Do ofensywy

 Podczas gdy Ron i Harry ćwiczyli zaklęcia bitewne, a Malfoy jak zwykle siedział w swojej części namiotu, nie nawiązując żadnej interakcji ze Złotą Trójcą, Hermiona przechadzała się niedaleko granicy nałożonych na obozowisko zaklęć. Patrzyła na spokojną, niczym nie naruszoną faunę i florę okolicy, wypatrując niebieskiego błysku patronusa Ginny. Umówiły się na konsultację przez kartki, zupełnie jak wcześniej z chłopakami, jednak podczas zdarzeń ubiegłego tygodnia kręconowłosa zgubiła kawałek papieru, będący jednocześnie komunikatorem z młodą Weasley. Wciąż gryzło ją to, że gdzieś w lasach leży coś, co jako jedyne mogło zapewnić jej stałą dawkę wiedzy na temat pozostałych w szeregach Voldemorta śmierciożerców. Co prawda nie wiedziała dokładnie gdzie podziewa się wspomniany świstek, jednak zakładała, że zgubili go podczas szybkiej ewakuacji z terenu, po którym często kręcili się mugole. Było to zbyt niebezpieczne by tam zostać, a szansę na cichą przeprowadzkę mieli tylko w nocy, wobec czego karteczka mogła jej się zawieruszyć. Po tym jak zdała sobie z tego sprawę, wysłała Patronusa do Ginny z wiadomością o następującej treści:

"Storczyk"

Matka Zabiniego starała się przez wiele lat wyhodować na parapecie jego okna kwitnący na czarno kwiat tego też rodzaju. Jednak za każdym razem, od razu gubił on liście. Dziewczyny musiały przyznać...kod chłopców był sprytnie przemyślany i opierał się na zasadzie skojarzeń, które wcale nie były tak oczywiste jak mogło się to na pierwszy rzut oka wydawać. 

Tyle razy śmiały się z tego akurat połączenia storczyka ze zgubą, że Hermiona nie wierzyła by przyjaciółka mogła zapomnieć jego znaczenia. Mimo to...Odpowiedzi nie było do dziś. 

Codziennie zastanawiała się dlaczego i codziennie mierzyła się z jednym pytaniem od blondwłosego towarzysza.

-Są jakieś wieści?

Za każdym razem kiwała przecząco głową, a były śmierciożerca pochmurniał coraz bardziej i nie odzywał się niepytany przez resztę dnia. 

I tym razem przez cały dzień nie doczekała się wieści od Ginny. Zrezygnowana i zziębnięta ruszyła do środka namiotu, by zrobić sobie herbatę. Na ten sam pomysł wpadli też jej przyjaciele i Malfoy, więc w taki o to sposób, siedzieli przy małym stoliku i nie odzywając się do siebie pili napar. Po chwili uporczywej ciszy Weasley wstał i wyjrzał przez małe okienko namiotu, by popatrzeć na stare mury kilkadziesiąt metrów dalej, co robili na zmianę co około pół godziny.

Aktualnie cała czwórka znajdowała się w lesie, niedaleko zrujnowanej placówki, która służyła za dom letniskowy dla podopiecznych sierocińca, w którym Tom Riddle spędził młodzieńcze lata swojego życia. Po wcześniejszym wykluczeniu tego miejsca jako skarbnicy dla horkruksa, nikt nie podejrzewał, że przyjdzie im się tam pojawić. Jednak chwycili się właśnie tego, ponieważ mieli wrażenie, że była to dosłownie jedyna rzecz, której jeszcze nie sprawdzili. 

Sam sierociniec wyburzony został w 1997 roku, a w jego miejscu niecały rok później postawiono nowoczesny biurowiec. O domku letniskowym nie mieli pojęcia, dopóki Ron nie natknął się na starą, mugolską gazetę w piwnicy Nory,  a informacja o możliwości wpłacania datków na jego budowę rzuciła się rudzielcowi w oczy. Data wydania pisma wskazywała na to, iż domek stał już na swoim miejscu i był użytkowany przez co najmniej 3 lata, w których zarejestrowany był pobyt Toma w sierocińcu. Dawało im to niejaką pewność, że przynajmniej raz odwiedził tamto miejsce. Od kilku dni obserwowali uważnie otoczenie w poszukiwaniu ewentualnych wrogów, mogących kręcić się wśród opuszczonych murów. Okolica napawała ich niepokojem, głównie ze względu na powybijane szyby budynku, ponure i mrocznie wyglądające mury z powyginanymi prętami w oknach. Sama konstrukcja nie sprawiała wrażenia stabilnej, a jednak już dwa razy, długo po zmroku, uważny obserwator mógł zauważyć ruch w niektórych, z reguły różnych miejscach. Co to mogło być?

Cóż... Samo zastanawianie się nad tym przyprawiało Gryfonkę o dreszcze. 

Jednak nie mieli wyboru. Musieli się tam dostać...

-Musimy dobrze przemyśleć porę dnia ,w której tam pójdziemy.-zaczął Harry.-Nie byłoby dobrze, gdyby zauważył nas ktokolwiek. Nieważne czy mugol, czy nie.

-W dzień mamy większe szanse, by znaleźć tam cokolwiek.-Hermiona zerknęła na uważnie przysłuchującego się im Dracona, który ewidentnie od kiedy tylko wpadli na pomysł przeszukania budynku, miał wielką ochotę się wypowiedzieć. Chłopak prychnął.

-Pora dnia nie ma znaczenia Potter. Mówiłem wam, jak tylko zobaczyłem ,gdzie jesteśmy. Nie miałem bladego pojęcia czego szukacie, podobnie jak większość śmierciożerców, a mimo to wyraźnie słyszałem jak Czarny Pan nakazuje 3 kręgowi ochronę kluczowych w jego wcześniejszym życiu miejsc. Dlatego nawet jego najbliżsi śmierciożercy nie mają pewności co do lokalizacji przedmiotów. A osoby z 3 kręgu nawet nie wiedzą o horkruksach! Nie zadaje się pytań, kiedy jesteś zwykłym wysłannikiem. Robią to co on im każe i w zamian mają niejaką stabilizację, której z pewnością nie chcą stracić. Mówię wam...Są tam i czekają na dokładnie takich idiotów, jak wy.

To była najdłuższa wypowiedź Malfoya, odkąd wyraził swoje niezadowolenie na temat lokalizacji. Dlatego też wszyscy nieco dłużej zastanawiali się nad jego słowami.

-I tak musimy to sprawdzić.- Ron wzruszył ramionami i spojrzał z pogardą na blondyna.-I nie obchodzi nas czy tchórzysz czy nie, bo w tej sprawie nie masz nic do powiedzenia.

-Wyobraź sobie Weasley, że niektórzy nie nazywają chęci pozostania przy życiu tchórzostwem. Ale jeśli ty chcesz wykazać się taką głupotą i pobiec tam, nie potrafiąc nawet rzucić Avady bez trzęsienia portkami, to proszę bardzo. Jestem pewien, że Czarny Pan ugości cię lepszą herbatką niż ta.

-Nie każdy szasta niewybaczalnymi zaklęciami tak, jak śmierciożercy.

-Dlatego przegrywacie cichą wojnę niemal od jej rozpoczęcia. Twój ojciec, Moody, wilkołak i moja kuzynka są jedynymi, którzy są chociaż trochę skuteczni. A i tak to jest za mało.-Ron otworzył szeroko usta, zdziwiony tak dokładną wiedzą Dracona, co do sposobu walki członków Zakonu. Blondyn natychmiast pochwycił jego spojrzenie.-Odrobiłem lekcję Weasley.-wstał i podszedł do rudzielca.-I to nie tylko ja. Każdy śmierciożerca wie, że z waszym podejściem na takim poziomie, będą świętować już niedługo

-Nic nie przegraliś...

-Koniec!-krzyknęła Hermiona głośno stawiając kubek na stoliku. Widziała zaciskające się dłonie swojego przyjaciela i pretensjonalną postawę drugiego z chłopaków. Wystarczył zaledwie tydzień z tą dwójką, a już miała dość ich szarpanin. - Do niczego nie dojdziemy po raz kolejny słuchając waszych bezsensownych kłótni! Ron ma rację, musimy tam iść...-widząc zadowoloną minę rudzielca, dodała szybko.-Ale nie znaczy to, że zrobimy to już teraz i pobiegniemy tam na pewną śmierć. Musimy mieć plan. Dlatego proponuję jeszcze poczekać.

-Czekamy już 2 lata Hermiona...-Harry poprawił okulary i niepewnie zacisnął wargi. 

Dziewczyna rozumiała go bardzo dobrze. Od dwóch lat wszyscy wokół chuchali na niego i poświęcali się w obronie miejsca jego pobytu. W ostatecznym rozrachunku to właśnie on miał stoczyć bezpośrednią bitwę z ich największym wrogiem, jednak do tego czasu będzie stale obwiniał się o każdą ofiarę, która poświęciła życie dla tej sprawy. Do tego jeszcze milczenie ze strony Ginny... Dlatego też nie dziwne było, że aż palił się do działania, nawet będąc świadomym zagrożenia. Mimo wszystko, musiała jak zawsze ostudzić jego zapał.

-Dlatego możemy poczekać jeszcze kilka dni. Światła i ruch zaobserwowaliśmy w różnych częściach budynku w dość krótkim odstępie czasu. Może uda nam się odgadnąć jakiś system, jeśli postawimy ośrodek pod stałą obserwacją?

-A jeśli nie?

-Uważam, że warto spróbować. A jeżeli nam się nie uda...cóż. Będziemy musieli przejść do bardziej radykalnych środków, mimo, że nie podoba mi się pomysł pójścia tam na hurra.

Okularnik uśmiechnął się półgębkiem i pochylił nieco na krześle.

-Walczymy, szybko sprawdzamy co mieliśmy sprawdzić i bierzemy nogi za pas? Śmierciożercy znowu zaczną szukać bardziej aktywnie, jeśli zorientują się, że tu jesteśmy.

-Oni nigdy nie przestali Potter.-Dracon potarł czoło i zmęczonym wzrokiem powiódł po twarzach zgromadzonych.- Po prostu wy kisiliście się w jednym miejscu, podczas gdy 3 krąg stawał na uszach, biegając jak dzikusy po lasach, by znaleźć wspaniałe Złote Trio i wkupić się w łaski Czarnego Pana...

Ron zacisnął zęby i zrobił krok w stronę Malfoya, jednak brunetka uniosła rękę i zadała pytanie ,nim zdążył zrobić coś więcej.

-Jak dobrze walczy 3 krąg?

-To narwańcy.-prychnął Malfoy.-W wymianie zaklęć będą wręcz żałośni... Ale są wielkimi fanatykami Czarnego Pana i w większości po prostu starymi psycholami, bądź zupełnymi świeżynkami, które dołączyły tuż po rozpoczęciu wojny. Ale wciąż umieją rzucić zaklęcia inne niż Expelliarmus.-mówiąc to wymownie popatrzył na rudzielca.

-Nie zamierzam zabijać każdego na swojej drodze Malfoy.-zimno zaczęła kręconowłosa, mając już serdecznie dość jego docinków do sposobu ich walki. Po części dlatego, że faktycznie nie chciała byś taka jak jej wrogowie, a poczęści dlatego, że były dość adekwatne.

-Nie każę ci wymachiwać różdżką na lewo i prawo. Mówię tylko, że skoro zostałem już w to wplątany...

-Sam się wplątałeś. Nie rób z siebie męczennika.-przypomniał mu Harry.

-Zabawne, że akurat ty to mówisz.-Chłopak nie darował sobie riposty, jednak przerwał tą dyskusję, zanim zaczęło robić się gorąco.-W każdym razie...-blondyn podrapał się po głowie i oparł o pobliską szafkę, mierząc wzrokiem zgromadzonych.-Skoro jestem już z wami...nie zamierzam siedzieć i patrzeć jak nie robicie kompletnie żadnego postępu, bo równie dobrze mógłbym od razu wydać się śmierciożercom.

Widząc, jak Hermiona otwiera usta, by mu się odgryźć, uniósł rękę w obronnym geście.

-Nie uaktywniaj się Granger, bo szopa na twojej głowie spłonie, zanim zdążysz skończyć. Tak, tak szukacie horkruksów, a w tym waszym śmiesznym domku gromadzą sojuszników. Rozumiem, coś się dzieje. Ale nie mówcie, że nie wpadliście na to, że sojuszników Czarnego Pana też przybywa. Z każdą walką, w której wychodzi na jaw, jak bardzo niezdecydowani jesteście, przyłącza się ich coraz więcej. Niby skąd wiem, kto z waszych zabija? Nie jest to takie ciężkie do policzenia, kiedy z 12 różdżek wychodzi Expelliarmus, a tylko z jednej Avada Kedavra. Proszę cię pudlu, powiedz, że chociaż ty rozumiesz...

Brunetka puściła uwagi dotyczące jej włosów mimo uszu i unosząc podbródek, popatrzyła na byłego już śmierciożercę.

-Tak Malfoy, rozumiem co mówisz. Ale wyobraź sobie, że niektórzy mają zasady, których nie są w stanie przeskoczyć. 

-Jesteś mugolaczką.-dziewczyna nastawiła uszu i nie mogła wyjść ze starannie ukrytego szoku, gdy nie usłyszała słowa szlama.-Co w takim razie z żołnierzami? No wiesz. Z tymi muskularnymi facetami w zielonych mundurach z amerykańskich filmów? Oni nie mają zasad?

-To jest inna sytuacja.

-Nie, nie jest. Musicie to do jasnej cholery zrozumieć, zanim całą sprawę szlag trafi, a ja zginę za nic razem z wami. On nie będzie się zastanawiał, gdy zobaczy Pottera przed sobą. Żaden z jego oddanych śmierciożerców nie pomyśli nawet o tych twoich zasadach. Dla nich to wojna taka sama jak dla strzelców, o których mówiłem. Uświadomcie sobie wreszcie, że to nie kolejny pojedynek na lekcji Lockharta, gdzie ktoś powie stop, jak zranicie się w nóżkę.

Ron znalazł się przy Malfoyu w sekundzie i przycisnął go do pobliskiego mebla.

-Słuchaj ty zadufana w sobie, farbowana fretko. Nie mów do nas jakby żadne z nas nigdy nie widziało śmierci. Siedzimy w tym gównie tak samo długo jak ty, z tą różnicą, że nie mieszkaliśmy przez ostatnie dwa lata w willi z toną służby. -blondyn zacisnął zęby, jednak rudzielec kontynuował.-Więc nie warz się jeszcze raz insynuować, że nie robimy wszystkiego co w naszej mocy, by wygrać tą wojnę, bo nie masz o tym zielonego, jak twoje ulubione zaklęcie pojęcia.

W tym momencie Harry złapał swojego przyjaciela za ramię i odsunął go od Dracona zdecydowanym szarpnięciem.

-Przestań Ron. On ma rację.

Rudzielec odwrócił się szybko w stronę patrzącego na niego przez okrągłe okulary bruneta, z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Harry nie dał mu jednak wypowiedzieć swojego zdania.

-Nie możemy wygrać tej wojny nie powodując strat po stronie wroga. Nie możemy polegać cały czas na 4 osobach, które biorą całą winę za te śmierci na siebie. To po prostu nie w porządku. A ja nie powinienem tego robić wiedząc, że i tak będę musiał wystrzelić Avadę na samym końcu. Lepiej, żeby to nie była moja pierwsza, jeśli jest tak jak mówi Malfoy. Nie każę wam tego robić, jeśli na prawdę nie chcecie, ale ja muszę. Muszę zrobić chociaż tyle.

Młody Weasley jeszcze chwilę popatrzył na przyjaciela, po czym kręcąc głową wyszedł z namiotu, by przemyśleć całą sprawę jeszcze raz i poważnie zastanowić się nad następnymi krokami, które przyjdzie mu podjąć. Co by nie było, faktycznie była to sprawa życia i śmierci. A do tego tematu syn Molly i Artura, podchodził bardzo poważnie.

W tym czasie Hermiona wciąż siedziała jak zaklęta, analizując słowa dotychczasowego wroga. Ciężko było nie zgodzić się z logiką blondyna, kiedy sama od dawna już zauważała, że ich działania w defensywie nie przynoszą efektów. Nie była jednak w stanie wyobrazić sobie, jakie to uczucie stać przed drugą osobą i wiedzieć jakie zaklęcie za chwilę będzie musiało paść. Jak to jest je wypowiedzieć i na zawsze odebrać komuś życie? Jak to jest cieszyć się z czyjejś śmierci, tylko ze względu na to, że stał po drugiej stronie? 

Mimo tych pytań, wypowiedź Dracona bardzo brutalnie uświadomiła jej, że faktycznie ich teraźniejsze działania nie zmierzają do niczego. Nie, jeśli druga strona wciąż szkoli się w staro i czarnomagicznych klątwach i urokach niosących cierpienie, podczas gdy oni skupiają się głównie na czarach defensywnych i krótkodystansowemu unieszkodliwianiu wroga. 

To musiało się skończyć. 

Musieli zacząć działać bardziej radykalnie.

Nawet jeśli oznaczało to konieczność zrobienia rzeczy, którymi wcześniej się brzydzili.

-Malfoy mam do ciebie kilka pytań. -głos Harry'ego wyrwał ją z rozmyślań. Spojrzała na blondyna, który z kolei pytająco patrzył na Wybrańca. -Czy jesteś w stanie nauczyć nas klątw, którymi posługują się śmierciożercy? Zaklęć, które przed nimi chronią? Czegokolwiek, co zrobi coś więcej niż Drętwota?

Ślizgon uśmiechnął się łobuzersko do byłego rywala i szybko zerknął na Hermionę. Podczas wcześniejszej, krótkotrwałej współpracy nie doszli jeszcze do etapu, w którym wymienialiby się zaklęciami innymi niż te związane z medycyną. Dlatego wiedziała, jaka będzie odpowiedź chłopaka, jeszcze zanim otworzył usta.

-Dam radę nauczyć was kilku rzeczy. A z pewnością jestem w stanie wyciągnąć z ksiąg zapisanych w staromagicznym dialekcie więcej, niż wy. W końcu uczyłem się go od dziecka. Jednak działa to w obie strony.-tu przebiegle zerknął na Gryfonkę.-Ja uczę was tego co wiem, a wy mnie tego, z czym Granger tak długo zwlekała. 

Brunetka przewróciła oczami.

-Dobrze, że ty byłeś taki chętny do dzielenia się umiejętnościami Malfoy. Oczywistym było, że nie powiem wam nic ważnego, dopóki nie będę mogła zaufać, że nie wykorzystacie tego przeciw nam.

-To znaczy, że teraz mi ufasz?

-Teraz ufam swojemu osądowi. I przekonaniu, że nie byłbyś aż takim kretynem, żeby ładować się na misję z trójką szkolnych wrogów i próbować kombinować.

-Brzmi jak dobry układ, przynajmniej na razie. To co Potter, zaczynamy jak Wieprzle...Weasley..-szybko poprawił się Dracon, tłumiąc przy tym śmiech.-przyjdzie? Czy wolisz poczekać, aż śmierciożercy z ośrodka obok się przyłączą?

Harry spojrzał na chłopaka stojącego na przeciw. Kiwnął głową i patrząc na Hermionę, odpowiedział.

-Zaczniemy, jak tylko Ron wróci. 

............................................................................................................................................................

Brunetka, biorąc na siebie pierwszą wartę przy obserwacji budynku, skazała się na słuchanie jak Ślizgon przez długie godziny próbuje tłumaczyć jej przyjaciołom podstawowe zasady stosowania staromagicznych zaklęć. Większa część pokrywała się z tym, z czego sama korzystała przy ich stosowaniu. Jednak były też momenty, które bardzo ją dziwiły, a jednocześnie rozjaśniały kilka spraw, będących wcześniej zagadką. Dracon wytłumaczył na przykład, że magia bezróżdżkowa, którą jak wiadomo stosował od ich ostatniego roku nauki, jest kluczem do dobrego posługiwania się zaklęciami staromagicznymi, ze względu na ich zaawansowanie. Czarodzieje, jak i mugole, z czasem wymyślali coraz to prostsze w użyciu zaklęcia, jednak w ich przypadku, znacznie obniżało to ich jakość. Wyjaśniło to Hermionie, dlaczego nie udało jej się w pełni posłużyć zaklęciem bitewnym znalezionym przez Rona w jednej z ksiąg z Zakazanego Działu. 

Mimo, że czarownica umiała posługiwać się magią bezróżdżkową, nie wpadła na to, że w przypadku tak starych zaklęć musiała skupić się na wielu rzeczach. Już sama inkantacja, jak tłumaczył Malfoy, była zaklęciem, które wylatuje w powietrze niczym gaz. Ruch różdżki przy nim, był jak zapalnik. Nie tworzyły więc jedności, tak jak w przypadku innych znanych przez nią zaklęć, a uzupełniały się wzajemnie. Tłumaczyło to więc konieczność nauki magii bezróżdżkowej.

Ron, wciąż nie do końca przekonany co do agresywniejszej postawy w stosunku do wroga, z ulgą przyjął fakt, że póki co, Ślizgon uczy ich klątw, które mają na dłuższy czas wykluczyć z gry przeciwników, bez konieczności ich zabijania. Dlatego chętnie zaangażował się w naukę, która jednak mimo starań, nie szła mu niestety za dobrze.

Jako jedyny ze Złotej Trójki, nie opanował nawet podstaw magii bezróżdżkowej, więc blondyn musiał, mimo zauważalnej gołym okiem irytacji, tłumaczyć wszystko od początku, co jak się później okazało, przydało się również Wybrańcowi, który przez zaprzestanie używania tego typu magii przez dłuższy czas, nie był w stanie posłużyć się nią z taką sprawnością, jakiej wymagały stare zaklęcia. Ich nauka opierała się więc na desperackich próbach Rona do skorzystania z najprostszego zaklęcia, oraz na Harrym uparcie powtarzającym stały zestaw poznanych przez siebie uroków, by zyskać na prędkości w czarowaniu w ten sposób.

Dlatego też, po kilku godzinach wrzeszczenia na siebie i wymieniania się epitetami, których nie powstydziłby się niejeden mugolski pisarz, trójka chłopców zgodnie stwierdziła, że mają dość. Harry i Ron poszli do swoich pokoi, by wykorzystać godziny przed wartą na odpoczynek, a Malfoy udał się na zewnątrz i podszedł do okutanej w bluzę i dwie kurtki Gryfonki.

-Wow. Myślałem, że tylko twoje kudły mają taką objętość.

-Ha, ha.-parsknęła Hermiona, wstając z krzesła i przeciągając się.

Zerknęła na blondyna, który zajmował jej dotychczasowe miejsce i podała mu koc, którym miała przykryte nogi. Chłopak uniósł brwi, patrząc na wściekle różowy materiał w wyciągniętej ręce brunetki. Dziewczyna przewróciła oczami.

-Bierz to Malfoy, zanim zmienię zdanie. Jest cholernie zimno, a nie będziesz miał okazji, by sam sobie go przynieść.

Ślizgon niechętnie wziął od niej kocyk i wymruczał słowa podziękowania, podczas gdy ona rzucała zaklęcie na stojące na ziemi krzesło. Prosty urok, którego nauczyła się od Freda i George'a , sprawiał, że nogi mebla były przyklejone do podłoża, a jego użytkownik do siedzenia. Odczynić urok, mogło tylko specjalne, wymyślone przez rzucającego sformułowanie. Dlatego codziennie, odkąd Malfoy zaczął siedzieć na warcie, wymyślali coraz to nowsze i wymyślniejsze regułki, które były też niejako odpowiedzią na docinki blondyna. Wczoraj to jej przyszło odczepić chłopaka od krzesła, a gdy ujrzała kartkę ze słowami wymyślonymi i zostawionymi przez Rona, mało nie popłakała się ze śmiechu. "Fretka do nory" nie spotkała się z uznaniem tylko jednej osoby z ich grupy. Oczywiście tej przyklejonej do krzesła.

-Całe szczęście, że to Potter ma po mnie zmianę.-mruknął Ślizgon zarzucając sobie materiał na ramiona.-Wieprzlej nie dałby mi żyć przez ten koc.

Brunetka zaśmiała się i popatrzyła na budynek stojący przed nimi, tak samo cichy i mroczny jak przez kilka ostatnich godzin.

-Nie zaprzeczę. -westchnęła głęboko i jak codziennie, przekazała informacje, co działo się podczas jej warty.-Nie zauważyłam kompletnie nic. Ostatnim razem ruch pojawił się znacznie wcześniej...

-Zmieniają godziny obchodów i pewnie też części w które chodzą. Mała szansa, że to połączymy i będziemy w stanie przewidzieć, kiedy można tam wejść.

-Irytuje mnie to.

-Panna Wiem To Wszystko zdenerwowana brakiem planu? No kto by pomyślał...

Na tą ironię przewróciła oczami i odwróciła się ,by wejść do namiotu. Była wykończona całym tym dniem. Bolała ją głowa od ciągłego myślenia nad nową strategią i martwienia się o nieodpowiadającą przyjaciółkę.  Nie zdążyła jednak nawet wejść do pierwszego pomieszczenia, nim usłyszała spanikowany szept Malfoya.

-Granger, wracaj! Ktoś tu idzie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top