Nie pozwolił mi dokończyć bo jego usta napadły na moje. Objął mnie i podniósł do góry ciągle całując, a kiedy przestał na jego twarzy pojawił się duży uśmiech.

- Bliźnięta? - Zapytał choć znał odpowiedź. Nie dziwiłam się, że był w szoku, ja sama jeszcze w nim byłam. 

Kiedy widziałam jak Carter się cieszy, nie mogłam nie zarazić się jego dobrym humorem. Całą drogę nawijał o remoncie pokoi dla dzieci, o tym co trzeba zrobić i kupić. Totalnie sfiksował na punkcie naszych dzieci, a one dopiero zaczynały się tworzyć. 

- Ej spokojnie, bo na zawał zaraz zejdziesz. - Stopowałam go, ale było to na nic.

- Żartujesz sobie?! Sto pięćdziesiąt lat czekałem na swoje dzieci, nie mogę przestać! 

Czułam się dziwnie, kiedy zachowywał się w ten sposób, ale w końcu miał racje. Naczekał się wystarczająco, niech się teraz cieszy, nawet jeśli zachowuję się strasznie dziwnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top