Sępy
Kolejne godziny w domu Blacków skutkowały nawałem wielu nowych twarzy. Duża część czarodziejów odmówiła przenosin, ale wciąż udało się zgromadzić bardzo wielu zwolenników. Rodziny uczniów Hogwartu w szczególności były zainteresowane pomocą Zakonowi, ze względu na swoje dzieci, wciąż tkwiące w szkole, będącej niejako pod niebezpośrednim wpływem Voldemorta. Wśród nich oprócz pana Lovegooda ,można było znaleźć państwa Abbot, panią Chang, babcię Nevilla, pańswa Patil, Johnson, Spinnet, Jordan, oraz wielu, wielu innych. Kiedy ojciec Luny się obudził, okazało się, że nie pamięta nic, poza początkiem tortur, co czyniło Hermionę i Ginny jedynymi świadkami nagłego przejawu ludzkich odruchów u Malfoya. Kiedy opowiedziały o wszystkich wydarzeniach, na środku salonu rozpętało się poruszenie, jakiego te ściany dawno nie były świadkiem. Rodziny, które doznały krzywdy bezpośrednio przez rodzinę Dracona, zarzucały im nawet kłamstwo, bądź pozostawanie pod wpływem jakiegoś uroku, lub eliksiru. Inni z kolei spekulowali w niedowierzaniu na temat samego chłopaka i zachowania jego ojca. Wszystko to wprowadzało wielki zamęt, którego obie nie były już w stanie znieść.
Zgodnie wstały i odeszły od stołu nakrytego do obiadu, ciągnąc za sobą Harry'ego i Rona.
-Co wy o tym myślicie?-zapytała prosto z mostu Hermiona.-Mam dość słuchania ich krzyków i powtarzania historii 10 razy. To stało się NA PRAWDĘ. Nie jesteśmy odurzone.
-Wiemy.- uspokoił ją Ron, siadając na łóżku w pokoju dziewcząt.-Jednak sama wiesz, ciężko jest uwierzyć w takie zachowanie tej oślizgłej fretki. Przypomnij sobie ile razy cię sponiewierał! Nienawidzi cię najbardziej z nas wszystkich. Nie miał żadnego realnego powodu, żeby dać wam uciec.
-A mimo to nas puścił.-przypomniała mu Ginny.-Nie powiem, że nagle stałam się jego wielką fanką, ale razem z Hermioną uważamy, że to szansa. Co jeśli on wcale nie chce być śmierciożercą?
-Nie bądź głupia!-podniósł głos jej brat.-To, że raz dał wam zawinąć dupę w kroki, nie znaczy, że chce wstąpić do Zakonu Feniksa. Cytowałyście jego słowa. On lubi zabijać!
-LubiŁ.-odparła rudowłosa.-Poza tym to powiedział jego ojciec, a jak sam zapewne zdążyłeś zauważyć, nie jest on fanem synalka.
Ron już otworzył buzię, by na nowo zacząć kłócić się z siostrą, jednak Harry trzepnął go po ramieniu.
-Uspokójcie się oboje. To jest bez sensu. Nie wiemy jaki jest Malfoy, co skłoniło go do puszczenia dziewczyn wolno, ani nawet ,czy tego nie żałuje. Może to prowokacja.
-Nie był sam.-przypomniała mu Hermiona.-Wydanie nas przyniosło by mu zdecydowanie więcej korzyści, bo od nas z pewnością trafiliby do ciebie.-dziewczyna westchnęła.-Nie uważam, żeby on w jakikolwiek sposób zmienił swój charakter. -widząc karcące spojrzenie przyjaciółki, dodała.-Ale przyznam rację Gin. Przydałby nam się.
-Niby jak ta tleniona fretka miałaby się przydać?!-parsknął Ron.
-Jako wtyczka.-odparła po prostu kręconowłosa.- Pomyśl tylko. Znalibyśmy każdy ich ruch, zanim by go zrobili. Moglibyśmy z początku przewidzieć gdzie uderzą, a później sami zacząć uderzać w ich najsłabsze punkty. Doprowadzilibyśmy do bitwy, którą faktycznie mielibyśmy szansę wygrać.
Z każdym zdaniem, ekscytacja w oczach dziewczyny rosła. To było rozwiązanie idealne! Wtyczka w szeregach wroga, w dodatku tak niespodziewana, gwarantowała, że nikt nie zwróci na nią uwagi, a przynajmniej nie z początku. Istniał tylko jeden, fundamentalny problem.
-On w życiu się nie zgodzi.-Harry potwierdził tylko przemyślenia ich wszystkich.-A nawet jeśli, prawdopodobnie nie będziemy mieli okazji, aby go spytać.
I z tym kłócić się już nie mogła. Taka była prawda. Od dwóch lat nie przypominała sobie nikogo z kim walczyła, kto mógłby przypominać Dracona. Dwa lata nie słyszała nawet słowa o jego osobie.To było niemalże niemożliwe, żeby spotkali się ponownie.
Tymczasem w rezydencji Malfoyów, Draco na kolanach ścierał z drewna w salonie, krew własnej matki. Nie płakał. Z resztą i tak by mu zabroniła. Cruciatus, a później Sectumsempra, wypadły z różdżki jego ojca niczym dzikie węże, oplatając jego mamę sekundę po tym, jak otworzyli drzwi. Kobieta krzyczała, wiła się i płakała, a zaklęcia panoszyły się po jej ciele, dopóki nie zemdlała z bólu. Draco przytrzymywany przez przyjaciół swojego ojca, zmuszony był patrzeć na każdą sekundę jej cierpień. Po wszystkim, Lucjusz cisnął w niego zwilżoną szmatą, następnie z obrzydzeniem przekroczył ciało żony i kazał skrzatom sprowadzić dla niej uzdrowiciela. Stworzenia przetransportowały Narcyzę do jej sypialni, a towarzysze jej męża ruszyli w kierunku kuchni. Draco został sam.
Kończąc sprzątanie, pociągnął nosem starając się pozbyć metalicznego zapachu krwi z nozdrzy. Podniósł się na nogi, wykrzywiając twarz z bólu. Jego ojciec był prawdopodobnie najlepiej wyszkolonym w kwestii rzucania zaklęć niewybaczalnych śmierciożercą w historii. Miał nad nimi olbrzymią kontrolę, o czym młody blondyn zdołał przekonać się już nie raz. Doczłapał do swojego pokoju, zdzierając w drodze płaszcz śmierciożercy, a kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, chłopak z całej siły uderzył nim w pobliską szafę. Zagryzł zęby i poszedł napisać krótką notatkę do Blaise'a i Teodora. Obaj chłopcy przeprowadzili się w pobliże posiadłości jego rodziców półtora roku temu, co pozwalało na niewzbudzające niczyjej uwagi, krótkodystansowe notatki. Na dwóch identycznych kartkach, napisał dwa słowa:
"Lotos Sęp"
Dawno temu, na początku otwartej wojny, we trójkę stworzyli swego rodzaju szyfr. Pomysł powstał ,gdy jeden list, w którym Nott wyrażał się niezbyt przychylnie o swoim ojcu, trafił do ojca Draco. Teodor przeżył tylko cudem, dzięki kilku informacjom, którymi mógł podzielić się z Czarnym Panem. Dzięki nim, śmierciożercy zdołali zabić kilku ważnych, byłych członków Zakonu, oraz kilku sprzymierzeńców wroga. Mimo wszystko, chłopakowi dostało się niewiarygodnie mocno. Gdyby nie zebrane przez Draco księgi o magomedycynie i wspólny wysiłek jego oraz Zabiniego przy robieniu eliksirów, ich przyjaciel już 2 lata tkwiłby pod ziemią.
Od tego czasu wykształcili swój własny, unikalny język. Na bieżąco opisywali w nim nowe wyrażenia. Polegał on głównie na wykorzystaniu fauny i flory, aby opisywać krótkie wydarzenia bądź sytuacje z ich misji, bądź życia, o których nie mogli szybko poinformować towarzyszy. Szyfr ten, przy dłuższych historiach był kłopotliwy, jednak przy przekazywaniu drobnych, ważnych informacji, sprawdzał się idealnie i był niemal niemożliwy do zrozumienia przez osoby postronne.
W tym wypadku na przykład, Draco zawarł w wiadomości dwie historie:
Lotos oznaczało karę wymierzoną w jego matkę. Z początku używali po prostu słowa Narcyz, jednak wydało im się zbyt proste. Dlatego zagłębili się bardziej w temat i odkryli, że imię matki Dracona, Narcyza, pochodzi od greckiego słowa, oznaczającego "odurzający". A jaki kwiat odurza bardziej niż Lotos?
Dlatego też, za każdym razem, gdy matce Dracona stało się coś złego, tak właśnie ubierał to w słowa. Lotos...Tak. To słowo od jakiegoś czasu pisał wyjątkowo często.
Sęp natomiast był zupełnie nowym słówkiem, które Malfoy pisał po raz pierwszy. Kończąc to słowo, poczuł się nad wyraz dziwnie. Odetchnął głęboko i wciąż niedowierzając, odchylił się na krześle.
Napisał Sęp!
On, który myślał, że to nigdy nie nastąpi! On, który prawie pobił Blaise'a, gdy ten pierwszy raz użył tego wyrażenia! On, syn swojego ojca, który całe życie uczony był braku empatii. Zaśmiał się z niedowierzaniem, po czym wysłał kartki do przyjaciół. Natychmiast zmieniły się w małe papierowe rakiety i wyfrunęły z jego otwartego okna." A to się zdziwią" pomyślał, co zresztą było szczerą prawdą. On sam do tej pory nie mógł uwierzyć, co skłoniło go do podjęcia tego kroku i przede wszystkim, dlaczego do cholery czuł po tym takie uniesienie?
Napisał Sęp!
A co znaczy Sęp?
No cóż...
Sęp oznaczał właściwie dwie rzeczy. Tak różne, choć w tym przypadku się łączyły.
Sęp oznaczał zdradę przez pomoc. Zdradę Voldemorta, przez pomoc jego wrogom: sępom, bądź szczurom, jak dawno temu, przed powstaniem Czarnego Pana, określali ich śmierciożercy.
Wrogom, których oni powinni ścigać, torturować i przywlec do kolan swojego Pana, aby ten sprawił ,by ich serca na zawsze już przestały bić. On właśnie zdradził oczekiwania Voldemorta.
A jego sępy wciąż miały żwawo bijące, wielkie, odważne serca. Gryfońskie serca.
Następnym razem w pokoju pojawił się dopiero wieczorem, po odwiedzinach u matki, które odbiły na nim kolejne, bardzo bolesne piętno. Narcyza przez cały czas kiedy tam był, nie odezwała się ani słowem. Ściskała go mocno za rękę i z czułością głaskała kciukiem po wierzchu dłoni. Jej twarz, chociaż spokojna, była cała czerwona i zapuchnięta od płaczu. Draco nie mógł na to patrzeć. Prawie nie odwracał wzroku od drewnianej podłogi, identycznej jak ta, z której jeszcze tego ranka, ścierał jej krew. Cały ten czas opierał głowę o jej łóżko i w kółko powtarzając słowa przeprosin, czekał na odpowiedź. Dopiero gdy wychodził, słaba kobieta wyszeptała cicho.
-Jestem z ciebie dumna, Draco.-po czym zapadła w głęboki sen.
Chłopak ledwo powstrzymał się od płaczu. Nikt nie znał go tak dobrze jak jego matka. Choć się tego nie spodziewała, cieszyła się, że w jej synu pozostało choć trochę empatii. Mimo czarnego znamienia widniejącego na jego ramieniu, wciąż pozostał silny i nie dał się omamić przez dawno zatraconego w źle ojca. Zupełnie jak ona. W nienawiści do swego prawego przedramienia, trwała długie lata od powstania Voldemorta. Jednak zdołała zachować sumienie w czystości. W przeciwieństwie do syna, nigdy nie odebrała nawet jednego życia. Oczywiście jej płeć i mąż tradycjonalista miały na to duży wpływ, jednak mimo to, Draco podziwiał ją najbardziej, ze wszystkich czarodziejów na świecie. Była silna, znacznie silniejsza od niego, a mimo to, była z niego dumna.
Wchodząc do pokoju, na jego ustach gościł delikatny uśmiech. Poszerzył się jeszcze bardziej, kiedy w środku zobaczył rozwalonego na jego łóżku Blaise'a. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, czarnoskóry przyjaciel rzucił na pokój zaklęcie wygłuszające, po czym podbiegł przez cały pokój, by uściskać blondyna. Obaj głośno się roześmiali.
-Notta nie ma. Widziałem jak twój ojciec wchodzi do jego domu.-Draco pokiwał głową w zrozumieniu. Gdy ojciec Teodora przychodzi do niego, również nie ma ochoty wyściubiać nosa poza pokój. Stanowczo za dużo alkoholu wylewa się wtedy z kieliszków. -Opowiadaj. Siedziałem tutaj jak na szpilkach! Co zrobiłeś?!
-Daj ochłonąć
Malfoy usiadł przy biurku, po czym rzucił Blaise'owi szklankę. Czarnoskóry nalał sobie ognistej, następnie podając butelkę blondynowi, zapytał.
-Jak z twoją mamą?
Chłopak wzruszył ramionami i wbił wzrok w okno.
-Żyje.
-To jest najważniejsze.-Blaise nie chciał napierać na przyjaciela. Gdy sytuacja się odwracała i to jego matka cierpiała, sam nie miał najmniejszej ochoty o tym mówić.-Co to za sęp?
Draco popatrzył na niego z zagadkowym uśmiechem.
-Nigdy mi nie uwierzysz.
Kiedy Malfoy, pomijając propozycję zabicia go, którą złożył gryfonce, opowiedział Zabiniemu całą historię, ten zupełnie nie wiedział co powiedzieć. Patrzył na przyjaciela z szeroko otwartymi ustami.
-Puściłeś GRANGER?! Tą Granger?-upewnił się chłopak, a kiedy Dracon potwierdził, głośno wypuścił powietrze z płuc.- Dlaczego?
-Nie wiem. Ja po prostu...nie mogłem zawołać ojca. Zbyt wiele razy widziałem co robią z kobietami na przesłuchaniach, żeby patrzeć jeszcze na nie.
Blaise pokiwał głową ze zrozumieniem. Oboje wzdrygnęli się, przypominając sobie przesłuchanie 14 letniej mugolaczki, po którym skrzaty przez cały tydzień zdrapywały jej krew ze ścian rezydencji Notta, a krzyk małolaty wciąż wracał do nich wszystkich w koszmarach. Malfoy zdawał sobie sprawę, że w przypadku Granger i Weasley, byłoby jeszcze gorzej.
-A stary Lovegood? Zabijałeś już wiele razy. Czemy tym razem, czemu on?
Chłopak popatrzył na niego krzywo, ale znów tylko wzruszył ramionami. Blaise był po prostu ciekawy, za co Draco nie mógł go winić. W końcu z całej ich trójki, do tej pory to blondyn jako jedyny był prawie pewny, że zabraknie mu odwagi, by zdradzić Czarnego Pana.
-Nie wiem. Po prostu przypomina mi o Lovegood. Była chora na umyśle i strasznie dziwna, ale jakoś...nie chciałbym być w jej skórze i stracić jedynego rodzica, który mi został.
Blondyn oczywiście miał tu na myśli swoją matkę. Wiedział, że na tą chwilę nie byłby w stanie poradzić sobie z jej śmiercią. Nie miał serca skazać na to samo nawet zamkniętą w Hogwarcie psycholkę.
-Nigdy bym się po tobie nie spodziewał takiego kroku. Oczywiście bez urazy...ale sam rozumiesz.-Draco skinął głową.-Ehh...cieszę się, że to zrobiłeś. To...niesamowite uczucie, prawda?
-Tak. Prędzej spodziewałbym się, że będę przeklinał swoją głupotę i szukał ich obu do usranej śmierci z Avadą na końcu różdżki, niż tego, że poczuję się tak...dobrze.
Czarnoskóry pokiwał głową, po czym po chwili zamyślenia, zapytał.
-Myślisz, że chodzi nam tylko o bunt przeciwko Niemu i rodzicom, czy może...?
-Nie jesteśmy dobrzy Blaise, nawet na to nie licz. -przerwał mu jego przyjaciel.-Mamy swoje za uszami i nic, już tego nie zmieni. Ale myślę... że nie jesteśmy też źli. A to już coś, nie?
Obaj uśmiechnęli się pod nosem.
Draco pomyślał o o pierwszym razie, kiedy Blaise zdradził śmierciożerców i Czarnego Pana. Miało to miejsce niecałe 3 miesiące temu, podczas napadu na wioskę pod Londynem. 12 śmierciożerców, w tym Blaise, ruszyli tam by zapolować na mugolaków. Była to przerwa świąteczna i mnóstwo dzieci z Hogwartu wróciło do domów. Szczęśliwym dla Voldemorta trafem, dość spora grupa szlamowatej krwi uczniów, zgromadziła się w tym jednym miejscu. Blaise był tam świadkiem iście dantejskich scen. Nie mógł pozbierać się jeszcze długo po tym, jak zobaczył okrucieństwo śmierciożerców wobec dzieci. Nigdy w życiu nie słyszał tylu Cruciatusów na raz. Mugole, mugolaki i ich rodzice biegali w popłochu, nie wiedząc co się dzieje i w końcu padając bez życia na mokry bruk. Zabiniemu przypadło wtedy sprawdzanie domów. Otwierał właśnie szafy w jednym z nich, próbując uspokoić oddech, po tym jak jego ojciec na jego oczach torturował 7 letniego mugolskiego chłopca, kiedy usłyszał czyjś szloch. W szoku i z uniesioną różdżką podszedł w kierunku pobliskiego łóżka, na którym leżały zwłoki dwójki splecionych w uścisku dorosłych. Coś chlipało cicho dokładnie tam, gdzie leżeli. Blaise przygotował się do uderzenia, i szybkim ruchem przewrócił martwą kobietę na plecy. Pomiędzy nią a jej również martwym partnerem, leżała mała, skulona dziewczynka. Wielkie, zapłakane, zielone oczy wpatrywały się w niego z przerażeniem. Zanim mała zaczęła krzyczeć, Blaise nie panując nad sobą, przycisnął jej dłoń do ust.
-Ciii...-szepnął.-Cicho, nic się nie bój.
Mała brunetka, popatrzyła ze strachem na ciała swoich rodziców i znów zaniosła się cichym płaczem. Czarnoskóry szybko rozejrzał się po domu, chcąc sprawdzić, czy na pewno jest tu sam, po czym przewracając oczami, chwycił dziewczynkę pod pachy i wziął na ręce. Nie wiedział czemu to robi. Wiedział tylko, że po tym, czego był tego dnia świadkiem, nie pozwoli, aby tą małą, zapłakaną istotkę, spotkało to samo.
-Posłuchaj mnie uważnie.-mówił szybko, przyciszonym tonem, chodząc po domu z małą na rękach.-Wyprowadzę cię stąd, obiecuję. Ale musisz być bardzo cicho i mocno się trzymać, dobrze?
Dziewczynka kiwnęła główką i wtuliła się w niego jak mała małpka. Blaise przesunął ją tak, aby wisiała na nim z przodu, po czym delikatnie podtrzymując małą, nasunął na nią swoją pelerynę i zgięty, wybiegł z domu. Nie zważał na mijanych ludzi, nawet nie rzucał zaklęć. Starał się tylko biec tak niezauważony, jak to tylko możliwe. Los okazał się jednak łaskawy. Na plac miasteczka wreszcie przybyli członkowie Zakonu, natychmiast rzucając się przerażonym mieszkańcom na ratunek. Ledwo uchylając się przed ich zaklęciami, odbiegł kawałek poza pole ich widzenia. W tłumie czarodziejów wyczaił Nimfadorę Tonks, której czerwone włosy, widać było z drugiego końca pola walki. Postawił dziewczynkę, za małą werandą jednego z domów i pochylił się do niej.
-Posłuchaj. Siedź tutaj i nie wychylaj nosa, zanim nie zrobi się cicho i nie będzie nikogo w czarnej pelerynie, takiej jak moja. Potem wypatruj wysokiej pani w czerwonych włosach. Nie wychodź do niej. Zwróć jej uwagę i czekaj.-szybko przeszukał podłoże, po czym podał jej dwa małe, białe kamyki.-Rzuć w nią tym. Rozumiesz?-istotka kiwnęła powoli głową i zacisnęła dłonie na kamykach.-Powodzenia mała.
Kierowany nieznanym instynktem poczochrał jej włosy i uśmiechnął się pokrzepiająco. Dziewczynka oddała nieśmiały uśmiech, po czym zupełnie niespodziewanie, przytuliła go.
-Dziękuję.-szepnęła mała, prosto w jego brzuch.
Blaise'a zmroziło. Nie miał pojęcia co na to odpowiedzieć, więc tylko skinął głową i odbiegł w przeciwnym kierunku, unikając zaklęć z różdżki Artura Weasleya, po czym teleportował się tuż pod swój dom. Przypominając sobie ostatnie rozmowy z przyjaciółmi, na temat dawnych określeń na Zakon Feniksa, wyciągnął z kieszeni dwa urywki papieru i szybkim ruchem nabazgrał na nich jedno słowo:
"Sęp"
Blaise wyrwał Dracona z zamyślenia, radosnym okrzykiem.
-Ty na prawdę to zrobiłeś! Puściłeś młodą Weasley, psiapsiółę Pottera i ojca Pomyluny wolno. -czarnoskóry zaśmiał się z niedowierzaniem, po czym skupił wzrok na blondynie. W jego brązowych oczach czaiła się duma. Uniósł szklankę do góry i skwitował.-Ojciec by cię zabił, ale właśnie za to trzeba się napić. Za nowe sępy Draco.
-Za sępy, Blaise.-odparł chłopak, uśmiechając się szeroko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top