III

Zanim otworzyła oczy poczułam pulsujący ból głowy. Starałam się sobie przypomnieć co się wydarzyło i powoli, powoli obrazu zaczęły zalewać moją głowę - wyścig, wampir i wilkołak... skok w przepaść. Westchnęłam głośno i otworzyłam oczy, skoro bolała mnie głowa to raczej na swoje nieszczęście przeżyłam. 

Pierwsze co rzuciło się w moje oczy to łóżko na którym leżałam - ogromne, z baldachimem i ręcznie rzeźbionymi wzorami. Chciałam się podnieść ale syknęłam z bólu kiedy zakuło mnie w płucach, upadłam na satynową pościel i spróbowałam ponownie tylko wolniej. Usłyszałam kroki i skupiłam swoją uwagę na drzwiach za którymi ewidentnie ktoś stał. Nie musiałam długo czekać kiedy w pomieszczeniu pojawił się wampir, który kłócił się z wilkołakiem na wyścigu. 

- Poruszaj się ostrożnie... nieźle się poobijałaś. - Powiedział i uśmiechnął się szeroko ukazując śnieżnobiałe zęby. - Ale na szczęście żyjesz. - Dodał. 

Na szczęście?! Chyba na nieszczęście. 

- Gdzie jestem? - Zapytałam oschle i rozejrzałam po elegancko urządzonym wnętrzu. 

Wszystko w pomieszczeniu krzyczało ''sram pieniędzmi'' -  poczułam się nieswojo, jak służąca w pokoju księżniczki. Piękne ręcznie rzeźbione meble, puchaty biały dywan, kryształowa lampa i piękne obrazy w pozłacanych ramkach. 

- W moim domu kochanie. - Odpowiedział przesłodzenie wampir. 

Świetnie, zostałam konkubiną wampira!

- Dlaczego? - Zapytałam bez emocji a przynajmniej się starałam by tak to brzmiało. 

- Oh kociaku, jesteś zupełnie w moim typie a ja potrzebuję kobiety która urodzi mojego następce. - Dodał i obrzydliwie oblizał usta.

 W końcu spojrzałam na niego, był to mężczyzna koło trzydziestki - to znaczy przynajmniej na takiego wyglądał. Wampiry żyją długo więc jego wygląd nie oddawał faktycznego stanu rzeczy. Miał blond włosy i oczy w kolorze czekolady, zadarty nos i wąskie usta. Był przystojny i dobrze zbudowany, co prawda nie barczysty ale umięśniony odpowiednio do swojego smukłego ciała co można było dostrzec nawet pod koszulą i marynarką. 

Istniał kiedyś mit na temat wampirów a mianowicie, że zmieniają się poprzez ugryzienie - prawda jest taka, że wampirem trzeba było się urodzić. Przeszył mnie dreszcz kiedy pomyślałam sobie czego od mnie chce. Słyszałam jak krew pulsuje mi  w głowie i poczułam silne mdłości na myśl o tym, że znowu będę wykorzystywana wbrew mojej woli. 

- Ale póki co musisz wyzdrowieć. - Usiadł na łóżku i przybliżył twarz do moich włosów, zaciągnął się moim zapachem i przyciągnął do siebie delikatnie. Moje serce zabiło szybciej ze strachu i wszystkie mięśnie się spięły. - Pachniesz tak słodko. - Dodał wesoło i posadził mnie na swoich kolanach. 

Dopiero zdałam sobie sprawę, że ubrana byłam w przezroczysta, krótką koszule nocną. Przejechał palcem po moim obojczyku i oblizał usta.

- Mam straszną ochotę ciebie posmakować. - Wymruczał do mojego ucha.

Moje serce zamarło, cholernie się bałam, że powtórzy się najgorszy dzień mojego życia. Zamknęłam oczy i w myślach błagałam by mnie zostawił - on jednak uparcie obłapiał mnie, co jakiś czas mruczał jak bardzo mnie pragnie. 

- Nie spinaj się tak mała. - Westchnął. - Nie zrobię ci krzywdy. - Pocałował mnie w szyję. 

Nie wiem ile to trwało i nie chciałam o tym myśleć ale w końcu odłożył mnie na łóżko i wyszedł. Jestem pewna, że coś mówił ale ja skupiałam cała swoją uwagę by nie rozkleić się na dobre.  Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy już spokojniejsza. Serce wciąż waliło mi w piersi jak młot pneumatyczny ale z czasem trochę się uspokoiło. Zakryłam dłońmi twarz i poczułam ból w piersi. 

Dlaczego mnie to spotyka? - Pytałam siebie. 

Skuliłam się na łóżku i modliłam się o śmierć. Zapadłam w stan katatonii znowu i otrzeźwiałam już późnym wieczorem kiedy usłyszałam kroki za plecami. Odwróciłam się niepewnie i kiedy ujrzałam tace z jedzeniem zaburczało mi w brzuchu, nie byłam pewna ile czasu już nie jadłam ale skręcało mnie w środku. 

Wampir podał mi tacę z szerokim uśmiechem. 

- Dużo szpinaku i wątróbki... musisz zrobić zapasy żelaza.- Powiedział i oblizał usta a ja wiedziałam o co mu chodzi. 

Zapas żelaza żeby mógł się na mnie żywić bez obaw, co to za pokarm który jest wybrakowany a taki z anemią jest dla wampirów najgorszy. Mimo wszystko przyjęłam tace i ostrożnie zaczęłam pochłaniać posiłek mimo, że wampir przyglądał mi się zafascynowany. 

Kiedy skończyłam odstawiłam naczynie na stolik i czekałam na to co się wydarzy bo wampir już dawno zbliżył się do mnie i ze smakiem mnie obserwował, byłam pewna, że chciał się na mnie rzucić. 

- Odsłoń szyję. - Rozkazał a oczy mu poczerniały. 

Zrobiłam co kazał i zamknęłam oczy - czy walka miała sens? 

- Dlaczego tu trafiłam? -Wyszeptałam przypominając sobie spór wilka i wampira.

- Ohh... do mnie było najbliżej i pod ręką miałem sztab lekarzy... - Zaczął. - Kundel ustąpił. - Dodał.

Nie wiedziałam co było gorsze... czy wampir czy wilkołak. Moja sytuacja była tak beznadziejna, że było mi wszystko jedno choć całą sobą pragnęłam śmierci. Zamknęłam oczy i poczułam kły na swojej szyi, syknęłam kiedy blondyn je zatopił w moim ciele. Nie było to nic przyjemnego. 

Kiedy skończył się na mnie żywić, oblizał strużkę krwi która spływała po moim ciele. Poczułam silne dreszcze obrzydzenia kiedy jego język zjechał w okolice biustu. 

- Nie mogę zbyt dużo z ciebie pić bo jeszcze nie wróciłaś do formy.- Powiedział spokojnie i wytarł twarz chusteczką. 

Nie patrzyłam na niego tylko na swoje dłonie które bawiły się pościelą. Chciałam żeby już sobie poszedł ale on uparcie siedział obok i nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Nie spinaj się tak księżniczko. - Zaczął. - Nie jestem takin zły... 

Jesteś pierdolonym wampirem, jesteś potworem! - Pomyślałam. 

Westchnął głośno i wstał. 

- Cóż, niedługo się przyzwyczaisz do nowej sytuacji. - W głosie słyszałam zawód. - Wy ludzie szybko adaptujecie się do nowych sytuacji. - Dodał poważniej. 

Kiedy wyszedł odetchnęłam z ulgą - w końcu mogłam zostać sama ze sobą. Mogłam położyć się spać i choć na chwilę zapomnieć o tym co dzieje się z moim życiem...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top