XIV

- Luna! - Usłyszałam głos Justina który rzucił się na mnie, kompletnie ignorując Alfę. 

Carter zawarczał ostrzegawczo na chłopca, ale on tylko mocniej się we mnie wtulił jakbym mogła go uratować przed brunetem. Siedziałam częściowo przykryta kołdrą, jeszcze z gorączką a we mnie wtulał się mały wilkołak, który chyba lubił mnie bardziej niż ja jego. Sztywno pogłaskałam go pogłowie - jakby samo dotykanie małego mogło mi zrobić krzywdę. 

- Luno... Tęskniłem. - Powiedział wycierając głowę w mój brzuch. - Pobawimy się dzisiaj? - Zapytał i spojrzał na mnie błagalnie.

- Luna się jeszcze źle czuję. - Uratował mnie Carter. - Teraz musisz dać jej wypocząć. - Dodał a mały spojrzał na niego smutno. - No już... zmykaj. - Dodał a młody spuścił głowę w dół i ruszył w kierunku drzwi leniwym krokiem. 

- Ale jak będziesz zdrowa to się pobawisz ze mną? - Młody ponowił próbę i mimo niechęci zgodziłam się. Nie był niczemu winny więc nie mogłam traktować go jak zło wcielone. 

Siedzieliśmy w milczeniu, które boleśnie szumiało mi w uszach i doprowadzało do szału. Znacie to uczucie kiedy cisza jest tak nieznośna, tak głośna, że słyszycie jej pisk w uszach? Jakby była rozkapryszonym dzieckiem, które zostało porzucone i teraz domaga się atencji.

- Co z... - Zaczęłam, w końcu, nie mogąc znieść ciszy.

- Uciekli ale zająłem się tym. - Jego aksamitny głos mnie uspokoił. - Jeśli ktoś z ich watahy tu wjedzie, to długo nie pożyje. - Dodał i pogłaskał mnie po policzku na co zadrżałam. - Połóż się i odpocznij. 

Zostawił mnie z palącym jeszcze dotykiem na dłoni, moje ciało nie chciało żeby odchodził ale mózg wręcz się i to prosił. Oznaczenie jeszcze bardziej wzmogło niepożądane uczucie i czułam się tak jakby mnie rzucił, naprawdę miałam wrażenie, że zerwał ze mną ale wiedziałam, że to tylko więź więc walczyłam z tym. Chciałam go zatrzymać, powiedzieć by mnie nie opuszczał a z drugiej strony chciałam zostać sama. 

Położyłam się i czekałam na sen ale ten nie nastąpił. Coś w środku drżało ze strachu choć w tym domu nigdy nic złego mi się nie stało, ale wspomnienie o potworze w jadalni nie dawało mi spokoju. W środku czułam, wyżerający niepokój, nie logiczny, bezpodstawny niepokój ale na tyle silny bym nie mogła zasnąć - choć ostatnio to było jedyne moje zajęcie, które pozwalało mi odłączyć przemęczony mózg. 

Nie liczyłam czasu ale kiedy usłyszałam otwierające się okno zamarłam, a czas stanął w miejscu. Nikt z watahy nie wchodził by przez okno do mojego pokoju więc z szybko bijącym sercem odwróciłam się w tamtą stronę - koszmar wrócił wraz z jego twarzą. Ten skurwiel uśmiechał się szeroko w moją stronę a w oczach widziałam obłęd - chciał zemsty. 

- Zaraz ktoś tu przyjdzie, lepiej stąd spierdalaj! - Wykrzyczałam ale on przerzucił swoje ciało przez parapet i wszedł do  środka i zrobił krok w moją stronę.

- Oh, nie byłbym tego taki pewien, są zajęci negocjacjami z moją mate. - Puścił w moją stronę oczko i zbliżył się jeszcze bardziej. 

Wstałam z łóżka i zaczęłam cofać w stronę drzwi, patrząc prosto w jego oczy. Koszmar wracał a ja nie wiedziałam co robić, czułam jak moje ciało ogarnia panika, teraz nie było już nikogo oprócz nas dwojga, nie miałam broni i byłam słaba. Do oczu napłynęły mi łzy ale rzuciłam się na klamkę z nadzieją, że uda mi się uciec - na próżno. Andreas złapał mnie za włosy i pociągnął do tyłu z taką siłą, że przeturlałam się przez pokój i uderzyłam mocno w głowę. Nie zdążyłam się dobrze podnieść kiedy mężczyzna złapał mnie za szyję i docisnął do zimnej drewnianej podłogi, szarpałam się ale powoli zaczynało brakować mi oddechu. W głowię miałam chaos, nie chciałam umierać, chciałam walczyć ale powoli opuszczały mnie siły i jedyne czego się teraz obawiałam to, to że jedyne co zobaczę przed śmiercią to twarz tego potwora. 

- Zanim dołączysz do rodziny chciałem powiedzieć ci coś jeszcze...- Wysapał do mojego ucha. - Twoje siostrzenice za, które oddałaś mi się to moje córki, nie skrzywdziłbym ich ale skoro natrafiła się okazja... - Oblizał obleśnie usta i zacisnął dłonie mocniej na mojej szyi. 

Zamknęłam oczy a po policzku spłynęły mi słone łzy, przed oczami zobaczyłam dziewczynki i Cartera i wtedy poczułam, że mam siłę, że nie mogę się poddawać. Złapałam za srebrny łańcuch na nadgarstkach i resztkami sił owinęłam go wokół szyi napastnika, na początku lekko ale to wystarczyło by rozluźnił uścisk a wtedy to ja zaczęłam dusić jego. Srebro coraz mocniej wypalało ślady na skórze Andreasa, aż w końcu zaczęło wypalać ścięgna i wszystko to, co stanęło na drodze. Zepchnęłam go z siebie i usiadłam okrakiem tak by nie miał możliwości uciec, szarpał się ale srebro skutecznie osłabiało jego siłę. Zaciskałam mocniej łańcuch nawet wtedy kiedy zdecydowanie już nie żył a krew trysnęła mi na twarz i ubranie, zaciskałam mocniej aż w końcu łańcuch przeciął jego głowę a ta odpadła. Nie myślałam nad tym co się stało, byłam w amoku i moje ciało działało mechanicznie. 

Wstałam i wzięłam głowę Andreasa po czym spokojnie wyszłam z pokoju i skierowałam się schodami w dół, słyszałam już głosy i ruszyłam w tamta stronę. Widziałam, że zostawiam krwawe ślady stóp i małe kałuże krwi, które kapały z odciętej głowy potwora. Nie pukałam ani nie czekałam na pozwolenie, weszłam do gabinetu skąd słyszałam zażartą rozmowę, a kiedy moje stopy dotknęły zimnej posadzki wszystkie oczy skierowały się w moja stronę - widziałam strach i przerażenie, widziałam szok i niedowierzanie - emocje na twarzach zebranych były przeróżne ale mój wzrok spoczął na kobiecie która była mate Andreasa. Kobieta otworzyła szeroko oczy a po policzkach spłynęły jej łzy.

- Jeśli ktoś jeszcze wejdzie na teren naszej watahy i będzie komukolwiek próbował zagrozić to skończy tak jak on. - Miałam opanowany głos choć zaczęło dochodzić do mnie co się stało. 

Kiedy się odwróciłam za plecami zdążyło zebrać się kilka osób i przyglądać całej scenie, nie czekałam na odpowiedź tylko ruszyłam przed siebie, do swojego pokoju nie mogłam wrócić więc kiedy byłam już na swoim piętrze i spotkałam Alex zapytałam się jej gdzie jest pokój alfy. Kobieta patrzyła na mnie z przerażeniem ale wskazała drzwi po lewej.

Wszystko działo się jak za mgłą, ściągnęłam ubrania i poszłam do ładnej, przytulnej łazienki i weszłam pod prysznic, woda przybrała kolor czerwieni kiedy spłukiwała ze mnie ślady horroru, który wydarzył się obok. Nagle wszystko we mnie pękło a ja opierając się o ścianę dwoma rękoma zaczęłam przeraźliwe szlochać - choć to nie był szloch to był jeden wielki ryk rozpaczy, przerażenia, bólu i wszystkiego co tylko można sobie wyobrazić. 

*****

Wiem, wiem, nie pisałam jakiś czas, ale zabrakło mi weny i czasu :( Nie porzucam pisania ''Drapieżnika'' więc jeśli nie ma mnie jakiś czas, to nie rezygnujcie - obiecuję, że się pojawię :)






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top