Pierwsza Warta

 Draco Malfoy nigdy nie spodziewał się, że faktycznie przyjdzie mu oglądać Zakazany Las od środka przez okres czasu dłuższy niż kilka godzin. Jednak kilka dni spędzonych na przemierzaniu jego odmętów wystarczyło by był w stanie dość dokładnie zweryfikować plotki na temat stworzeń krążących pod koronami drzew i z zatrważającą świadomością przekonać się, że do tej pory bardzo niewiele okazało się zmyślonych. 

Ich sześcioosobowa grupa zdołała w ciągu wspomnianych czterech dni dać się ogłuszyć, zranić, bądź prawie zabić zdecydowanie większą ilość razy niżby sobie tego życzyli.  Po prawdzie, sam fakt, że wciąż jeszcze byli w stanie iść w miarę szybkim tempem blondyn mógłby określić niemal jako cud, zważywszy na to jak wiele niebezpieczeństw czaiło się wokół. Oczywiście każde z nich wiedziało, że wyruszając na wędrówkę przez cały Zakazany Las będą musieli nieustannie trzymać się na baczności, jednak chłopak dałby sobie rękę uciąć, że nikt nie myślał nawet, że będzie aż tak źle. 

Patrząc na potargany rudy warkocz Ginny przypomniał sobie, jak o mało co atakujący ją wilk nie odgryzł jej głowy tuż przed twarzą Harry'ego, który sam niedługo wcześniej zaliczył wspierane przez zaczarowane bagna nurkowanie, o mało co nie zakończone tragedią. 

Delikatnie kuśtykający na jedną nogę Ron również padł ofiarą zgrai wielkich pająków, podobnie zresztą jak zadrapany niemal w każdym możliwym miejscu Blaise. Podsumowaniem tego zestawienia strat, spokojnie mogły być potłuczone plecy Granger, kiedy wierzba rosnąca tuż na skraju lasu postanowiła, że zobaczy jak daleko uda jej się rzucić Gryfonką. A on sam? Cóż, poza kilkoma siniakami i dość obszernym rozcięciem na ramieniu zdecydowanie najmniejszą ilość razy ze wszystkich zgromadzonych był bliski śmierci. 

Nie był to jednak bilans z którego ktokolwiek z nich mógłby być dumny. Widmo długiej wędrówki ciążyło nad nimi cały czas, a brak jakichkolwiek wieści od Nevilla napawał coraz większym niepokojem. Od dłuższego czasu już szli w milczeniu, pogrążając się we własnych myślach dopóki nie rozległo się głośne westchnienie Harry'ego.

-Rozłóżmy się tu na noc.-zaproponował, wskazując na niewielki prześwit między drzewami.

Propozycja Wybrańca sprawiła, że Draco niemal westchnął z ulgą. Ciągły ruch i nieustająca walka o choćby minutę spokoju zdecydowanie dał im w kość wobec tego nikt nawet nie ważył się oponować przed nieco wcześniejszym zakończeniem wędrówki. 

-Według mapy, zostało nam jeszcze co najmniej trzy dni.-poinformowała Hermiona, rozkładając swój koc na trawie. 

Z czysto praktycznych względów, tym razem zdecydowali się na brak namiotu. W końcu dość ciężko jest martwić się o pozostawione w ziemi śledzie, kiedy w każdej sekundzie coś może zaatakować. Śpiąc w śpiworach ułożonych na kocach dawali sobie też dużo lepsze pole do obserwacji co w gruncie rzeczy przeważało nad wygodą kilku pokoi w wewnętrznie powiększanym schronieniu.

-Licząc na to, że Longbottom odpowie na wiadomość.-przypomniał Blaise, nakładając zaklęcia ochronne na mały teren wokół. 

-Zdarzało nam się tracić kontakt nawet na kilka tygodni.-przypomniała Ginny, która od początku wyprawy nieustannie ściskała w ręku świstek papieru, służący do kontaktu z chłopakiem.-Trudno się dziwić. Też nie chciałbyś dawać jakichkolwiek podejrzanych znaków, kiedy praktycznie żyjesz otoczony wrogami. 

-Zgodzę się Wiewióra, jednak ta wasza Gwardia nigdy nie była aż tak dyskretna jak myślicie.-przypomniał, odwracając się w jej kierunku.-Wszyscy Ślizgoni wiedzieli o niej niemal od początku.

-Nigdy nie zakładaliśmy, że będzie niezauważona.-wtrącił się Harry.-Jestem prawie pewien, że połowa będących tam osób jest na tyle bystra by wydedukować, że kiedy nas zabrakło, ktoś musiał przejąć szkolenia. 

-Longbottom to nie pierwsza opcja jaka przychodzi na myśl.-parsknął Draco przypominając sobie jak wiecznie nieogarnięty wydawał się być na jakichkolwiek innych niż zielarstwo zajęciach. 

-Zdecydowanie najlepsza o jakiej mogę pomyśleć. 

-Proszę cię Potter. Sam fakt, że jeszcze go nie złapali...

-Znaczy tylko tyle, że najwidoczniej dobrze sobie radzi w ukrywaniu reszty.-przerwał mu Ron.

Draco miał ochotę parsknąć śmiechem. Nie miał jednak ochoty na kolejną, kompletnie bezsensowną kłótnię z rudzielcem, który najwidoczniej nie był w stanie przyswoić nawet jednego logicznego argumentu. Wobec tego wzruszył jedynie ramionami, czym ewidentnie zaskoczył skorego do kłótni Gryfona. Hermiona natomiast nie szczędząc sobie głosu, dodała.

-Neville i Luna wykonują kawał dobrej roboty, jednak nie jestem taka pewna co do tego, że szajka Voldemorta nie wie co kombinują. 

-Sam fakt, że o ile ich nie złapali, to dalej robią to co powinni mówi sam za siebie.-skontrował Weasley.

-Owszem Ronald, ale jeśli robią to dalej, myślę, że możemy założyć, że nie jest to dlatego, że ukrywają się aż tak skutecznie.

-Dziękuję.-westchnął Malfoy, teatralnie wskazując na dziewczynę.-Tylko o to mi chodzi. Jeśli serio uważacie, że ta dwójka jest w stanie nauczyć kogokolwiek czegoś wykraczającego poza nargle i mandragory nie zamierzam tracić śliny na kłócenie się o to. Ale trzeba brać pod uwagę, że w tym momencie śmierciożercy po prostu chcą trzymać Gwardię przy życiu. 

-Czemu mieliby?-zastanowiła się Ginny, jako pierwsza siadając na przygotowanym już posłaniu.

-Może nie uważają ich za zagrożenie.-rzucił Blaise, również rzucając się na rozłożony śpiwór. 

-Albo wybierają kontrolowany bunt w takiej postaci.-zmodyfikowała Hermiona. 

-Co masz na myśli?

-To właściwie ma większy sens.-podłapała Ginny.-Gdyby nie Gwardia z pewnością chcieliby sprzeciwić się w inny sposób. A nie zapominajmy o tym, że po stronie Voldemorta nastroje też nie są najlepsze. Utrzymywanie takiego ruchu oporu jest dla nich mniej problematyczne niż ciągłe nakładanie szlabanów, czy nawet gorszych kar. 

I z tą teorią Draco mógł się zgodzić. Przyjmując sytuację pozostałych w Hogwarcie na chłodno, właściwie jedynym czego Śmierciożercy, a co za tym idzie Czarny Pan mogli nie wiedzieć była faktyczna liczba osób w tym dziwnym ugrupowaniu. I to już mogła być prawdziwa przewaga. Właściwie wystarczyłaby jedna osoba o odpowiednim pochodzeniu która wplątałaby się w pomoc jasnej stronie na podobnej zasadzie co on i odpowiednio kryjąc swoją tożsamość byłaby w stanie pomóc dzieciarni Longbottoma bardziej niż można by przypuszczać. 

Niestety działało to też w drugą stronę. Zaledwie jeden źle zwerbowany uczeń i wszystko wyszłoby na jaw, a co za tym idzie każdy jeden członek tego ruszenia mógłby zostać oficjalnie ukarany. Prawdopodobnie w sposób jakiego nikt z obecnych nie doświadczył nigdy wcześniej w tej szkole. I tu właśnie tkwiła prawdziwa zagadka. Które i czy w ogóle jakiekolwiek z tych możliwości miały okazję się sprawdzić?

-Łap Malfoy!

Uchylił się nieco, prawie dostając w głowę bułką z serem, którą rzucił mu Potter, ewidentnie nieco zadowolony, że złapał go zamyślonego.

-Ha, ha. Najpierw ostrzegaj, potem rzucaj.-mruknął pod nosem, rozwijając folię. Po chwili przytłumionych śmiechów odezwał się ponownie. -Mogę wziąć dziś pierwszą wartę. Nie jestem jeszcze aż tak zmęczony. 

-Mi zostaje środkowa.-westchnął Blaise.-Dwa dni z rzędu miałem ostatnią. 

-Ja w takim razie wezmę ostatnią.-zgłosiła się Ginny, prawie na równi ze swoim bratem. 

Takim sposobem, wszystkie oczy trafiły na Harry'ego i ewidentnie pogrążoną we własnych rozmyślaniach Hermionę. Wybraniec odchrząknął głośno, zwracając jej uwagę.

-Środkowa czy początkowa warta?-zapytał zdezorientowanej nieco dziewczyny.-Mi jest wszystko jedno.

-W takim razie wolę środkową.-uśmiechnęła się dziewczyna, nieświadomie kręcąc różdżką w palcach.-Czuję, że zasnę za moment jeśli natychmiast się nie położę. Chociaż kilka godzin snu na pewno się przyda. 

-O ile nic nas nie zaatakuje.-mruknął Ron, podpalając przelewitowane między  nich drzewka i niemalże na równi z nimi tworząc barierę pochłaniającą dym. 

-Jeśli to wykrakasz, osobiście postaram się żebyś został moją tarczą na tę okoliczność.-powiedziała z przekąsem Ginny, na co jej brat prychnął ironicznie i ułożył się na posłaniu, łapczywie wpychając do ust ostatnie kawałki bułki. 

Zarówno Draco, jak i Harry skrzętnie zabrali się za ostatnie zabezpieczenia. Jeszcze przed wyprawą zdecydowali się podzielić wszelkimi znanymi im zaklęciami mogącymi zapewnić im bezpieczeństwo bez konieczności rzucania Fideliusa w każdym miejscu w którym się rozłożą. Nim skończyli obchodzenie obozowiska dookoła, reszta ich towarzyszy już spała, dlatego też usiedli na przeciw siebie przy ognisku. Ślizgon przez moment bezwiednie wpatrywał się, jak Wybraniec opatula swoją dziewczynę kocem, nim finalnie usiadł. Przez chwile oboje wpatrywali się w ciemności lasu wokół, nim okularnik odchrząknął.

-Nie dziwię się pesymistycznym myślom. Sam nie jestem do końca przekonani, czy Gwardia mogła mieć aż takie szczęście, by dalej działać.

Blondyn parsknął pod nosem, znudzonym wzrokiem wodząc po drzewach.

-Wielki Wybraniec uważa, że bez niego wszystko się rozsypało? Szokujące.

-Wiesz dobrze o co mi chodzi, Malfoy. Mogłeś po prostu powiedzieć, że wolisz gapić się przed siebie w milczeniu. Zachowałbyś chociaż nikłe pozory, że nie uważasz porażki za coś oczywistego. 

-Nie jestem po to, żeby opowiadać ci bajki na dobranoc Potter. 

-Co nie znaczy, że musisz sprawiać, że mam ochotę kwestionować cię bardziej niż już to robię.-odparł Harry wpatrując się uważnie w szkolnego wroga. 

Draco przerzucił wzrok na rozmówcę.

-I tu zaczyna się robić ciekawie. -kiedy Wybraniec nic nie powiedział, ten przewrócił oczami i zaczął ponownie.-Nie jestem głupi. Wiem, że wciąż mi nie ufacie. Sam bym sobie nie zaufał.

Brunet pokręcił głową z zaciśniętymi ustami.

-A jednak znajdują się osoby, które to robią, nawet mimo tego, że to skrajna głupota. 

-Wow. Muszę przyznać, nigdy nie spodziewałem się, że sławetny Harry Potter nie będzie kierował się tylko serduszkiem i siłą przyjaźni. 

-Szokujące, nie?-chłopak uśmiechnął się pod nosem, po czym nawiązał kontakt wzrokowy ze Ślizgonem i nagle spoważniał.-Nie muszę chyba ukrywać, że gdyby zależało to ode mnie, raczej by cię tu nie było.

Blondyn wolno pokiwał głową.

-Zważywszy na fakt, że kontaktowałem się jedynie z Granger, to ma to wiele sensu. 

-To właśnie mnie martwi.

-Mianowicie?

Harry uciekł wzrokiem na prawo od blondyna, gdzie zwinięta w małą kulkę spała brunetka.

-Ufam jej czasem nawet bardziej niż sobie. Jednak dalej nie mogę pojąć, jakim cudem zgodziła się pomóc akurat tobie.

-Wiesz tyle co i ja.-wzruszył ramionami.-Nigdy nie miała zamiaru zapraszać mnie do waszej siedziby, jeśli to insynuujesz. Nasza współpraca od początku miała przebiegać inaczej, z czego pewnie zdajesz sobie sprawę. Ale komplikacje postawiły ją przed szybką decyzją.

-A jaką ty podjąłbyś na jej miejscu?-wypalił Wybraniec. 

-Co?-zapytał blondyn zbity z pantałyku.

-Gdybyś miał ocalić siebie w taki sposób jak ona, zrobiłbyś to?

Nie musiał zastanawiać się długo. Odwrócił wzrok od rozmówcy i ponownie popatrzył w las. Sumienie, o ile jeszcze jakieś miał już na samym początku jego drogi jako śmierciożerca przypominało mu o tym, że nie ma dla niego przebaczenia. I choć po tylu latach krzywdzenia innych czarodziei czy mugolaków, jego cichy głos zniknął całkowicie, Draco nigdy nie wyzbył się przekonania, że jego straszne przewinienia nie mogą zostać odwrócone.

-Nie.

Po tym na moment zapadła cisza. Chyba sam Wybraniec nie wiedział co na to odpowiedzieć, jednak Draco czuł, że ten nie rozwiał wszystkich swoich wątpliwości. Zebrał się więc w sobie i ponownie odwrócił w jego kierunku.

-Pytaj Potter. 

Kiedy okrągłe okulary zwróciły się ku niemu, nie mógł nie zauważyć, jak bardzo napięty jest brunet. Wydawało się iż od wielu dni czekał tylko na okazję by zadać mu jak najwięcej pytań. Takich, które zapewne pozwoliłyby mu spać nieco spokojniej, mając na uwadze, że największe siły Voldemorta znajdują się za granicą lasu.

-Gdzie jest koniec?

-Koniec czego?

-Twojej pomocy Malfoy. Pomogłeś wyprowadzić mnie z sierocińca, później razem z Hermioną wykradliście horkruksa, stale trzymasz kontakt z doktorem Stanleyem, uratowałeś Teda i wiele innych dzieci i nawet wykluczając sprawy związane z Nottem przysłużyłeś się Zakonowi bardziej niżbym kiedykolwiek przypuszczał. Analizując twoje czyny z ostatnich miesięcy powiedziałbym, że jesteś jednym z naszych najlepszych sprzymierzeńców.- w tym momencie Draco prychnął śmiechem, co ten natychmiast podłapał.- Sam widzisz jak absurdalnie to brzmi. Stąd moje pytanie. Kiedy zamierzasz skończyć nam pomagać?

I nad tym pytaniem Draco musiał się chwilę zastanowić. Odchylił się nieco w miejscu i spojrzał wysoko w kierunku koron drzew. Nie mógł udawać, że sam wielokrotnie nie zadawał sobie tego pytania, jednak sam dokładnie wiedział, że odpowiedź na nie leżała poza jego zasięgiem. Dlatego też postanowił powiedzieć Potterowi prawdę.

-Jeśli mam być całkiem szczery to sam nie wiem. -przez cały czas czuł na sobie uważne spojrzenie rozmówcy.-Nie wiem nawet czy jest coś co zapewniłoby cię w mojej decyzji. Chyba jedynie fakt, że nie mam powrotu. 

-Miałbyś, gdybyś się postarał. Gdybyś doprowadził...kogokolwiek z nas do Niego.

Draco spojrzał w miejsce w które już teraz patrzył Wybraniec. Widząc spokojnie unoszące się pukle ciemnych włosów zacisnął szczękę. 

-Miałem wiele okazji by zdradzić was w ten sposób Potter. 

-A ja wciąż nie wiem, czy nie czekacie z Blaisem na odpowiednią. 

-Hermiona wyciągnęła mnie z większego bagna niż możesz przypuszczać.-jej imię dziwnie zabrzmiało w jego ustach, jednak częściowo cieszył się, że je wypowiedział.-Nie skazałbym jej na nic co wiąże się z tamtym miejscem. -po jednej, ciężkiej długiej sekundzie, odchrząknął i zachrypniętym głosem dodał.-Ponownie. 

Ciężko było wyczuć, czy Harry'ego zadowoliła ta odpowiedź. Jedynie wahanie w jego głosie pozwoliło Malfoyowi wyczuć, że ten do końca nie wie co myśleć.

-Chyba nigdy o to nie zapytałem. Czemu wtedy nie powiedziałeś, że to my? Rozpoznałeś nas na pewno. 

Wzruszył ramionami.

-Nie wiem. Wtedy... wtedy nie wiedziałem, jeszcze po której stronie chce być. Wiedziałem natomiast, że nie chcę widzieć was jako ofiary tego co działo się za tamtymi drzwiami.

-Nienawidziłeś nas. 

-Mylisz się Potter. Nienawiść kierowana w waszą stronę od zawsze była ode mnie wymagana. To tylko tyle i aż tyle. Ciężko mi to przyznać, ale nigdy nie zrobiłeś nic co sprawiło, że miałbym podstawy cię nienawidzić. A nawet jeśli by tak było, myślę, że nawet Weasley nie znalazłby się na liście osób, które wysłałbym w tamto miejsce.

-Hermiona...Opowiedziała nam co działo się wtedy z Lestrange, ale...-głos Harry'ego był napięty i sam chyba nie wiedział jak uformować pytanie. -Czy działo się coś jeszcze?

Draco przymknął oczy, starając się odgonić wspomnienia. Te same które nawiedzały go w koszmarach od tego pamiętnego dnia. I dokładnie te, które sprawiły, że na poważnie zaczął rozważać względem kogo tak naprawdę chciał być lojalny.

-Nie.-usłyszał westchnienie ulgi bruneta.-Wyryła napis na jej ręce i całe szczęście, że nie zdążyła zrobić więcej. Jeśli...-Malfoy opuścił głowę i zapatrzył się w swoje buty.-Jeśli miałbym stać tam jeszcze raz, chciałbym móc powiedzieć, że nie dopuściłbym do tego. Do tej pory nie mogę pozbyć się tych wspomnień. Lestrange jest...przerażająca.

Nie wiedział dlaczego do końca zwierzał się Harry'emu. Czy chciał zaskarbić sobie zaufanie? Chciał żeby Potter go polubił? Nie miał pojęcia o co tak właściwie mu chodziło, ale zdawał sobie sprawę, że bez względu na to co brunet o nim myśli, on sam mimowolnie zaczął patrzeć na niego trochę inaczej. Oczywiście nie nazwałby go przyjacielem, ale śmiało mógł przyznać, że chłopak istotnie nie był taki zły jak myślał. 

-Uwierz mi, wiem.-przytaknął mu Potter.-Nie wiem jakim cudem może być spokrewniona z Andromedą, czy Narcyzą. 

Przez chwilę znów nic nie mówili, obserwując cicho szumiące drzewa i wypatrując najmniejszego ruchu, który zmusiłby ich do uniesienia różdżek. Dopiero po pewnym czasie Harry odchrząknął i odezwał się ponownie. 

-Chyba nigdy ci nie podziękowałem.

-Za co miałbyś?-prychnął blondyn.

-Za to ile razy pomogłeś nie tylko nam, ale Hermionie.-oboje popatrzyli ponownie w jej kierunku.-Uratowałeś jej życie, podobnie jak ona uratowała twoje. I jeśli to pozwoli ci myśleć o sobie trochę lepiej...-roześmiał się cicho.-Sam nie wierzę, że to mówię, ale ufam ci jeśli chodzi o jej bezpieczeństwo. 

Zaskoczony Draco uniósł głowę i popatrzył na dawnego szkolnego rywala. Nie spodziewał się usłyszeć tych słów, a jeszcze bardziej tego, jak dobrze poczuł się kiedy je usłyszał. 

-Dzięki Potter.

Nie wiedział co jeszcze mógł powiedzieć, podobnie zresztą jak jego rozmówca, który delikatnie się uśmiechając skinął mu głową. Nie rozmawiali już do końca ich warty. Żaden z nich chyba nie czuł takiej potrzeby, mając tak wiele rzeczy do przemyślenia. 

Draco, kiedy kładł się na kocu wciąż nie mógł pozbyć dziwnego ciepła które czuł, po tym jak Potter powiedział tak ważną dla niego rzecz. Takim sposobem, zasnął od razu po tym jak się położył, a koszmary dziwnym trafem nie męczyły go tej nocy. 

A przynajmniej do czasu, kiedy dłoń Ginny zacisnęła się na jego ramieniu, a jej pełne napięcia słowa przedarły się do jego zaspanego umysłu.

-Wstawaj Malfoy. Musimy uciekać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top