Niech już będzie wiosna
Ulga. Jakie to dziwne móc poczuć ją w miejscu w którym od zawsze królował tylko strach. Stare, brązowe deski w które wsiąkło już tyle krwi młodego Malfoya, że nawet on sam dziwił się iż nie są bordowe napawały jedynego syna Lucjusza i Narcyzy przerażeniem. Pustym wzrokiem patrząc na rozwalone po całym pokoju kawałki łóżka do którego nie raz musiał czołgać się przez cały pokój, rozedrganą dłonią głaskał głowę płaczącej na jego ramieniu Gryfonki. Oboje starali się powoli uspokoić oddechy i zebrać się w sobie, by zmierzyć się z podjęciem dalszych decyzji. Wizyta ciotki blondyna, postaci uosabiającej najgłębiej skrywane lęki ich obojga sprawiła, że oboje znajdowali się właśnie w takiej pozycji, nie wiedząc co mają ze sobą począć.
Dracon usilnie odganiał napływające do jego głowy wspomnienia z lat ,w których nawet jego własny pokój był miejscem gdzie przerażenie towarzyszyło mu na każdym kroku, równocześnie targany był jeszcze jednym. Ręka Hermiony, cały czas przyciśnięta do jego boku, dawała wrażenie jakby wypalała dziurę w jego jestestwie. Dokładnie wiedział w którym miejscu jej lewego przedramienia znajduje się słowo którego od tamtej pory nie wypowiedział do żadnego mugolaka ani razu. Nawiedzająca go we wspomnieniach wygięta sylwetka krzyczącej w agonii Granger wciąż wprawiała go w tak wielkie poczucie winy, że uciekał myślami jak najdalej od wyrazu jej twarzy tego pamiętnego wieczora. Mimo faktu iż tego dnia sam oberwał klątwą torturującą, pamiętał z tamtego momentu wszystko, począwszy od jej zakrwawionych, szamoczących się po podłodze jego salonu włosów, aż do każdej krzywizny jaką Bellatrix Lestrange wyrzęziła na jej ręce. Wciąż pamiętał wściekle odznaczającą się na jej bladej skórze krew, tak na prawdę niczym nie różniącą się od tej płynącej w jego, jego rodziców, czy nawet w samej Belli żyłach. Młoda, wykrzywiona w bólu twarz tak mocno wbiła się w umysł jego, Blaise'a i Teodora, że absolutnie żaden z nich nie był w stanie powstrzymać wyrzutów sumienia po tamtym wydarzeniu.
Może to paradoksalna w ich sytuacji ulga powiodła go do tego co zrobił następnie, a może była to właśnie chęć odkupienia win, która zakorzeniła się w umysłach trójki Ślizgonów tego pamiętnego dnia. Sam nie wiedział i nawet nie próbował tego zrozumieć, kiedy odsunął od siebie wciąż cicho szlochającą Gryfonkę tak, by mógł spojrzeć w jej zapłakane, rozbiegane na wszystkie strony oczy. Za czasów Hogwartu należał zupełnie tak jak jego przodkowie do domu Salazara Slitherina. A jak wiadomo Ślizgoni nie płaczą. Nigdy.
A jednak, nawet w jego oczach w tamtej właśnie chwili pojawiły się wyraźnie połyskujące w nocnym blasku księżyca łzy, kiedy delikatnie ułożył dłoń na jej lewym przedramieniu.
-Przepraszam.
Zrozumiała. Widział to w jej oczach i właściwie całej postawie.
Delikatny szok, który zmienił wyraz jej twarzy z rozemocjowanego w zdziwiony, po chwili zastąpiło zrozumienie. Dziewczyna zaczęła kręcić przecząco głową, jednocześnie otwierając usta z zamiarem powiedzenia czegokolwiek, jednak nie pozwolił jej na to. Doskonale wiedział co miała zamiar powiedzieć i tak samo bardzo nie chciał tego słyszeć. Nie chciał by powiedziała, że to nie on zrobił jej taką krzywdę. Nie chciał słyszeć, że to nie wina jego ani jego przyjaciół, bo podświadomie od lat żył ze świadomością, że to na prawdę była ich decyzja. Wszystkie lata bezmyślnego wypełniania poleceń nie okupione nawet krztą zastanowienia. To była ich wina, że nie zrobili nic, nawet jeśli miało się to skończyć śmiercią. Bo czasem przecież lepiej umrzeć z honorem niż żyć robiąc rzeczy przez które nigdy nie uzyska się odkupienia.
Nie pozwolił jej więc powiedzieć nic.
Po raz kolejny delikatnie przekraczając granicę, którą sam postawił sobie co do kontaktu z Gryfonką, pochylił się i jeszcze raz mocno przytulił dziewczynę oplatając jej talię ramionami. Sam nie wiedział co mu się stało. Tak silne emocje jakie targały tą dwójką podczas całego pobytu na terenie śmierciożerców uwolniły się w jednym momencie, pomimo tego, że wciąż przecież znajdowali się w miejscu władzy wroga. Samotna łza wreszcie znalazła drogę wyjścia spod jego powieki i powoli spływając po policzku, spadła na bluzę Hermiony.
-Przepraszam Granger.
Szepnął, kiedy to jego ciałem wstrząsnął nagły, niespodziewany szloch. Zaskoczona dziewczyna zamilkła w takim szoku, jakiego nie doznała chyba nigdy w życiu. Wplotła palce w blond włosy chłopaka, którego z całego serca nienawidziła przez tak długi czas i oparła policzek o jego głowę. Nigdy w całym jej 18 letnim życiu nie spodziewała się, że usłyszy te słowa z ust Ślizgona, który gardził nią na każdym kroku przez wszystkie ich młodzieńcze lata. A już na pewno nie była przygotowana na tak wielki wybuch emocji odnoszący się do sytuacji za którą przecież nigdy bezpośrednio go nie obarczała. Bardzo rzadko zdarzało się iż wygadana Panna Wiem to Wszystko nie wiedziała co powiedzieć, a to była właśnie jedna z takich sytuacji. Dlatego też w tym przypadku milczenie nie było złotem, a zdecydowanie platyną.
Oboje jednak zdołali oddychając głęboko, po pewnym czasie uspokoić się na tyle, by móc podjąć jakiekolwiek dalsze kroki. Draco ociągając się lekko odsunął się wreszcie od brunetki, wzdychając głośno i wciąż delikatnie drżącym głosem nałożył małą wyciszającą zasłonę na przestrzeń pod peleryną.
-Wynośmy się stąd Malfoy.-zachrypnięty głos Gryfonki rozległ się w wygłuszonym pomieszczeniu.
-Nott...
-Twoja matka ma rację. Uwierz mi nie przyszłam tu tylko po to żeby cię pilnować, a na wyciągnięciu Teodora zależy mi równie mocno.-dziewczyna pociągnęła nosem i skrzyżowała spojrzenie swoich brązowych oczu ze stalą jego.-Ale nie damy rady zrobić tego sami. A już na pewno nie damy rady zrobić tego teraz.
-Nie mogę stąd odejść. Nie gdy jesteśmy tak blisko wyciągnięcia go.
-Nie jesteśmy. Proszę, chodźmy stąd i poczekajmy na Patronusa twojej mamy.
Blondyn pokręcił głową zaciskając mocno szczęki.
-Nie wybaczę sobie jak on nie przeżyje Granger. Nigdy sobie tego nie daruję.
Kręconowłosa skinęła głową i powolnym ruchem uniosła różdżkę, chwytając go za ramię.
-Ja też. Ale żeby móc go uratować, sami musimy żyć. Proszę Malfoy.
Zrezygnowanym ruchem chłopak przymknął oczy i powoli pokiwał głową, wolną ręką chwytając za sakiewkę którą wcisnęła mu w rękę Narcyza zaledwie chwilkę przed nagłą i niespodziewaną wizytą jej siostry, która tak bardzo wytrąciła młodych z równowagi.
-Zbierajmy się stąd.
Hermiona uśmiechnęła się smutno i ostatni raz ścisnęła jego ramię w pokrzepiającym geście, zanim jej różdżka wykonała delikatny obrót a oni sami zniknęli z dawnego pokoju Dracona z cichym trzaskiem.
..........................................................................................................................................................
-Powiedzcie, że to jest to co myślę.
Ron zatrzymał się zaraz przy drzwiach nowego pokoju Dracona, gdzie czekali już na niego blondyn, Hermiona oraz Harry. Wzrok jego zielonych oczu wystających spod przydługiej już, nachodzącej mu na powieki rudej grzywki wbił się w zakrzywiony przedmiot leżący na małym stoliku przed nimi. Lekko żółty, zaostrzony na samym końcu, kształtem przypominający przekrzywiony stożek który wyjęli z małej sakiewki podarowanej im przez Narcyzę wprawił całą czwórkę w niemały szok.
Harry wzruszył ramionami i powoli przesunął wzrok po wszystkich zebranych. Przyzwyczaił się przez wszystkie te lata, że z reguły to oni, Złote Trio podejmują pomniejsze decyzje, rozmawiają o co ważniejszych sprawach oraz dzielą się opiniami. Oprócz pojawiającej się od czasu do czasu Ginny, nikt z reguły nie uczestniczył w ich małych obradach, wypadach bądź żadnej z tych rzeczy. Dlatego też w głębi duszy był bardzo zdziwiony, że wtajemniczenie Malfoya w to wszystko dla całej ich trójki okazało się tak naturalne. Mimo rozmów które wciąż odbywali od czasu do czasu we trójkę, zdanie blondyna ostatnio zaczęło liczyć się bardziej a on sam nie patrzył już na Ślizgona jak na wroga pragnącego zdradzić cały Zakon mimo iż nawet nie był jego członkiem. Z biegiem lat Złote Trio nabrało takiej wprawy w komunikacji, że bez trudu mógł wyczytać ekscytację w oczach Hermiony i lekką wątpliwość malującą się na twarzy Rona. Tylko Dracon był dla niego zagadką której w żaden sposób nie mógł odczytać, z tymi jego zmarszczonymi brwiami i posągowym wręcz wyrazem twarzy.
-Czy to możliwe, że twoja matka dała nam prawdziwy ząb Bazyliszka?
Blondyn nie odrywając nawet wzroku od przedmiotu o potencjalnie wyjątkowo wielkiej mocy, wzruszył tylko ramionami.
-Nie mam pojęcia Potter. Nigdy nie widziałem nawet prawdziwego Bazyliszka, więc skąd mam wiedzieć jak wyglądają jego zęby.
-Hermiona?-Weasley popatrzył na brunetkę, która jako jedyna z zebranych znalazła się bezpośrednio pod działaniem obezwładniającego działania stwora.
-Pamiętam tylko jego ciało i oczy. Paszcza pozostawała zamknięta przez cały czas, więc ciężko mi powiedzieć. Zacznijmy lepiej od tego czy matka Malfoya mogła w ogóle mieć coś takiego w posiadaniu.
-Oczywiście, że mogła Granger, to prosta logistyka. Mając tyle pieniędzy do dyspozycji ile ma moja rodzina, można spokojnie przypuszczać, że po prostu kupili sobie swego rodzaju pamiątkę.
-Skąd? Z rzezi mugolaków?
Draco spiorunował Rona wzrokiem, a całe jego ciało spięło się nagle, gdy tylko te słowa opuściły usta rudowłosego. Tym razem jednak, ku zdziwieniu Pottera, nie odpowiedział on uszczypliwością.
-Nie Weasley. Moja babka kolekcjonowała magiczne artefakty a ząb Bazyliszka spokojnie można pod to podpiąć.
Ron zacisnął zęby i podszedł bliżej do przedmiotu, wyciągając rękę w jego kierunku. Hermiona niemal natychmiast pacnęła go po wystawionej dłoni, na co chłopak syknął i zamachał nią w powietrzu zerkając krzywo na przyjaciółkę.
-Nie zamierzam testować jadu tego gada na żywym inwentarzu.-wyjaśniła dziewczyna, pochylając się i przyglądając się przedmiotowi ze wszystkich stron.-Myślę, że musimy spróbować...
-A jeśli to wcale nie ząb?
-Na litość boską, co w takim razie? Średniowieczna trąbka czy pluskwa założona przez moją matkę?
Rudowłosy wzruszył ramionami, zerkając znowu na Dracona.
-Ty mi powiedz.
-Dość już.-westchnął Harry, przewracając lekko oczami. Mimo faktu iż zarówno Ślizgon jak i jego przyjaciel rozumieli się znacznie lepiej niż starali się okazać, wciąż ich tak różne charaktery powodowały częste sprzeczki czy uszczypliwości rzucane w obie strony.-Gdyby pani Malfoy chciała wszczepić nam pluskwę sprawiłaby, że znajdą nie tylko nas ale też jego.-wskazał palcem na siedzącego obok blondyna.-A szczerze wątpię, że to na tym jej zależy.
Draco pokiwał wolno głową, pocierając brodę dłonią.
-Święta racja. To w końcu nie mój ojciec.
-Hermiona co ty o tym myślisz?-okularnik zwrócił się w kierunku kręconowłosej jako jedynej osoby, która prócz Malfoya miała kontakt z jego matką. Dziewczyna od razu pokręciła szybko głową.
-Nie mam nawet cienia wątpliwości, że jego matka na prawdę chce dla niego jak najlepiej. Dla niego, Teodora i Blaise'a. Definitywnie dała nam coś co z jej perspektywy może nam pomóc.
Draco przez krótką chwilę popatrzył na dziewczynę i posłał jej delikatny uśmiech, a w jego oczach zabłyszczała wdzięczność. Gryfonka oddała ten drobny gest i na nowo skupiła się na rozważaniach chłopaków.
-Ktokolwiek ze starszych Zakonu może wiedzieć?
-Mój ojciec na pewno nigdy nie widział czegoś takiego.-odparł szybko młody Weasley, opierając się o stojący pod oknem fortepian.
-Moody?-zastanowił się głośno Harry.-Uczył nas obrony przed czarną magią. Jeśli ktoś może to wiedzieć, to raczej jest to on.
-A ten wasz olbrzym?-Draco poprawił rękawy bluzy i przesunął wzrokiem po Złotym Trio.
-Ma na imię Hagrid.-przypomniała mu nieco zirytowana Gryfonka, na co chłopak przewrócił oczami.-On mógłby wiedzieć, ale nie mamy z nim żadnego kontaktu. Wciąż jest na terenie Hogwartu.
-Tonks, albo Lupin?
Blondyn prychnął i wzniósł oczy do nieba.
-A może zamiast spekulować, po prostu zejdziecie na dół i zapytacie kogo trzeba? Są w końcu chyba w.. no...u władzy Zakonu?
-Czasami przepuszczanie wszystkiego przez nich wymaga zbyt wiele czasu.-odparł Harry.-Rozważają zbyt wiele opcji, a dość już mam czekania.
-I zdrowego rozsądku jak się okazuje.-mruknęła kręconowłosa, na co Ron parsknął cichym śmiechem.
-Zgromadzenia nie kończą się z reguły na demokratycznym głosowaniu.-wytłumaczył blondynowi, stukając palcami o instrument.-Każdy ma tam wiele do powiedzenia i często rozważamy praktycznie każdą ewentualność.
-Co jest słuszne.-wtrąciła Gryfonka.
-Ale czasochłonne.-odparł Ron rozkładając przy tym ręce.-Czasami trzeba działać instynktownie Miona.
-Częściej przydaje się jednak chociażby pomyślenie o tym co zamierza się zrobić przez troszkę dłuższy okres czasu niż 3 sekundy Ronald.
-Nudy.-parsknął Malfoy, na co Wybraniec uśmiechnął się półgębkiem.
Brunetka natychmiast wyprostowała się jak struna by zaraz po raz nie wiadomo już który wygłosić znane Weasleyowi i Potterowi kazanie na temat przemyślenia planów, rozebrania na czynniki pierwsze każdej decyzji i strategii, kiedy ich rozmowę przerwała podekscytowana Ginny, wbiegając do pokoju z rozpędu. Natychmiast wbiła pełen ulgi i radości wzrok w Dracona.
-Stanley znalazł antidotum. Blaise jeszcze przez chwilę powinien być przytomny.
Nic, nawet leżący zaraz przed nim jeden z najcenniejszych artefaktów magicznego świata nie powstrzymałby go w tej chwili przed nagłym przeskoczeniem przez stolik i prawie staranowaniem rudej, by później przeskakując co dwa schodki w dół pognać do pokoju medycznego. Ginny rozłożyła ręce wołając za nim.
-To nie tak, że zaśnie za sekundę!
Hermiona wymieniła uśmiechy z przyjaciółką i razem z nią poszła szybkim krokiem za rozemocjonowanym Ślizgonem, słysząc powolne, nieco ociągające się kroki chłopaków zaraz za nimi.
Wchodząc do pokoju, uśmiechy dziewczyn pogłębiły się jeszcze bardziej kiedy zobaczyły blondyna pochylającego się nad łóżkiem przyjaciela i serdecznie obejmującego go Blaise'a, podczas gdy doktor Stanley stał obok nie mogąc powstrzymać śmiechu. Po chwili, gdy Zabini je zauważył, jego twarz o ile to możliwe rozjaśniła się jeszcze bardziej, a kiedy Dracon odsunął się od niego, chłopak przywitał ich skinieniem głowy.
-Dobrze cię widzieć bez strachu w tych ślicznych oczkach Granger.
-Dobrze cię widzieć nie miotającego się po całym pokoju Zabini.
Ciemnoskóry kiwnął głową ze śmiechem i podczas gdy jego przyjaciel dziękował wyraźnie zadowolonemu starszemu mężczyźnie, ten zwrócił się również do Ginewry.
-Cześć Wiewióra. Ile to już czasu bez tej czerwieni. Prawie zdążyłem się stęsknić.
Rudowłosa wzniosła oczy do nieba.
-Oh zamknij się już, jak się czujesz?
Ciemnoskóry wzruszył ramionami i opadł jeszcze bardziej na poduszki.
-Za wcześnie by powiedzieć co z moją nogą, a klątwa to jakieś stare ścierwo atakujące kości. Nie do końca kontaktuje jeszcze gdzie jestem, co się dzieje i takie rzeczy, ale mój zbawca...-doktor Stanley parsknął śmiechem..-powiedział mi większość z tego co działo się gdy mnie nie było.
-I dopowiem jeszcze więcej, gdy jeszcze przez chwilę pośpisz. Eliksiry lepiej działają gdy organizm skupia się na regeneracji.-starszy mężczyzna wskazał na ciemno granatowy eliksir stojący na półce obok chłopaka.
-Oh proszę, wiem tylko to co powiedziała mi Wiewióra, muszę...
-Odpocząć.-skończył za niego blondyn, kierując się ku wyjściu.
-Tak, mamo.-mruknął pod nosem brunet, niechętnie schylając się ku fiolce.-Z takim podejściem jeszcze długo sam nie przejdę przez ulicę...
Draco odwrócił się na pięcie i udając oburzenie parsknął.
-Nie tym tonem do matki.
Zarówno Ginny jak i Hermiona pokręciły z rozbawieniem głowami, kierując się wprost do kuchni, by zrobić sobie herbatę. Malfoy z opuszczonymi ramionami i z ulgą podniesioną głową żwawymi ruchami podążył z powrotem w górę, by zapewne przygotować miejsce dla przyjaciela w ich wspólnym od tej pory pokoju w domu Blacków.
-Dobrze, że nie było nikogo na tych schodach. Doktor Stanley musiałby składać dodatkowe dwie osoby.-mruknęła Ginewra.
-Ja mam dość wrażeń.-odparła brunetka, pochmurniejąc nieco i zajmując się wyciąganiem filiżanek z szafki.
Jedyna córka Weasleyów rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym upewniając się, że nikogo w nim niema, zniżyła głos.
-Co z Teodorem?
Granger z pewnością była zbyt zmęczona by chociażby starać się ubrać to, co przekazała im Narcyza w nieco bardziej...delikatne słowa, więc już po chwili przyszło jej patrzeć jak twarz jej przyjaciółki powoli traci rumieńce.
-Chyba żartujesz. Jak to publiczna?!
Brunetka uciszyła dziewczynę ostrym spojrzeniem i po chwili zastanowienia wyjęła z szuflady jeszcze jedną filiżankę.
-Nie znam szczegółów Ginny. Matka Malfoya ma się z nami kontaktować za pomocą Patronusa.
Rudowłosa zamyśliła się, unosząc nieco prawą brew jak zawsze, kiedy coś wyjątkowo ją ciekawiło.
-Byłam przekonana, że Śmierciożercy nie umieją korzystać z tego zaklęcia...
-Nie zapominaj, że ona nie ma wytatuowanego Mrocznego Znaku.
-No tak.-przyznała dziewczyna zagryzając przy tym wargę.- Ale w końcu tyle już lat spędziła w ich towarzystwie, że wydaje...wydawało mi się, że jest w tym taka sama jak reszta.
Hermiona wzruszyła ramionami, zataczając łyżeczką okręgi w dwóch naparach. Odchyliła nieco głowę i spojrzała na siostrę Rona, która niemrawo mieszała swój.
-To, że nigdy nie widzieliśmy śmierciożercy rzucającego to zaklęcie, nie znaczy, że żaden z nich tego nie potrafi.
Ginewra oparła się bokiem o blat przed nimi i wskazała czupryną bujnych włosów na sufit.
-Myślisz, że on potrafi?
Dziewczyna spojrzała na wieloletnią przyjaciółkę w zadumie, po czym powoli przeniosła wzrok w kierunku starej kuchennej lampy. Przez dłuższą chwilę, podczas której Gryfonki analizowały uważnie personę Malfoya w kuchni panowała cisza, której nie przerwał nawet jeden stuk łyżeczki o brzeg filiżanki.
-Myślę, że ma predyspozycje...-zaczęła ostrożnie kręconowłosa.
-Ale nie umie tego zrobić....-dokończyła za nią dobitnie przyjaciółka, na co tej przyszło jedynie pokiwać głową.
Ciche zaklęcie sprawiło, że łyżeczki z jej ręki pomknęły wprost do zlewu, a ona wzięła obie zaparzone herbaty w dłonie i ruszyła ku wyjściu z kuchni, zostawiając Ginewrę opartą o blat, w zamyśleniu sączącą swój napój. Wspinaczka na jedno z najwyższych pięter siedziby Zakonu Feniksa zajęła jej trochę czasu, jednak kiedy stanęła wreszcie przed zamkniętymi drzwiami do jednego z pokoi wciąż nie za bardzo wiedziała co ma powiedzieć. Zapewne stałaby tam jeszcze chwilę, gdyby znajdujący się w środku Ślizgon nie usłyszał kroków na schodach. Szybkim ruchem otworzył drzwi, a na widok Gryfonki jego brwi powędrowały ku górze.
-Granger.
-Malfoy. -niezręczna chwila ciszy jeszcze bardziej upewniła brunetkę, że jednak musi powiedzieć coś więcej. Mruknęła więc niemrawo, wyciągając przed siebie parujący jeszcze napar malinowy.-Trzymaj, większość ludzi jest teraz u Weasleyów, a ja nie chcę abyś gonił skrzaty po jakąś szalchciańską zachciankę.
Zdziwiony chłopak odebrał ją od niej, nie komentując uszczypliwości i jednocześnie popychając drzwi do tyłu.
-Dzięki. Chcesz wejść na chwilę? Starałem się posprzątać i znaleźć miejsce dla Blaise'a wśród tych gratów.
Brunetka wzruszyła ramionami, po czym kiwnęła głową wiedząc, że Harry i Ron zapewne wciąż ćwiczą magię bezróżdżkową której dalej kontynuował uczyć ich Dracon. Wobec tego dziewczyna i tak nie miała nic lepszego do roboty, co tylko troszkę, ale to ociupinkę było doskonałym pretekstem by nie odmówić. Bo przecież nie wspięła by się do pokoju Malfoya i to jeszcze z gorącą, świeżo zrobioną herbatką, tylko i wyłącznie ze względów towarzyskich. Co to, to nie.
Gdy tylko przekroczyła próg, nogi od razu poniosły ją w kierunku stolika.
-Było darować sobie tą gadkę ze skrzatami i powiedzieć, że chcesz dalej wgapiać się w czyjeś uzębienie.
Kręconowłosa uniosła wzrok patrząc jak blondyn przerzuca ostatni karton z pryczy obok na podłogę. Zacmokała z niesmakiem.
-Chciałeś posprzątać, mówisz?
-Poprawka Pudlu, chciałem znaleźć miejsce Zabiniemu pośród tych gratów.-rozłożył ręce, w teatralnym geście wskazując na puste posłanie.-Problem z głowy.
-Chociaż jeden.-odmruknęła, poddając się całkowicie w umoralnianiu kolejnego bałaganiarskiego kretyna na swojej drodze.
Zamiast tego kontynuowała popijać herbatę, patrząc na przedmiot jej badań ze wszystkim możliwych stron i rozważając na podstawie wspomnień, czy tak właściwie mógł wyglądać ząb stwora, który sprawił, że spędziła spetryfikowana istne wieki. A przynajmniej starała się rozważać, dopóki Ślizgon, łapiąc za przedmiot przez parciany worek, nie zwinął jej go sprzed nosa.
-Koniec tego Granger. Nie mogę już patrzeć, jak wolno myślicie. Nie macie i od początku nie mieliście innego wyjścia, niż zapytać kogoś starszego, a gdybyście zrobili to od razu, zapewne już wiedzielibyśmy co to do cholery jest.
-No tak. Bo ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego jak działają sprawy w Zakonie.-parsknęła parząc sobie język i cicho klnąc pod nosem.
Cień uśmiechu zamajaczył się na ustach blondyna, jednak ten zadziwiająco poważnie traktując ich konwersację, lekko przemądrzałym tonem odparł.
-Oprócz kilku...wielu czynników, wasza organizacja jest zadziwiająco podobna do szkolnej relacji z nauczycielami. Niby czegoś nie wiecie, ale i tak głupio wam zapytać. To jest całkowicie bez sensu i daję sobie dwie ręce uciąć, że to wiesz.
Nie mając żadnej dobrej riposty na jego słowa, które kolejny raz, ku jej złości nie odbiegły zbyt daleko od prawdy, zaciskając usta w wąską linię podążyła wzrokiem za sakiewką, którą odłożył na stojący pod oknem fortepian, który to jako następny zwrócił uwagę Gryfonki.
Odsunięte siedzenie i brak kurzu na klawiszach nasunęły się jej oczom jako pierwsze, więc ze zdziwieniem przeniosła wzrok na chłopaka, wskazując na instrument.
-Grasz?
Grymas zaskoczenia na jego twarzy, kiedy spojrzał w kierunku fortepianu bardzo szybko zastąpiony został czymś czego jeszcze nigdy nie przyszło brunetce zobaczyć u żadnego znanego jej Ślizgona. Skrępowaniem.
-Coś tam pogrywam.-jego głos wybarwiony z chłodnej nuty, jaką tak często przybierał był tak aksamitny, że niemal przyjemny dla uszu, kiedy speszony chłopak odpowiadał na jej pytanie.-Matka nauczyła mnie jak byłem dzieckiem i grałem właściwie całe dzieciństwo. Przynajmniej jak ojca nie było w domu.
-Nie lubił dźwięku fortepianu?-Hermiona bardzo starała się ukryć ciekawość kryjącą się w niej od czasu kiedy coraz to nowe fakty na temat rodziny Malfoyów zaczęły wypływać na światło dzienne.
Sądząc po cierpkim wyrazie jego twarzy, nie byłaby chyba zbyt dobrą aktorką, przez co jeszcze bardziej zdziwiła się, gdy blondyn po chwili ciszy zdecydował się jednak jej odpowiedzieć.
-Fortepian był zbyt... za mało męski według ojca.
Dziewczyna nie mogła się powstrzymać od pełnego pogardy prychnięcia, które nawet według Dracona nadawałoby się idealnie na salony wypełnione szlachicami.
-Niech to powie Hendlowi, Vagnerowi, Mozartowi...
Malfoy zaśmiał się cicho kiedy Hermiona wymieniała na palcach wszystkich znanych jej męskich kompozytorów. Po chwili uniósł jednak ręce w geście kapitulacji.
-Nie wchłonąłem na pamięć historii muzyki klasycznej Granger. W większości nawet nie wiem o czym mówisz....
Dziewczyna zbladła i ostentacyjnie chwyciła się za serce.
-Jeśli powiesz, że nie masz pojęcia kto to Vivaldi, przysięgam, że jeszcze dziś skorzystam z opcji którą rozważaliśmy względem ciebie jako pierwszą.
Blondyn parsknął cichym śmiechem i powoli usiadł przy instrumencie, wciąż patrząc na siedzącą przy stoliku Gryfonkę. Jeśli miałby się przez chwilę zastanowić, może nawet dostrzegłby, że brunetka nie jest aż tak przemądrzała za jaką miał ją przez wszystkie te lata. Może zauważyłby jej wyostrzony dowcip, to z jaką lekkością prowadziła konwersację i jak dobrze spędzało im się razem czas, nawet jeśli był on poświęcony głównie planowaniu własnej śmierci. Może nawet jego stalowoszare oczy wypatrzyłyby konstelację delikatnych piegów ułożonych na jej nosie, nieco bardziej ułożone niż zazwyczaj kręcone włosy czy niesamowity błysk w jej źrenicach, który rozweselał całą jej twarz kiedy akurat dopisywał jej humor.
Może i by zauważył. Może i by dostrzegł. Może i by wypatrzył.
Z tym, że tego nie zrobił. Nie zrobił i nie zamierzał poświęcać dziewczynie więcej jego własnych myśli niż to co już zajmowała ta uparta i złośliwa osóbka, którą nawet mimo własnej woli zaczął nawet całkiem lubić w przeciągu ostatniego czasu.
Nigdy jednak nie przyznałby się do tego na głos. Wykroczyłoby to zdecydowanie za daleko poza jego honor i dumę, które choć i tak nie były w za dobrym stanie, jeszcze jako tako posiadał.
Wobec tego odwracając się przodem do instrumentu, wygłosił zabarwiony przerażeniem komentarz.
-O nie. Całe dnie spędzone na robieniu eliksirów, zamiast na nieustannym narażaniu życia. Jak ja bym to przeżył....-Gryfonka przewróciła oczami, a wtedy blondyn przez chwilę wodząc palcami nad klawiszami, w końcu ułożył dłonie na jego zdaniem odpowiednie i rytmicznie zaczął naciskać je z niebywałą wprawą.
Hermiona uśmiechnęła się półgębkiem kiedy w cichym pokoju rozbrzmiał tak dobrze znany jej utwór o tytule, który według jej drogiego ojca był najbardziej akuratny ze wszystkich.
-Wiosna.-rzekła podchodząc bliżej do instrumentu, by popatrzeć pod częściowo odsłoniętą, górną pokrywę fortepianu.
Malfoy zagryzł wargę i w mig przeszedł do następnego utworu, który brunetka również rozpoznała bez trudu.
-Jesień, oh dajże coś trudniejszego.
Blondyn uśmiechnął się półgębkiem i zdecydowanym, mocnym ruchem dłoni nacisnął na odpowiednie klawisze, wydobywając z instrumentu pierwsze dźwięki znanego chyba wszystkim Marszu Pogrzebowego.
Kręconowłosa wybuchnęła gromkim śmiechem, jednocześnie plując na siebie herbatą trzymaną w buzi. Na ten widok nawet Dracona zalała nagła fala wesołości, kiedy kręcąc z rozbawieniem głową, ścierał kropelki malinowego napoju ze swoich spodni.
Śmiali się jeszcze przez chwilę, podświadomie ciesząc się z jednej z nielicznych chwil, kiedy żadne z nich nie martwiło się o bliskich. Przez ten krótki, ulotny moment nie było Voldemorta, nie było zgrai śmierciożerców i ciągłej wojny, która od lat paraliżowała cały świat magii. Nott mógł znowu spokojnie siedzieć w starych księgach, wyśmiewany przez perfekcyjnie sprawnego Blaise'a, a Harry i Ron przekomarzać się niczym bracia, bez ciągłego widma śmierci ciążącego im nad głowami.
Niestety chwila ta trwała tylko chwilę. I żadne z nich nie wiedziało, że rozbawienie na długi czas zniknie z ich twarzy, kiedy mknący za oknem, błękitny, złożony z najczystszej energii kształt, w końcu dotrze do celu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top