Improwizacja
Nie zdołała nawet chwycić różdżki, zanim Goyle brutalnie przygwoździł ją do ziemi. Złapał jej włosy w bolesny uścisk i podnosząc jej różdżkę z podłoża, szarpnął w górę.
-Kogo my tu mamy...Szlama Granger na takiej akcji? Byłem przekonany, że zaszyłaś się daleko stąd z Bliznowatym.
Dziewczyna nie mówiła nic. Próbowała się szarpać, jednak chłopak natychmiast przywrócił ją do porządku, uderzając jej głową o pobliski murek. Mroczki wyleciały jej przed oczami, kiedy krew tryskała z łuku brwiowego. Zakołysała się na nogach, a kiedy brunet znów szarpnął ją w górę, krzyknęła, zastanawiając się czy Francuzka ma szansę ją usłyszeć. Natychmiast na jej policzku wylądowała jego otwarta dłoń, a nogi ugięły się pod nią jeszcze bardziej.
-Cicho siedź. Nie ma ucieczki szlamo.-wyszeptał jej do ucha, prowadząc ją zgiętą, przed sobą.
Szli w stronę miasteczka, a żadne szarpanie i zapieranie się w miejscu, nie przynosiło efektów. Po jednym oporze, śmierciożerca prawie rozwalił jej czaszkę o chodnik, wobec tego kurczowo trzymała się nadziei, że natknie się na swoich towarzyszy, zanim będzie za późno.
Znała Goyle'a ze szkoły. Nigdy nie był orłem na zajęciach z zaklęć, ale odkąd tylko go poznała, zorientowała się, że jest to osoba, która woli użyć siły, niż magii. Tak też działo się w tym przypadku. Dużo większą przyjemność sprawiało mu popychanie Gryfonki na ściany, niż jeden Cruciatus. To natomiast sprawiało, iż było ich słychać. Nie przeszli nawet połowy drogi do rynku, kiedy ze stojącego w płomieniach domu, wyłoniły się dwie blondwłose postacie. Goyle prawie biegiem, ruszył w ich kierunku, ciągnąc za sobą dziewczynę będącą już na granicy omdlenia. Wyższa sylwetka rosłego mężczyzny wyszła mu na spotkanie, z dala od tej drugiej, niepewnie opierającej się o schody.
-Patrzcie kogo wyłowiłem!-krzyknął z dumą do towarzyszy.-Szlama Pottera we własnej osobie!
Lucjusz Malfoy podszedł do chłopaka i jednym pociągnięciem zwrócił twarz Gryfonki, ku sobie. Wykrzywił się z obrzydzeniem, wytarł rękę o śmierciożerczy płaszcz, po czym poklepał Goyle'a po ramieniu. W jego delikatnym uśmiechu nie było nawet krzty prawdziwej radości.
-Natychmiast aportujcie się do Czarnego Pana. Nie można zmarnować takiej okazji.-rozejrzał się po okolicy, a jego pogardliwy wzrok padł na lekko zgiętego syna, opierającego się już o drzewo.-Draco ci pomoże. Ja mam jeszcze coś do zrobienia.
Jego wzrok padł na grupę uciekających za pobliskim domem mugoli. Błysk który pojawił się w jego oczach, sprawił, że Hermiona natychmiast dostała gęsiej skórki i cicho pomodliła się za tych ludzi. Dziewczyna, nie wytrzymując już bólu, jaki sprawiał jej chłopak, ściskając ją za plecami, próbowała szarpnąć się w górę, a wtedy trzymający ją wróg, sprawnie kopnął ją w brzuch. Jęknęła i spuściła głowę, plując krwią.
-Chodź Granger, przywitasz się z dawnym znajomym.
Pociągnął ją w kierunku Dracona, na którego czole wystąpiły kropelki potu, kiedy szeptał staromagiczne, łagodzące ból zaklęcia. Na widok zbliżającego się znajomego, poderwał się do pionu, jednak ciężko było mu ukryć zaskoczenie, kiedy zobaczył kogo ten trzyma za włosy.
-Granger? Złapałeś Granger?!
Dumny z siebie brunet uśmiechnął się zadziornie.
-To, że ty nie potrafisz załatwić sprawy, żeby dostać się do Wewnętrznego Kręgu, nie znaczy, że ja nie umiem. Wydobędziemy z niej kryjówkę Pottera, a wtedy tylko patrzeć jak mnie awansuje. Twój ojciec kazał mi aportować się z tobą, ale nie bądź głupi. Nie zamierzam oddawać ci chwały.
Malfoy zacisnął zęby i przyjrzał się dziewczynie rozbieganym wzrokiem, kiedy jego wspólnik wciąż mówił. Trzymajacy ją śmierciożerca mógł to zinterpretować jako wstyd, bądź zazdrość, przez co napuszył się jeszcze bardziej. Jednak tak na prawdę, od tamtej chwili młody Malfoy starał się jak najszybciej wymyślić wyjście z sytuacji. Przecież oni ją zabiją! Zrobią wszystko, żeby dowiedzieć się gdzie jest Potter i nie było możliwości, aby po drodze nie dowiedzieli się o ich współpracy. Złote Trio będzie spalone, ale on, Zabini i Nott również.
Do tego nie mógł już dopuścić.
Draco złapał kontakt wzrokowy z półprzytomną Gryfonką. Dziewczyna miała prawie całą twarz we krwi i jedną ręką trzymała się za brzuch. Jej na wpół przymknięte oczy wyraźnie dały mu do zrozumienia, że jeszcze chwila i zemdleje. Nie mógł do tego dopuścić. Jeśli mieliby coś zdziałać, musiała wiać. Dziewczyna wyłapała jego wzrok i ostatkiem sił, ukradkiem wskazała na prawą kieszeń śmierciożerczego płaszczu Goyle'a. Chłopak, odpowiadając dawnemu sojusznikowi, dyskretnie spojrzał w tamtym kierunku.
Z czarnej kieszeni wystawała inna różdżka niż ta, której zwykle używał śmierciożerca. Różdżka Granger.
Blondyn niezauważalnym ruchem, wyciągnął swoją i kiedy już miał jej użyć, petryfikując chłopaka, na horyzoncie pojawili się inni śmierciożercy.
-A tych co tu przywiało?-warknął Goyle i szarpiąc Gryfonką, natychmiast skręcił w boczną uliczkę a później na czyjś przydomowy ogródek.-Nie dam sobie odebrać trofeum! Niedoczekanie.... Cholerny Wewnętrzny Krąg. Wszystko wzięli by dla siebie.
Szedł bardzo szybko, a dziewczyna za nim co chwile się potykała i próbowała szarpać, przez co Draco nie miał czystej linii strzału. Zaklął i ruszył za nimi. Przez chwilę ukrywali się przed wzrokiem pozostałych śmierciożerców, a Malfoy nie chciał ryzykować użycia zaklęcia tak blisko nich. Jego ojciec nie był głupi. Wiedziałby, że brunetka nie miała szans na odebranie swojej różdżki i zaatakowanie dwóch uzbrojonych wysłanników Czarnego Pana. Kiedy zatrzymali się za ścianą domu, po którego drugiej stronie starsi pastwili się nad jakimś mugolem, Goyle rzucając Draconowi dziwne spojrzenie, rzucił Gryfonkę na ziemię.
-To co Granger. Tobie i tak już pewnie wszystko jedno...-jednym ruchem przyciągnął ją do siebie jak szmacianą lalkę.-Draco przydaj się na coś i pilnuj żeby nas nie zobaczyli. Wspomnę o tobie Czarnemu Panu.
Hermiona próbowała krzyczeć, jednak wielka łapa bruneta zasłaniała jej pół twarzy, zostawiając tylko wielkie, przerażone oczy w obramówce zalanej krwią twarzy. Malfoy, zaciskając szczękę, oddalił się nieco od tej dwójki i szybko zorientował się w sytuacji. Po drugiej stronie było za dużo członków Wewnętrznego Kręgu, żeby nie zauważyli, że coś się dzieje. Nie było opcji, żeby dał wtedy radę użyć zaklęcia z takiego dystansu. Goyle wygada wszystkim jeśli blondyn zareaguje i zostawi go przy życiu, a jeśli zaatakuje innego rodzaju klątwą, nie tylko rozbłysk będzie jego problemem, ale i krzyk. Droga była tylko jedna, a i tak wymagała od Gryfonki potężnego poturbowania Malfoya dla niepoznaki. Musieli udawać, że otrzymała wsparcie, a brunet zginął Jeszcze raz zaklął i odwrócił się do tej przerażającej sceny, odgrywającej się za jego plecami. Wziął głęboki, urywany oddech ,kiedy jego poturbowane przez Cruciatusa ojca ciało, dało o sobie znać.
Jednak gdy Goyle, mimo gwałtownego wierzgania dziewczyny, zdołał rozedrzeć jej koszulkę, blondyn nie wytrzymał. Starając się nie wydawać przy tym żadnego dźwięku z rozpędem wpadł na byłego kolegę zrzucając go z brunetki. Jego dłoń natychmiast powędrowała w kierunku jego szczęki, a drugą próbował wytrącić mu różdżkę.
-Idioto, co ty....-brunet był zbyt zdezorientowany by połączyć fakty od razu, jednak chwilowa szarpanina z Malfoyem wystarczyła mu, aby połączyć kropki.
Dziwne zachowanie świty Dracona. Kartki z wiadomościami bez sensu. I to dziwne spojrzenie, którym obdarzył jego więźniarkę kiedy ją zobaczył. Otworzył szeroko oczy i ugryzł blondyna w rękę. Chłopak wydał z siebie stłumiony krzyk, jednak nie puścił, nawet gdy były kolega kopnął go mocno w goleń. Dopiero potężny cios w brzuch zwalił Ślizgona z bruneta.
Ten usiłując szybko się podnieść, wrzasnął głośno, zanim Malfoy zdołał zatkać mu buzię.
-ZDRAJCA!!!! Sectumsempra!
Draco nie zdołał uskoczyć przed zaklęciem, przez co jęcząc przez zaciśnięte usta, cały pocięty, zwalił się na glebę. Goyle już zaczynał inkantację kolejnej klątwy, kiedy z boku rzuciła się na niego zakrwawiona dziewczyna w rozdartej bluzce. Wytrąciła mu różdżkę z ręki i starała się uczepić jego pleców, zaciskając zgięcie łokcia na jego tchawicy.
To Bill nauczył ją tego chwytu, podczas długich wieczorów w Norze na początku wojny. Musiała tylko utrzymać się wystarczająco długo, by przeciwnik zemdlał. Nie było to jednak takie proste. Znacznie przerastający ją wzrostem i masą śmierciożerca, z całej siły przewrócił się na bok, miażdżąc przy tym brunetkę swoim ciałem. Dziewczyna krzyknęła, kiedy poczuła trzaskające żebra, jednak nie puściła. Goyle, szarpał się i coraz mocniej przygniatał dziewczynę do ziemi tak, że nawet jej zaczynało brakować oddechu. Wtedy właśnie, kiedy poczuła, że już dłużej nie da rady, jego ciało zwiotczało. Wystając spoza jego pleców, zobaczyła zakrwawionego Malfoya, który ledwo utrzymując się na kolanach, trzymał w ręku zakrwawiony kamień. Za jego sylwetką zauważyła krzyczące i biegnące w ich stronę postacie. Zielone smugi rozbłyskały wokół nich, trafiając głównie w ziemię, a okrzyki o zdrajcy Malfoyu, wypełniały gardła każdego śmierciożercy wokół. Draco ledwo unikając zielonej błyskawicy, zdołał krzycząc przy tym z bólu, wyciągnąć Gryfonkę spod martwego śmierciożercy. Dziewczyna chwyciła swoją różdżkę, wciąż wystającą z kieszeni jego płaszcza i na widok morderczego zaklęcia, pędzącego w ich kierunku wprost z różdżki Lucjusza Malfoya, złapała byłego wroga za nadgarstek i z cichym trzaskiem aportowała ich z pola bitwy.
Dom Blacków był jak się okazało, prawie całkowicie pełny. Kiedy teleportowali się w środek salonu, z wielu stron usłyszeli wystraszone i zaskoczone okrzyki. Hermiona nieprzytomnym wzrokiem zmierzyła salon, a potem spojrzała na leżącego obok niej, jęczącego towarzysza. Głośno krzycząc z bólu, trzymał się za prawe ramię. Ktoś szybko podbiegł w ich kierunku. Brunetka wychwyciła czerwone włosy Tonks, ściągającej śmierciożerczy płaszcz z Malfoya, kiedy ktoś zaczął unosić Gryfonke w powietrze. Ostatnim co zobaczyła, była wielka, zalana krwią rana blondyna, któremu ewidentnie brakowało sporego kawałka ciała. Później wszystko zrobiło się czarne.
Przebudziła się po kilku godzinach, czując w nozdrzach nieprzyjemny zapach eliksiru o dobrze jej znanym działaniu soli trzeźwiących. Nad głową zobaczyła zmęczonego doktora Stanleya w fartuchu pokrytym krwią. Uśmiechał się do niej smutno.
-Nie ruszaj się Hermionko, za niedługo skóra powinna całkowicie się zrosnąć. Niestety spędzisz tu jeszcze chwilkę. Miałaś zbyt dużo naruszonych żeber, a przez kolejne dni będą bolały jak diabli.
Skinęła głową, po czym słabym głosem zadała pytanie, które krążyło po jej głowie odkąd się obudziła.
-Co z Malfoyem?
Bardzo chciała wiedzieć, jak mieszkańcy domu Black'ów poradzili sobie z tak nagłym pojawieniem się śmierciożercy w ich dotychczas bezpiecznym azylu. Sama czuła delikatne wyrzuty sumienia, że sprowadziła ich akurat tutaj, jednak po chwili zastanowienia uznała, że istotnie nie miała innego wyjścia, aby uzyskać pomoc medyczną.
Rosły doktor wskazał na prowizoryczne łóżko polowe po jej prawej stronie. Draco praktycznie cały pokryty był opatrunkami, a jego blade powieki pozostawały zamknięte.
-Musiałem operować. Miał krwotok wewnętrzny przez jakąś dziwną klątwę, nad którą dopiero po chwili udało mi się zapanować. Opócz tego oczywiście rozszczepienie na skutek aportacji i wcześniejsze rany cięte. Stracił dużo krwi, ale będzie żył.
Kiedy brunetka kiwnęła głową, mężczyzna popatrzył na nią niepewnie i usiadł na krześle obok. Zniżył głos.
-Czy jesteś pewna, że to dobry pomysł?-zapytał, wskazując ruchem głowy na nieprzytomnego Ślizgona.
-Nie było innego wyjścia.-odszepnęła.-Uratował mi życie.
-A ty jemu dziecko, nie waż się o tym zapominać. Jednak, wybacz muszę zapytać. Jak wyobrażasz sobie wprowadzanie go w nasze plany? Jak to niby ma wyglądać skoro jest, kim jest.
-Był, kim był.-przypomniała mu dziewczyna.-Wśród śmierciożerców jest spalony. Mam nadzieję, że Nott i Zabini sobie poradzą, a on? Zrobi co będzie chciał.
-Nie pozwolisz mu chyba całkowicie odejść? Teraz, gdy zna naszą kryjówkę, byłoby to na prawdę nierozsądne.
-Proszę się nie martwić. Na pewno nie puścimy go wolno. Chodziło mi tylko o to, że sam wybierze jak teraz będzie chciał przysłużyć się sprawie. Oczywiście z dostępnych mu opcji, których no cóż...nie będzie zbyt wiele.
Doktor potarł czoło i spuścił wzrok.
-Jego ojciec zabił moją siostrę i jej małą córeczkę.-wyszeptał.-Nigdy się z tym nie pogodzę i chociaż wiem, że nie powinno się sądzić dzieci po czynach rodziców, to....
Delikatnie pokiwała głową. Co prawda mogła tylko udawać, jak to jest być w skórze starszego lekarza, jednak z całego serca go podziwiała. Mimo wszystko, nawet mimo wątpliwości względem młodego śmierciożercy, uratował mu życie. Był najlepszym lekarzem, jakiego Hermiona kiedykolwiek poznała, nie licząc jej rodziców. Pałała do niego sympatią od ich pierwszej rozmowy, więc nie mogła nie próbować wczuć się w jego sytuację.
-Rozumiem.-dziewczyna położyła rękę na ramieniu mężczyzny.-Nie wyobrażam sobie ,jak to jest ratować życie komuś, kogo ojciec zrobił coś takiego, ale...Myślę, że warto dać mu szansę. Może nie wygląda, ale jestem pewna, że chce być po dobrej stronie.
-Przekonamy się Hermionko.-Stanley wstał i ruszył w stronę drzwi.-Twoi przyjaciele bardzo chcieli zobaczyć co u ciebie, ale nie uważam, żeby to był dobry pomysł. Wybudziłem cię, by zobaczyć, czy nie ma objawów urazu głowy, jednak wydaje mi się, że powinnaś się przespać.
-Postaram się.
Uśmiechnęli się do siebie, po czym mężczyzna, lekko zgarbiony, opuścił pomieszczenie. Gryfonka zasnęła z głową pełną pytań, na które odpowiedzi mógł jej udzielić tylko leżący obok blondyn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top