Ulga Wśród Rozpaczy

-Jesteś gotowy Malfoy?

Hermiona jeszcze raz poprawiła sobie pelerynę na ramionach i zmierzyła chłopaka na przeciwko zdenerwowanym spojrzeniem. Już na samą myśl o tym wypadzie dostawała gęsiej skórki od wielu dni, a właśnie przyszedł moment kiedy miał się on odbyć. Właściwie od kiedy tylko Dracon wymyślił sposób w jaki będzie w stanie dostać się do Malfoy Manor i porozmawiać z matką już wiedzieli, że nie będzie mógł zrobić tego sam. Wymóg wzięcia ze sobą peleryny niewidki postawił przed nim oraz Złotym Trio jasne ultimatum. Chłopak musiał wziąć ze sobą kogoś, kto będzie czuwał w pogotowiu, gdyby coś złego miało się stać, bądź chociażby stać na czatach, kiedy on będzie rozmawiał z matką. Nie mówiąc już o tym, że gdy tylko Moody dowiedział się o pomyśle, wystąpił ze zdecydowanym sprzeciwem, by były śmierciożerca teleportował się na swoje stare tereny sam. Może nie znał dokładnej lokalizacji siedziby Zakonu Feniksa, ale wciąż pozostawał na tyle zorientowany w ich tajemnicach, by narażenie się na jego zdradę było po prostu głupie. 

Od początku wiadome było, że żaden z dorosłych mężczyzn nie może brać w tym udziału ze względu na wzrost, co jednoznacznie wykluczało również Rona. Tonks, która pozostawała właściwie jedną z nielicznych chętnych do tego zadania wszyscy wykluczyli ze względu na fakt, iż nie wiadome było jaki stosunek ma do niej Narcyza. Harry, tak żarliwie zgłaszający się do misji również nie przedstawił na tyle mocnego argumentu, by zniwelować ten, że jeśli coś mu się stanie, wszyscy będą skończeni a cała ich rewolucyjka podupadnie na znaczeniu. Wobec tego na polu bitwy o miejsce pozostały tylko Hermiona oraz Ginny, lecz tu wybór przyszedł z niespodziewanej strony. Będący w pomieszczeniu obrad Draco zabrał głos po raz pierwszy od początku posiedzenia i wygłosił kilka sensownych argumentów wspierających fakt iż to kręconowłosa była lepszym wyborem. Samo to iż pracowali już razem pod peleryną dawało temu pomysłowi przewagę, a fakt, że mimo starań Ginny, wciąż znała więcej czarno i staromagicznych zaklęć, oraz znacznie częściej rozmawiała ze śmierciożercą przypieczętował jej los. 

Nie mogła powiedzieć, by się tego nie spodziewała, jednak sama perspektywa powrotu do miejsca gdzie nabawiła się koszmarnej blizny na przedramieniu przerażała ją do szpiku kości. Mimowolnie jeszcze mocniej naciągnęła rękaw swetra aż za nadgarstki. Znamię do końca życia będzie przypominać jej już tylko o tym miejscu, a we wspomnieniach zawsze już będzie mieć obrzydliwie zadowoloną z siebie Bellatrix, rzeźbiącą nożem w jej przedramieniu. Mimo faktu iż zdawała sobie sprawę, że wśród tłumu z pewnością stał Malfoy, Zabini oraz Nott, nie mogła ich sobie przypomnieć, co zdecydowanie pomogło jej w nawiązaniu z nimi porozumienia. Wiedząc kim się stali, nie potrafiła mieć do nich żalu, że nic nie zrobili. Czas wojny to czas myślenia o sobie, a w tamtym momencie nie mogła zaprzeczyć, że prawdopodobnie skończyłoby się to śmiercią interweniującego.

-Gotowy, a ty?-spięty głos Dracona, wytrącił ją z rozmyślań. 

Poprawiła małą, przerzuconą przez ramię torbę, w której schowane miała dwa eliksiry wielosokowe, oraz małe kapsułki z cyjankiem, które w tajemnicy dostała od wyjątkowo zestresowanego tego dnia doktora Stanleya. Tabletki ciążyły jej bardziej niż można by przypuszczać, lecz pokiwała powoli głową. Po kilku minutach wysłuchiwania od wszystkich, by uważali, weszli do pokoju chłopaka, by stamtąd teleportować się na terytorium Voldemorta. Blondyn westchnął głęboko i rozejrzał się po pokoju, by upewnić się, że niczego nie zapomnieli, po czym przybliżył się do Gryfonki i wszedł pod pelerynę. 

-Damy radę Granger.

-Mam wielką nadzieję Malfoy.

Następnie blondyn delikatnie złapał ją za ramię i aportował ich z cichym trzaskiem. 

........................................................................................................................................................

Gdy Hermiona po raz kolejny otworzyła oczy, znajdowała się twarzą w twarz z murami jakiegoś budynku. Księżyc był już wysoko na niebie, a okolica wyglądała tak spokojnie, że nikt nie spodziewałby się iż może być siedliskiem Voldemorta i gromady siejących postrach w całym kraju śmierciożerców. Draco już wcześniej powiedział jej, że zamierza aportować ich na tyłach rezydencji Nottów gdzie właściwie nigdy nie ma patroli, które mogłyby usłyszeć dźwięk aportacji. Niemal natychmiast gdy znaleźli się przy głównej wyłożonej ciemnoszarą kostką uliczce, chłopak chwytając ją za nadgarstek, przyciągnął dziewczynę do swoich pleców, zasłaniając ją jednocześnie przed możliwym niebezpieczeństwem. Wychylając się zza jego ramienia, Hermiona była w stanie zauważyć przechadzających się zaraz przed nimi śmierciożerców. Mimowolnie wstrzymała oddech i przycisnęła się bliżej do chłopaka, w obawie, że peleryna mogłaby się nagle podwinąć. Draco nie puścił jej ręki ani na chwilę, gdy szybkimi, spiętymi ruchami prowadził ich oboje w kierunku przeciwnym do mężczyzn. Ciężko było nie zauważyć, że widząc wysokie, czarne drzwi z mosiężną kołatką, które prowadziły do jego domu spiął się jeszcze bardziej. Hermiona czuła też jak kurczowo trzyma się jej nadgarstka, jakby zaraz mieli zacząć uciekać. Sama zresztą miała na to wielką ochotę.

W pewnym momencie blondyn skręcił i skradając się zaprowadził ich na tyły Malfoy Manor. Pociągnął brązowowłosą w dół i schylił się do samej ziemi, by spojrzeć przez małe okienko prowadzące do piwnicy rezydencji. Usatysfakcjonowany zauważył iż zupełnie jak zazwyczaj, w starej piwnicy nie było absolutnie nikogo. Już wcześniej podzielił się z Hermioną spekulacjami, iż Czarny Pan zapewne urzęduje teraz w rezydencji innego śmierciożercy, co robił kilka razy do roku, a sam fakt iż w budynku paliło się tak mało świateł, pozwolił im założyć, że tak właśnie jest. Delikatnym, mając nadzieję, że jak najcichszym ruchem odkręcił dwie śruby umocowane w rogach okna, posługując się zabranym wcześniej nożem. Gdy ostatnia z nich z cichym brzdękiem spadła na kostkę obok niego, pchnął całe okno i już po chwili przed ich oczami znalazł się zakurzony parapet na wysokość którego zapewne od dawna nie wspiął się żaden skrzat sprzątający rodziny Malfoyów. Blondyn zostawił pelerynę kryjącej go Gryfonce i wczołgał się do środka, by chwilę później, przez moment trzymając się parapetu zgrabnie zeskoczyć na ziemię. Małe okienko umieszczone było około dwa metry nad podłogą, więc zeskakując nie zrobił wielkiego hałasu. Uniesioną ręką zatrzymał Hermionę, by wpierw rozejrzeć się po otoczeniu i upewnić się, że są sami. Gdy to się potwierdziło, stanął zaraz pod parapetem by asekurować czołgającą się przez okienko dziewczynę. Była drobniejsza od niego, więc dużo szybciej przeszła przez otwór i zawiesiła się na rękach, trzymając się parapetu. Blondyn zamachał rękami w powietrzu, by znaleźć ukrytą pod peleryną towarzyszkę, po czym chwytając ją w pasie, cicho postawił ją na ziemi i wszedł z powrotem pod zasłonę. 

Dziewczyna kiwnęła mu głową w podziękowaniu i zgodnie zauważyli, że nadszedł już moment by wyciągnąć różdżki. Draco znał rezydencję jak własną kieszeń, więc bardzo szybko zdołał przeprowadzić ich bocznymi korytarzami na drugie piętro. Dłoń w której trzymała różdżkę trzęsła się coraz bardziej mimo jej usilnych prób uspokojenia się. Każda minuta spędzona w tym domu sprawiała, że wpadała w coraz większą panikę, choć nie spotkali jeszcze nikogo, kto potencjalnie mógł stworzyć dla nich zagrożenie. Blondyn musiał wyczuć jej rosnący strach, bowiem uspokajająco złapał ją za dłoń i dalej prowadził ich korytarzem. Każdy jego ruch był spokojny i możliwie jak najcichszy, co pomagało również jej skupić się na zadaniu. Co kawałek, mijając kolejne zamknięte drzwi, zatrzymywali się na chwilę uważając, by przypadkiem nie zderzyć się z wychodzącymi. W końcu natrafili na ciemne drzwi przy końcu korytarza, za którymi znajdowała się sypialnia Narcyzy. Zmuszeni byli poczekać dłuższą chwilę, ale w końcu zgodnie z przewidywaniami Dracona, o 22:30 obcasy jego matki zaczęły rytmicznie uderzać o deski korytarza, by zatrzymać się tuż przed drzwiami sypialni. Dokładnie wiedząc co mają robić, chłopak ścisnął mocniej rękę dziewczyny, jednocześnie rozglądając się po korytarzu. 

Kręconowłosa mocnym pchnięciem otworzyła drzwi do pokoju obok, a chłopak przycisnął dłoń do ust Narcyzy, a drugim ramieniem zablokował jej ręce sięgające po ukrytą w nocnych szatach różdżkę. Szybko wepchnęli szarpiącą się kobietę do pokoju, a Draco niemal natychmiast po tym jak Hermiona zamknęła drzwi, wyskoczył spod peleryny.

-Mamo to ja! Nie krzycz, spokojnie...-kiedy kobieta przestała się szarpać, chłopak opuścił rękę i odwrócił ją ku sobie.

Blondynka nawet nie spojrzała na Granger, która również na chwilę zrzuciła pelerynę, nakładając na drzwi zaklęcia ochronne i wyciszające. Natychmiast rzuciła się na syna i wątłymi ramionami objęła go za szyję. 

-Draco... Matko, jak ja się martwiłam...-szepnęła mu we włosy, a następnie odsunęła się od niego, mierząc wzrokiem całą jego sylwetkę.-Nic ci się nie stało...ja...

-Mamo, również cieszę się, że cię widzę, ale nie mamy tyle czasu. Jesteśmy tu w pilnej sprawie.

-O co więc chodzi?-kobieta obrzuciła Hermionę ciekawskim spojrzeniem i uniosła lekko brew.-Witam panno Granger. 

-Witam.-zaskoczona dziewczyna odpowiedziała jej skinieniem głowy, jednak ten tak dziwny niczym powitanie modliszki z muchą moment, przerwał szybko Draco.

-Czy wiesz coś o Teodorze Notcie?

Piękne oblicze Narcyzy Malfoy niemal natychmiast pokryło się zmarszczkami zmartwienia.

-Trzymają go w rezydencji jego matki. Niestety nie jestem z nią w dobrych stosunkach, podobnie jak z innymi, lecz...-uspokajająco położyła dłoń na ramieniu syna, choć widać było, że sama potrzebuję pocieszenia.-Czarny Pan tam jest. 

Twarz młodego Malfoya pobielała z przerażenia. Odwrócił się w stronę Hermiony, jednocześnie kładąc dłoń na dłoni matki.

-Musimy go stamtąd wydostać. Jeśli Czarny...znaczy się Voldemort tam jest, Teo potrzebuje natychmiastowej pomocy.

Właśnie w chwili w której Gryfonka miała się z nim zgodzić, Narcyza pokręciła głową i powiedziała.

-Nie ma na to najmniejszej szansy Draco. Ma całodobową ochronę, a jego własna matka ma zakaz schodzenia do piwnicy. Nigdy wam się nie uda.

-Nie możesz tego wiedzieć.-odparował ostro jej syn.-Nie zostawię przyjaciela na pastwę tego psychopaty, a jeśli myślisz, że to właśnie zrobię...

-Nie zapominaj się!-uniosła głos kobieta, po czym zmierzyła go oburzonym spojrzeniem.-Myślisz, że mi nie zależy na Teodorze? Próbuję go wyciągnąć odkąd tylko dowiedziałam się o tym, że Blaise uciekł z wami... Byłam asystować magomedykom dwie noce z rzędu a i tak nie widzę szans na wydostanie go stamtąd, chociaż próbuję prawie co noc. Jeśli masz zamiar obrzucać kogoś oskarżeniami to wybrałeś sobie złą osobę synu.

Ostry ton Narcyzy sprawił, że Draco aż się wzdrygnął. Nie spodziewał się, że jego matka aż tak zaangażowała się w pomoc Teodorowi, choć przecież znał ją całe życie. Mimo wszystko, nawet mimo faktu, że Narcyza Malfoy zawsze była wspaniałą kobietą, wciąż potrafiła go czymś zaskoczyć. 

-Mamo, ja...

-Czy udało im się go złamać?-kręconowłosa stojąca pod drzwiami skierowała to pytanie wprost do arystokratki. 

-Nie. Z tego co mi wiadomo wersje jego wspomnień są bardzo mocne, jednak wciąż pozostawiają wiele wątpliwości. Czarny Pan nie przestanie dopóki Teodor się nie złamie, a jeśli to zrobi zabije go natychmiast. 

-Publiczna śmierć?-tym razem pytanie padło z ust blondyna.

Narcyza pokiwała ponuro głową.

-Jeśli dobrze zrozumiałam, będą chcieli wyprowadzić go do miasta. 

-Dlaczego nie zrobią tego tutaj?

Kobieta spojrzała na dwójkę stojących przed nią czarodziei. Co prawda Hermiona Granger i jej mugolska krew od zawsze przeszkadzała jej mężowi, jednak ona nie mogła odmówić dziewczynie hartu ducha i na prawdę pięknych sekretów jakie skrywał jej umysł. Dlatego też nie zdziwiła się, kiedy dostrzegła zrozumienie w jej oczach. Przytakując milcząco głową dała dziewczynie przyzwolenie do odpowiedzenia za nią.

-Oni chcą zmusić was do przyjścia.-brunetka popatrzyła Draconowi prosto w oczy.-Ciebie i Zabiniego. Chcą was złamać i sprawić, byście popełnili błąd, spróbowali go uratować, albo wydali nas wszystkich łudząc się, że go oszczędzą. To o to chodzi, prawda?

Pani Malfoy również i tym razem skinęła głową.

-Oczywiście, jeśli Teodor dożyje do tego czasu. 

Draco zacisnął wargi i obejrzał się na zamknięte za Gryfonką machoniowe drzwi. Cała jego postura jasno mówiła jak bardzo pragnie pobiec i uratować przyjaciela. Jak bardzo rwie go do działania które chociaż na chwilę przywróciłyby ten spokojny stan ducha jakiego doświadczał gdy Teodor i Blaise byli w pobliżu. Przyjaźnili się od tak dawna i pomimo faktu iż wszyscy wielokrotnie wmawiali sobie, że w razie kłopotów każdy dba o siebie, żaden z nich nie wyobrażał sobie zostawienia przyjaciół na pastwę losu. To dlatego Malfoy tak często pytał o pozostałą dwójkę, a Blaise ryzykując wszystko pojawił się w lesie z miotłą. I dlatego też Hermiona doskonale wiedziała, że Dracon nie odpuści. 

-Muszę coś zrobić. Mamo, my oboje musimy.-wskazał na kręconowłosą cały czas wpijając błagający wzrok w Narcyzę. 

Kobieta uniosła podbródek i zacisnęła wąskie usta. Hermiona miała ochotę wręcz zapaść się pod ziemię stojąc tak blisko szlachcianki. Kobieta ta bez względu od emocji nią targających zawsze zachowywała  się niezwykle dostojnie i elegancko. Nie odpowiadając synowi cofnęła się kilka kroków i z wyprostowanymi plecami zagłębiła się w głąb pokoju co dało Gryfonce niejako możliwość do rozejrzenia się. 

Na środku wielkiego pomieszczenia stało ciemnozielone łóżko z gigantycznym czarnym baldachimem kończącym się prawie na wysokości kryształowego żyrandola. Ciemnobrązowe, dębowe deski pokrywały całą podłogę, a koloru ścian praktycznie nie dało się dojrzeć, gdyż całkowicie przesłaniały je wysokie do sufitu regały wypełnione księgami. Hermiona z oczami wielkimi jak pieniążki rozglądała się wręcz chłonąc tytuły pozycji ustawionych w równych rządkach, podczas gdy Narcyza szukała czegoś w kufrze ustawionym obok łóżka.

-Zrób coś z tą peleryną Granger, wyglądasz jak latający stóg siana. 

Brunetka przewróciła oczami poprawiając niewidkę na ramionach tak aby przynajmniej jej przód pozostawał widoczny i wciąż trzymając zaklęcia na drzwiach do pomieszczenia podeszła do najbliższego regału na którym wypatrzyła "Historię Howgwartu". Patrząc na datę wypisaną na boku księgi zrobiło jej się gorąco. Pierwsze wydanie jej ulubionej pozycji w domu Malfoyów! To musiał być żart. Nie zdążyła jednak nawet zapytać o nie Dracona, bowiem na korytarzu nagle rozbrzmiał donośny, kobiecy śmiech. Ślizgon natychmiast odwrócił się w kierunku Hermiony, która w sekundzie zrobiła się niemal tak blada jak on. Wszędzie była w stanie rozpoznać śmiech który od lat towarzyszył jej w koszmarach. Bellatrix Lestrange...

Narcyza Malfoy podniosła się z klęczek dość niezdarnym jak na nią ruchem i podeszła do nich szybkim krokiem. 

-Postaram się zrobić w sprawie Teodora co tylko mogę. Nie możecie tam dzisiaj pójść, wokół roi się od członków Wewnętrznego Kręgu, a pilnuje go Nagini. -naglący ton jej głosu nie pozwolił Ślizgonowi zaprotestować. Kobieta wcisnęła do ręki syna małe zawiniątko, nawiązując kontakt wzrokowy z Hermioną.-Panna Granger będzie wiedziała co z tym zrobić. Czy tam gdzie stacjonujecie będę mogła wysłać Patronusa?

Śmiechy zbliżały się w ich stronę coraz bardziej, gdy Draco wszedł pod pelerynę, stając zaraz przy Gryfonce. Przerażenie opanowało całą jej postać, jednak zdołała kiwnąć głową w kierunku pani Malfoy. Gdyby miała w tamtym momencie więcej czasu na zastanowienie się z pewnością zdziwiłby ją fakt iż arystokratka pyta o tego rodzaju formę komunikacji. W końcu powszechnie było to wiadome iż żaden śmierciożerca nie potrafił wyczarować w pełni uformowanej formy Patronusa. Czymże więc Narcyza podpierała tę umiejętność? Pytanie cisnące się na usta Gryfonki nigdy jednak nie zostało wypowiedziane, bowiem kobieta stojąca przed nimi szybko spojrzała w stronę wejścia do pomieszczenia zza którego coraz wyraźniej słychać już było kroki Bellatrix.

-Zrzuć zaklęcia. Moja siostra uczy się je wyczuwać.-arystokratka zniżyła głos uważnie przypatrując się blademu obliczu panny Granger.

Kręconowłosa jednym ruchem różdżki porzuciła jedyną barierę chroniącą ich od śmierciożerczej prymuski znajdującej się za drzwiami. Narcyza nerwowym gestem położyła dłoń na policzku syna uśmiechając się półgębkiem, po czym okryła ich do końca peleryną niewidką, wskazując im jednocześnie kąt pokoju jako potencjalną kryjówkę. Zza drzwi słychać było już nawoływania Lestrange, jednak kiedy kobieta zrobiła krok w ich stronę, niewidzialna ręka jeszcze raz oplotła jej nadgarstek. Drżące ramię mugolaczki, przytrzymało jej dłoń i wcisnęło w nią małą, płócienną torebeczkę z czymś o podłużnym, walcowatym kształcie.

-Proszę przekazać to Teodorowi.-szepnęła napiętym głosem całkowicie niewidoczna dziewczyna, dodając jeszcze.-Na wszelki wypadek.

Czarownica nie patrząc nawet na zawiniątko, wepchnęła ja pod falbanę sukni dokładnie w momencie w którym drzwi do pokoju stanęły otworem. Na widok rozwichrzonych, czarnych loków i wystającego spod nich szaleńczego uśmiechu, Hermiona poczuła jak krew niemal przestaje krążyć w jej żyłach. Dracon bez chwili zawachania pospiesznie chwycił ją za ramię i cicho poprowadził w miejsce, które wcześniej wskazała im jego matka. Dziewczyna utkwiła przerażony wzrok w starszej czarownicy a jej ciało przestało reagować na wszelkie bodźce, jak chociażby to, że kant szafki wbił jej się boleśnie między żebra, kiedy blondyn przycisnął ich oboje do regału z książkami. Stał nieco przed nią, a jego wyciągnięte w bok ramię asekurowało brunetkę, która z każdą chwilą wyglądała coraz bardziej jakby zaraz miała zemdleć.

-Siostrzyczka...Hahahhh...W pokoju synusia zdrajcyy.-Bellatrix przejechała czarną, zakrzywioną różdżką po podbródku własnej siostry. 

Hermiona, wpatrzona w postać której od dawna bała się chyba nawet bardziej niż Voldemorta, poczuła jak przyciśnięty do niej Dracon spina się. Jego oczy utkwione były w wyprostowanej sylwetce matki, z której oczu nie biło już to samo ciepło, które zdobiło błękit jej tęczówek gdy rozmawiała z synem. Teraz widziała w nich tylko to samo wyrachowanie które tyle razy przyszło jej oglądać podczas szkolnych lat za każdym razem, kiedy spotykała rodzinę Malfoyów z Lucjuszem na czele. 

-A może to ty pomogłaś Wężusssiowi, siostrzyczko?-czarnowłosa zakręciła się wokół matki Dracona, i przejechała różdżką wzdłuż linii jej kręgosłupa śmiejąc się histerycznie.-Może jesteś taka sama jak Andromeda, Cyziu?-stojąc za plecami siostry, nachyliła się do jej ucha i mruknęła przeciągając wyrazy.- Dlatego nie było cię na spotkaniu?

-Nie należę do Wewnętrznego Kręgu.-mocny głos Narcyzy rozbrzmiał w pomieszczeniu, kontrastując z przerysowaną wręcz teatralnością Lestrange.

-Należałabyś, gdybyś miała to.-zanuciła kobieta, podwijając rękaw ciemno bordowej, przyzdabianej czarną koronką sukni, by ukazać śmierciożerczy tatuaż. Opadła na łóżko swojego siostrzeńca i zamachała Mrocznym Znakiem w powietrzu. Nucąc nieskładną melodię, nagle podniosła głos i skierowała zakrzywiony palec w stronę Narcyzy.-Twój synalek też to maaa.

Hermiona zacisnęła wargi, usiłując utrzymać coraz szybsze tempo oddechu w ryzach, jednocześnie kładąc rozedrganą rękę na ramieniu Dracona. Chłopak stał przed nią nie ruszając żadną częścią ciała, z jedną dłonią zaciśniętą kurczowo na różdżce. Gorączkowo poprawiając na nich pelerynę, odwrócił głowę by wyłapać spojrzenie kręconowłosej. Przerażone, wielkie oczy Gryfonki, bezgłośnie wskazały mu na wciąż otwarte drzwi. Drogę ucieczki. Malfoy sztywno kiwnął głową w jej kierunku, wciąż nerwowo spoglądając w stronę swojej ciotki która ciągała jego matkę po pokoju bredząc od rzeczy i podśpiewując pod nosem.

-Lucjusz zajmuje się bękartem Nottów. Myślisz, że Dracuś też tak skończy Cyziu?

Blondynka zacisnęła wargi, nie odpowiadając siostrze i jednocześnie starając się utrzymać ją w okolicach łóżka, by młodzi mieli okazję do przemknięcia się w stronę drzwi. Jej wzrok błądził po pokoju stanowczo unikając miejsca w którym się znajdowali. Kilka kroków w stronę wyjścia mogło dać im już pewną nadzieję co do powodzenia ucieczki, która być może by im się wtedy udała, gdyby ciotka Dracona nie słynęła ze swojej nieobliczalności. W jednej chwili kręciła Narcyzą wokół i śmiejąc się jak mała dziewczynka, podskakiwała wokół siostry, by w następnej puścić rękę blondynki i wrzasnąć na całe gardło.

-Zasłużył na to! Bombardio!!!

Zaklęcie wymierzone w łóżko, na którym przed chwilą siedziała sprawiło iż całe wielkie posłanie, łącznie z wysokim baldachimem rozerwało się od środka, pokrywając cały pokój w odłamkach drewna. Skradająca się w stronę drzwi dwójka została całkowicie zbombardowana odłamkami z jednego filaru baldachimu. Słysząc sam początek zaklęcia, Dracon bez chwili wahania pociągnął Gryfonkę w dół, jednak nawet to nie uchroniło ich przed pędzącymi w ich stronę kawałkami drewna. Jego matka zdołała pokryć swoją sylwetkę tarczą ochronną, podczas gdy jej siostra wylądowała na podłodze kilka metrów dalej, a z jej czoła wartkim już strumieniem ciekła krew po uderzeniu kawałkiem łóżka na którego wcześniejszym miejscu widniał teraz sporych rozmiarów krater w środku którego deski pokryły się sadzą po wybuchu. Bellatrix odchyliła głowę do tyłu i po chwilowym szoku, przekrzywiając nieco głowę zachichotała, patrząc na kropelki krwi, które skapując z nosa pokrywały cały jej dekolt.

-Bella chodźmy, opatrzę cię.-wyciągnięta dłoń Narcyzy w mig została pochwycona przez siedzącą na podłodzę Lestrange, a jej szybkie zerknięcie w kierunku miejsca w którym według jej szacunków mogła znajdować się dwójka młodych czarodziejów wystarczyło, by zrozumieli zmianę strategii. Kręconowłosa zgarnęła różdżkę z ziemii i wypowiedziała nieznane im zaklęcie, rozpalając jej końcówkę.

-Tak jak Dracusia po Lucjuszu?-syknęła kobieta, zataczając się na siostrę i jednocześnie kręcąc w powietrzu kółka pałającą na zielono różdżką.-Oh kilka już razy myślałam, że nie ma co zbierać. Nie martw się siostrzyczko. Młodego Notta nie będzie trzeba ratować.-parsknęła cichym śmiechem, wciąż błądząc zaświeconą różdżką przed twarzą siostry.

Wzrok Hermiony i kiedyś znienawidzonego przez nią Ślizgona skrzyżował się w mig. Oboje zastygli w bezruchu siedząc pod jedną ze ścian i usiłując powstrzymać się od oddychania, kiedy dwie kobiety przechodziły niepewnym krokiem obok nich, potykając się o porozrzucane drewienka.

-Chodź Cyziu, zabijemy Pottera!-wrzasnęła czarnowłosa, sprawiając, że ukrywająca się pod peleryną dwójka aż zadrżała. Wargi Granger zaczęły niekontrolowanie drżeć, na co Dracon przyłożył sobie palec do ust podtrzymując kontakt wzrokowy z przerażoną dziewczyną.-Zabijemy Pottera, twojego synalka i obrzydliwych Weasleyów! Zapolujemy na szlamę!

Łzy przerażenia napłynęły do oczu Hermiony w sekundzie. Nie odrywając wzroku od stalowoszarych oczu Malfoya, czuła jak policzki zaczynają robić się mokre a jej oddech robi się coraz bardziej urywany. Chłopak powoli pokręcił głową, usiłując powstrzymać Gryfonkę od szlochu jeszcze przez chwilę. Po minucie, która według ich obojga ciągnęła się niczym wieczność Narcyza w końcu wyprowadziła swoją siostrę na korytarz, zatrzaskując za nimi drzwi do pokoju, pokrytego już całkiem w ciemności. Niknące w oddali kroki wciąż jednak co chwila przerywane były przez pełne chorej ekscytacji wrzaski Bellatrix Lestrange.

-Zabić wszystkie szlamy! Zabić naznaczonego!

Malfoy po chwili ciszy odetchnął głęboko, z wyraźną ulgą rozluźniając wszystkie mięśnie. Zerkając na wciąż wpatrującą się w drzwi, przerażoną dziewczynę, po której policzkach nieprzerwanym strumykiem ciekły mimowolne łzy, delikatnym, nieco niepewnym ruchem rozłożył ręce i przyciągnął jej głowę do swojego ramienia. Kiedy Gryfonka zdała już sobie sprawę, że Bellatrix na prawdę opuściła pokój w którym się znajdowali, czując jak wielki głaz spada jej z serca, rozpłakała się na dobre, a on zamknął ją w mocnym uścisku, kładąc dłonie na jej wstrząsanych szlochem plecach. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top