XII

Gorączka wciąż się utrzymywała a ja czułam się jak śmietnik po czterdziestu napadach mimo podanych leków. Wysiłkiem były wyprawy do toalety ale na szczęście nie miałam innych obowiązków więc leżenie jak trup nikomu nie przeszkadzało a tym bardziej mnie - przynajmniej nikt nie będzie próbował mnie nigdzie zabierać z pokoju. 

Wychodząc z toalety zerknęłam w stronę okna i mimo złego stanu zauważyłam, że coś jest nie tak. Strażników wydawało się więcej ale nie chodzili standardową trasą - tak jakby wymieniali się z innymi strażnikami. Postanowiłam przyjrzeć się chwile tej scenie i po piętnastu minutach miałam pewność, że coś jest mocno nie tak. Wiedziałam, że przywódca zaprzyjaźnionej watahy ma nas dzisiaj odwiedzić - w sumie nie interesowałam się tym do tej pory ale teraz zaczęłam analizować wszystko co docierało do moich uszu ostatnio. Carter nie wyglądał na przejętego tym spotkanie, nie na tyle  by wystawiać dodatkowe straże i nie na tyle by obawiać się o bezpieczeństwo kogokolwiek - wyglądał raczej na kogoś kto ma spotkać się ze starym znajomym.

Jeszcze raz wyjrzałam przez okno i przypatrywałam się temu co dzieje się na zewnątrz. Niektórzy strażnicy zagadywali zmiennych którzy się tam kręcili, po czym tamte osoby chowały się do budynków. Po jakimś czasie nie było nikogo kto by kręcił się po placu. I wtedy zobaczyłam twarz jednego z tajemniczych strażników i zamarłam. To była ta twarz, twarz jednego z mężczyzn którzy zaatakowali moją rodzinę trzy lata temu. 

Szybko schowałam się w rogu pokoju i wpadłam w panikę - mój oddech był nie równy i zbyt płytki, dłonie drżały ze strachu a serce waliło jak dzwoń w mojej klatce. Zamknęłam oczy i skupiłam myśli na tym co mam robić - znowu wszystkich zabiją? Znowu mnie zgwałcą? 

Z przerażenia wpadłam we wściekłość, skoro ten przydupas tu był to i ten potwór - miałam szanse na zemstę. Nie wiedziałam skąd wzięłam siłę i odwagę ale wyszłam z pokoju jak najciszej i skierowałam się do gabinetu Cartera - widziałam, że na ścianie wisiała broń, może i ozdobna ale postanowiłam poszukać do niej amunicji. Oczywiście były to tylko płonne nadzieje ale jeśli istniała jakaś szansa to powinnam ja wykorzystać. 

Kiedy zeszłam na parter usłyszałam głosy dobiegające z jadali i kiedy już miałam otwierać drzwi gabinetu zamarłam słysząc głos który śnił mi się po nocach, ten sam który szeptał mi do ucha, że mam się słuchać bo inaczej zabije mnie i dziewczynki. Zacisnęłam pięści i weszłam do gabinetu, wiedziałam, że nikogo tam nie ma więc od raz rzuciłam się na ścianę na której wisiała broń. Nie znałam się na rodzajach ale shotgun to to nie był, istniała szansa, że sobie poradzę. Przypominając sobie wszystkie filmy udało mi się zajrzeć do magazynka - dwie kule, tylko dwie kule!

Mimo gorączki czuła, że nabieram sił, adrenalina uderzyła do mojej głowy i przez chwilę ona przyćmiła lęk, który cały czas mi towarzyszył. Wyszłam z gabinetu i skierowałam się wprost do jadalni, drzwi były uchylone ale nikt nie zwracał na mnie uwagi, zajęci byli rozmową z tym potworem. Przez trzy lata widziałam tą twarz w snach, mogłam opisać każdy szczegół tej zakazanej mordy i teraz kiedy ją widziałam jedyne co poczułam to wściekłość. 

- Nie ma lepszych żołnierzy niż moi... - Mówił rozbawiony mężczyzna. 

Nie mogłam wytrzymać i weszłam do pokoju celując wprost w jego głowę. Wszystkie oczy skierowały się na mnie w tym Cartera, który zerwał się na równe nogi.

- Co ty robisz?! - Wykrzyczał w moja stronę.

- Co ja robię? - Zaczęłam kpiąco. - Wyjrzyj na zewnątrz... ty sobie z nim gawędzisz a on właśnie po cichu atakuję twoją watahę. - Powiedziałam pewnym głosem i spojrzałam Carterowi w oczy. 

Nie wiedziałam czy widzę, szok, strach, niedowierzanie czy nie ufność ale wykonał moje polecenie i podszedł do okna po czym głośno wypuścił powietrze. Ja natomiast spojrzał w twarz swojemu oprawcy, nic się nie zmienił, ani z wyglądu ani charakteru. 

- Oh...to ty... - Zaczął z szerokim uśmiechem. - I co zabijesz mnie? Ledwo na nogach się trzymasz/ - Dodał wręcz wyśmiewając mnie w twarz. 

- Nie ciebie... - Zaczęłam a jego twarz stężała. - Tą kobietę tutaj, kto to jest? Twoja mate? - Zapytałam a kobieta odwróciła się w moją stronę ze łzami w oczach. 

Nie było mi jej szkoda, chciałam, żeby potwór cierpiał - szybka śmierć to za mało. Ponoć po stracie mate wilkołaki nie są w stanie funkcjonować, nie mogą jeść ani spać. 

- Dlaczego to robisz? - Zapytała kobieta a Carter przyglądał się całej scenie w ciszy. - Jestem w ciąży, proszę pozwól nam odejść... - Dodała i zaczęła szlochać.

- Moja siostra urodziła dwie córki, maja teraz trzy lata... twój mate nie oszczędził ich matki kiedy one same miały miesiąc... -  Zaczęłam a twarz Cartera zmieniła wyraz, był wściekły ale ja kontynuowałam. - Dlaczego miałabym okazać jemu litość? - Kobieta otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia a później spojrzała na swojego partnera.

Mężczyzna uśmiechnął się i cmoknął wesoło.

- Zmieniłaś się odkąd ostatni raz cię widziałem... - W jego głosie było słychać dumę. - Czy twój mate wie jak świetnie się razem bawiliśmy?

Nie wiedziałam co się działo ale pamiętam jak mój palec naciska i z broni wylatuję kula skierowana w stronę mężczyzny. Usłyszałam krzyk i warczenie, wszystko działo się tak szybko, że obrazy migały mi przed oczami. Nie pamiętam co czułam, czy byłam zła czy smutna? Nie pamiętam strachu ale pamiętam ciszę, która zapanowała w pomieszczeniu kiedy wroga wataha opuściła teren. 

Odrzuciłam pistolet i patrzyłam się chwilę na Cartera, który przyglądał mi się w szoku. Nie mogłam patrzeć na niego bo teraz wszystkie emocje do mnie wracały, teraz się dowiedział, że jestem brudna. Odwróciłam się i praktycznie wdrapywałam się po schodach by położyć się do łóżka, tam chciałam poczekać na rozwój wydarzeń.

- Aria! - Usłyszałam głos Cartera ale nie zatrzymałam się. Działałam jak robot, miałam za zadanie dojść do pokoju i to zamierzałam zrobić.

Nie dane mi to było bo alfa wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju, milczał ale to była kwestia czasu. Kiedy moje stopy stanęły w dobrze znanym mi pomieszczeniu westchnęłam.

- Ario o co chodziło? - Zapytał zmartwiony ale ja milczałam, nie chciałam, by wiedział. - Jeśli nie powiesz to cię oznaczę i wszystkiego się dowiem. 

Spuściłam głowę w dół i przyglądałam się podłodze.

- Nie rób tego... - Wyszeptałam ale alfa zdecydował inaczej i kiedy szarpnął mnie w swoją stronę zamknęłam oczy.

Nie chciałam patrzeć w jego złote oczy i zobaczyć jak mnie nienawidzą. Czytałam o naznaczaniu i polega ono na ugryzieniu, kiedy zmienny gryzie swoją wybrankę jest w stanie zajrzeć we wspomnienia, uczucia i pragnienia tej osoby. Poczułam ból w okolicy obojczyka a kiedy Carter wyciągnął kły otworzyłam oczy i spojrzałam na niego smutno.

- Mówiłam ci żebyś tego nie robił... - Po tym zapadła ciemność. Zemdlałam. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top