XVIII

Zatraciłam się w złotych oczach Alfy i starałam się nie upaść kiedy nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Jednak próżne moje zmartwienia bo Carter przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, tak blisko, że czułam każdą część jego ciała - DOSŁOWNIE KAŻDĄ - tą ''ruchomą' też. W pomieszczeniu zrobiło się niebezpiecznie gorąco, wręcz czułam, że nagle zaczęłam się pocić jakby temperatura skoczyła o dwadzieścia stopni w minute. Wiedziałam do czego to zmierza, ale kiedy nasz usta się spotkały nie mogłam złapać oddechu. Jego pocałunki zawsze zwalały z nóg i uzależniały z każdym kolejnym, choć nie bardzo wiedziałam dlaczego. No dobra, był mega przystojny, dobrze zbudowany, całował tak cholernie dobrze ale jednak nie rozumiałam dlaczego tak łatwo się temu oddawałam - i to z taką przyjemnością. 

Mój mate oderwał się na chwilę od moich ust, by po chwili przylgnąć do mojej szyi, zostawiał mokre ślady wzdłuż mojego obojczyka, a kiedy nie wytrzymałam i jęknęłam cicho, zjechał ustami niżej w okolice mojego biustu. Czułam dreszcze na kręgosłupie i podniecenie, które kumulowało się jak tykająca bomba w okolicy podbrzusza. 

- Cart... - Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju ale zamiera równie szybko. 

Przerwaliśmy choć Carter trzymał mnie jeszcze mocno w swoich ramionach i z niesmakiem patrzał na przybysza, którym okazała się być Alex. Przyglądała nam się z rozdziawioną buzią i byłam pewna, że w jej oczach zobaczyłam błysk zazdrości i może domieszkę gniewu.

- Czego? - Wysapał zły Alfa. 

No dobra, zaczynało mnie już to trochę śmieszyć, że zawsze przerywano nam w tych momentach. Tak jakby tylko stali pod drzwiami i czekali na odpowiedni moment, żeby przypadkiem nie zrobiło się ciekawie. 

- Przepraszam, że przeszkadzam...- wysyczała przez zęby kobieta. - Ale dostałam wiadomość od Miriam i uznałam, że chciałbyś wiedzieć, iż przyjeżdża do nad jutro. - Dokończyła i wyszła zatrzaskując znacząco drzwi. 

Carter odsunął się od mnie, a po jego minie widziałam, że ta wiadomość nie była zbyt przyjemna. W środku skręcało mnie by dowiedzieć się kim jest ''Miriam'' i dlaczego Alfa nie był zadowolony z obrotu spraw, ale nie dane było mnie zapytać bo ulotnił się w mgnieniu oka, pozostawiając palący ślad po pocałunkach na moim ciele. Wzięłam głęboki oddech kiedy wyszedł i rozejrzałam się po pokoju, co prawda nie było skończone bo brakowało dziecięcych dodatków ale nie było złe, jasne ściany idealnie komponowały się z różowymi łóżkami w stylu księżniczek i meblami do kompletu. 

Wyszłam z pokoju zamykając drzwi i skierowałam się do swojego pokoju ale dziwny niepokój kazał mi zejść na dół i kiedy stałam już przed gabinetem alfy usłyszałam dochodzące z niego rozmowy.

- Co zrobimy z Luną? - Zapytał Ozzy. - Miriam nie będzie zadowolona. - Dodał.

- Nic. Po po prostu zostanie tutaj a ja pójdę na spotkanie alf. - Powiedział zirytowany Carter. 

- Ale każdy alfa zabiera swoją przeznaczoną...- Zaczął zdziwiony(?) Ozzy.

- Wiem... ale Miriam... wiesz jaka jest. - Powiedział alfa.

Zamarłam i wycofałam się, nic z tego nie rozumiałam ale nie oznaczało to nic dobrego. Ich słowa krążyły mi po głowie kiedy szłam do kuchni, to wszystko wywołało we mnie niepokój. 

Miałam nadzieje, że nikogo nie będzie w pomieszczeniu ale zastałam w nim, nikogo innego jak Alex, która nalewała sobie whiskey do szklanki. 

- O jest i nasza Luna. - Powiedziała sarkastycznie i uśmiechnęła się gorzko.

Chwilę stałam i wpatrywałam się w nią, ale ona była zajęta piciem trunku i muszę przyznać, że trochę się skrzywiłam kiedy jednym haustem opróżniła naczynie. Nie zamierzałam się nią przejmować więc wyciągnęłam szklankę by nalać sobie soku ale jej słowa mnie zmroziły.

- Myślałaś, że ja jestem zagrożeniem...- zaśmiała się cierpko. - Ale Miriam... Miriam to jest dopiero twój wróg. - dodała i nalała sobie kolejną porcje alkoholu.

- Co masz na myśli? - Zapytałam i odwróciłam się w jej stronę. Widząc jej skwaszona minę postawiłam szklankę i kiwnęłam by i mi nalała trochę whiskey.

- Cóż... jest alfa stada z którym mamy pakt... - Zaczęła i wlała mi trochę złotego płynu do szklanki. Zaciekawiona wypiłam łyk i słuchałam dalej. - I jest mega napalona na Cartera... mam na myśli na tyle by móc zrobić ci krzywdę. - Dodała i zachichotała gorzko. 

Analizowałam jej słowa w głowię a kiedy do mnie dotarło sama wypiłam trunek na raz. Alex nie zrobi mi krzywdy, jestem jej Luną - natomiast Miriam nie miała takich obaw, mogła spokojnie się mnie pozbyć bez wpływania na swoje stado. Usiadłam ciężko na siedzenie przy stole a Alex podążyła moim śladem wraz z butelką alkoholu. Przysunęłam szklankę by nalała mi więcej trunku i przyjrzałam się jej - widocznie zmartwiona i to mnie przeraziło jeszcze bardziej. 

- Zawsze chciała Cartera...- Upiła łyk i skrzywiła się nieznacznie. - bardzo długo na niego poluje i do tego nie można jej odmówić urody i cycków, dużych a nawet bardzo. 

W głowie miałam obraz jakiejś siksy, która dobiera się do Cartera a ten jest teraz bardzo wyposzczony a do tego chciał jechać sam na jakaś rade Alf. Bałam się do czego mogło tam dojść, mógłby mnie zdradzić? 

- Co to za rada alf? - Zapytałam w końcu. 

Aleks nie była dobrym źródłem informacji ale jedynym w zasięgu ręki i widocznie nie lubiła Miriam, tak mocno jak ja choć jeszcze jej nie znałam. 

- Oh, co jakiś czas są narady, często nudne ale czasami o ważnych sprawach jadą wtedy do stolicy danego kraju na kilka dni. - Odpowiedziała spokojnie a po chwili zmrużyła oczy i przyjrzała się mi z zaciekawieniem. 

- Dobra mamy problem... - Zaczęłam i wypiłam kolejną szklankę whiskey. - Carter chce mnie zostawić w domu jak tam pojedzie. 

Na twarzy Alex malowało się zdziwienie i rozbawienie - nie wiedziałam które jest gorsze. Przysunęłam w jej kierunku szklankę czekając na kolejną dawkę alkoholu, mimo, że w głowie mi już trochę szumiało - miałam słabą głowę do picia. 

- Wróg naszego wroga, jest naszym przyjacielem? - Zapytałam i wystawiłam w jej kierunku dłoń by mogła ją uścisnąć. 

- Co kombinujesz? - Zapytała patrząc na mnie spod byka i uśmiechając się złowieszczo. 

Zrozumiała aluzje i od kiedy uścisnęła moją dłoń byłyśmy wspólniczkami. W mojej głowie narodził się plan, tak złowieszczy, iż sama się dziwiłam, że jest mój...




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top