XI
Szliśmy wzdłuż rzeki i nawoływaliśmy małego Justina ale bez skutecznie - robiło się już całkiem ciemno a każdy zebrany coraz bardziej się denerwował. Carter powiedział, że nikt nie mógł złapać jego zapachu przez silne i watry które co chwilę, zmieniały kierunek i rozdmuchiwały ślady.
- Carter spójrz! - Zwołał jeden z poszukujących. Wszyscy oddalili się w tamtym kierunku i nas czymś dyskutowali ja natomiast postanowiłam iść dalej.
Przeszłam kawałek kiedy w rzecze zobaczyłam coś unoszącego się na powierzchni. Justin! Chciałam tam się rzucić ale mój mózg znowu wtrącił swoje natrętne myśli - '' Jednego mniej, może wyrośnie na bestie a tak będzie spokój.'' Ale te czarne myśli rozgoniło wspomnienie jego świecących ze szczęścia oczu.
Zrzuciłam z siebie kurtkę z kożuchem i weszłam do rzeki.
- Tutaj! - Wydarłam się kiedy prawie byłam przy nim.
Rzeka bywała zdradliwa a ja byłam zanurzona po pachy w lodowatej wodzie, modliłam się by nurt nie porwał nas oboje bo wtedy już po nas. Walczyłam z falami które teraz zmoczyły całą mnie a ja drżałam z zimna. W końcu się udało i pociągnęłam za sobą chłopca który był ubrany tylko w sweter, nie oddychał a ja zaczęłam panikować, szarpałam się i wierzgałam by jak najszybciej dotrzeć na brzeg a kiedy byłam już blisko na pomoc rzucili się Carter i Ozzy. Położyli chłopca na ziemi i zaczęli reanimować, nie wiem ile to trwało ale tak skupiona byłam na tym, że nie czułam jak moje ciało drżę a kończyny zamarzają.
- Udało się! - krzyknął z ulgą Ozzy kiedy chłopiec zaczął kasłać.
Wpatrywałam się w twarz chłopca z przerażeniem i wtedy Carter okrył mnie kurtką, którą wcześniej miałam na sobie.
- Musisz się natychmiast ogrzać! - Zarządził i objął mnie swoim ramieniem. Było mi cieplej jednak przemoczone ciuchy dawały się we znaki.
Po wejściu do łazienki z ulgą zrzuciłam z siebie przemoczone ubranie i nalałam sobie wody do kąpieli. Uwielbiałam brać gorące kąpiele, pomagały się odprężyć ale Alfa chyba o tym nie wiedział bo wparował bez pukania do środka i na mój widok uśmiechnął się. Zamarłam ale po chwili starłam się zanurzyć jak najbardziej w wodzie, byłam zła i zażenowana. Po za tym nie lubiłam kiedy tak na mnie patrzył, wolałam już jak był zły.
Carter nie zamierzał wyjść co mnie rozzłościło, nie chciałam go w łazience a kiedy zaczął mierzyć mnie wzrokiem nie wytrzymałam. Złapałam za pierwsze lepsze opakowanie jakiegoś płynu i rzuciłam w niego - oczywiście zrobił unik i tak z każdym kolejnym aż w końcu nie zostało mi nic.
- Tygrysico nie tak ostro. - Powiedział uśmiechnięty a ja spuściłam wzrok na wodę i na moje niezgrabne próby zakrycia się.
- Wyjdź! - Wykrzyczałam zdesperowana.
Idź sobie!
Nie patrz!
Brunet zbliżył się do wanny i dotknął delikatnie mojego ramienia na co wybuchłam głośnym płaczem, nie chciałam, żeby mnie dotykał, zwłaszcza kiedy byłam naga i bezbronna.
- Zostaw mnie! - Wykrzyczałam a on cofnął się o kilka kroków.
- Ario? - Zapytał niepewnie.
- Po prostu wyjdź... - Dodałam cicho kiedy z oczu kapały mi łzy.
Mogłam przysiąc, że kiedy spojrzałam w dół na swoje uda widziałam, że były sine i zakrwawione. A w głowie słyszałam znowu ten sam obleśny głos gwałciciela. Zakryłam uszy i skuliłam się, musiałam się ogarnąć, nie mogłam się rozkleić.
Uspokój się, nic się nie stało... Nic się nie stało...
***
Zanim otworzyłam oczy czułam, że okropnie boli mnie głowa, gardło i mam gorączkę. Palące uczucie w płucach nie pozostawiało mi wątpliwości - załatwiłam się wczoraj na amen i jestem żywym trupem. Zgramoliłam się ledwo z łóżka i szurając wyszłam z pokoju, każdy krok był dla mnie wyzwaniem a korytarz nie miał końca, do tego jeszcze były nieszczęsne schody więc kiedy dotarłam pod biuro Cartera ciężko dyszałam. Zapukałam cicho i kiedy usłyszałam, że mogę wejść niespiesznie weszłam do środka.
- Ario co ci się stało, wyglądasz okropnie?! - Brunet wstał od biurka i szybko do mnie podszedł.
- Mam gorączkę i potrzebuję leków żeby ją zbić. - Drapanie w gardle sprawiło, że mój głos był ochrypły i słaby.
Carter przyłożył dłoń do mojego czoła a ja poczułam, że tracę równowagę, gdyby nie alfa na pewno upadłabym boleśnie na ziemie - jednak on w porę mnie złapał w pasie. Jedna rękę wsunął pod moje kolana a druga znalazła pod ramionami, niósł mnie bez żadnego grymasu na twarzy a ja nie protestowałam, ledwo żyłam.
- Zaraz zawołam lekarza. - Oznajmił zmartwiony i jeszcze chwilę przyglądał się mojej twarzy. - Jesteś taka delikatna. - Dodał i odsunął mi kosmyki włosów z twarzy.
Nie obchodziło mnie już, że mnie dotykał bo czułam się okropnie i nie mogłam na niczym skupić, co chwilę moje powieki robiły się ciężkie a w głowie pulsował okropny ból. Pozwoliłam sobie zasnąć i przynajmniej wtedy nie czułam się jak zombie. Nie minęło długo kiedy poczułam lekkie szarpnięcie za ramie i otworzyłam ciężkie powieki.
- Emilia cię zbada. - Powiedział zmartwiony Alfa.
Emilia była piękną, ponad przeciętnie wysoką szatynką o zielonych miłych oczach. Starała się być delikatna jednak każdy mięsień mnie bolał więc ruch był dla mnie problemem w tym stanie.
- Cóż nieźle się załatwiłaś ale po lekach będzie lepiej. - Powiedziała i zaczęła wypisywać coś na kartce którą podała Alfie. - tutaj są leki i dawki.
Dopiero teraz przyjrzałam się jej, była starsza od Cartera co można było rozpoznać po jej zmarszczkach i pojedynczych siwych włosach.
- Powinieneś lepiej o nią dbać bracie... to nie wilkołak. - Powiedziała szatynka do Alfy.
Analizowałam nieco wolniej przez mój obecny stan i kiedy do mnie doszły jej słowa ona dawno ulotniła się z pokoju, zostawiając mnie na pastwę Cartera. Spojrzałam na jego twarz ale nie nie dostrzegłam złości - raczej strach i troskę.
- Pojadę po leki a ty tu leż, zaraz wyśle kogoś, żeby przyniósł ci śniadanie. Chcesz coś specjalnego? - Zapytał i przyłożył mi swoją ogromną dłoń do czoła.
- Chyba i tak nic nie przełknę. - wyszeptałam ochryple.
Brunet przykrył mnie szczelnie kołdrą i opuścił pomieszczenie a ja w spokoju mogłam oddać się w ręce morfeusza choć on nigdy nie był zbyt łaskawy dla mnie i nasyłał na mnie koszmary. Tym razem mimo choroby też nie szczędził mi okropnych obrazów.
***
Czekaliście, czekaliście to macie dwa rozdziały dzisiaj ;)
Jak wam się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top