XVI

Minęło kilka dni od rozmowy z Carterem w gabinecie, a ja wciąż nie mogłam pogodzić się z myślą, że ojcem dziewczynek jest potwór. Nie mogłam pozwolić by rodzina tego skurwiela wzięła dziewczynki więc myślałam nad następnym krokiem. 

Miałam wrażenie, że Carter mnie unika albo może po prostu miał więcej pracy? Nie spodziewałam się, że z czasem więź tak zacznie na mnie wpływać bo czułam fizyczny i psychiczny ból kiedy przez dłuższy czas nie widziałam się z Carterem. I choć nie chętnie musiałam przyznać, że zaczynałam coś czuć do alfy, nie była to miłość jak z romansów, nie oszalałam na jego punkcie doszczętnie ale można powiedzieć, że moje zamrożone serce zaczęło się rozmrażać. 

Dłużej nie mogłam udawać, że wszystko jest dobrze, nie mogłam siedzieć bez czynnie i czekać aż ktoś zabierze dziewczynki - dlatego zeszłam na parter domu głównego i teraz brałam kilka głębokich wdechów przed gabinetem Alfy. Nie zapukałam choć powinnam ale nie mogłam się skupiać na takich błahostkach. 

- Możesz wejść. - Powiedział alfa po tym jak zmierzył mnie wzrokiem.

Jak zwykle ubrany w dżinsy i podkoszulek, który podkreślał każdy cal jego wyćwiczonego ciała - i zrobiło się jakby goręcej w pokoju kiedy mój wzrok uciekał na atuty mojego mate. 

- Coś się stało? - Wyrwał mnie z zamyślenia, w sumie raczej z wymyślania scenariuszy w których ściągałam z niego tę przeklętą koszulkę.

- Dziewczynki nie mogą tam trafi. - Powiedziałam z pewnością siebie w głosie. - Musisz mi pozwolić je wziąć tutaj. - Dodałam.

Brunet milczał przez chwilę, wpatrując się we mnie ze zdziwieniem. Wiedziałam, że moje zachowanie się zmieniło odkąd Andreas zakończył swój żywot i chyba to zaskakiwało wszystkich. 

- Wiem, dlatego przygotowałem już papiery. - Odpowiedział jak gdyby nigdy nic. 

- Jak to? - Zapytałam zaskoczona co wyraźnie rozbawiło Cartera. 

- Papiery do możliwości adopcji dziewczynek, żeby ze strony ludzi nie było problemów i papiery do rady wilkołaków. - Odpowiedział i podał mi jakieś papiery, które przyjęłam automatycznie. 

Zaczęłam przeglądać i faktycznie większość rzeczy była wypisana, zostało dopisać nazwiska i daty urodzin i papiery adopcyjne były by gotowe. Jednak moją uwagę przykuło coś co było błędem - mianowicie Alfa wpisał w moim nazwisku ''Cole''.

- To nie jest moje nazwisko. - Spojrzałam na niego a on się uśmiechnął łobuzersko w moją stronę, jakby planował coś iście szatańskiego.

- To moje nazwisko. - Odpowiedział wesoło.

Chwilę zajęło mi by połączyć fakty ale kiedy do mnie to dotarło, patrzyłam na Cartera z niedowierzaniem. Brunet jakby czytając mi w myślach wyjaśnił szybciej niż zdążyłam zapytać. 

- Małżeństwa maja większą szanse na adopcje... - To co mówił miało sens, choć jak dla mnie to było trochę nie w jego stylu. - Ty zajmowałaś się dziewczynkami, jesteś ich ciotką a ja jestem Alfą stada wściekłych, nie mogą odmówić nam adopcji ani w świecie ludzi, ani w świecie wilków, jesteśmy idealnymi kandydatami... 

- Jeśli weźmiemy ślub nie będą mieli się do czego przyczepić nawet ludzie, bo wy akceptujecie tylko więzi mate ale to nie jest problem. - Dokończyłam za niego.

Usiadłam po drugiej stronie biurka i zaczęłam wpisywać brakujące informacje, które znałam tylko ja. Czułam wzrok Cartera na sobie ale postanowiłam się tym nie przejmować, choć czułam się skrepowana bo mierzył mnie wzrokiem jakby miał zaraz mnie zjeść.

- Skoro zgodziłaś się na ten pomysł to jest coś jeszcze co musimy razem wypełnić. - Powiedział z podwyższonym tonem, jakby się z tego cieszył. 

Spojrzałam na niego i zobaczyłam szeroki uśmiech-  nie przyszło mi to do głowy ale kiedy odwrócił monitor by pokazać mi stronę urzędową, na której oglądał dostępne daty ślubu wszystko stało się jasne. Skubany zaplanował wszystko, może gdybym nie wparowała teraz do jego gabinetu to wszystko by wybrał sam.

- Najwcześniejsza data? - Zapytałam.

- Za dwa tygodnie, kolejna za miesiąc... - Chciał coś dodać ale przerwałam mu bo nie było nad czym się zastanawiać. 

- Za dwa tygodnie. - Oznajmiłam.

Nastała cisza, która zmusiła mnie bym spojrzała brunetowi w oczy - chyba naprawdę udało mi się zszokować wilkołaka bo wpatrywał się we mnie jakby szukał mojego alter ego. Chyba chciał coś powiedzieć ale odchrząknął tylko i odwrócił monitor w swoją stronę. 

- W takim razie chyba będziesz musiała zaplanować kilka rzeczy przed ślubem. - Dodał z uśmiechem. - Listę gości, wystrój, miejsce, jedzenie no i ubranie na noc poślubną. - powiedział z naciskiem na noc poślubną.

Niby miał być to ślub dla papierka ale uświadomiłam sobie kilka rzeczy - po pierwsze będę formalnie jego mate i jego żoną, nie wymyślili na tym świecie kombinacji takiej jak tam, mam na myśli, że w tym wypadku ''nie opuszczę cię aż do śmierci'' ma inne znaczenie - dosłowne. Po drugie Carter był wyposzczony, jak nigdy chyba. czytałam, że jeśli chodzi o seks to wilkołaki są bardzo aktywne, a nawet bardzo niż bardziej a ja mimo oznaczenia jeszcze z nim nie spałam. Nic więc dziwnego, że myślał i mówił o tym.

- A kiedy weźmiemy dziewczynki? Teoretycznie mogą być z nami już teraz, mam ciągle prawa do nich. - Zwinnie zmieniałam temat by nie pokazać Alfe, że pobudził moje ciało w inny sposób niż zwykle. 

- Możemy nawet i teraz ale jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - Zapytał na co prychnęłam.

- Ja już mogę jechać, ale trzeba będzie znaleźć im jakiś pokój i kupić łóżka. - Odpowiedziałam i wpatrywałam się w mojego mate, który uśmiechnął się delikatnie.

- W sumie mam chwilę czasu, możemy pojechać po nie teraz... ale czy osoba która się nimi zajmuję nie wpadnie w histerię? - Nie rozumiałam o co mu chodziło ale kiedy dokończył wszystko było jasne. - Na papierku jesteś martwa, zginęłaś w wyścigu.

Zapomniałam o tym, jak mogłam zapomnieć? 

- Będzie w porządku, można jej zaufać. 

Serce waliło mi jak młot pneumatyczny, jestem pewna, że mogłabym tym dźwiękiem kogoś ogłuszyć. I mimo całego strachu, całej niepewności wiedziałam jedno - nie pozwolę nikomu odebrać mi dziewczynek. 

*********

Mniej akcji ale jest :) 

Chętnie przytulę gwiazdki i komentarze :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top