Strach
Wpadając wprost na kanapę w swoim rodzinnym domu Hermiona Granger nie czuła nic oprócz obezwładniającego przerażenia. Nieustannie kaszląc, starała się brać do płuc jak najwięcej powietrza, którego brakowało jej podczas tak szybkiego lotu. Jedna ze sprężyn boleśnie uderzyła ją w goleń, ale poza tym była cała, co dało jej jasny sygnał, że zdecydowanie jest w najlepszej formie z ich trójki. Blaise, lecący wcześniej jako pierwszy, odbił się od ściany w którą wbiła się jego miotła i wciąż jęcząc z bólu wylądował na deskach jej salonu, które powoli zalewały się krwią sączącą mu się z ramienia. Draco spadł jako pierwszy, nieszczęśliwie zderzając się z kredensem, którego szklane drzwiczki posypały się w drobny mak i powbijały mu się w ciało. Nie zważając jednak na to, stękając podniósł się na nogi, omiótł wzrokiem zwiniętego w pozę embrionalną przyjaciela i marszcząc brwi, zawołał w przestrzeń.
-Granger!
Dziewczyna orientując się, że to właśnie na niej została peleryna niewidka, chaotycznie zdarła ją ze swojej sylwetki i również podniosła się na nogi.
-Jestem. Dlaczego klątwa się nie przerwała?
Zadała to pytanie, gdy oboje podeszli do ciemnoskórego, usiłując poznać przyczynę jego stanu. Chłopak co chwilę jęcząc cicho, wił się po podłodze z twarzą wykrzywioną z bólu. Blondyn pochylił się nad przyjacielem, delikatnie kładąc mu dłoń na ramieniu, na co ten wrzasnął jeszcze bardziej. Draco odwrócił głowę w kierunku dziewczyny.
-Leć po Stanleya.
Nie mając zamiaru się kłócić, w czasie gdy on, rozdzierany od środka przez niemalże agonalne wrzaski przyjaciela, próbował powstrzymać krwawienie, Hermiona zostawiając diadem na podłodze, zgarnęła różdżkę z kanapy i aportowała się do posiadłości Blacków.
Widząc jej rozwichrzone włosy i rozbiegany niczym u dzikiego zwierzęcia wzrok, doktor Stanley prawie spadł z krzesła, na którym stał, by zebrać z góry szafki fiolki eliksiru na niestrawność.
-Mój Boże Hermiona, jak dobrze cię widzieć! Nie masz pojęcia jak mnie...
-Nie ma czasu.-wypaliła przerywając mu i czując lekkie zawroty głowy których nabawiła się podczas kolejnej tak szybkiej aportacji.- Ktoś rzucił na Blaise'a klątwę. On wrzeszczy z bólu, my próbowaliśmy...
-Uspokój się.-mężczyzna szybko zszedł z krzesła i bez słowa wrzucił do torby kilka eliksirów.-Blaise Zabini? Czy on aby nie jest...
-Jest z nami. Ja.. on, proszę.-kręconowłosa mówiła nieco od rzeczy, jednak na prawdę przeraził ją stan młodego chłopaka. Studiując wcześniej kilka książek na temat czarnomagicznych praktyk przedwiecznych tyranów doskonale zdawała sobie sprawę jak wymyślne i brutalne mogą być te klątwy. Doktor kiwnął głową i w pośpiechu podnosząc torbę wyciągnął w jej kierunku rękę, pozwalając by Gryfonka aportowała ich oboje do swojego domu.
Kiedy tylko się tam pojawili, błędnik dziewczyny wykonał potężnego fikołka, a ona sama znalazła się na podłodze, tuż obok kanapy. Trzy zaklęcia aportujące praktycznie jedno po drugim zdecydowanie były powodem jej wycieńczenia, przez które obraz doktora Stanleya podbiegającego do Zabiniego i przejmującego uciskanie opatrunku od blondyna wydawał jej się rozmazany. W uszach jej szumiało, a wyraźnie czując na wargach metaliczny posmak krwi, była pewna, że strumyk cieczy lał się właśnie z jej nosa. Przez przymknięte oczy widziała jak starszy mężczyzna wlewa ciemnoskóremu białawy płyn między wargi i nakłada na niego rozbłyskujące na różne kolory zaklęcia. Jej umysł zaczął powoli odpływać, gdy przerywając na chwilę nakładanie zaklęć magomedyk kiwnął głową w kierunku dziewczyny. Draco w mig pojął o co chodzi i podszedł do niej, powtarzając jej nazwisko i delikatnie trzęsąc za ramię. Nieważne jak bardzo chciała pozostać przytomna, jej umysł uciekał do ciemnego miejsca, pozwalając by powieki zamknęły się same. A przynajmniej było tak do czasu, gdy chłopak nie przyłożył jej pod nos fiolki z czymś co śmierdziało tak potwornie, jak ulubione jedzenie Krzywołapa.
Obraz natychmiast się wyostrzył, a ona rozkaszlała się na dobre, czując jak żółć podchodzi jej do gardła. Doktor Stanley zdołał jakoś opanować wrzaski Ślizgona, podczas gdy ona walczyła z mdłościami.
-No Granger, tylko nie na spodnie.-mruknął klęczący obok niej chłopak. Z jego policzka ciekło trochę krwi, sprawiając, że wyglądał jakby zaciął się przy goleniu, a jego czoło pokrywały zmarszczki zaniepokojenia, gdy zerkał w kierunku Blaise'a. Wyłapując jej lekko przymykające się oczy, natychmiast chwycił ją pod ramiona i podciągnął do pozycji siedzącej.-Już, już tylko mi tu nie zemdlej. Halo Pudlu! Halooo....
-Minęliśmy łąkę.-rzuciła dziewczyna, kiwając się na boki i walcząc z otępieniem. Skupiła się na jego przez chwilę skonsternowanym spojrzeniu.-Żywi.
Jego szare tęczówki zaświeciły się w zrozumieniu, a chłopak uśmiechnął się półgębkiem na wspomnienie ich rozmowy w wieżyczce. Faktycznie nie był wtedy zbyt pozytywnie nastawiony do wizji ich ucieczki. Nie zamierzał jednak dawać jej satysfakcji płynącej z fakty, że miała rację.
-Mówiłem przecież, że istnieje taka szansa.-zarozumiały ton jego głosu sprawił, że brunetka również się uśmiechnęła.
Wciąż podtrzymywana przez siedzącego obok chłopaka, spojrzała w stronę Blaise'a. Chłopak leżał na ziemi pozbawiony przytomności, podczas gdy Stanley starał się napoić go ostatnim eliksirem. Kiedy skończył, pospiesznie wstał i podszedł do siedzącej na deskach dwójki i pobieżnie zbadał ich stan, oraz zadał kilka pytań. Kiedy zgodnie stwierdzili, że należy aportować się z domu Hermiony, by ten mógł dalej zajmować się Zabinim, wzrok lekarza padł na lekko zakurzony diadem rzucony obok nóg fotela. Oczy mężczyzny zaświeciły się w podekscytowaniu i natychmiast odwrócił się w kierunku brunetki.
-Czy to jest to co myślę?
Kiedy Gryfonka kiwnęła głową, Stanley zacisnął usta powstrzymując wielki uśmiech cisnący się mu na wargi. Pomógł Malfoyowi podnieść nieprzytomnego, po czym chwycił dziewczynę za rękę. Krótko ścisnął jej dłoń, zerkając przy tym na swoją torbę w której schowany był tak wielkiej wagi przedmiot. Nawet kiedy ich teleportował, nie mógł powstrzymać ekscytacji na myśl, że wreszcie, od tylu lat...mają przełom.
...............................................................................................................................................................
-Głupia! Jeszcze jeden taki numer a osobiście naślę na ciebie stado upiorogacków!
Rude włosy Ginny uderzyły ją prosto w twarz, gdy ta wpadła na nią i zamknęła w niedźwiedzim uścisku. Wylądowali na środku salonu w domu Blacków wobec czego uwaga wszystkich mieszkańców natychmiast padła akurat na nich. Młoda Weasley jako pierwsza podbiegła do przyjaciółki, a zaraz za nią zaczął się prawdziwy zgiełk. Po chwili niepewności dwójka mężczyzn siedzących do tej pory przy stole, odsunęła krzesła i pomogła doktorowi Stanleyowi przetransportować Blaise'a do pokoju medycznego. Draco natomiast został tam, gdzie stał, nie bardzo wiedząc co ma ze sobą zrobić.
-Ja głupia? To ty nie odpowiedziałaś na mojego Patronusa!-Hermiona wciąż nie wypuściła rudej z objęć, jednak nie omieszkała wygarnąć jej tego faktu.
-Byłam kompletnie zamknięta w twoim domu przez około tydzień.-Kręconowłosa odsunęła się na moment, by wytrzeszczonymi oczami spojrzeć na przyjaciółkę. Ta jednak od razu wytłumaczyła jej sytuację. - Zabini i Nott próbowali mnie ostrzec, ale nie zdążyli. Śmierciożercy nałożyli blokadę aportacyjną na twoją ulicę i zaczęli się tam panoszyć.
-Przecież mój dom jest w idealnym stanie! Jakim cudem?-zdziwiła się Gryfonka.
-Oh uwierz mi nie byłby gdyby nie oni. Cała okolica jest spalona albo kompletnie zniszczona! Przez zebranie, chłopcy nie dali rady dotrzeć do mnie przed założeniem blokady, ale ściemnili reszcie, że gruntownie sprawdzili twój dom. Poza tym Blaise przez cały czas kręcił się wokół, gdyby ktoś jednak postanowił tam wejść. Schowałam się w piwnicy do końca ataku, bo ten kretyn nie chciał mnie wypuścić ze względu na brak jakiejkolwiek zasłony.-przewróciła oczami.-W każdym razie blokadę zdjęli dopiero po tygodniu tego cyrku, a już twój Patronus prawie przyprawił nas o zawał serca.
-Gdybym tylko nie zgubiła tej cholernej kartki.-brunetka palnęła się w czoło i jeszcze raz uścisnęła przyjaciółkę.-Tak się cieszę, że nic ci się nie stało.
-Daj spokój, to wyłącznie dzięki chłopakom. Cały czas albo jeden z nich był w pobliżu, albo przekazywali mi informacje. Kilka razy musiałam zmieniać kryjówki, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Co się stało Blaise'owi tak w ogóle?-rudowłosa zmarszczyła brwi, wbijając wzrok w drzwi za którymi doktor Stanley wciąż starał się uporać z klątwą narzuconą na Ślizgona.
-Nie mam pojęcia. Dostał potężną klątwą od jednego ze śmierciożerców, kiedy ten odkrył, że nas szuka.-młoda Weasley pokiwała głową i znów przeniosła wzrok na Hermionę by usłyszeć pytanie którego spodziewała się od początku ich rozmowy.-A co z Harrym i Ronem, gdzie oni są?
-W Norze. Mają tam spotkanie Zakonu, ale nie martw się, z Harrym wszystko w porządku a mój braciszek jeszcze trochę pokuśtyka, ale wyliże się.
Kręconowłosa pokiwała głową niemrawo się uśmiechając i rozejrzała się wokół w poszukiwaniu Malfoya, który jeszcze przed chwilą stał obok niej. Przeprosiła na chwilę Ginny i mijając jedną z czarownic ruszyła szybkim krokiem w stronę pokoju magomedyka. Jak się okazało to dokładnie tam zaszył się Draco, uciekając przed pełnymi niechęci spojrzeniami ze strony wszystkich mieszkańców głównej siedziby Zakonu Feniksa. Stał niepewnie w lewej części pokoju, przyglądając się jak magomedyk rzuca zaklęcia szukające i diagnozujące na jego przyjaciela. Gdy tylko drzwi się otworzyły, od razu zwrócił uwagę na stojącą w nich Gryfonkę. Kierowana impulsem Hermiona wskazała mu głową korytarz i kiedy poszedł za nią, zaczęła wspinać się po schodach. Doszli do jej pokoju w ciszy, a gdy zamknęli drzwi dziewczyna rzuciła na łóżko skórzaną torbę Stanleya, którą zwędziła z krzesła obok wejścia. W jej wnętrzu znajdowały się już tylko puste butelki po eliksirach, które zaaplikował Blaise'owi oraz złowrogo lśniący w żółtym świetle żarówki diadem.
- Skoro nie ma jeszcze Harry'ego i Rona, musimy zastanowić się jak najszybciej co zrobić z horkruksem, zanim postradamy zmysły.
-Wyobraź sobie Granger, że nie niszczę ich codziennie. To właściwie pierwszy, którego widzę na własne oczy więc nie wiem czego konkretnie ode mnie oczekujesz.
-Pomysłów?-brunetka potarła czoło.-Myślałam, że może ktoś coś...
-Ta, Czarny Pan prowadził nam wesołe wykłady o tym jak go zabić. Myśl choć trochę.-rzucił, opierając się o niewielką komodę przy ścianie pokoju.
-Ja przynajmniej próbuję.
-Bo to ty powinnaś. W końcu razem z Bliznowatym nawet mimo pałętającego się pod nogami Wieprzleja daliście radę zniszczyć poprzednie.
-Nie nazywaj ich tak.-powiedziała machinalnie, na co blondyn przewrócił tylko oczami. -Mieliśmy wtedy przedmioty zdolne je zniszczyć, a teraz nic nie przychodzi mi do głowy.
-Więc nie da się go zniszczyć. Po problemie.
-Dlaczego za każdym razem musisz być taki marudny? Nie rozumiesz o jaką cenę tu walczymy czy po prostu nic cię to nie obchodzi?-warknęła Gryfonka zakładając ręce na piersi.
Miała już serdecznie dość tego krytykującego każde jej słowo, narcystycznego kretyna. Skoro nie chce bawić się w bohatera, świetnie, poradzą sobie sami. Ale skoro zamierzał się zaangażować powinien pokazać, że zależy mu choćby w najmniejszym stopniu.
Draco odchylił głowę do tyłu i odepchnął się od mebla. Stanął na środku pokoju, górując nad dużo niższą od niego dziewczyną. Kiedy się odezwał jego głos bardzo przypominał ten, którego używał jeszcze w szkolnych latach szydząc sobie z jej pochodzenia.
-Możesz sobie uważać, że twoje rozmyślania zbawiają cały świat Granger, ale prawda jest taka, że nie wnoszą absolutnie nic. Skoro nie mamy jak zniszczyć tego durnego świecidełka, to zamiast użalać się nad sobą w tym śmiesznym pokoiku, powinnaś kontaktować się z Potterem, Weasleyami, Moodym czy kimkolwiek kto jest choć trochę przydatny w tym waszym zbiorowisku i razem szukać sposobu. Sama nic nie zdziałasz nieważne jak bardzo byś chciała.
-To też twoje zbiorowisko, zdajesz sobie sprawę?
-Proszę cię.-parsknął.-Widziałaś jak ci ludzie na mnie patrzyli gdy się zjawiliśmy? Nie uznają mnie jako jednego z was nawet gdy uratuję każdego z nich po dziesięć razy...
-Może łatwiej by im to przyszło, gdybyś faktycznie starał się być jednym z nas?
Pretensjonalny ton Gryfonki sprawiał, że miał ochotę tak mocno przewrócić gałkami, by wylądowały w środku czaszki i już nigdy nie wróciły na swoje miejsce. Poza tym kompletnie nie mógł zrozumieć o co brunetce tak właściwie chodziło.
-Przypomij mi Granger, bo może się przewidziałem. Czy to nie ja poszedłem z tobą prawie na pewną śmierć żeby zdobyć tego horkruksa? Mało razy się narażałem, żeby udowodnić, że też zależy mi na końcu jego rządów?
-To! O to mi właśnie chodzi!-dziewczyna wskazała na niego głową i wbiła mu palec wskazujący w pierś.-Ty na prawdę nie rozumiesz, że to nie wystarczy!? Chcesz końca jego rządów a mimo to wciąż nazywasz go Czarnym Panem. Odkąd tu trafiłeś praktycznie nie wychodzisz do ludzi, a jeśli już to zawsze poruszasz się jak Snape podczas walki z Lockhartem. Praktycznie każdy w twoim otoczeniu ma wrażenie, że zaraz ciśniesz w ich stronę Avadą, a to, że w każdej sprawie jesteś tak cholernym pesymistą sprawia, że wygląda to jakbyś faktycznie liczył na naszą przegraną. Chcesz być częścią tego wszystkiego, to po prostu bądź i daj ludziom czas na zmianę zdania o tobie.
Po ostatnim fukncięciu, Hermiona zdała sobie sprawę, że podczas całej tej przemowy regularnie dźgała Dracona w tors, wobec tego szybko zabrała palec i na powrót splotła ręce na piersi wbijając uparte spojrzenie w jego twarz.
-Tobie też się wydaję, że cisnę w ciebie Avadą?-zapytał cicho, wciąż będąc delikatnie w szoku po tym jak ta mała, wredna jędza wytknęła mu wszystkie jego błędy. Choć za nic nie przyznałby jej racji, sam przed sobą musiał uznać, że wszystko co powiedziała w gruncie rzeczy było prawdą, nad którą musiał się zastanowić.
To pytanie kompletnie zbiło dziewczynę z pantałyku i sprawiło, że na prawdę nie wiedziała co ma powiedzieć. Zmieszana wzruszyła ramionami i mimowolnie odgarnęła rozwichrzone włosy z twarzy.
-Nie wydaje mi się żeby aktualnie miało to większy sens, zważywszy na fakt...
-Boisz się mnie Granger?-blondyn zmarszczył brwi i pochylił się delikatnie w jej stronę. Atmosfera była tak gęsta, że żadna klątwa by się przez nią nie przedarła. Mimo to jednak brunetka hardo uniosła głowę i popatrzyła w stalowoszare oczy Dracona.
-Nie. Może z początku się bałam, ale to się zmieniło.
-Czyli dałabyś mi popilnować diademu?-w tym niby poważnym pytaniu, tkwiła nuta ironii, a same oczy chłopaka rozbłysły zupełnie jakby ucieszył się z odpowiedzi.
-Nie przeginaj Malfoy.
Oboje się roześmiali, a dziwne napięcie między nimi momentalnie zniknęło. Blondyn przeczesał palcami pełne maleńkich drobinek szkła włosy i wypuścił powietrze z niemałą ulgą. Mimo lat nienawiści i ostatnich, względnie obojętnych myśli o Hermionie, odrobinę zależało mu na tym, by chociaż jedna osoba z jego nowego otoczenia nie postrzegała go źle. Nie chciał już do końca życia być postrzegany jako bezwzględny morderca i czystej krwi śmierciożerca na usługach Voldemorta. Skoro już zaangażował się w niejako ruch oporu, na prawdę chciał być zapamiętany jako ktoś więcej niż kolejny zmanipulowany przez pochodzenie nastolatek z wężem na przedramieniu. Niejako czuł się lepiej wiedząc, że nie jest w tym wszystkim sam, a Zabini i Nott...no właśnie. Nott!
-Mam do ciebie pytanie.-zaczął szybko, zmieszany znów odchodząc kilka kroków od Gryfonki.-Czy możemy zrobić cokolwiek w sprawie Teodora? Nie wiem, mogłabyś zapytać Wiewióry kiedy widziała go ostatnio...Dopóki Blaise się nie wybudzi nie mamy innego źródła informacji, a czasu jest mało.
-Myślisz, że coś mu zrobią?-jej twarz od razu przybrała poważny wyraz, a lekko przymrużone oczy i zaciśnięta szczęka jasno dawała znać, że Hermiona przejmuje się losem chłopaka z którym mimo wszystko, ze względu na jego fascynację medycyną, złapała wspólny kontakt.
-To za mało powiedziane. Jestem przekonany, że coś mu zrobią i będą chcieli wykonać wyrok publicznie, żeby jasno dać do zrozumienia mi, Blaise'owi i właściwie wszystkim, co się dzieje, gdy zdradzasz Czarnego Pana.
-Wyrok?-szepnęła, przykładając sobie dłoń do ust. Co prawda zdawała sobie sprawę z okrucieństwa jakie panuje w szeregach śmierciożerców i niejako mogła to przewidzieć, ale z każdą informacją jaką dostawała na temat zasad jakie panują wśród nich, była coraz bardziej przerażona tym radykalizmem.-Zrobią z tego publiczną egzekucję?
Blondyn ponuro skinął głową, zaciskając wargi. Widać było, że walczy z nachodzącymi go wspomnieniami i usilnie stara się nie pokazywać jak bardzo wstrząsnęła nim myśl, że jego wieloletni już przyjaciel może przechodzić przez takie rzeczy.
-Wiele razy oglądałem coś takiego. Uwierz mi, jego kara zacznie się jak tylko Wewnętrzny Krąg dowie się, że Blaise również ich zdradził. Nie darują Nottowi nawet jednej minuty, a na egzekucji...cóż...widywałem ludzi, którzy trzymali się na niej tylko dzięki temu, że ktoś trzymał na nich zaklęcie przytomności. Skatowali zostali znacznie wcześniej...
-To...potworne.-głos dziewczyny mimowolnie wpadł w lekkie drgania. Owszem, w swoim krótkim życiu widziała wiele śmierci, ale opis tak wielkiego okrucieństwa i tak pozostawiający wiele niedopowiedzeń, wydawał jej się na prawdę straszny. Natychmiast podeszła do łóżka, zgarnęła torbę i zamknęła ją w małej szafce o którą wcześniej opierał się Draco. Wyjęła różdżkę zza paska i zaczęła nakładać na mebel wszystkie zaklęcia zabezpieczające jakie tylko przyszły jej do głowy, jednak żadne z nich, mimo, że dały radę uchronić komodę przed otwarciem, nie zatrzymały oddziaływania horkruksa na obecnych w pokoju czarodziei. Hermiona w końcu przestała rzucać zaklęcia i zaciskając usta w wąską linię, żwawym krokiem podeszła do drzwi i chwyciła blondyna za przedramię.-Idziemy Malfoy. Musimy wyciągnąć go stamtąd jak najszybciej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top