44

-Widziałeś gdzieś Granger? - spytał Draco jakiegoś gryfona.
-Przed chwilą była w pokoju wspólnym. - odpowiedział, na co Draco ruszył w stronę pomieszczenia. Stał przed portretem Grubej Damy nie znając hasła i mając nadzieje na przyjście kogoś z domu Godryka. Nagle zza zakrętu wyszła rudowłosa dziewczyna.
-Hej.. Ginny, mogłabyś podać hasło? - spytał zdezorientowany.
-Hasło? Ślizgonowi? Czy ty się słyszysz? - mruknęła.
-Mam sprawę do Granger..
-Wątpię aby chciała cię widzieć. - powiedziała stanowczo.
-McGonagall kazała mi ją przyprowadzić.
-Gdyby chciała sama by po nią przyszła.
-Eh, wyglądała jakby coś ją ucieszyło..
-Ucieszyło? Wspominała coś o rodzicach Hermiony?
-O jej rodzicach? Co z nimi?
-Przed wojna Hermiona skasowała im pamięć, teraz próbuje ich odszukać... Nie powinnam ci tego mówić. Cześć.

-Poczekaj! Ginny, jesteś jej przyjaciółką tak?

-Oczywiście

-Hermiona... Czy ona coś do mnie czuje...?

-Jasne że nie. Po tym wszystkim co jej zrobiłeś?

-Posłuchaj mnie. Zrobiłem to dla niej, dla jej bezpieczeństwa.

-A pomyślałeś o jej uczuciach? O jej miłości do ciebie? O tym jak bardzo za tobą tęskniła? - nic nie odpowiedział - no właśnie, odpuść ją sobie wreszcie.

-Nigdy nie będę potrafił przestać jej kochać. - szepnął.

-Hasło to Miodojad. - warknęła. Zdenerwowany Draco podszedł do Grubej Damy i wypowiedział hasło. Przeszedł przez obraz a jego oczom ukazał się w barwach Gryffindoru wielki pokój w którym było niewiele gryfonów. W końcu zobaczył siedzącą w fotelu Hermionę i gdy miał się do niej zbliżyć zatrzymali go rudzi bliźniacy.

-Nie tak prędko, blond włosa staruszko. - powiedzieli łapiąc Draco za ramiona.

-Staruszko? Eh...nieważne.. muszę coś powiedzieć Hermionie..

-A ja muszę poślubić sedes, widzisz oboje coś musimy zrobić a nam się to nie uda. - odezwał się Fred.

-Ale to ważne!

-Przykro nam, ta miłość jest zakazana. - powiedzieli razem.

- Na Merlina! Mam jej coś ważnego do powiedzenia. - warknął

-Merlina nie ma w domu, wyjechał na wakacje do Vegas. - powiedział George. - Więc do widzenia. - dodał, a Hermiona się odwróciła.

-Hermiona! Musze ci coś....

-Już ci mówiłam nigdy nie będziemy .... - przerwała mu gryfonka

-Nie o to mi chodzi!

-...razem, więc skończ wreszcie... - zignorowała go

-To coś ważnego!

-...i przestań mieć jakąś głupią nadzieje...

-Hermiona! - bliźniacy dalej trzymali go za ramiona i nie mógł się wyrwać.

-...bo to tylko strata czasu..

-Możliwe że twoi rodzice się odnaleźli! - ryknął na co Hermiona przestała mówić, a bliźniacy puścili go, co spowodowało upadek na ziemie.

-Moi rodzice? - przełknęła ślinę

-McGonagall kazała mi cię do niej przyprowadzić, a Ginny powiedziała że to może przez twoich rodziców. - powiedział wstając z podłogi.

-Trzeba było tak od razu. - powiedzieli razem Fred i George.

-Chodźmy już - powiedział blondyn do gryfonki. Po chwili wyszli razem z pokoju wspólnego. Przez całą drogę szli w ciszy, przez co czuli się trochę dziwnie. Zawsze gdy byli ze sobą mieli mnóstwo do powiedzenia, a teraz? Czuli że są od siebie daleko, jakby ich miłość w ogóle nie istniała. Gdy doszli do gabinetu dyrektora, Draco miał już zawracać, ale zatrzymała go dziewczyna.

-Draco... wszedłbyś tam ze mną.. Wiesz.. trochę się boje..- szepnęła.

-Dobrze.

-Ale...

-Nie dajesz mi nadziei... wiem. - weszli razem do gabinetu, a McGonagall zza biurka zawołała dwójkę uczniów.

-Panie Malfoy co pan tu jeszcze robi? - spytała

-Chciałabym żeby tu był, proszę. - powiedziała Hermiona

-Dobrze, chodzi o pani rodziców...- Hermiona mocno złapała chłopaka za rękę - Znaleźliśmy ich.

-N-naprawdę?

-Są w Australii, jednak nie wiemy dokładnie gdzie. - odparła - Będziemy dalej ich...

-Sama ich znajdę. Na wakacjach. Przynajmniej się postaram. - przerwała

-Jesteś pewna? - zapytała pani profesor.

-Jestem. Ja już pójdę. Dziękuje pani dyrektor. Do zobaczenia. - razem z Draco wyszła z gabinetu dyrektora. Szli przez korytarze wciąż trzymając się za ręce.

-Co zrobisz, jak nie zdążysz ich znaleźć na wakacjach? - spytał blondyn.

-Będę ich szukać dalej. - odpowiedziała nie patrząc mu w oczy

-Nie wrócisz do Hogwartu?

-Wrócę, ale chce ich znaleźć. A ty, wracasz prawda?

-Nie wiem, moja matka jest poważnie chora, teraz przebywa w Świętym Mungu, ale jeśli choroba się rozwinie, będę musiał przy niej zostać.

-Współczuje.. - wtedy Hermiona zorientowała się że dalej trzymała rękę Draco i momentalnie ją puściła. Nagle dziewczyna poślizgnęła się i wylądowała w ramionach ślizgona. Ich twarze były bardzo blisko siebie, przez co gryfonka się zarumieniła. Za chwile zza zakrętu wyszli Fred i George z uśmiechami na twarzach.

-To zaklęcie bywa niebezpieczne, Feorge. - powiedział Fred.

-Wybaczcie chciałem zmienić Gred'owi kolor włosów. - zaśmiał się George. Draco wciąż w rękach miał Hermionie, która patrzyła mu się w oczy.

-Zakochańce chyba nie mają zamiaru przestać się na siebie patrzeć Gred. - mruknął George.

-No to dupa zimna. - bliźniacy roześmiali się.

-Chyba nigdy tego nie spostrzegłaś...ale każdy twój krok...niósł siłę tajfunu, który mieszał w moim sercu - szepnął Draco. - Chciałbym wszystko naprawić.

-Ale teraz pytanie czy się da to naprawić? Raniliśmy się cały czas, czy nasza miłość ma jeszcze szanse?

-Hermiono, mimo że ludzie nie przestają się nawzajem ranić... miłość nie stoi na straconej pozycji.

-Ej, zakochańce! - krzyknął Fred tuż nad nimi.

-Zaraz zacznie się śniadanie, potem sobie pogadacie. - Powiedział George, biorąc Hermionę pod rękę, a Fred za drugą. Draco stał zamurowany i patrzył jak bliźniacy z gryfonką idą do Wielkiej Sali. W końcu zdecydował się ruszyć za nimi.

***

Odchodziłam razem z Fredem i Georgiem do Wielkiej Sali. Co czułam? Czułam szybkie bicie serca, jakby zaraz miało mi wypaść. Jeszcze wczoraj obiecałam sobie że przestane myśleć o Draco, że zapomnę o nim i będę szczęśliwa, ale teraz, gdy byłam w jego ramionach, zapomniałam o całej obietnicy. Po prostu zrozumiałam że za bardzo go kocham by o nim zapomnieć. Gdy mówiłam mu że moja miłość do niego była fikcją, tak na prawdę życie bez niego to fikcja. Zrozumiałam że nie potrafię bez niego żyć.

Każde jego słowo..
Każde jego spojrzenie...
Każdy jego uśmiech..
... sprawia że jestem szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top