36
Już kilka godzin leżeli w cieniu drzewa. W tle było słychać delikatny szum wody z jeziora. Słońce chowało się za mrocznymi drzewami zakazanego lasu. Ściemniało się, a na coraz ciemniejszym niebie były widoczne gwiazdy. Takie same jak tamtej nocy, którą Hermiona spędziła z blondynem. Trawa wydawała się zimniejsza i wilgotniejsza niż popołudniu. Harry siedział oparty i patrzył na chowające się słońce, Hermiona jednak oparta głową o ramię przyjaciela z zamkniętymi oczyma wsłuchiwała się w dźwięki natury. Dziewczyna znając humor przyjaciela nie informowała go o znalezionym "horkruksie". Gdyby jednak go oznajmiła, przejął by się tym ale nie myślał o jego zniszczeniu rozsądnie, dlatego wolała odczekać. W końcu niespodziewanie cisze przerwał Harry.
- Jeśli będę musiał klękać zrobię to. Mimo to nadal mogę wstać. Jeśli wciąż będę się podnosił kiedyś nadejdzie dzień, w którym nie będę musiał już nigdy klękać. Nie zamierzam się poddać. Nawet jeśli Ginny nie przyjmie mojego serca, zawsze będę ją wspierał i chronił. W końcu na tym polega miłość, prawda?
-Chyba tak.
-Chociaż, miłość twoja i Malfoya jest inna i dziwna, jest trochę.. - powiedział z śmiechem.
-Co?! Jaka miłość o czym ty mówisz? Żadnej miłości nie ma!
-Szkoda że nie widziałaś swojej miny!
-A ty niby skąd wziąłeś takie rzeczy, co? Niby czemu miałabym go kochać. - zezłościła się dziewczyna, na co chłopak się zaśmiał. -No co znowu! Przestań!
-Istnieje jakaś granica miłości? - spytał śmiejąc się, na co Hermiona zaczęła go łaskotać.
Siedział w pokoju wspólnym ślizgonów. Na około niego był straszny hałas i zapach ognistej whisky. Po pokoju kręciły się ślizgonki w skąpych sukienkach a ślizgoni co chwili pili łyk mocnego alkoholu. Draco na pytanie okazji imprezy dostał odpowiedź że są urodziny jednej ze ślizgonek, jednak on nie miał ochoty na zabawy ani na picie. Usiadł w skórzanym fotelu i myślał o całym dniu. Nie zauważył stojącej koło niego Pansy, która nie była pijana jak reszta dziewczyn w pomieszczeniu.
-Co się stało? - rzuciła.
-Myślałem że mnie ignorujesz po tym co zrobiłem.
-Przebaczenie to najlepsza zemsta. A teraz mów i tak nie mam nic do roboty.
-Nie piłaś?
-Nie mam ochoty.
-Dostałaś jakimś zaklęciem?
-Nie.
-Eliksir Wielosokowy?
-Nie.
-No tak nie powiedziałabyś mi... A więc chyba prawdziwa Pansy, gdzie zabrałem cie na pierwsza randkę?
-Nie zabrałeś mnie na pierwszą randkę, wolałeś pić z Blaisem. Dupek. - to ostatnie mruknęła pod nosem.
-A..Ile razy tańczyliśmy na balu bożonarodzeniowym?
-Przetańczyliśmy cały bal, bo związałam nas zaklęciem.
-Dobrze.. A kiedy..
-Koniec tego wywiadu! Na merlina Draco! Widzę że coś jest nie tak a ty zadajesz mi jakieś durne pytania!
-No dobrze już. - mruknął niezadowolony.
-Chodzi o Granger?
-A czemu o nią! Mam lepsze zajęcia niż niańczenie jakieś przemądrzałej gryfonki!
-Przemądrzałej gryfonki? Przecież to szlama Draco.
-Żadna szlama! Nie waż się tak o... - nie dane mu było dokończyć, bo Pansy spojrzała na niego z miną " wiedziałam" czy też "a nie mówiłam".
-Mów.
-Nie mam ci nic do powiedzenia.
-Dowiem się, pamiętaj. - wstała i skierowała się do wyjścia.
Draco tylko poprawił włosy i patrzył jak ślizgonka wychodzi.
Widziała ją. Siedziała z Potterem pod drzewem. Ale jak miała to zrobić, żeby nikt jej nie zobaczył. Powoli zbliżyła się do drzewa. Siedzieli tyłem do niej wiec wystarczyło tylko cicho przejść. Bezpiecznie dotarła do drzewa. Wyciągnęła rękę by wyrwać Hermionie parę włosów. Niestety gryfonka wykonała gwałtowny ruch i podrapała się po głowie.
- Jeśli będę musiał klękać zrobię to. Mimo to nadal mogę wstać. Jeśli wciąż będę się podnosił kiedyś nadejdzie dzień, w którym nie będę musiał już nigdy klękać. Nie zamierzam się poddać. Nawet jeśli Ginny nie przyjmie mojego serca, zawsze będę ją wspierał i chronił. W końcu na tym polega miłość, prawda? - powiedział nagle Harry.
-Harry i Ginny co? Niezły z niego romantyk. - pomyślała Pansy.
-Chyba tak. - mruknęła brązowo włosa.
-Chociaż, miłość twoja i Malfoya jest inna i dziwna. Jest trochę.. - powiedział z śmiechem gryfon.
Pansy skrzywiła się na jego słowa, ale szybko i bezboleśnie wyrwała Hermionie włosy. Nie pewnie i cichym krokiem wycofała się w stronę Hogwartu. Spod drzewa usłyszała tylko gniewne krzyki Hermiony.
Wiedział że Pansy nie jest tak mądra aby wymyśleć coś co pomogłoby jej zdobyć informacje o jego dziwnym zmartwieniu. Veritaserum byłoby dla niej zbyt ciężkie do uwarzenia, a o innych eliksirach nie miała po prostu pojęcia. Tak bardzo się mylił. Unoszący się zapach alkoholu w pokoju wspólnym dotarł do jego nozdrzy. Lubił wypić, ale nie miał ochoty. Wolał myśleć o Hermionie trzeźwym, bo po alkoholu nie wiadomo jakie najdą go myśli. Zastanawiał się czy przypadkiem ślizgoni nie zapomnieli rzucić na pomieszczenie zaklęć, dzięki którym nikt poza pokojem wspólnym nie mógł dowiedzieć się o imprezie. Nagle usłyszał trzask rozbijającej się szklanki a zaraz potem liczne śmiechy ślizgonów. Musiał przyznać że bez picia alkoholu nie da się wytrzymać, ponieważ głośne krzyki i dziwne zapachy spowodowywały straszne bóle głowy. Musiał wyjść i się przewietrzyć. Gdy stał na chłodnym i pustym korytarzu wiedział że nie chce tam wracać. Wychodził z lochów patrząc czy nie zbliżała się tam jakaś nie lubiana przez niego osoba lub po prostu Pansy, której pytań miał już dość. Nikogo nie było. Spojrzał przez duże okno. Coraz mniej ludzi zbierało się przy pomniku Dropsa. Prychnął. Po co oni tak przy nim stoją? Draco nieraz denerwowało zachowanie byłego dyrektora, dlatego jego śmierć była dla niego obojętna, a nawet jest na jego korzyść. Może i go znali, lubili ale to co się stało się nie odstanie, wiec po co wylewać łzy? Odwrócił się na pięcie i ruszył pustym korytarzem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top