Cena zaufania
-Harry Potter, to Harry Potter, to na prawdę oni.
-Zakon jednak przetrwał!
-Moja mama. Ona tam...
-Cicho, dajcie im powiedzieć.
Wciąż słyszał te głosy. Nawet godzinę później, kiedy ledwie co zdążyli odpędzić się od większego niż początkowo myśleli tłumu. Siedząc na kanapie w dokładnej kopii salonu Gryfonów, Harry nie mógł przestać myśleć o pełnej radości i nadziei wrzawie jaką wywołało pojawienie się jego, Rona i Ginny w jednej z nieużywanych już sal, do której zaprowadził ich Neville. Cały czas odtwarzał sceny radości i mocy w których przed chwilą uczestniczył i wiedział, że powinien być tak samo podniesiony na duchu jak rodzeństwo Weasley. Tak samo gotowy do boju i zmotywowany, strzelający pomysłami na lewo i prawo w radosnym przekonaniu, że na pewno tym razem im się uda. Że jemu się uda. Bo przecież był Harry'm Potterem i miał uratować ich wszystkich.
Słyszał to w ich słowach i widział w błyszczących w podekscytowaniu oczach, kiedy ogłaszali plany, stojąc na obdrapanej ławce w dawnej salce do nauki wróżbiarstwa. Wśród rozbitych kul i zakurzonych kosturów mówił o rzeczach, które powinny napawać go dumą.
A jednak nie napawały.
Wierzył w ich plan a jednak nie potrafił pokazać zaangażowania tak jak kiedyś. Wtedy, kiedy jeszcze myślał, że sam ocali świat czarodziejów mówiłby te słowa z taką pewnością, że Ron wcale nie musiałby wcinać mu się w zdanie wznosząc radosne okrzyki, a Ginny nie patrzyłaby na niego z niepokojem. Tyle, że on nie był już Wybrańcem, który chciał robić wszystko sam. Nie był tym, który odmawiał pomocy nawet najbliższych przyjaciół. Był tym który jej potrzebował i czasem, nawet kiedy ją miał okazywało się, że i to nie wystarczało. Kolejna bitwa o której tylko słyszał owocowała w następną drewnianą trumnę spuszczoną w dół, a on sam znów wykreślał z głowy imię kolejnej osoby którą miał ochronić przed złem. Lista ta jednak zmieniała się diametralnie, a jego wcześniejsze wyobrażenia o wojnie zderzyły się ze ścianą wątpliwości, kiedy okazało się, że nic nie idzie po ich myśli. Nie mają horkruksów, część ich sprzymierzeńców nie żyje, a śmierciożercy wciąż atakują. A on, Chłopiec, Który Przeżył, Wybraniec i owiany wielką sławą Harry Potter siedział w Pokoju Życzeń popijając dawno wystygniętą herbatę.
-McGonnagal uważa, że powinniśmy poczekać.
Wyrzuciła z siebie siedząca na szerokim, bordowym fotelu brunetka, uważnie wpatrując się w całą ich trójkę. Ginny, dotychczas prowadząca cichą rozmowę z bratem, uniosła zaskoczona głowę.
-Jak to poczekać? Na co mamy czekać?
-Na posiłki.
-Proszę powiedz mi, że masz na myśli obiad...-mruknął Ron, przeczesując dłonią włosy.-Jakich niby posiłków ona oczekuje?
Gryfonka jednak wzruszyła ramionami i nieco się zgarbiła. Wróciła dopiero niedawno i od razu powiedziała im, że musi chwilę pomyśleć, więc jej nie naciskali. Jednak Harry nie przypuszczałby, że wróciła właśnie z takimi wiadomościami.
-Hermiona, co ona dokładnie powiedziała?-spytał pochylając się nie znacznie i opierając łokcie na kolanach.
Kręconowłosa na moment zacisnęła zęby, po czym opowiedziała im o przebiegu rozmowy z profesor transmutacji. Nikt z ich pozostałej trójki nie krył zaskoczenia, jednak o dziwo, żadne z nich nie zdecydowało się również na komentarz od razu. Przez chwilę w pomieszczeniu zagościła nieznośna cisza, którą w końcu przerwała sama Hermiona.
-Nie sądzę, że nie mamy racji. Chyba sęk w tym, że ona też ją ma.
Ron zmarszczył brwi i odchrząknął.
-Nie rozumiem.
-Chodzi mi o to, że nie da się kłócić z jej argumentami. Z naszymi też nie. A to dlatego, że nie ma tu jednoznacznie dobrej decyzji.
-Wybieramy między ryzykiem a zachowawczością.-podpowiedziała Ginny, na co brunetka pokiwała głową.
-Gwardia już wie o naszych planach.-przerwał im brunet, jednocześnie czując jak nagły stres spina mu mięśnie.-Ciężko by było zatrzymać cokolwiek.
-Nie chcę niczego zatrzymywać. -Hermiona uniosła obronnie ręce, po czym zerknęła gdzieś w bok.-Ja tylko przekazuje wiadomość.
Wtedy ponownie zapadła chwila ciszy. Wyraźnie słychać było trzask drewna w kominku i delikatne tykanie zegara, podczas gdy czwórka Gryfonów nieustannie myślała nad całą sytuacją.
-Skoro i tak z gwardią widzimy się dopiero jutro mamy jeszcze cały wieczór i poranek na przemyślenie sytuacji.-przypomniał Harry, spoglądając na nich znad okrągłych okularów.-Każde z nas może się zastanowić i...
-I co?-ręce Rona powędrowały w górę z wyrazem frustracji.-Zakon nie ma dobrych wiadomości, a przecież przyjechaliśmy tu w jednym celu.
-To nie znaczy, że nie możemy przemyśleć decyzji jeszcze raz.
-Harry, proszę cię. Co my mamy jeszcze przemyśleć? Od początku znaliśmy ryzyko. Cały Zakon je znał a mimo to puścili nas tutaj właśnie po to. Chcesz to podważać, bo jedna profesorka tak powiedziała?
Ron miał rację i jego przyjaciel to wiedział. Czuł na sobie jego świdrujące spojrzenie, jednak zdecydował się nie patrzeć w tamtym kierunku. Zamiast tego od razu skierował wzrok na Hermionę, która zaciskała wargi w wąską kreskę. Widział wahanie w jej oczach i przypuszczał, że jej dylemat jest w gruncie rzeczy lustrzanym odbiciem jego samego. Zarówno Ginny jak i Ron cieszyli się z nadziei jaką wzbudzili, jednak on i brunetka nie potrafili zrobić tego samego. Owszem, już wcześniej znali ryzyko, ale to był chyba pierwszy raz kiedy ktoś nie będący w stanie go podjąć, tak dobitnie im je uświadomił. I Harry nie mógł przejść obok tego obojętnie i nawet nie zacząć się zastanawiać. Nie było to jednak jedyne zmartwienie jakie ciążyło mu na barkach. Czasu aby zastanawiać się nad rozwiązaniem tej sytuacji było względnie sporo, podczas gdy niektóre sprawy, wymagały znacznie pilniejszego działania. Znów popatrzył na przyjaciółkę.
-Pytałaś ją o Malfoya?
Obserwował jak się spięła i chyba nawet przed tym jak nabrała powietrza w płuca, wiedział, że coś było nie tak. Mimo wszystko, zdołała zadziwić go swoją odpowiedzią.
-Nic o nim nie wiadomo.-rzuciła cicho, nie patrząc na żadnego z nich.
Ron pokiwał tylko głową po czym wstał z kanapy, kierując się w stronę prowizorycznej kuchni. Ginny odchrząknęła niezręcznie, szybko uścisnęła ramię Harry'ego i po chwili podążyła za bratem. Wybraniec jednak wciąż wpatrywał się w kręconowłosą, siedzącą na przeciwko.
-Tylko tyle powiedziała?-dopytał, widząc zdenerwowanie dziewczyny.
Od razu wyrwała się ze swoich myśli i spojrzała hardo w jego zielone oczy.
-Tak. Nie słyszała o nim od bardzo dawna.
Pokiwał w odpowiedzi głową, jednak nie spuszczał z niej oczu. Znali się od bardzo dawna i musiałby być głupi, żeby nie zauważyć iż jego najlepsza przyjaciółka miała z Malfoyem dość dziwną relację. Gdyby miał inaczej na nazwisko z pewnością byłby gotowy stwierdzić, że się przyjaźnią. Jednak to wciąż był on. Mimo zaufania jakim Harry go obdarzył, dalej nie był przekonany co do wszystkiego co od blondyna słyszał. W tym momencie jednak był zdziwiony, że nie jest całkowicie przekonany co do tego, co Hermiona o nim powiedziała. Nie miał pojęcia o co chodziło, ale czuł, że nie wyjawiła im wszystkiego. Dziewczyna chyba wyczuła jego natarczywe spojrzenie, bo jeszcze raz uniosła wzrok i zdobyła się na krzywy uśmiech.
-Wszystko w porządku?- od razu jednak zamachała dłońmi w powietrzu.-No wiesz...poza tym wszystkim.
-Jeśli mam być szczery to chyba nie potrafię myśleć o czymkolwiek innym poza tym wszystkim.-powtórzył jej gest dłonią, na co parsknęła cichym śmiechem.
-To całkiem zrozumiałe. Nie myślałam, że wracając do Hogwartu będę się czuła tak dziwnie.
-Zgadzam się. Doceniam starania Neville'a, ale mam dość tego pustego salonu.
-Ja też. Wydaje mi się taki...smutny. I to nie tylko przez nasze nastroje.
I znów zapadła cisza, podczas której dziewczyna sięgnęła po leżącą obok książkę. Powstrzymał ją jednak.
-Hermiona...Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć prawda?
Dziewczyna zmieszała się, po czym znów obdarzyła go tym samym krzywym uśmiechem, który nijak nie dotarł do jej oczu.
-Oczywiście.-odparła, zabierając książkę z blatu i natychmiast odchodząc w kierunku swojego pokoju.
Harry zamyślił się na dłuższą chwilę, patrząc na miejsce na którym siedziała jego przyjaciółka. Musiała wiedzieć, że zna ją zbyt dobrze, by nie nabrać podejrzeń. Powtórzył sobie w głowie ich rozmowę i był niemalże pewien, że nie powiedziała mu prawdy. Odchylił się nieco na kanapie i oparł głowę o jej zagłówek, wpatrując się w nieco nieadekwatną replikę sufitu salonu Gryfonów. Hermiona, Ron i on tworzyli tak zwane Złote Trio od tylu lat, że nie wyobrażał sobie nie mieć w swoim życiu któregokolwiek z nich. Nawet kiedy wspomniana dwójka podjęła próbę utworzenia głębszej relacji, nie martwił się o jej potencjalne skutki. Ani przez chwilę nie myślał, że rozważna brunetka czy jej nieco nierozgarnięty były chłopak zaryzykują ich przyjaźń w imię związku. Nie komentował ich decyzji o zerwaniu podobnie jak nie komentował decyzji o rozpoczęciu tej relacji. Zawsze był tam, by wysłuchać bądź pocieszyć, jednak nie dawał rad. I chyba to sprawiło, że oboje mogli mu w pełni zaufać, nawet będąc po dwóch stronach konfliktu. Ich związek skończył się gdy czuli, że zaczyna negatywnie wpływać na ich przyjaźń, co tylko scementowało więź nie tylko między nimi ale też między całym Złotym Trio. I skoro ta ciężka sytuacja nie skłoniła żadnego z nich do kłamstw, bądź omijania prawdy, to co w takim razie powodowało zachowanie Hermiony teraz? I co ważniejsze...
Dlaczego nie chciała powiedzieć mu o co chodzi nawet na osobności?
................................................................................................................................................................
Hermiona wpatrywała się w kartkę papieru, przez którą komunikowała się z Blaisem a myśli kotłowały jej się w głowie. Nie chciała mówić o tym, co zasugerowała McGonnagall i najgorsze było to, że właściwie sama nie mogła znaleźć dobrego powodu na takie działanie. Ufała reszcie jak sobie samej, lecz jakaś niewidoczna bariera ją powstrzymała. Być może zachowała się tak przez to jak bardzo wahali się z opowiedzeniem reszcie o Blaisie? Przez własne, przeszłe uprzedzenia? Nie potrafiła dokopać się do podwalin tej decyzji i jednocześnie nie kwestionowała jej. Jedyne o czym myślała, to ostatnia wiadomość ciemnoskórego, w której opisał lokalizacje jakie do tej pory udało mu się zbadać przy pomocy Nimfadory. Oboje zapędzili się nawet tak daleko, by stanąć niemalże u drzwi Malfoy Manor i obserwować co dzieje się w środku. Oczywiście nie byli w posiadaniu peleryny niewidki co czyniło dla Hermiony tę akcję tak niemożliwą, że nie potrafiła pojąć jakim cudem udało im się zajść tak daleko. Jednak nie to się liczyło. Blaise w raz z kuzynką poszukiwanego nie znaleźli tam ani śladu pobytu chłopaka. Nie podsłuchali ani jednej rozmowy, która mogłaby chociażby ocierać się o jego temat, ani nie wpadli na jakikolwiek nowy pomysł. Metamorfomag od początku robiła wszystko by znaleźć Draco, jednak nawet te wzmożone wysiłki wieloletniej członkini Zakonu Feniksa spełzły na niczym skutkując ostatnią wiadomością jaką Zabini do niej wysłał, z której aż wylewało się poczucie porażki.
Chłopak nie miał pojęcia co robić. Zakon znajdujący się na zewnątrz Hogwartu nie mógł mu pomóc, a oni w środku również nie mieli jak działać. Najgorsze było to, że nawet mimo szczerych chęci, Hermiona nie mogła opuścić murów szkoły by czynnie pomagać w poszukiwaniach. Już nawet nie chodziło o to, że była zbyt ważna. Podstawowym problemem okazywał się fakt iż nawet jeśli udałoby jej się przekonać resztę do wysłania ją na zewnątrz, nie miałaby pojęcia co robić. Nie wiedziała gdzie ani jak szukać. Nie miała pomysłu ani planu działania. Jedyne co mogła zrobić w związku z tą sytuacją to płakać i mieć nadzieję, że jeszcze uda im się uratować Ślizgona. A nadzieja, jak powszechnie wiadomo, bardzo często okazywała się być matką głupich.
-Miona!
Krzyk Ginny wybił ją z transu. Dobiegał z salonu, z którego dopiero co wróciła i brzmiał wystarczająco poważnie, by brunetka zerwała się na nogi i wciskając kartkę w kieszeń jeansów, wyszła z pokoju. Stojąc u szczytu schodów zobaczyła odzianego w szkolne szaty Neville'a, który zgięty w pół, opierał dłonie na kolanach, usiłując złapać oddech.
-Co się stało?!-zapytała zbiegając po schodach.
Rozmowa na dole toczyła się już chwilę, nim w końcu tam dotarła, więc wyłapała ostatnie słowa jakie zdyszany Gryfon mówił.
-...musicie uciekać już. Nie ma czasu.
Harry natychmiast odwrócił się w stronę schodów i pobiegł po pelerynę niewidkę przeskakując po dwa stopnie na raz. Ginny chwyciła kilka książek z blatu i zaczęła ładować je do torby Hermiony, a Ron od razu doniósł jej niezbędne rzeczy. Brunetka rozejrzała się zdezorientowana i podeszła do Nevilla.
-Czemu mamy uciekać?
-Przybyło więcej śmierciożerców. Wyłapują uczniów. Luna i Hannah zostały złapane na granicy z Zakazanym Lasem i nikt nie wie co się z nimi dzieje.
-Jak to...przecież śmierciożercy...
-Szukają was Hermiona.-przerwał, patrząc jej prosto w brązowe oczy.
Gryfonka poczuła jak krew odpływa jej z twarzy jednak nie miała czasu uporać się z gonitwą myśli jaka postępowała w jej głowie, gdyż od razu poczuła rękę Rona na ramieniu i ciężar peleryny na głowie. Złote Trio wraz z Ginny stłoczyli się ciasno i w pośpiechu opuścili Pokój Życzeń zostawiając za sobą kopię salonu Gryffindoru, która już niedługo będzie mogła zmienić się w wyobrażenie kogokolwiek innego, kto zechce z niego skorzystać.
Neville prowadził ich w pośpiechu, kierując się w kierunku szklarni. Starał się iść normalnym tempem jednak spięte plecy i nerwowość widoczna była jak na dłoni w jego sprężystym kroku. Prawdopodobnie to sprawiło, że kiedy weszli do korytarza pełnego uczniów, to właśnie jego przywołał stojący w pobliżu śmierciożerca. Chłopak głośno przełknął ślinę i nie mając innego wyboru ruszył w jego stronę.
Jego towarzysze ukryci pod Peleryną Niewidką stali ciasno stłoczeni tuż obok ściany, po cichu licząc na to, iż postawny mężczyzna w czarnym płaszczu nie opanował Oklumencji na tyle dobrze by wniknąć w umysł Gryfona. Przyglądali się jak brunet podchodzi do niego z chwilą wahania, a tamten łapie go za ramie i przyciąga bliżej. Co prawda przez harmider dookoła nie słyszeli nic z ich rozmowy, jednak kiedy wielka łapa rudowłosego śmierciożercy mocniej zacisnęła się na ręce ich przyjaciela, wiedzieli już, że sprawa nie wygląda dobrze.
Ron położył dłoń na plecach Hermiony i przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej, o ile to było możliwe, sprawiając, że rozpędzona uczennica pierwszego roku, nie zderzyła się z jej ramieniem. Chwilę później brunetka wyszeptała w stronę patrzących na nią towarzyszy.
-Musimy iść.
Ginny kiwnęła głową z determinacją w oczach i pociągnęła ich za sobą w stronę z której przyszli. Sama zapewne również nie wiedziała gdzie idzie, po cichu licząc na to, że drzwi którejś sali się otworzą na na tyle długo, by mogli się tam ukryć. Tak się właśnie stało.
No cóż. Prawie. Jakiś uczeń podpadł Filchowi na tyle, iż woźny pobiegł za nim wymachując zaciśniętą pięścią w powietrzu, jednocześnie zapominając zamknąć drzwi do schowka na zmiotki. Rudowłosa wepchnęła tam ich wszystkich, a później upewniając się, że nikt nie patrzy bezpośrednio w ich stronę zamknęła drzwi na tyle wolno iż nieuważny obserwator mógł zapewne pomyśleć, że to przeciąg. Zaraz po tym wyciszyła pomieszczenie i cofnęła się trochę, niemal wpadając na regał ze środkami czystości. Pokoik był na tyle zagracony, że nie mogli pozwolić sobie na wiele większe wygody niż te pod peleryną, ale zapewniał lepsze schronienie niż korytarz pełen uczniów i patrolujących go śmierciożerców.
-Dlaczego tu są?-zapytała prosto z mostu najmłodsza córka Weasleyów.-Przecież byliśmy ostrożni.
-Ktoś musiał nas wydać.-warknął Ron, zaciskając dłoń na głowie.- Dopiero co przedstawiliśmy im plany...
-Nie bądź głupi. Neville na pewno dobrze sprawdził członków.
-Parkinson...
-Pansy tam nawet nie było!-rzuciła jego siostra.-To nie mógł być nikt z Gwardii. Przecież dostaliby za to w równej mierze co my.
-A jednak Neville powiedział jasno. Szukają nas Ginny! Wiedzą, że Harry tutaj jest.
Hermiona przysłuchiwała się ich wymianie zdań, sama dochodząc do wniosków które przyprawiały ją o zawrót głowy. Poczuła na sobie spojrzenie Wybrańca jednak nie podniosła głowy.
-Wiem, że wiedzą.-warknęła rudowłosa.-Pytanie brzmi skąd? Komu możemy ufać? I najważniejsze: co zrobimy teraz?
Na to pytanie, wtrącając się zaraz przed Rona, odpowiedziała brunetka.
-Opuszczenie Hogwartu teraz to niemądry pomysł. Skoro zgarnęli Lunę i Hannah z miejsca, gdzie prawie nikt się nie zapuszcza, podejrzewam, że będą patrolować każdą możliwą drogę ucieczki.
-Może nie trzeba było tak pospiesznie opuszczać Pokoju Życzeń...-zastanowił się Harry wciąż patrząc na brunetkę. To Ginny jednak pierwsza pokręciła głową.
-Nie wiemy ile osób tak na prawdę o nim wie. A jeśli zaczailiby się na zewnątrz i starali się tam dostać, bylibyśmy w potrzasku dopóki by im się to nie udało.
Okularnik przyznał jej rację, po czym przekrzywił głowę, myśląc intensywnie.
-Czy McGonnagall by nas wpuściła?
Hermiona nagle wciągnęła powietrze. W końcu skrzyżowała spojrzenie z jego zielonymi oczami i nerwowo zacierając ręce, pokręciła głową.
-Jest obserwowana. Ledwie co się z nią widziałam i powiedziała, że nie będzie wolna do następnego czwartku.
-Okoliczności nieco się zmieniły, a może ona będzie wiedziała co zrobić.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, również przez chwilę zastanawiając się nad sytuacją. Nie mogą udać się do nikogo zaufanego z gwardii Dumbledore'a, gdyż te osoby albo są już złapane, albo nie wiadomo, gdzie się znajdują. Nie mogą pójść do szklarni gdyż droga tam prowadzi przez najbardziej zatłoczony korytarz, a już na pewno nie mogą opuścić murów szkoły. Hermiona nie miała pojęcia co robić i musiała przyznać, że pomoc profesorki może okazać się niezastąpiona.
Oczywiście, o ile ją dostaną.
-Można spróbować.
Nikt nie zaoponował, wobec tego Ron skinął szybo głową i wskazał swoją prawą stronę.
-Musimy wrócić na korytarz i cofnąć się do klatki schodowej. Jej pokój nie jest daleko więc nawet jeśli będą tłumy może damy radę się przecisnąć.
Stanął zaraz przy drzwiach i przycisnął do nich ucho, nadsłuchując dźwięków dochodzących z korytarza. Kiedy te względnie ucichły, bardzo powoli obrócił okrągłą klamkę i delikatnie pchnął. Drewno zaskrzypiało cicho, podczas gdy czwórka Gryfonów ukryta pod Peleryną Niewidką ze strachem w oczach i Obliviate na końcu różdżki wypatrywała osoby, która mogła to zauważyć. Być może szczęście tym razem się do nich uśmiechnęło, bo jedyni uczniowie obecni obok nich, szli akurat pogrążeni w napiętej rozmowie. Krukoni minęli uchylone drzwi nie zwracając na nie większej uwagi, co pozwoliło Ronowi wydostać swoich towarzyszy na zewnątrz.
Na klatce schodowej minęli zbiegającego w dół śmierciożercę. Całe Złote Trio wstrzymało oddech, a ręka Harry'ego momentalnie zacisnęła się na barku Ginny, kiedy rozpoznał czyj czarny płaszcz powiewa za barczystą postacią. Twarz Yaxleya, naznaczona zmarszczkami przedstawiała surowy, ale dość neutralny wyraz. Członek wewnętrznego kręgu śmierciożerców przemknął wzrokiem po całej czwórce i zupełnie ich nie dostrzegając przebiegł tuż obok. Ron wzdrygnął się kiedy końcówka szaty mężczyzny potarła jego palec, ale wytrwał w bez ruchu, dopóki ten nie zniknął im z oczu. Hermiona wymieniła przestraszone spojrzenia z rudowłosym i już chwilę później, dalej ostrożnie się skradając ruszyli w górę schodów. Uszli tak już do samej góry i wyszli na kolejny korytarz zaledwie jeden zakręt oddalony od pokoju nauczycielki, kiedy nagle dziewczyna usłyszała głos który pamiętała tak dobrze z lat szkolnych.
-Muszą gdzieś być.
Czuła jak jej towarzysze skamienieli tuż obok i wszyscy, jak jeden mąż kucnęli tuż przy ścianie. Brunetka odwróciła głowę i natknęła się na szeroko otwarte oczy Ginny. Obie nie musiały nawet patrzeć w tamtym kierunku by wiedzieć kto to jest.
-Ależ Lucjuszu, na pewno są.-roześmiała się kobieta, której nie zdołali rozpoznać po głosie.-Nie pomyliłby się w takich okolicznościach.
-Mam nadzieję.-starszy Malfoy wypluwał słowa z odrazą.-Niedaleko miejsca o którym mówił znaleźliśmy małą Lovegood i tą drugą.
-Znaczyłoby to, że zdołali już dotrzeć do tej ich gwardii.
-Albo tamci wciąż jeszcze na nich czekają.-mężczyzna warknął ponownie.-Nic nie irytuje mnie bardziej niż to, że nie możemy przetrzepać głów tym smarkaczom. Cholera wie co im strzeli do łba, a w tym momencie ostatnie czego mi potrzeba to kolejnej niespodzianki.
-Jeszcze chwila, a Czarny Pan sam się zdenerwuje.-głos kobiety, kiedy mówiła o Voldemorcie był tak aksamitny, że niemal uwodzicielski.-Wspomnisz moje słowa, jeszcze będziesz miał dość informacji.
-Czarny Pan wie co robi. Nie będzie tracił pozorów działania szkoły, dopóki nie potwierdzimy, że Potter tu jest.
-Wobec tego oboje musimy liczyć na to, że twój syn się nie mylił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top