VIII

Przed oczami znowu miałam tą potworną twarz i okropne szare oczy, które w tej chwili uśmiechały się złowieszczo. Krzyczałam i próbowałam się wyrywać ale napastnik był jeszcze bardziej brutalny, dostałam pięścią w twarz i poczułam jak metaliczna ciecz wylewa się z mojej rozwalonej wargi. 

- Zamknij się! - Wykrzyczał wilkołak i mocniej ścisnął za moje gardło. 

Czułam jak tracę powietrze, nie mogę oddychać kiedy mnie dusi ale on nie chce mnie zabić i kiedy jestem na skraju - puszcza moją szyję. Z oczu lecą mi słone łzy i dlatego obraz matki z wnętrznościami na wierzchu jest nie wyraźny ale wciąż okropny. 

Mój koszmar się dopiero zaczyna bo wilkołak nie ma dość i tak maltretuje moje ciało tak, że prawie już nic nie czuję...

Budzę się z krzykiem i dyszę, pot spływa po moim czole i przechodzą mnie zimne dreszcze. Wstaje z łóżka i podchodzę do lustra by upewnić się, że to był tylko sen - na szczęście moje ciało wygląda normalnie - nie jest posiniaczone ani pokrwawione. Uchylał drzwi od pokoju i wpadam wprost na Cartera który przygląda mi się uważnie. 

- Wszystko dobrze? - Pyta z troską? 

- Tak. - Odpowiedziałam stanowczo i próbuje go wyminąć ale zastawia mi drogę. 

- Krzyczałaś. - Zauważa i z wlepionymi ślepiami zaczyna świdrować mnie spojrzeniem.

- To tylko sen. - Odpowiadam i mam nadzieje, że odpuści. - Mogę iść się napić wody czy będziemy tak stać? - Pytam pewniej niż spodziewałam się po sobie. 

Carter usuwa się z mojej drogi ale wciąż czuję jak wpatruję się we mnie, jakby szukał czegoś co potwierdziłoby, że kłamałam. 

Pierdolone koszmary! Czy ten, który przeżyłam nie wystarczy?! 

Drewniana podłoga zdawała się być lodowata kiedy bosymi stopami jej dotykałam. W całym domu panowała głucha cisza i tylko moje nie zgrabne ruchy przebijały się przez ten niezmącony spokój. Nalałam sobie do szklanki soku z lodówki i usiadłam przy stole, serce wciąż waliło mi jak oszalałe a na wspomnienie snu dostałam ciarek. 

Ciekawa jestem co zrobiłby Carter gdyby dowiedział się jak bardzo zbrukana jestem, jak brudna jestem? Czy zaczęły by się tortury? 

kiedy stałam już pod swoim pokojem, westchnęłam ciężko - nie mogę mu powiedzieć, wtedy mogło być jeszcze gorzej. Nacisnęłam na klamkę i po ciemku skierowałam się w stronę łóżka, w pokoju panowałam ciemność i nie wiele widziałam dlatego kiedy poczułam coś na moim łóżku krzyknęłam przestraszona. 

- Spokojnie. To ja. - Powiedział Carter. 

Cholera! Czego on chciał?!

- Co... co ty tu robisz? - Wyjąkałam. 

Alfa przyciągnął mnie do siebie i zmusił bym się położyła obok niego. Poczułam jego ciepło i przeszły mnie przyjemne dreszcze. Moje ciało krzyczało ''tak'' a rozum podpowiadał bym uciekała ale ucieczka nie była możliwa więc z kołatającym sercem pozwoliłam mu by mnie obejmował. Po chwili się uspokoiłam i nawet zrobiło się wygodnie i przyjemnie choć z tyłu głowy miałam wciąż głosik, który przypominał mi, że to wilkołak, że to potwór. 

***

Przebudziłam się kiedy poczułam jak łóżko się rusza i zerwałam się na równe nogi kiedy przypomniałam sobie, że zasnęłam w jednym łóżku z Alfą. Spojrzałam na Cartera który uśmiechał się i przyglądał temu co robię.

- Mu...muszę iść się wykąpać. - Powiedziałam szybko i ruszyłam w stronę łazienki. 

'' Żeby zmyć twój dotyk z mojej skóry...'' - Dodałam w myślach. 

- Pójdę z tobą. - Wymruczał Carter i dopiero teraz zobaczyłam, że bokserki napięły się a on był gotowy żeby mnie wziąć. 

- NIE! - Krzyknęłam i w pośpiechu wzięłam torbę z ciuchami od Mii, wczoraj nawet nie kwapiłam się by ją rozpakować. 

Kiedy zatrzasnęłam drzwi i przekręciłam zamek usłyszałam śmiech Cartera a moje serce zabiło szybciej. Błagam niech tutaj nie idzie! Niech nie próbuje mnie zgwałcić - powtarzałam sobie w myślach. Na szczęście nie domagał się niczego a ja odetchnęłam, weszłam do wanny i zaczęłam szorować każdy skrawek mojego ciała, do tego stopnia, że podrażniłam skórę i zaczęła mnie lekko szczypać. Wyszłam z wanny i rozejrzałam się po łazience - wystrój był dość przyjemny dla oka - płytki w kolorach beżu i drewniane dodatki.

Pożałowałam swojej reakcji bo dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak źle wyglądała moja skóra. Zanurkowałam w torbie by znaleźć coś z długim rękawem - nie mogłam przecież pokazać tego Carterowi. 

Wyszłam po cichu z łazienki i odetchnęłam kiedy nie było w nim już Cartera. Zaburczało mi w brzuchu więc postanowiłam zejść szybko do kuchni, wziąć jedzenie i wrócić do pokoju by zbytnio nie narażać się na kontakt z wilkołakami. 

Najpierw rozejrzałam się a później po cichu zeszłam na dół i skierowałam się w stronę kuchni. Nikogo tam nie było na co odetchnęłam z ulgą i zaczęłam robić sobie kanapki co chwilę zerkając, ze strachem w stronę wejścia. 

- Luno! - Krzyknął mały wilkołak a ja podskoczyłam przerażona. - Mogę zjeść z tobą śniadanie?! - Zapytał wesoło. - Co prawda już jadłem ale twoje kanapki na pewno są pyszne. - Dodał i posłał mi szeroki uśmiech.

I co miałam z nim robić? Westchnęłam i kazałam mu zająć miejsce przy stole, co posłusznie wykonał. Milczałam a mały zasypywał mnie opowieściami i pytaniami na które odpowiadałam ale beznamiętnie. 

- Mama mówiła, że dzięki Lunie wszyscy w stadzie są silni i zdrowi. - Powiedział dumnie. - Jesteś naszym życiem i będę cię bronił zawsze. - Dodał a ja zamarłam.

Co on miał na myśli? Jak bronić? Przecież to dziecko... Posłałam mu słaby uśmiech i zabrałam puste talerze, żeby je umyć i kiedy stałam już przy zlewie ktoś za plecami się odezwał. 

- Luno. - Kobiecy głos przyprawił mnie mini zawał. Odwróciłam się i ujrzałam młodą kobietę, która strasznie przypominałam małego chłopca. - Mam nadzieje, że mój syn nie był dla ciebie ciężarem. - Dodała i pokłoniła się w moją stronę.

Mimo tych wszystkich gestów moje serce szalało w klatce ze strachu a ja chciałam stamtąd uciec ale wtedy w drzwiach pojawił się wysoki mężczyzna, byłam pewna, że to ten sam który wczoraj prowadził mnie do Alfy. 

- Luno. - Pokłonił się ale widziałam, że robił to tylko i wyłącznie dlatego że musiał a nie dlatego, że mnie szanował. - Alfa kazał ci przekazać, że za godzinę wyjeżdżacie na zakupy. 

Skinęłam głową na znak, że rozumiem i kiedy para z dzieckiem skierowała się w stronę lodówki ja ruszyłam do wyjścia ale zagrodziła mi drogę piękna brunetka z grymasem na twarzy. Kiedy weszła do kuchni zlustrowała mnie wzrokiem i zmarszczyła brwi.

- Tak coś mi śmierdziało człowiekiem. - Powiedziała jakby z obrzydzeniem.

- Alexandro! - Krzyknął karcąco wielkolud ale brunetka nic sobie z tego zrobiła i podeszła bliżej.

- Ty masz być luną?! - Zaczęła. - Wolne żarty! - Zachichotała i przeszyła mnie wzrokiem. - Ty niby jesteś luną a to ze mną zabawia się alfa... jak to jest powiedz? - Jej twarz niebezpiecznie się zbliżyła. - Nie nadajesz się na lunę... to ja zajmuję się alfą. - Wysyczała a ja wybuchłam śmiechem.

- Wiesz jak chcesz to ci ustąpię... - Zaczęłam. - I gratuluję jakże ambitnych osiągnięć w twoim życiu. Pewnie to twój szczyt. - Dodałam drwiąco. 

Nie powinnam ale kiedy mówiła, że zajmuję się Carterem poczułam ukłucie zazdrości. Więź przemawiała przez mnie coraz mocniej a ja nie mogłam zrozumieć jak można kogoś nienawidzić i jednocześnie być o tą osobę zazdrosnym.

- Co tu się dzieje? - Zahuczał głos Cartera a Alexandra odwróciła się od razu w tamtą stronę. 

- Nic. Gratulowałam Alexandrze osiągnięć życiowych i ambicji. - Dodałam zaciskając pięści i wyminęłam kobietę a później Cartera. Kiedy stałam już przed schodami usłyszałam głośny śmiech wielkoluda i jego towarzyszki. 

- Zmiażdżyła cię Alex. - Powiedział wesoło wilkołak. 

***

Trochę mniej akcji ale jak wam się podoba? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top