Decyzja
-Wciąż nie rozumiem jak mogłaś nie teleportować się z powrotem, widząc ilu ich jest.- Ron chodził po pokoju dziewczyn wściekły jak osa.
-Nie rozumiem jak niby mogłabym to zrobić, widząc tylu uciekających mugoli.-odbiła piłeczkę Hermiona, poprawiając sobie poduszkę.
Po kilku dniach, które upłynęły jej na nieustającej ciszy ze strony rannego blondyna, stwierdziła, że ma dość. Nie chciał odpowiadać na jej pytania teraz, to nie będzie go zmuszać. I tak prędzej czy później będzie musiał to zrobić, jeśli chce z nimi zostać. A będzie chciał na pewno, skoro jest całkowicie spalony w szeregach śmierciożerców.
-Hermiona, obudź się!-warknął rudzielec, po czym machnął ręką w kierunku Harry'ego.-Gdyby faktycznie cię zabrali wszyscy bylibyśmy zapewne martwi już od kilku dni! Zdajesz sobie z tego sprawę?! Cały Zakon, Harry, Ginny, ja... Nie mielibyśmy żadnych szans!
-Nie jestem głupia Ron.-milczący dotychczas brunet, wzdrygnął się, słysząc wściekłość w głosie przyjaciółki. No tak. Insynuowanie Hermionie Granger, że brak jej inteligencji z pewnością nie było dobrym pomysłem. Dziewczyna, mimo delikatnego kłucia w żebrach, wstała, by spojrzeć Weasleyowi w oczy.-Nie chciałam dać się złapać, robiłam wszystko żeby do tego nie dopuścić i myślę, że powinniście o tym wiedzieć.-zerkała z jednego na drugiego.-Poszłam do tych domów by być z dala od tłumu śmierciożerców. Zostałam złapana, to prawda. Ale to był WYPADEK. Równie dobrze mógł zdarzyć się któremuś z was w bibliotece.
-Ale się nie zdarzył.
-Oh przestań już mnie umoralniać Ronald!-krzyknęła sfrustrowana.-Magicznym sposobem jeszcze wszyscy żyjemy i żaden śmierciożerca nie wie ,gdzie jesteśmy!
-Jeden wie.-zauważył Harry.
-Malfoy? Proszę was, jest dla nich tak spalony, że opuszczając nas, sam wykopałby sobie grób. Wątpię, żeby cokolwiek mogło przekonać ich do przygarnięcia go spowrotem.
-Wydanie naszej kryjówki dałoby radę.-wzruszył ramionami Weasley.
-Nie zna adresu. Poza kilkoma ławkami i podwórkiem za oknem nie wie zasadniczo nic.
-W jego przypadku to tylko kwestia czasu.-Harry potarł bliznę i westchnął głęboko.-Posłuchaj Hermiona. Nie uważam, że była to twoja wina i faktycznie, to mogło się zdarzyć każdemu z nas, ale może skończmy tę bezsensowną kłótnię i zastanówmy się co z tym zrobić.
-Proste. Wywalić Malfoya z domu.
Kręconowłosa przewróciła oczami i uniosła brew, patrząc na Rona.
-Niby jak sobie to wyobrażasz? Wtedy na pewno poszedłby z powrotem do Voldemorta i zrobiłby wszystko, żeby nas znaleźć.
-Zabiliby go, zanim zdążyłby przeliterować "Czarny Panie".
-To za duże ryzyko. W żadnym wypadku nie możemy sobie na nie pozwolić.
-Oh i kto tu mówi o niepotrzebnym ryzykowaniu...
-Przestań Ron!-ciemnowłosy uciszył go ostrym machnięciem ręką i spojrzał na jedyną dziewczynę w Złotym Trio.- Co proponujesz? Jakby nie było, to ty się z nimi spotykałaś....Wiesz o nich najwięcej.
Przez dłuższą chwilę po prostu na siebie patrzyli, po czym brunetka powoli wzruszyła ramionami i zagryzła na moment wargę.
Nie mieli zbyt wiele opcji. Wypuszczenie go z domu byłoby okrutne, po tym jak uratował jej życie, nie mówiąc już o tym, że byłoby również niewiarygodnie głupie. Zostawienie go w środku narażało jednak całą sprawę. Większość obecnych w rezydencji żywiła do niego bardzo wrogi stosunek i nie wierzyła w jego dobre zamiary, przez co już i tak napięta atmosfera, pogorszyłaby się jeszcze bardziej. Nie mógł też cały czas przesiadywać u doktora Stanleya, który był chyba jedynym z którym Malfoy zamienił choć słowo. Poza tym chłopak, co by o nim nie mówić, był wystarczająco inteligentny by prędzej czy później domyślić się gdzie jest. A co zrobiłby z tą informacją? No cóż... Chociaż z całego serca chciała wierzyć, że nie wydałby siedziby Zakonu Voldemortowi, nie mogła mieć pewności.
Wobec tego była tylko jedna możliwość...Zerknęła na swoich najlepszych przyjaciół i opadła ciężko na łóżko.
To nie mogło im się spodobać
......................................................................................................................................................
-ABSOLUTNIE NIE!- wrzasnął Ron.-Nie zgadzam się! Nie będzie mi fretka kombinować pod nosem...To najgłupszy pomysł jaki słyszałem od czasów....
Hermiona zamknęła za sobą drzwi, zostawiając swoich przyjaciół i resztę najwyżej postawionych w Zakonie czarodziei. Właśnie w tamtym momencie debatowali nad zaproponowanym przez nią rozwiązaniem.Jej jednak wystarczyło jedno spojrzenie w twarze Alastora Moody'ego i Arthura Weasleya, by wiedziała, że się z nią zgadzają. Żadnemu z nich się to nie podobało, ale z pewnością przyznają jej rację, że to jedyna opcja. Wobec tego ani stanowczy opór Rona, ani wahanie Harry'ego nie mogło już zmienić ich decyzji. Po minie Tonks stojącej przy wyjściu, która była kuzynką Ślizgona, wnioskowała, iż ona również jest tego zdania. No cóż...to jej wystarczyło, by po kryjomu opuścić spotkanie i pójść porozmawiać z Malfoyem w czasie, w którym była pewna, że nikt im nie przerwie.
Szybko zbiegła po schodach posiadłości i stanęła przed czarnymi, dębowymi drzwiami, na których widniał pospiesznie namalowany krzyż lekarski. Chwyciła za klamkę i pewnie weszła do środka, by zastać coś, czego nigdy w życiu by się nie spodziewała.
Draco Malfoy siedział delikatnie zgięty na skraju swojego łóżka, z rękami opartymi na kolanach i żywo dyskutował z doktorem Stanleyem, który przysunął do niego swój stół z eliksirami i wyjaśniał mu działanie każdego z nich.
Dziewczyna stanęła w progu i kompletnie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Ta dwójka wyglądała, jakby dogadywała się na prawdę świetnie, mimo tego, o czym kilka dni temu rozmawiała ze starszym mężczyzną. Teraz, gdy opowiadał Malfoyowi o składnikach, działaniu i ciekawostkach o każdej z fiolek, nie wyglądał na ani trochę zaniepokojonego. W jego spojrzeniu widniała ekscytacja, co wyraźne było również u blondyna. W szarych, jak stal oczach błyszczała ekscytacja, a pytania zadawał z prędkością karabinu maszynowego, powtarzając jednocześnie zasłyszane przed momentem informacje.
Oniemiała, przyglądała im się jeszcze chwilę, jednak zdawała sobie sprawę, jak niezręcznie będzie jeśli ją zauważą, więc odchrząknęła. Doktor Stanley odwrócił się natychmiast, prawie wywracając przesuwany stół, a Malfoy przytrzymał toczący się ku krawędzi eliksir.
-Hermionka! Jak dobrze, że jesteś. Czy mogę ci w czymś pomóc? Wszystko w porządku z żebrami?
Skinęła głową i podeszła kilka kroków, by pomóc ustawiać fiolki z powrotem na miejscach.
-Tak, jeszcze troszkę pobolewają, ale tylko przy gwałtownych ruchach i wstawaniu. Ostatni eliksir bardzo pomógł na mdłości po Cruciatusie, ale to niestety pozostało.
-Trudności z oddychaniem?
-Lekkie w nocy, ale nie jest tak źle.-uśmiechnęła się.
Mężczyzna zamyślił się, po czym podał jej małe naczynie wypełnione ciemno fioletową cieczą.
-Myślę, że to powinno ci pomóc. 4 porcje. Codziennie po jednej i powinno być w porządku.-klasnął w dłonie i wycofał się w kierunku drzwi.-Po zgromadzeniu na górze zgaduję, że nie przyszłaś tylko po to, więc może zostawię was na chwilę.
-Dziękuję.-brunetka wymieniła uśmiechy z doktorem i odwróciła się do Dracona.
Chłopak między czasie oparł się o poduszki na swoim łóżku i z założonymi rękami po prostu na nia patrzył. Zniknęły wszelkie ślady wcześniejszego ożywienia, a zamiast tego wstąpiła regularna dla Malfoya obojętność. Dziwnie było jej patrzeć Ślizgona ubranego w rozciągnięte dresy i szarą koszulkę, w które transmutował swój śmierciożerczy strój.
-Więc?-westchnął, gdy zobaczył jej zmieszanie, po czym przewrócił oczami.-Zakładałem, że prędzej czy później będziemy musieli porozmawiać o tym co będzie dalej. Ale pierwsze chcę zapytać, Blaise i Nott się odzywali?
Pokręciła głową, siadając na łóżku, na którym wcześniej leżała.
-Nic nowego. Ale myślę, że teraz są pod jakimś nadzorem...
-Nadzorem.-parsknął Draco.-Tam nadzór jest cały czas Granger. Nie odzywają się, więc pewnie byli na przesłuchaniu i nie są w stanie.
Brunetka nie wiedziała co na to odpowiedzieć. Spodziewała się tego, jednak mimo to, poczuła się dotknięta ich losem. Cały czas nauki w Hogwarcie stracili na bezsensowne kłótnie, a kiedy zaczęli...no cóż...w ogóle rozmawiać....wszystko to trafił szlag.
-Nie wiedzieli o tym co się stało, więc element zaskoczenia z pewnością zadziałał na ich korzyść. Ale mimo tego zostali pewnie nieźle przetrzepani. Sądzisz, że się wydadzą?
-Uczyliśmy się Oklumencji i Legilimencji praktycznie codziennie. Nikt nie jest w stanie ukryć się przed pełnią mocy Czarnego Pana, ale wątpię żeby wykorzystał wszystko na nich. Z pewnością bardziej dostało się starszyźnie, która do tego dopuściła.
-W tym twojemu tacie.
-Nie jest mi przykro Granger, zasłużył sobie. Każdy z nich na to zasłużył....
-Wiem.
Nastała cisza, podczas której oboje pogrążyli się w myślach. Po chwili Hermiona podniosła głowę i szybkim potokiem słów, wypluła z siebie to, co prędzej czy później i tak musiałaby powiedzieć.
-Słuchaj. Wiem, że pewnie cię to nie obchodzi, ale mnie tak, więc chciałabym, żebyś wiedział, że dziękuję.-skrzywiła się.-Nie spodziewałabym się, że kiedykolwiek to powiem, ale dziękuję za uratowanie mi życia, Malfoy.
Chłopak spojrzał na nią i spuścił wzrok.
-Nie ma za co. I też dzięki Granger. Że no wiesz, nie teleportowałaś się sama...
Wytrzeszczyła oczy w zdziwieniu. Prawdę mówiąc, w tamtej chwili, nawet nie pomyślała, że mogłaby zrobić to sama. Draco zdemaskował się by jej pomóc, więc oczywistym było, że weźmie go ze sobą. Chociażby, przez wzgląd na to, że między czasie został ciężko ranny. Postanowiła jednak tego nie mówić. Fakt, że jako tako współpracowali nie znaczył, że darzyli się sympatią w większym stopniu niż wcześniej. On wciąż był wyniosły, a ona dociekliwa.
Jednak ta chwila wymiany podziękowań sprawiła, że wolny obserwator przez chwilę nie postrzegałby ich jako wrogów. Może nawet jako dobrych znajomych?
Jednak nie trwało to długo. W końcu byli Malfoyem i Granger. Arystokratą, śmierciożercą i szlamą, twórcą stowarzyszenia walczącego z trzymaniem skrzatów domowych. Z pewnością byłoby to dziwne, gdyby nagle zaczęli traktować się inaczej. Zbyt dziwne.
-W każdym razie. -Hermiona uniosła podbródek.-Jestem tutaj, aby przedstawić ci plan.
-Uhuhuu, kilka dni drzemki, a wy już zaplanowaliście za mnie resztę wojny. To brzmi tak bardzo Gryfońsko, że zwracają mi się wszystkie lecznicze eliksiry.
Postanowiła zignorować jego komentarz i mówiła dalej.
-Jak pewnie się domyślasz, nie możesz tu zostać. Nie znaczy to też, że wywalimy cię za bruk. Nie trzeba być śmierciożercą, żeby domyślić się, że zabiją cię jak tylko pokażesz im się na oczy.
-Nie będę zaprzeczał. To co Granger, mam być waszym przydomowym pieskiem? Będziecie rzucać mi mięsko do budy? Czy od razu zamkniecie w jakiejś piwnicy z wodą i starym chlebem?
-Jeśli posiadałeś kiedyś zwierzęta, z całego serca im współczuję... Otóż nie. Nie będziemy cię nigdzie zamykać, ani też przymuszać do wypełnienia tego planu. Właściwie masz dwie opcje. Pierwsza to po prostu całkowity azyl w domu jednego z członków Zakonu. Mieszkałbyś tam pod blokadą, zapobiegającą twojej ucieczce, czy teleportacji. Co kilka dni ktoś podrzucałby ci jedzenie, a zajmował byś się pewnie robieniem eliksirów na potrzeby Zakonu. Z tego co pamiętam, byłeś całkiem niezły, ale i tak każdego z nich, będziesz musiał spróbować pierwszy. Byłbyś przez większość czasu całkowicie sam, chroniony Fideliusem nałożonym przez Harry'ego, żebyś czasem nie zapomniał, że jedziecie na jednym wózku...
-Tak, tak rozumiem. Czarny Pan dostanie go w swoje łapy, dostanie też mnie. Oczywiście, jeśli wcześniej nie zwariuje od codziennego wdychania oparów i zerowego kontaktu ze światem zewnętrznym. Opcja numer dwa, proszę?-założył ręce na piersi, po czym pociągnął solidny łyk herbaty.
-Pójdziesz ze mną, Ronem i Harrym szukać Horkruksów.
Blondyn rozkaszlał się i popatrzył na nią jak na wariatkę, rozchlapując przy tym pozostałości napoju po całej kołdrze.
-To tego szukacie?!
-Nie udawaj, że nie wiesz Malfoy. Nie jestem aż tak naiwna.-uśmieszek wypełzł na jego usta, więc kontynuowała.- W taki sposób mogłabym mieć cię cały czas na oku i nie powiem, przydałbyś się bardziej niż powiększając i tak już dość duże zapasy eliksiru wielosokowego.
-Ciężko mi się nie zgodzić, ale nie wiem, czy nie przeceniasz mojej wiedzy. Nie mam pojęcia co jest horkruksem, ani gdzie się znajduje. Nawet Wewnętrzny Krąg tego nie wie.
Dziewczyna zacisnęła zęby i zmarszczyła czoło. Nie tego się spodziewała po kimś, kto siedział w planach Voldemorta tak głęboko, jak obecny tu chłopak. Po chwili milczenia, delikatnie wzruszyła ramionami.
-Cóż, my też nie mamy większych informacji. Nie zmienia to faktu, że znasz Voldemorta lepiej niż my. Ktoś taki może się przydać przy poszukiwaniu rzeczy, które wybrał na horkruksy.
Blondyn pokręcił głową i zaśmiał się. Mając tylko takie wybory, oczywiście wolał szukanie horkruksów! Nawet tak marne towarzystwo nie przeszkadzało mu aż tak, gdy pojawiła się perspektywa odkrycia czegoś tak dużego. Mimo swojego pochodzenia i patrzenia na wszystkich i wszystko z góry, nie mógł zahamować głodu wiedzy. Od początku nauki magii chciał odkryć coś więcej. Posiąść większą wiedzę niż była mu przekazywana...Pewnie fakt, iż siedząca na przeciwko niego mugolaczka zawsze była w tym o krok przed nim, przyczynił się do jego wielkiej niechęci do jej osoby.
Kończąc rozmyślania, ponownie założył ręce na piersi i pokręcił głową.
-Nic mnie nie przekona, że Rudzielec i Bliznowaty na to poszli.
Hermiona zeskoczyła z łóżka i zacisnęła dłoń na fiolce od doktora Stanleya. Uznając rozmowę za skończoną, a wybór Malfoya za jasny, odeszła kilka kroków w stronę wyjścia.
-Nie muszę cię przekonywać, skoro twoja decyzja jest jednoznaczna. Za około tydzień ruszamy.
Zanim zdążyła zamknąć za sobą drzwi, usłyszała jeszcze jakiś głos. Uchyliła je bardziej i zobaczyła Dracona wpatrującego się w nią. Zdając sobie sprawę, że nie dosłyszała jego wypowiedzi, powtórzył jeszcze raz.
-Jak w takim razie będzie wyglądać współpraca z Blaisem i Nottem?
-Ginny ją przejmie. Taki był plan od początku, odkąd zdecydowaliśmy się zacząć szukać w bardziej aktywny sposób. Zna te same zaklęcia i nauczyłam ją waszego kodu.
Skinął głową. Wyglądał jakby chciał o coś jeszcze zapytać, jednak zrezygnował i odszedł z powrotem w stronę łóżka. Hermiona westchnęła. Nawet ona widziała, że ten zadufany w sobie Ślizgon bardzo martwi się o swoich przyjaciół i zapewne zrobiłby wszystko chociaż za świstek informacji. Wobec tego, zanim całkowicie zamknęła drzwi, powiedziała jeszcze.
-Będzie informować nas na bieżąco.
Malfoy wpatrywał się w zamknięte drzwi jeszcze długo po jej wyjściu. Chociaż tyle. Nie mógł już teraz dowiedzieć się jak czują się jego przyjaciele, ale w tym wypadku był skłonny uwierzyć temu, co powiedziała Gryfonka. Wiewióra będzie ich informować. Będzie wiedział choć trochę, co w zupełności mu wystarczyło. Właściwie sama wiedza, czy jego przyjaciele żyją by mu wystarczyła.
Nie mógł jednak zaprzeczyć, że oprócz tego czekał jeszcze na jedną informację. Może nawet bardziej niż na tą wcześniejszą. Odkąd się obudził nie potrafił przestać obsesyjnie o tym myśleć.
Jaka kara spotkała jego matkę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top