Uprzedzenie

Po raz pierwszy od tak dawna Hermiona znów leżała w ciepłym łóżku w Hogwarcie z Ginny śpiącą w tym samym pokoju. Wspólnie zdecydowali się zostać na kilka nocy w Pokoju Życzeń, a dzięki Nevillowi przeobraził się on w wierną podobiznę salonu Gryffindoru, dając im namiastkę tego co za sobą pozostawili, decydując się opuścić mury szkoły kilka lat temu. Lat, które zmieniły ich na dobre.

 Dopiero dzień wcześniej próbowali spotkać się z Gwardią Dumbledore'a. Wcześniej nie mieli ku temu okazji ze względu na fakt iż zwiększono liczbę strażników patrolujących korytarze, a kontrola nad uczniami objęła taką skalę, że zgodnie z Longbottomem podjęli decyzję o przeczekaniu najgorszego nim ogłoszą swój powrót wśród przyjaciół, który jak można się było spodziewać został przyjęty z nieprzyzwoitą wręcz radością. 

A jednak Złote Trio od tamtego czasu zgodnie zaszyło się w Pokoju Życzeń gdzie mimo najszczerszych chęci spotkania dawnych przyjaciół, mogli nieco spokojniej przyjąć rzeczywistość. Tylko oni tak naprawdę wiedzieli, że nie był to jedyny powód dla którego nie chcieli jeszcze aż tak afiszować się z powrotem. Odkąd wrócili wraz z Blaisem do Hogwartu i opowiedzieli wszystko towarzyszom, nikt nie śmiał czuć się tak dobrze jak można by się tego spodziewać po powrocie do tego miejsca. 

Tej akurat nocy Gryfonka kręciła się w łóżku nie mogąc spać przez długie godziny, aż w końcu wstała z posłania i wyszła po cichu, starając się nie obudzić przyjaciółki. Spodziewała się zastać idealną kopię salonu całkowicie pustą, więc kiedy dostrzegła światło dochodzące z kominka, zatrzymała się zdziwiona. Tuż przed nim zastała Harry'ego oraz Rona siedzących na kanapie zaraz przy niewielkim stoliku do kawy. Wybraniec podniósł wzrok natychmiast kiedy pojawiła się na stopniach i posłał jej słaby, pokrzepiający uśmiech jakim obdarowywał ją niemal bez przerwy w ciągu ostatnich dni.

Nie musiał nic mówić. W zupełności wystarczyło, że nieco się przesunął, robiąc jej miejsce między sobą a synem Weasleyów. Również milcząc usiadła na kanapie i podciągnęła kolana pod brodę. Ogień w kominku trzeszczał delikatnie, podczas gdy Złote Trio bez słowa wpatrywało się w jego pomarańczowe języki leniwie trawiące liche kawałki drewna. Mimo tego, że salon wyglądał dokładnie tak jak to zapamiętali, w tamtym momencie wydawał im się przytłaczająco pusty.

-Też nie mogłaś spać?-zagaił Ron, opierając się o zagłówek.

Pokiwała głową i westchnęła głęboko, starając się powstrzymać napływające do głowy obrazy. Starała się nie wspominać ani nie myśleć o tym czego była świadkiem. Z całych sił próbowała przerzucić swoją uwagę na to co mogła jeszcze zrobić w tej sprawie, nie dopuszczając do siebie myśli, które bez wątpienia zmiażdżyłyby ją do końca. Bezsensowne byłoby stwierdzenie, że jej się to udawało.

-Ciężko mi o nim nie myśleć.-przyznała drżącym głosem, pomimo tego, że wydawać by się mogło, iż tego dnia wypłakała już wszystkie łzy.

Niedługo po tym jak aportowali się z powrotem na granicę Zakazanego Lasu, Blaise wrócił do szpitala, gdzie leżeli jej rodzice. Tam podstępem udało mu się z nimi porozmawiać, lecz niestety żadna z informacji jakie przyniósł z powrotem nie mogła im pomóc w odnalezieniu blondyna. Wszystko co straumatyzowani mugole powiedzieli było niejasnym i chaotycznym opisem walki jaką Dracon odbył tuż przed tym nim jakimś cudem udało mu się wysłać ich do babci Hermiony. Nieznajomość magicznej nomenklatury, którą brunetka wyrzuciła im z głowy stanowiła podporę do denerwująco bezużytecznych zeznań oraz rozgoryczenia jakie czuła, pierwszy raz je słysząc.

-Nie wierzę, że na prawdę udało mu się to zrobić.-pokręcił głową Harry, pocierając przy tym skronie.-Twoi rodzice są mugolami. Nie powinni byli przeżyć podróży świstoklikiem, ani nawet być w stanie z niego skorzystać a mimo to...jakoś mu się udało.

-Nie bez konsekwencji.-przypomniała.

Wybraniec pokiwał głową i zacisnął rękę na grzbiecie jej dłoni. Nie mógł jej obiecać, że go znajdą nieważne jak bardzo by tego chciał. Podczas gdy Blaise rozmawiał z jej rodzicami, Hermiona udała się na spotkanie z resztą członków Zakonu Feniksa i od tamtej pory co noc wypatrywali wiadomości od Tonks, czy Lupina mających zawierać jakiekolwiek informacje o pobycie Ślizgona w którymś z punktów jakie sprawdzali. Niestety jak do tej pory bez powodzenia. Wieść o Draconie zaginęła i nie ważne jak bardzo próbowali, ostatnim co wiedzieli na jego temat, była relacja rodziców brunetki i makabryczny pokój jaki znalazła wraz z Blaisem. Ciemnoskóry zdecydował się nie zostawać z nimi w Hogwarcie. Wspólnie stwierdzili, że lepiej będzie jeśli spędzi trochę czasu z Nottem, będąc jednocześnie bliżej centrum poszukiwań przyjaciela. Dodatkowo mieli dobre podstawy wierzyć, że nie wszyscy członkowie gwardii Dumbledora będą szczęśliwi rozmawiając z nim o wspólnych planach. Złote Trio i Ginny ledwo co sami ogłosili powrót, a wiedząc jakie kilka lat temu mieliby podejście do sprawy pomagających im Ślizgonów, postanowili jeszcze chwilę poczekać.

-Myślicie, że on żyje?

Pytanie jakie wydobyło się z ust Rona pozostało bez odpowiedzi przez długą chwilę. Chłopak zadając je wciąż wpatrywał się w ogień, a w jego oczach widniała rozterka. Hermiona poczuła jak gardło zaciska jej się od poczucia winy.

-To Malfoy.-odpowiedział rudowłosemu Harry.-Musi mu się udać.

W tym momencie zachrypnięty szloch wydobył się z piersi dziewczyny. Kompletnie niespodziewany, a jednak nie był zaskoczeniem dla żadnego z nich. Nie minęła nawet minuta, nim poczuła wokół siebie obejmujące ją ramiona dwóch najlepszych przyjaciół. Dwóch żywych przyjaciół, podczas gdy kolejny znajdował się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo w jakim stanie prawdopodobnie oddając własne życie za to, by móc uratować jej rodziców. Robiąc to, co ona powinna była zrobić.

-To moja wina.-zapłakała, po raz kolejny wypowiadając te same słowa.-Gdybyśmy wcześniej wpadli na pomysł miotły. Gdybym tylko poszła tam sama...

-Twoi rodzice by zginęli Hermiona.-powiedział cicho Ron znad jej ramienia.-Tylko on miał szansę dotrzeć tam tak szybko.

-On chciał to zrobić.-dodał Harry, odchrząkując głośno czym zwrócił na siebie uwagę przyjaciółki. Uniosła zapłakaną twarz i spojrzała mu w smutne, zielone oczy.-Uwierz mi, również wolałbym znaleźć się na jego miejscu. Zrobiłbym wszystko by móc uratować rodziców któregokolwiek z was. Każde z nas by to zrobiło zamiast niego, gdyby tylko wtedy była taka możliwość i każde z nas mogłoby tak skończyć. W żadnym z tych scenariuszy nie byłabyś temu winna. Podobnie jak teraz nie jesteś.

Jego argumenty mimo tego, że trafne, nie trafiły do niej w ogóle. Wyrzuty sumienia jakie czuła trawiły ją do żywego i wiedziała, że nie ma szans się z nimi rozprawić. Ciążyły jej w każdej sekundzie dnia i nie pozwalały zasnąć w nocy. Zamiast tego zmuszały ją by trwać z myślą o tym, że Draco może być wszędzie i nie mieć pojęcia czy jeszcze żyje ani co się z nim dzieje, jeśli w ogóle śmierciożercy postanowili go oszczędzić. Ta myśl bolała chyba najbardziej. Niewiedza była torturą. Była przypomnieniem o tym co Ślizgon dla niej zrobił i zaproszeniem do spekulacji, które nie miały końca. Wszystko co rozgrywała w głowie miało coraz gorsze rezultaty i coraz bardziej konsumowało każdą jej myśl.

-Boję się...-szepnęła w eter, bardziej do siebie niż do któregokolwiek z nich.-Tak cholernie się boję, że zrobili mu coś strasznego...Że...-ich ramiona zacisnęły się jeszcze mocniej, więc następne słowa wypowiedziała prosto w zgięcie łokcia Rona. To co tak naprawdę miała w głowie zaczynając zdanie było doprawdy okropne. Nienawidziła się za choćby taką myśl, a wypowiadając ją na głos miała ochotę krzyczeć.- Że skończy jak Nott.

Żaden z nich nie odpowiedział. Gorycz rozpłynęła jej się w gardle gdy zdała sobie sprawę, że było tak dlatego, iż pewnie myśleli to samo. Nie dbając już o przeszłość jaką dzielili, nawet Ron nie mógł odpędzić się od rozmyślań na temat losu Malfoya i nawet on musiał przyznać, że ta opcja przekroczyła jego myśli więcej niż raz.

Złote Trio trwało w uścisku w którym już po chwili nie wiedzieli kto kogo pociesza. Przytulali się z tą samą siłą, czując się podobnie przytłoczonymi. Żadne z nich nie wiedziało co robić ani powiedzieć, a każde równie mocno chciało być tym które zacznie działać. Jednak nawet w tamtym momencie, przytulając swoich najlepszych przyjaciół nie mogli nie myśleć o innej trójce, którą mimo wszystkiego co przeżyli, ta wojna dotknęła jeszcze bardziej. O trójce Ślizgonów, z którymi prowadzili otwarty konflikt przez tak wiele lat, a którzy ostatecznie udowodnili swoją wartość dla Zakonu w sposób wyraźniejszy niż niejeden wieloletni członek. Jaka sprawiedliwość dotykała ich teraz? Jak ciężko musiało być Blaise'owi? Co przeżywał Dracon? I czy Teodor w ogóle o tym wiedział?

Hermiona pociągnęła nosem, zaciskając dłonie na ramionach chłopaków. Jej chłopaków. Nie mogła nie czuć ulgi na myśl o tym, że tu są, lecz każda taka myśl okupiona była inną, znacznie tragiczniejszą. I zapewne nie wyrwałaby się z tego marazmu przez długi czas, gdyby nie fakt, że świat wokół nie zatrzymał się nawet na sekundę. Mimo tego iż znalezienie Malfoya wciąż było wysoko na liście priorytetów Zakonu, śmierciożercy nie dali im ani chwili na oddech. Zażarte ataki pojawiały się równie często jak wcześniej i w końcu przyszedł dzień w którym wiadomości wysyłane do Złotego Trio nie zawierały już tylko informacji na temat blondyna. 

Nie minął nawet tydzień od zniknięcia chłopaka i już dostawali cząstkowe raporty strat i zwycięstw Zakonu, a w krótkich notatkach starszyzna nieśmiało przypominała im o zadaniu jakie mieli do wykonania w Hogwarcie. 

Dlatego też już następnego dnia musieli podjąć decyzję i zebrać gwardię Dumbledore'a. Mimo szczerych chęci przywitania się ze starymi przyjaciółmi Hermiona zdecydowała się najpierw wykonać inne zadanie. Nie mając możliwości zrobienia niczego w sprawie Dracona postanowiła rzucić się w tabun zadań jakie mieli do wykonania na miejscu, po cichu licząc na to iż uda jej się zdobyć jakikolwiek skrawek informacji na jego temat. A pierwszym celem jaki znalazła na swojej liście była profesor McGonnagal. Osoba, która mimo braku bezpośredniego kontaktu z Zakonem Feniksa zdecydowanie stała po ich stronie i co do tego nikt nie miał najmniejszych wątpliwości. 

I z tego powodu nawiązanie z nią kontaktu, przez którekolwiek z ich trójki było tak ważne. Kobieta nie wiedziała co dzieje się za murami szkoły, a jednocześnie doskonale zdawała sobie sprawę z jej wewnętrznego układu sił. Układu, który należało zburzyć. I mieli to zrobić z pomocą gwardii Dumbledora, z którą Harry, Ginny i Ron spotykali się dokładnie w momencie w którym ich przyjaciółka szła, pod zasłoną peleryny niewidki w kierunku komnaty profesor McGonnagall. 

Przyszło jej długo czekać nim starsza kobieta do niej wróci, więc starając się wydawać żadnego dźwięku, przycupnęła tuż przy jej drzwiach. Następnie, kiedy nauczycielka pojawiła się na horyzoncie, po cichu weszła za nią do komnaty. Nie chciała naruszać prywatności nauczycielki, jednak możliwie najmniej inwazyjnie upewniła się, czy w istocie są w pokoju same. Komnata kobiety była urządzona w niesamowicie eleganckim stylu. Salon w do którego weszła był pełen regałów z opasłymi księgami i bordowych akcentów takich jak poduszki na fotelu czy zasłony w oknie, które nie pozwalały wątpić jaki dom nadzoruje ich właścicielka. 

Hermiona nie miała jednak czasu na rozglądanie się. Jeszcze spod peleryny rzuciła na pomieszczenie zaklęcie zapobiegające podsłuchiwaczom i zrzuciła z siebie materiał w porę, by zapobiec również nagłej reakcji Minerwy na rozbłysk zaklęcia. Kobieta okręciła się na pięcie i wycelowała różdżkę dokładnie w miejsce w którym stała jej dawna podopieczna, jednak na jej widok natychmiast chwyciła się za serce.

-Panno Granger.-wyszeptała, podchodząc do dziewczyny by zamknąć ją w szczelnym uścisku. Westchnęła cicho i z delikatnym uśmiechem odsunęła od siebie  brunetkę na odległość ramion.-Wróciliście.

Hermiona oddała uśmiech bez wahania, czując jak na widok całej i zdrowej nauczycielki doza ulgi wkrada się w jej myśli. Minerwa McGonnagall była niesamowicie bystrą kobietą i wiele z jej założeń na temat Zakonu okazało się zgodne z prawdą. Obie wiedziały, że nie mają zbyt wiele czasu, jednak nie przeszkadzało im to by wymienić się wszystkimi znanymi sobie nawzajem informacjami. Brunetka zdecydowała się szybko przejść do rzeczy.

-Pani profesor, nie przyszliśmy tu w tej samej sprawie co ostatnio.-powiedziała, wspominając szukanie informacji w bibliotece szkoły.

-Domyślam się.-odparła starsza kobieta, przerywając jej.-Na takie kroki już o wiele za późno. Bazując na wiedzy, którą teraz otrzymałam jeszcze większa eskalacja konfliktu to tylko kwestia czasu. 

-I tym razem zależy nam na tym by zrobić pierwszy krok. 

Nauczycielka transmutacji zmarszczyła brwi i nerwowo zacisnęła dłoń na blacie mahoniowej komody. Ewidentnie spoważniała i nie dało się nie zauważyć iż uważa, że ten pomysł nie był tak bezsprzecznie dobry, jak myśleli.

-Rozumiem. Nie odwiodę Zakonu od tego pomysłu, panno Granger. Nie mam ku temu możliwości ani odpowiedniego kontaktu ze wszystkimi członkami.-zaznaczyła i spojrzała wprost na swoją rozmówczynię.- Ale nie jest jeszcze za późno na wycofanie się. Jeśli dobrze rozumiem, panowie Potter i Weasley rozmawiają w tym momencie z częścią uczniów?

Hermiona kiwnęła głową, nagle niepewna w którą stronę zmierza ta konwersacja. 

-Do czego chcą doprowadzić tą rozmową?

-Chcemy zebrać wszystkich sojuszników i zacząć pracować nad odzyskaniem kontroli nad Hogwartem.-powiedziała unosząc brodę.-Nie wygramy wojny w taki sposób w jaki próbujemy to robić już dwa lata. Nie da się unikać walk, bo prawie codziennie trwają na ulicach. Śmierciożercy zabijają mugoli i czarodziei, a z każdym miesiącem rodziny które do tej pory wykazywały neutralność zaczynają niepokoić się coraz bardziej. 

-Podobnie jak ci popierający Tego, Którego Imienia Nie Można Wymawiać.

-Ale to on pozostaje stroną, która prowadzi konflikt. I jeśli spojrzeć na to z szerszej perspektywy, póki co ma w tym znaczną przewagę.

-Oczywiście, że ją ma panno Granger, przecież kontroluje największą szkołę Magii i Czarodziejstwa na świecie i cały rząd.-rzuciła Minerwa, kręcąc przy tym głową.-Lecz to nie znaczy, że próba zajęcia Hogwartu nie spotka się z odpowiedzią.

-Liczymy na tę odpowiedź.

Nauczycielka spojrzała na nią z powagą w ciemnych oczach. Od całej jej postawy biła widoczna niechęć do tego pomysłu i z łatwością można było zauważyć jak bardzo boi się do czego doprowadzą takie kroki. Hermiona nie spodziewała się jednak, iż profesor McGonnagall okaże się tak stanowcza w tym stwierdzeniu.

-Na setki niewinnych mugoli, zabitych jeśli konflikt w Hogwarcie nie skończy się wystarczająco szybko również liczycie?

Na moment brunetkę zatkało. Jej myśli pędziły jak zawsze podczas napiętych dyskusji jednak tym razem pędziły starając się bronić przyjętych przez nią racji. Nic od dawna nie napędzało jej aż tak jak ten pomysł, zaszczepiony w ich głowach przez...no cóż...Malfoya. Po chwili ciszy z jej strony, spuściła nieco głowę przed odpowiedzią.

-Niewinni mugole giną codziennie na skutek kaprysów śmierciożerców. Uciekając przed konfliktem, nie bronimy ich żyć

Teraz to Minerwa zamilkła na moment, zerkając na zegar. Niedługo miała zjawić się na kolejnych zajęciach, a jakiekolwiek spóźnienie z pewnością nie pomogłoby ich dalszym kontaktom. W gruncie rzeczy ta potężna czarownica tkwiła w sidłach śmierciożerców od samego początku i tylko sprawny, polityczny umysł uratował ją przed podzieleniem losu wielu kolegów. W istocie dawno nie miała kontaktu ze światem zewnętrznym, jednak niepokój jaki czuła na myśl o otwartym starciu przyćmiewał jej ogląd w podobnym stopniu jak Hermionie przyćmiewała go wizja zakończenia walk. 

-Lecz czy ofiar nie będzie więcej? Proszę się zastanowić, czy zabierając mu Hogwart w istocie zadacie mu tak duży cios jak wam się wydaje.-powiedziała spokojnie, jednocześnie biorąc do ręki wyjściową szatę. -Ta szkoła to jego kukiełka. To pokaz jego potęgi, podczas gdy prawdziwe jej źródło leży zaklęte w przedmiotach których wciąż nie znaleźliście. Stając do walki możecie osłabić jego siły. Nie zabijecie go. Nie tak na prawdę.-troska odbiła się na obliczu profesorki, kiedy mówiła następne słowa.-Panno Granger, znamy się nie od dziś i z całego serca wierzę w pani inteligencję dlatego powiem tylko tyle. Uważam, że ani uczniowie tej szkoły ani wy, ani Zakon na zewnątrz nie jest jeszcze gotów na to starcie.

Gryfonka zacisnęła zęby i wyszła na przeciw nauczycielce szykującej się do wyjścia.

-Więc kiedy będziemy gotowi, zdaniem pani profesor?-nieświadomie, czuła jak łzy napływają jej do oczu. Zamrugała by je powstrzymać i mówiła dalej.-Kiedy zginie więcej naszych? Czy kiedy zabiorą nam nawet nadzieję? Szukaliśmy horkruksów bez powodzenia przez długi czas. Nie możemy pozwolić sobie na kolejne lata poszukiwań, bo nie zostanie nam nikt kto zadałby ostateczny cios. Czy ci wszyscy ludzie na prawdę zasługują na kolejne lata strachu?

-Szanuję każdą jedną osobę, która siedzi w tym razem z nami i chyba nigdy w pełni nie zdam sobie sprawy ile tam, na zewnątrz przecierpieliście a wy nigdy nie zrozumiecie jak sprawy miały się tutaj. Lecz proszę pamiętać...fakt, że wszyscy wokół chcą już żyć normalnie nie sprawi, że szanse ich zwycięstwa rosną. Rośnie tylko desperacja. -kobieta położyła jej rękę na ramieniu i delikatnie ją zacisnęła.-To, że ma pani dość... To, że pan Potter i reszta ma dość...rozumiem to. Rozumiem i mogę zapewnić, że myślę tak samo. Chciałabym jednak uzmysłowić wam wszystkim, że to nie jest powód dla którego zaczyna się walkę, którą tak łatwo i tak brutalnie można przegrać.-widząc, że dziewczyna nie ma na to odpowiedzi, Minerwa spojrzała na zegar wskazujący iż już za kilka minut miała rozpocząć zajęcia.-Zastanówcie się jeszcze, dziecko.  Po prawdzie, cieszę się, że to akurat z tobą przyszło mi rozprawiać na ten temat i mam nadzieję, że przemyślisz to co ci teraz powiedziałam.- kolejny raz zmierzyła ją stanowczym spojrzeniem.-To gra której nie możemy przegrać przez pochopność.

Hermiona odsunęła się na chwilę, podczas gdy starsza kobieta się ubierała. Nie mogła walczyć z jej argumentami nie ważne jak bardzo by chciała. Czy mogło to znaczyć, że w swoich ruchach pomylili się aż tak bardzo i żadne z nich tego nie zauważyło? Jednak co tak na prawdę da im czekanie? Czy trzęsienie się ze strachu każdej nocy nie znaczyło przypadkiem kolejnych lat cierpienia?

-Z pewnością to zrobię.-odrzekła niechętnie, zaciskając szczęki.

-Pewnie sama wiesz jak ciężko mnie tu złapać, jednak możesz spróbować ponownie w czwartek przed południem.-rzekła starsza kobieta.- Nikt nie powinien mnie wtedy niepokoić, a tymczasem muszę już iść.

-Pani profesor, jeszcze jedno!-zawołała, kiedy nauczycielka chwyciła za odłożoną na blat różdżkę. 

-Tak?

-Czy doszły pani jakieś słuchy o Draconie Malfoyu?-nie mogła opanować drżenia głosu, gdy wypowiadała jego imię.

Profesorka zmieszała się na to pytanie i całkowicie zbita z tropu obróciła się na pięcie w kierunku byłej uczennicy. 

-O młodym Malfoyu? -upewniła się, a kiedy otrzymała potwierdzenie, wzruszyła jedynie ramionami.-Nie słyszałam nic poza tym, że wciąż działa ze śmierciożercami. Ostatni raz słyszałam to nazwisko.... dawno temu. Skąd to pytanie?

Dziewczyna zagryzła wargę, całkowicie rozedrgana. Wiedziała, że musi opowiedzieć o ich sytuacji i nieco bała się reakcji nauczycielki.

-On postanowił zmienić strony.-wypaliła szybko.- Wraz z Teodorem Nottem i Blaisem Zabini pomagają Zakonowi od jakiegoś czasu.

Starsza kobieta wzdrygnęła się i porzucając pomysł chwycenia za klamkę, w moment znalazła się znów na przeciwko Gryfonki.

-Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł dopuszczać ich do działań Zakonu panno Granger. Nieważne jak bardzo przekonującą mają historię, siły Tego Którego Imienia Nie Można Wymawiać są znane z takich...

-Są sprawdzeni. -przerwała jej Hermiona.- Właściwie to Draco zniknął niedawno, podczas ratowania moich rodziców i od tamtej pory nie wiemy co się z nim dzieje.

Brunetka wyjaśniła ich sytuację na tyle szczegółowo na ile pozwalał jej czas i kiedy już myślała, że Minerwa McGonnagall podejdzie do sprawy z nowym podejściem, przeżyła niezły szok na widok sceptycznie kręcącej głową nauczycielki.

-Nie chcę być złym prorokiem panno Granger, ale ja również nauczyłam się czegoś podczas tej wojny. Czasem nawet mimo tego, że wydaje nam się, iż znamy motywy jakiejś osoby, możemy nie być w stanie przewidzieć jej wyborów. Ja nigdy nie byłam blisko jakiegokolwiek ze Ślizgonów, ale dobrze pamiętam ich z czasów nauki.-kobieta mówiła ostrożnie, lecz stanowczo, ciągle wpatrując się w byłą podopieczną zupełnie jakby samym spojrzeniem chciała przeszczepić jej swoje myślenie.- Pamiętam ich rodziców równie dobrze jak ich przekonania. Nie chcę zabrzmieć jakbym nie wierzyła w tę historię, lecz proszę wziąć sobie moją radę do serca. Kiedyś powiedziałam wam, że zakładanie najgorszego jest w równym stopniu destrukcyjne jak liczenie na najlepsze.-poczekała aż Hermiona potaknie i kontynuowała z mniejszą już pewnością.-Lecz teraz myślę nieco inaczej niż wtedy. Czasem istotnie lepiej przygotować się na najgorsze... Zwłaszcza kiedy przeszłość określa sytuację w taki sposób.

Domyślając się, co nauczycielka insynuuje, dziewczyna natychmiast zaczęła gorąco zaprzeczać.

-Nie, nie rozumie pani. On uratował moich rodziców. Wiadomość jaką zostawili...

Minerwa jednak uniosła w pośpiechu dłoń i szybkim ruchem okryła swoją rozmówczynię Peleryną Niewidką. Niedługo później ktoś zabębnił w jej drzwi. Nie odpowiedziała od razu, wpierw pochylając się nieco w kierunku brunetki.

-Ja nie mogę tu dłużej zostać panno Granger.-szepnęła.-Ale proszę przemyśleć to co powiedziałam. Zaufanie nie zawsze jest oznaką odwagi. Podobnie jak brawura. Oba mogą zniszczyć to nad czym wszyscy pracujemy od tak dawna.

Po tym szybko się obróciła i bez ani słowa więcej przekręciła zamek w drzwiach, nie dając jej szansy na odpowiedź. Brunetka była aż czerwona od emocji, kiedy patrzyła na plecy nauczycielki odchodzącej w kierunku sal lekcyjnych z mężczyzną o czarnej pelerynie i tatuażu węża na ramieniu. Sama tak dawno już uwierzyła w czystość motywów trójki Ślizgonów, że taka myśl nawet nie przyszła jej do głowy. Samo jej rozważanie wydawało jej się bezsensowne. Jednak jeśli sama profesor McGonnagall była tak sceptycznie nastawiona, to przekonanie reszty uczniów nagle wydało jej się wręcz niemożliwe.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top