Spotkanie
-Cholerna Granger. Co ona sobie myśli ,do cholery? Że my możemy wychodzić gdziekolwiek chcemy, a Voldemort da nam pierdolone cukierki na drogę?!- Malfoy dawno nie był tak wściekły, jak w momencie w którym przeczytał notatkę od byłej Gryfonki.
Równo o 18, na wcześniej pustej kartce, pojawiła się połyskująca na niebiesko wiadomość, wyglądem przypominająca, zapisanego na świstku papieru Patronusa.
" 23.30 kawiarnia Martwa Wiedźma SAMI. Załóżcie coś czerwonego. Będę w zielonej czapce. "
I tyle.
Żadnej alternatywy. Draco walnął sobie pięścią w udo. Co jeśli wezwą ich na zebranie i nie będą mogli się pojawić? Dałby sobie głowę uciąć, że w tym przypadku, istnieje tylko jeden termin.
- Uspokój się. Z każdą minutą prawdopodobieństwo dzisiejszej akcji, albo zebrania maleje. To szansa, której nie możemy zmarnować i dobrze o tym wiesz.-Blaise spojrzał na niego spod kruczoczarnych brwi, na co chłopak westchnął głośno i i opadł na łóżko.
We trójkę siedzieli w pokoju Notta. Po śmierci jego ojca, wyjątkowo łatwo było obrać jego dom za miejsce spotkań. W razie jakichkolwiek pytań, które póki co się nie pojawiły, mogli powiedzieć, że pomagają Teodorowi szukać zabójcy starego Notta, co stanowiło idealną wymówkę.
Sam gospodarz, podczas gdy jego przyjaciele żywo rozprawiali, od momentu w którym słowa pojawiły się na papierze, był dziwnie milczący.
-A ty co o tym myślisz Teo?-zagaił go Zabini.
Blondyn podniósł się na łokciach i spojrzał na milczącego dotychczas chłopaka.
-Nie mamy wyjścia. Jeśli chcemy się z tego wyrwać, musimy się z nią spotkać.
-Nie wyrwiemy się i myślę, że powinniśmy się tego spodziewać.-Draco pokręcił głową.-Ruszcie kapustami. Jaką wartość dla nich przedstawiamy, jeśli nie będziemy tutaj?
-Bitewną? Może pomoc...Eh masz rację, to bez sensu. Sugerujesz więc, że chcą zrobić z nas szpiegów?-Nott pochylił się na krześle.
-Sugeruję, że tylko taka opcja ma sens. Wątpię, żeby dopuścili nas do czegoś wymagającego większych pokładów zaufania tak od razu.
-Szpiegostwo nie wymaga zaufania twoim zdaniem?
Tym razem wtrącił się Zabini.
-Draco ma rację. Informacje, które im podamy ,będą z pewnością szczegółowo sprawdzane, a na misje z naszego polecenia nie wyślą swoich najlepszych ludzi. A już a pewno nie tych, którzy wiedzą, gdzie czai się Potter. Gdyby chcieli od razu władować nas do swojej kryjówki, byliby niewiarygodnie głupi.
-A więc tak czy siak się stąd nie wyrwiemy.-stwierdził z przekąsem blondyn.
-Niekoniecznie. Uważam, że mamy na to całkiem niezłe szanse, jeśli już nam zaufają.-wzruszył ramionami Blaise.- Możemy też postawić warunek.
-W tej sytuacji, to nie my będziemy stawiać warunki.-Nott zerknął szybko na węża wytatuowanego na przedramieniu.-I nie uważam, żeby zaufali nam szybko.
-Nie chodzi o to, czy szybko.-mruknął Malfoy.-Chodzi o to, czy w ogóle.
Wszyscy trzej zamyślili się na chwilę. Draco znów położył się na łóżku przyjaciela i zaczął rozmyślać.
Decyzja o działaniach przeciwko Czarnemu Panu zrodziła się z przypadku. Pomniejsze pomaganie mugolom, małe niweczenia ataków. To wszystko dało się jakoś usprawiedliwić. Zupełnie jak niechęć młodego Malfoya do zabijania, która, nagle wykształcona, zaskoczyła nie tylko jego przyjaciół i matkę, ale też jego samego.
Jednak to wciąż były działania, które dało się odwrócić. Tego kroku...no cóż...nie. Blondyn znów westchnął głęboko. Zabini i Nott zawzięcie o czymś dyskutowali, a on wciąż się zastanawiał. Patrząc na nich, myślał nad tym, czy to co robił miało więcej wspólnego z jego własną wolą, czy z tym, że rozpaczliwie nie chciał zostać sam w tym całym bagnie. Tych dwóch było jego najbliższymi przyjaciółmi od wielu lat i za nic nie chciał naruszyć tej jedynej trwałej relacji, poza tą z matką, którą wykształcił przez całe życie. Odkąd dostali ten papier od Granger, jego towarzysze nawet nie rozważali, czy na pewno chcą to zrobić. Przyjęli za oczywiste więc fakt, że i on tego chce.
Może i chciał.
A może i nie.
Mętlik w głowie powiększał mu się coraz bardziej, im więcej o tym myślał. W żadnych dziecięcych wyobrażeniach o przyszłości, nie przypuszczał, że przyjdzie mu podjąć taką decyzję. Już jako dziecko, jego ojciec dość brutalnie przyzwyczaił go, że nie decyduje o swoim losie sam. Ojciec chciał, żeby był w Slitherinie. Musiał zrobić wszystko, żeby się tam znaleźć.
Ojciec chciał, aby latał w drużynie. Więc musiał przekupić wszystkich, którzy mieli coś przeciwko temu aby się tam znalazł.
To jego ojciec chciał, żeby został Śmierciożercą w tak młodym wieku. Patrząc na mroczny znak, nie mógł nie myśleć o potężnym Cruciatusie, jakim go uraczył, gdy Draco pierwszy raz powiedział, że to nie do końca to, czego chce. Po tej rozmowie już nie sprzeciwił się ojcu, co skutkowało czarnym tatuażem na jego przedramieniu.
Mimo tego wszystkiego jednak, nie mógł się zdecydować. Był w końcu Ślizgonem! Tchórzem! Oni nigdy nie powinni nawet mieć takich dylematów. Wybieranie bezpieczniejszej opcji zawsze było niejako zapisane w krwi ich rodzin. Draco zacisnął wargi.
Nie chciał być tchórzem.
Ale też nie wyobrażał sobie grania w jednej drużynie z osobą, którą dręczył całe dzieciństwo. Którą poniewierał, rozpowiadał o niej plotki i właściwie był powodem większości jej płaczów.
A ona, choć tego nie wiedziała, była powodem jego. Ilekroć tylko się zawahał, bądź zdecydował, aby tym razem zostawić szlamę w spokoju, płacił cenę o której nie wiedział absolutnie nikt. Przekupione skrzaty i część nauczycieli robiły swoje. Obrazy, które udawały, że nie widzą, jak wysoka, blondwłosa postać idzie mocnym krokiem na spotkanie z synem, również. Zaczarowane starożytnymi klątwami tak bardzo, aby nie słyszały jego wrzasków.
I drzwi. Drzwi do Pokoju Życzeń, które od początku nauki, stały się dla Dracona uosobieniem cierpienia.
-Draco, co o tym myślisz?
Tak...jego ojciec był mistrzem Cruciatusa.
-Draco.
Nikt nie przekonał się o tym tak bardzo, jak 11 letni Draco Malfoy właśnie za tymi drzwiami.
-Draco!-Blaise rzucił w niego zwiniętym kawałkiem folii aluminiowej pozostałej mu z batona.
Chłopak wyrwał się z zamyślenia i poderwał się do pozycji siedzącej.
-Co? Przepraszam, zamyśliłem się.
-Wymyśliliśmy, jak możemy wydostać się na spotkanie z Granger, jeśli nic nam nie przeszkodzi.-wyjaśnił mu Teodor. -Ale będzie to trochę ryzykowne.-po czym wyjaśnił mu cały plan.
Kilka godzin później, a dokładniej o 22:30, Blaise Zabini zarzucił na siebie ciemnobrązowy płaszcz, zgarnął różdżkę i eliksir wielosokowy, po czym schylił się nad dwoma kartkami, na których nabazgrał po jednym słowie.
"Słonecznik"
Oznaczało to miejsce spotkania, przy południowej części jego domu. Zerknął z niepokojem na mroczny znak, po czym skupił się przez chwilę, machając różdżką nad swoim łóżkiem i wypowiedział słowa starożytnego zaklęcia, które pół roku temu Nott znalazł w jednej z zakazanych przez Czarnego Pana ksiąg. Czarnoskóry otarł kropelki potu z czoła i przyjrzał się obiektowi czarów. Cztery ułożone pod kocem poduszki, transmutował w idealną replikę siebie, pogrążoną w głębokim śnie. Zaklęcie pozwalało transmutować martwe przedmioty w repliki czegoś żywego. Poza nieco nienaturalnie unoszącą się klatką piersiową, wyglądało to całkiem nieźle. Odetchnął głęboko i lekko roztrzepał kołdrę wokół swojego sobowtóra.
Sekundę później, mijając zamkniętą sypialnię swojej matki, cicho zbiegł po schodach. Nie musiał długo czekać na swoich kompanów, gdyż zjawili się obok muru kilka minut po nim.
-Udało się?-zapytał Teodor z ekscytacją w oczach.
Nie znali wielu staromagicznych zaklęć, ale każde które tylko udało im się odnaleźć napawało Notta niebywałą ciekawością.
Obaj z Draconem kiwnęli mu głowami, po czym we trójkę, wcześniej chowając się w żywopłocie, aportowali się na bardzo opustoszałą Pokątną.
Ryzykowali bardzo wiele. Gdyby Czarny Pan wezwał któregoś z nich na akcję, wszystko by się wydało, a oni byliby spaleni i zapewne martwi zaraz po torturach i Oklumencji. Jednak te dość dobre repliki ich samych, chroniły przed każdym niezapowiedzianym wejściem jakiegoś śmierciożercy do ich pokojów. Takie rutynowe kontrole zdarzały się dość często, dlatego też w szeregach Voldemorta próżno było szukać zdrajców, którzy uszli z życiem dłużej niż tydzień po rozpoczęciu knucia przeciwko niemu.
Jednak każdy z nich działał wcześniej w pojedynkę. Według tych trzech chłopaków, ich mała grupka miała dużo większe szanse pozostania w ukryciu, niż ktokolwiek wcześniej. I mieli ku temu dobry powód. Żaden zdrajca nie ufał nikomu na tyle, by wyjawić swoje plany i ewentualnie uzyskać pomoc, podczas gdy ta trójka, była gotowa poświęcić nawet życie, by chronić się nawzajem. Tyle była warta przyjaźń w szeregach najokrutniejszego czarodzieja w historii magii.
Wchodząc do Martwej Wiedźmy, wyglądali jak dwójka rudych nastolatków z piegami na policzkach i mocno oprawionymi okularami na nosie, oraz jeden wyglądający na Włocha, młody chłopak. Każdy z nich miał coś czerwonego. Malfoy, jako jeden z rudych, miał szalik. Drugi, czyli Blaise, skarpetki, a Włosko Boski Nott, jak śmiali się chwilę wcześniej, koszulkę.
Nie zajęło im długo, wypatrzenie krótkowłosej blondynki siedzącej nad kuflem kremowego piwa, nerwowo strzelającej oczami w poszukiwaniu zapewne ich. Na głowie miała butelkowo zielony beret.
Kiedy podeszli do niej we trójkę, zmrużyła oczy i nachyliła się do nich.
-Mówiłam wam. SAMI.
-Zlaise Babini, miło mi.-jeden z rudych, pochylił się w jej kierunku z szelmowskim uśmiechem, na co dziewczyna najeżyła się jeszcze bardziej.
-Bardzo śmieszne. Co on tu robi?-wyraźnie zirytowana, zwróciła się do pozostałych dwóch.
-Bez niego nie zrobimy nic. To on zaczął całą tą farsę i siedzi w tym równie głęboko jak my.-mruknął drugi rudzielec, w którym Granger w przebraniu blondynki, od razu rozpoznała Malfoya. Zmrużyła oczy.-Poza tym, ty też masz towarzystwo.-Ruchem głowy wskazał na siedzących przy sąsiednim stoliku, czterech napakowanych mężczyzn, co chwila zerkających w ich kierunku.
-Nie mówiłam, że będę sama.-wzruszyła ramionami i nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo kelnerka podeszła do jej towarzyszy.
Każdy z nich zamówił po kremowym piwie, a kiedy już je dostali, zaczęli rozmawiać ściszonymi głosami.
-Myślę, że spodziewacie się, że nasza współpraca nie przebiegałaby w pełnym zaufaniu. Nie zamierzamy zdradzać wam kryjówek, ani właściwie niczego co wiąże się z położeniem Harry'ego.
-Granger, gdybyśmy chcieli wiedzieć, gdzie ukrywa się Bliznowaty, wystarczyłoby przyprowadzić tu kilku naszych kolegów, nie uważasz?-Malfoy przewrócił oczami.-Ponoć miałaś być mądra. Co się stało?
-Ponoć miałeś być mniejszym dupkiem. Co się stało?
-Nigdy tego nie powiedziałem.
-Cóż. Możemy więc uznać, że ja nigdy nie zaproponowałam...
-Przestańcie.-Blaise przerwał im szybko i szturchając Draco w goleń, popatrzył na widocznie zestresowaną tym przedsięwzięciem dziewczynę.-Przedstaw waszą ofertę. Nie wiem na ile nam wierzysz przez zachowanie tego kretyna,-poczuł jak Malfoy parska, więc znów lekko go kopnął.-ale na prawdę chcemy wydostać się z tego bagna.
-To prawda.-Nott pokiwał głową.-Uwierz Granger, wycierpieliśmy dużo, a inni ludzie z naszych rąk wycierpieli jeszcze więcej. We trójkę chcemy z tym skończyć. Czarny Pan może i ma wielkie szanse by wygrać, ale to z pewnością nie będzie dobre dla świata. Ani dla żadnego z nas.
Blondynka założyła ręce na piersiach i spojrzała wyzywająco w stronę Malfoya.
-Niech on to powie.
-Że ja?!-Draco prawie wstał w oburzeniu.
Jeden z siedzących w pobliżu znajomych Hermiony, zaczął podnosić się z miejsca.
-Tak, ty. Powiedz to, a wtedy przedstawię wam propozycję.-Jej głos był zimny i stanowczy. Zupełnie tak, jakby znów kłócili się o siekanie ziółek do eliksiru w szkole.
-Mam tego dość, Granger.-wysyczał jej w twarz.-Nie chcę tego więcej robić i na prawdę chcę się z tego wygrzebać. Czy nam to umożliwisz, czy nie, mam dość bycia cholernym sługusem na posyłki tyrana. Starczy ci?!
Opadł z powrotem na krzesło, po części ciągnięty przez Notta, a po części z własnej woli. To co go zdziwiło, to fakt, że gdy to powiedział, poczuł się tak dobrze. Tak, jakby wreszcie sam przed sobą wyznał prawdę. Zdążył jednak wrócić do normalnego stanu w porę, by zobaczyć szeroko rozszerzone oczy Gryfonki, zdradzadzające, że i ona jest w szoku, po tym wyznaniu. Szybko jednak się pozbierała.
-Tak, starczy. A więc. Moja propozycja jest prosta. Spotkania w różnych miejscach raz na tydzień, bądź dwa. Dostarczacie informacje o wszystkim. Czego się dowiedzieliście, jak duże są wasze siły, kiedy uderzycie następnym razem i co najważniejsze: gdzie to będzie.
-Nie jesteśmy na tyle wysoko, by wiedzieć wszystko. -tu Teodor zerknął na Malfoya.-Właściwie żaden z nas, bez względu od stopnia nie wie wszystkiego. Wewnętrzny krąg to elita.
-Możemy zacząć od spisów.-odparła Gryfonka, po czym zaczęła wyliczać na palcach.-Ludzie w waszych szeregach, ich funkcje, czy tam stopnie i co najważniejsze. Kto jest w wewnętrznym kręgu.
-Ojciec Dracona jest jedynym, o którym wiemy. Poza...-chłopak odchrząknął i zerknął w bok.-No...moim.
Hermiona zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Wciąż nie mogła przegonić wracającego po nocach obrazu roztrzęsionej ręki Notta, który by uratować przyjaciela, strzelił do ojca śmiercionośnym zaklęciem. Tak samo nie mogła przegonić widoku wdzięczności w oczach Dracona. Tak...to zdecydowanie był widok, którego nie spodziewała się zobaczyć nigdy więcej.
-Pogadam z nim.-Malfoy nagle wydał się zdenerwowany.- Znaczy z moim. Spróbuję się czegoś dowiedzieć, gdy będzie pijany, albo po akcji.
-Jesteś pewny, że chcesz zaczynać temat? - Blaise wydawał się dziwnie zaniepokojony.
Dziewczyna wlepiła wzrok w Ślizgona, który miał mu odpowiedzieć. Ten parsknął krótko i ironicznie popatrzył się w jej kierunku.
-Nie widzisz, że to sprawdzenie? Pewnie sami domyślają się połowy, a nasze spisy to tylko sprawdzenie naszej rzetelności.-Hermiona spuściła wzrok, czym tylko potwierdziła, że ma rację, a chłopak jadowitym tonem, mówił dalej.-Nic się nie bój Granger. Zrobię to, bo czy w to wierzysz, czy nie, chcę wyrwać się z tego gówna.
Przez chwilę nastała cisza, po której Gryfonka odchrząknęła i z trudem kontynuowała.
-Nasza współpraca nie kończy się na tym. Misje o których wiecie. Musicie mówić o wszystkich.
-Czasem dowiadujemy się o nich w ostatniej chwili. A sprawa, kto gdzie jedzie, również przekazywana jest zaraz przed napadami.
Dziewczyna zagryzła wargę i chodź teraz była drobną blondynką, Ślizgoni bez trudu mogli przypomnieć sobie wyraz jej prawdziwej twarzy, gdy robiła to samo w szkole.
-To utrudnia sprawę.-zamyśliła się.
-A te twoje notatki?-zaczął Zabini.-Gdybyś nauczyła nas tego zaklęcia, moglibyśmy przesyłać sobie informacje.
-Co w przypadku przechwycenia? Jak się z tego wytłumaczycie?
Chłopcy spojrzeli na siebie wymownie. Malfoy znów głośno parsknął i zaraz zaprzeczył.
-Nie! Nie zgadzam się! Nie użyjemy tego.
-Nie mamy wyjścia Draco. Przestań zachowywać się jak duże dziecko.-warknął na niego Nott, po czym zwrócił się do dziewczyny.-Szyfr. Już chwilę temu zaczęliśmy posługiwać się szyfrem. Opcjonalnie możemy w trakcie następnych spotkań, spróbować cię trochę nauczyć.
-Jaką macie pewność, że nikt się nie domyśli?
-On jest...-Teodor zaczął wiercić się na krześle.-Specyficzny. W gruncie rzeczy polega na...-odchrząknął, po czym powiedział szybko.-wykorzystywaniu nazw fauny i flory, przy opisywaniu sytuacji.
Gryfonka popatrzyła na niego z rozszerzonymi oczami, po czym przesunęła wzrokiem po całej ich trójce. Zatrzymała się na ewidentnie oburzonym Draconie, po czym nie mogąc już wytrzymać, wybuchnęła gromkim śmiechem.
-Doprawdy Malfoy...-wytarła łzy z oczu i śmiała się dalej...-kwiatuszki i zwierzątka. Twój Patronus to jednorożec?
Blondyna rozsierdziło to jeszcze bardziej, zważywszy na fakt, że jako jedyny wciąż nie potrafił wyczarować Patronusa. Szybko nachylił się i rozwścieczonym głosem zaczął tyradę.
-Słuchaj ty nic nie warta...
Blaise złapał go za ramię i posadził, zanim ktoś z drugiego stolika zdążył wstać.
-Stop.-rozzłoszczony popatrzył przyjacielowi w oczy.-Nie odzywaj się od tej pory. Nie zmarnujesz tej szansy nam wszystkim.
Swoisty pojedynek na spojrzenia rozstrzygnęło ciche prychnięcie Draco i wyraz triumfu w oczach Zabiniego.
-W każdym razie...-zaczął Teodor, pomijając wcześniejsze spięcie.-Nauczymy cię tego...szyfru, ale do tej pory musimy polegać na spotkaniach. Najlepiej będzie jeśli my je ustalimy. Uwierz mi, wymykanie się spod Jego nosa nie jest bezpieczne.
-Rozumiem. Ale następne spotkanie ustalam ja. Wtedy mogę spróbować nauczyć was tego zaklęcia, a wy przekażecie spisy, zgoda?
Dwójka chłopców kiwnęła głowami, a Malfoy przewrócił leniwie oczami, co dziewczyna uznała za zgodę.
-Słuchaj...-Blaise ewidentnie miał na coś nadzieję.- Kiedy przestaniemy być użyteczni jako szpiedzy...
-To będziemy martwi.-wymsknęło się blondynowi, po czym na kolejne wściekłe spojrzenie czarnoskórego, uniósł ręce.-Już się nie odzywam.
Chłopak kontynuując, popatrzył na siedzącą przed nim dziewczynę.
-Jaka jest szansa, żebyśmy się stamtąd wyrwali?
Gryfonka westchnęła głęboko, po czym potarła czoło.
-Nic nie mogę wam obiecać. Po czasie...kiedy udowodnicie lojalność dla sprawy...Ekhem...porozmawiam z resztą Zakonu i zobaczę co da się zrobić.
Malfoy prychnął i zrobił ostentacyjną, sceptyczną minę. Teodor natomiast pokiwał spokojnie głową i powiedział.
-Spodziewaliśmy się tego. Mamy też nadzieję, że jeśli zdołamy przeżyć ewentualne zdemaskowanie, pomożecie nam.
Dziewczyna kiwnęła energicznie głową.
-Jeśli zdołacie...znaczy jeśli...Tak, my....
-Są na to nikłe szanse.-powiedział za nią Draco.-Nie bój się tego mówić, siedzimy w tym od dawna i widzieliśmy więcej, niż możesz przypuszczać.
Groźny błysk w oczach tymczasowego rudzielca przyprawił Hermionę o dreszcz niepokoju. Mimo to, ukryła go w sobie, po czym podniosła wzrok na chłopaków.
-Dobrze więc. Myślę, że wszystko mamy ustalone. Macie tydzień i jeden dzień. Spotkajmy się w okolicach tej samej godziny, Londyn Artizan Street 11. Będę czekać na wszystkich, ale w razie czego może pojawić się jeden z was.
Popatrzyła jeszcze na chłopaków, by upewnić się, że nie mają nic przeciwko, po czym położyła na blacie pieniądze za swoje piwo i ubierając zielony szalik, wyszła z knajpy. Nie minęła minuta, kiedy dwóch osiłków z sąsiedniego stołu również się podniosło i poszło w jej ślady. Pozostali zostali i zgodnie z przypuszczeniami Notta nie oddalili się, dopóki trójka śmierciożerców nie aportowała się z pobliskiego zaułka.
Teodor po cichu wszedł do wielkiej rezydencji swojej matki i z ulgą zobaczył, że jego sobowtór wciąż spokojnie chrapie na jego łóżku. Wprawionym ruchem odwrócił zaklęcie, w momencie kiedy przez jego okno wpadła papierowa rakieta i samolot. Na obu napisane było po jednym słowie:
"Koliber"
Uśmiechnął się pod nosem na wieść, że pozostali niezauważeni i sam odpisał tymi samymi słowami. Jego dwa papierowe statki wyleciały przez okno i pomknęły ku jego przyjaciołom.
Cieszył się z wyniku tego spotkania. Co prawda Granger ostrzegła ich, że może być ciężko wyrwać ich sprzed nosa Voldemorta, a reszta Zakonu pewnie się na to nie zgodzi, ale dało mu to większą nadzieję, niż cokolwiek w ciągu ostatnich kilku lat. Kładąc się do łóżka, wciąż z euforią w sercu, powtarzał sobie.
-Już niedługo. Wyjdziemy z tego mamo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top