Adaptacja


-Jesteś absolutnie pewna, że nie dostałaś później żadnej wiadomości?

Napięty głos Malfoya sprawiał wrażenie, że chłopak albo zaraz się rozpłacze, albo wybuchnie. Ginny siedząca naprzeciw niego w osobnym pokoju adaptowanym na pokój narad, pokiwała głową posyłając mu współczujące spojrzenie. Sama rudowłosa zdążyła zżyć się zarówno z Blaisem jak i z Teodorem, więc również przejmowała się stanem ich obojga. Nie mogło to się jednak równać temu, co przeżywał Ślizgon. Naraz dwóch jego najlepszych przyjaciół było w stanie zagrożenia życia, ponieważ doktor Stanley wciąż utrzymywał Zabiniego w stanie śpiączki, nieustannie szukając miejsca, gdzie osiedliła się klątwa. Niestety ani Hermiona, ani Draco nie mogli do końca powtórzyć mu brzmienia czarnomagicznego zaklęcia, które zostało na niego nałożone, więc wciąż stali w miejscu. 

-Możemy poczekać aż on sam się odezwie.-Siedzący zaraz obok siostry Ron, wzruszył ramionami i poprawił ranną nogę na stołku obok. 

-Równie dobrze mogę czekać na informacje o jego śmierci, Weasley.-zirytował się Draco. Gwałtwonym ruchem poderwał ułożone na stole dłonie i oparł o nie czoło. Po chwili milczenia, podczas którego słychać było jedynie przewracanie stronnic księgi, czytanej przez Hermionę zaraz obok niego, uniósł wzrok na Harry'ego.-Czy kiedy on cię zaatakował nie myślał o czymś konkretnym? Nie wiem, nie przesyłał ci obrazów?

-Już o tym mówiłem Malfoy. Nic z tego nie pamiętam i nie widziałem w głowie nic oprócz czołgającej się pod stołem Nagini. 

Harry i Ron wrócili do siedziby Zakonu Feniksa niedługo po tym jak Hermiona z Draconem zeszli  na parter. Oboje nie ukrywali radości z faktu, że udało im się zdobyć horkruksa. Niestety gwałtowny wybuch radości został od razu przerwany przez kręconowłosą, która zaciągnęła chłopaków wraz z Ginny do tego właśnie pokoju. Pozwoliła blondynowi przedstawić ze szczegółami sytuację Teodora, a sama zajęła się poszukiwaniem zaklęcia, za pomocą którego daliby radę niepostrzeżenie się z nim skontaktować. Niestety, nawet po godzinie obrad nie byli w stanie wymyślić sposobu na wydostanie Notta z....no właśnie. Nie mieli nawet pojęcia gdzie był.

-Nie mamy wielkiego pola do popisu dopóki nie obudzi się Blaise.-mruknęła rudowłosa, stukając paznokciem o blat.-Wysłałam Teodorowi już z 10 wiadomości i nie odpowiedział mi na żadną, więc ten sposób komunikacji jest definitywnie spalony. 

-Nie masz kogoś kto udzieliłby ci informacji?-Harry założył ręce na piersi, wpatrując się w zgarbioną sylwetkę szkolnego wroga. 

Mimo przeszłości i tego, że wciąż mu nie ufał, był skłonny uwierzyć, że Ślizgonowi faktycznie zależy na przyjaciołach. Nie mógł też zignorować faktu, że dzięki trójce śmierciożerców dowiedzieli się wielu przydatnych informacji i zdołali uratować do tej pory wielką liczbę żyć. Dlatego też zarówno on, jak i Ron nie mieli żadnych obiekcji przed próbą odnalezienia Teodora i uratowania go ze szponów Voldemorta. W końcu byli Gryfonami. A w Gryfindorze nikt nie zostawia sojuszników w niebezpieczeństwie. 

-Jedyny człowiek, który przychodzi mi na myśl to moja matka.-mruknął Draco, na powrót prostując się na krześle. Wszyscy w pomieszczeniu popatrzyli na niego z niemałym zdziwieniem. Spodziewali się wszak, że kobieta w wielu poglądach jest podobna do barbarzyńskiego męża. Chłopak udając, że nie zauważył poruszenia, kontynuował.-Zawsze traktowała Blaise'a i Zabiniego jak synów, więc myślę, że dałaby radę pomóc. Ale nie jestem pewien czy chcę ją w to mieszać.

-Dlaczego?-spytał od razu zaciekawiony Ron, czym zasłużył sobie na spojrzenie spode łba ze strony blondyna. 

-Bo nie zależy mi na tym żeby naraziła się jeszcze bardziej.-odparł cicho mimo chęci wygarnięcia Weasleyowi za jego brak taktu.-Po moim odejściu i tak musiało jej być ciężko w Malfoy Manor, a co dopiero teraz. Nie mam nawet pojęcia czy żyje...

Ostatnie, wypowiedziane prawie szeptem słowa z pewnością poruszyły każdego w pomieszczeniu. Hermiona przestała czytać i wzięła głęboki oddech. Nigdy nie spodziewała się jak ciężko było dorastać w arystokratycznym otoczeniu. Zawsze uważała, że siedzący obok niej młody mężczyzna od zawsze miał wszystko czego zapragnął i mógł robić co tylko chce, zupełnie tak jak cała jego rodzina. Prawda okazała się tak diametralnie inna, że aż nie wiedziała co ma powiedzieć. Jak zawsze wyręczyła ją jednak przyjaciółka. Ginny pod wpływem impulsu delikatnie nachyliła się w stronę Ślizgona i położyła mu drobną dłoń na przedramieniu. Zaskoczony Dracon wzdrygnął się, jednak nie zabrał ręki, ze zmarszczonymi brwiami czekając co dziewczyna ma do powiedzenia. 

-Nie martw się. Chłopaki wspominali mi o twojej mamie.-na te słowa blondyn wyraźnie się ożywił, wpatrując się w rudowłosą z napięciem.-Po twoim odejściu faktycznie było dość...-Ginny ciężko przełknęła ślinę.-...ciężko. Jednak kiedy ostatnio o niej słyszałam, wszystko wydawało się być w porządku. Blaise wspominał, że zaprosiła ich na herbatę, kiedy twój ojciec wyjdzie z domu. Niestety nie wiem, czy w końcu na nią poszli.

Rudowłosa powoli zsunęła dłoń z ramienia chłopaka i z powrotem odchyliła się na krześle. Harry siedzący po jej prawej delikatnie pogłaskał ją po ramieniu. Na ten cichy gest dziewczyna posłała mu niemrawy uśmiech, wciąż krążąc myślami wokół Narcyzy Malfoy. 

-W takim razie...-drżenie jego głosu sprawiło, że Hermiona uniosła wzrok znad stołu i spojrzała na niego z boku. Siedział wspierając się plecami o oparcie krzesła i nerwowo zaciskał ułożone na stole dłonie. Uniósł wzrok na wszystkich zgromadzonych i z niepewną miną skwitował.-Chyba mogę spróbować jakoś skontaktować się z matką.

Dokładnie w tym momencie do pomieszczenia weszła mama Rona i Ginny, która jak się okazało teleportowała się przed chwilą wraz z Billem i Fleur, pozostawiając Tonks i Lupina razem z resztą w Norze. Pani Weasley zaprosiła ich na późny obiad i pogratulowała znalezienia jednego z horkruksów. Jak widać każdy był przez to w wyśmienitym wręcz nastroju. Kiedy wychodzili z pokoju, kobieta zwróciła się w stronę Dracona.

-A gdzie ty teraz będziesz spał?-zaczęła głośno się zastanawiać.-Przecież pokój w którym początkowo przebywałeś jest teraz zajęty! Hmm....w Norze co prawda mamy mało miejsca, ale może znajdzie się jakaś kanapa...

-Pokój obok nas jest wciąż pusty.-Harry nieświadomie wyplątał właśnie Malfoya z sytuacji w której za żadne skarby nie chciałby się znaleźć. Pani Weasley traktowała go bardzo dobrze, co tylko potęgowało jego wyrzuty sumienia na myśl o tym jakie rzeczy o niej opowiadał, gdy chodził jeszcze do szkoły.

-Ta stara graciarnia?-oburzyła się kobieta.-Przecież tam nie ma gdzie stopy postawić...

-Nie przesadzaj mamo. Trochę uporządkujemy i powinniśmy dokopać się do pryczy. -dodała rudowłosa.

Kiedy doszli do korytarza, pani Weasley wciąż marudząc pod nosem, odeszła szybkim krokiem w stronę kuchni, a Ginny zachichotała.

-Nawet tobie nie życzyłabym spania w naszym salonie z mamą budzącą się o 6 rano i wrzeszczącymi dziećmi.

Draco lekko się uśmiechnął i podziękował rudowłosej, co ta przyjęła z zaskoczeniem. Złote Trio wpatrywało się w Malfoya jakby wyrosła mu trzecia głowa, kiedy zdając sobie sprawę, że nie może rozmawiać o poważnych sprawach przy wszystkich znajdujących się w obszernej jadalni, zapytał młodą Weasley o jej plany względem quiditcha a nawet pochwalił jej umiejętności, które zauważył już w czasach szkolnych.

-Czy on nie uderzył się przypadkiem w głowę?-Ron nachylił się do Hermiony i szepnął jej na ucho, na co ta zareagowała śmiechem. 

-To źle, że stara się być w porządku?

-To Malfoy, Hermiona. On i bycie w porządku to dwa inne wymiary...

Zajęli miejsca przy obszernym stole, a blondyn chyba pierwszy raz odkąd się pojawił zjadł posiłek razem ze wszystkimi, a nie w samotności w pokoju adaptowanym na szpital. W dodatku cały czas prowadził konwersację z Ginny, z którą nawet chętnie wymieniał się uwagami co do stylu latania. Wszyscy co chwila zerkali w kierunku młodego Malfoya tak, jakby zaraz miał rzucić obraźliwym komentarzem w kierunku rudowłosej, jednak o dziwo nic takiego nie nastąpiło. Co prawda powód jego tymczasowego gadulstwa leżał dokładnie w trzech osobach. We wciąż nieprzytomnym Blaisie, jego samotnej wśród wrogów matki, oraz Teodora o którym nie było żadnych wieści. Draco wyraźnie starał się odpędzić myśli od tego tematu chociaż na chwilę, a z reguły rozgadana Ginny bardzo mu to ułatwiała, prowadząc konwersację z wyjątkową lekkością. Kiedy jednak każdy dokończył posiłek, dziewczyna udała się by pomóc mamie w opiece nad Teddy'm, rocznym synkiem Nimfadory i Remusa, podczas gdy jego rodzice udadzą się na spotkanie z jednym ze szpiegów. 

Blondyn od razu zebrał swój talerz i w ślad za innymi poszedł odłożyć go do zlewu. Przez chwilę znów pogrążył się w zadumie, która skierowała go do pokoju magomedyka w którym spędził kilka godzin pomagając doktorowi Stanleyowi podawać eliksiry do ust ciemnoskórego. Mimo wyjątkowego zaangażowania Blaise nie wykazywał jednak żadnej poprawy. Wciąż był nieprzytomny, a zarówno starszego mężczyznę jak i jego samego denerwował fakt, iż nie mogą zlokalizować zaklęcia ani sposobu jego działania. Podczas tego pobytu Dracon po raz kolejny dłuższą chwilę spędził na rozmowie ze Stanleyem. W końcu był jedną z niewielu starszych osób, która zdecydowała się na normalne traktowanie Ślizgona mimo wszelkich uprzedzeń. Co prawda nie od początków ich znajomości, ale w gruncie rzeczy nie dużo czasu zajęło mu przekonanie się do chłopaka, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że młody Malfoy na prawdę wydawał się być szczerze zainteresowany eliksirami, bądź zaklęciami kręcącymi się wokół nauk medycznych. Chcąc nie chcąc Stanley musiał przyznać, że mimo swojego pochodzenia i zapewne spędzonego na praniu mózgu dzieciństwa, były śmierciożerca na prawdę może kiedyś osiągnąć wiele jako magomedyk. O ile oczywiście dożyje do czasów w których będzie mógł spokojnie chodzić po ulicach. O ile te czasy rzeczywiście nastaną... Te przykre rozmyślenia przerwane zostały przez nagły stukot do drzwi. 

Zaproszony do środka Harry na chwilę stanął w drzwiach, rzucając okiem na leżącego w tej samej pozycji od wielu godzin Blaise'a. Po chwili zadumy przeniósł wzrok na Malfoya.

-Mogę pokazać ci ten pokój, jeśli chcesz.

Draco upewnił się, że starszy mężczyzna nie potrzebuje pomocy przy kończeniu ostatniego eliksiru, po czym dziękując za wytłumaczenie zasad działania smoczych łez, oddalił się w ślad za Potterem. Wchodząc na 2 piętro posiadłości nie odezwali się do siebie ani słowem, dopóki nie stanęli przed zakurzonymi brązowymi drzwiami, które Wybraniec otworzył mocnym pchnięciem. 

-Matka Weasleya miała rację. Tu są praktycznie same graty!

Okularnik parsknął śmiechem i wszedł do pomieszczenia zaraz za Malfoyem. W ciemnym pokoju, gdzie jedyne światło dawała słabo mrugająca żarówka, praktycznie nie było widać mebli. Wszystko przykrywały ciuchy starych mieszkańców, oraz inne pierdoły takie jak chociażby zeszyty, podarte księgi, pudełka po różdżkach, bądź stare rowery i miotły. Chłopcy wymieniając niemrawe komentarze na temat nieporządku jaki panował w środku, zaczęli przeglądać zalegające tam rzeczy. W końcu niektóre z nich mogły okazać się przydatne! Co prawda stare ciuchy, od razu kładli na osobną kupkę obok schodów, ale niezniszczone zastawy opakowane w stare pudła od razu przenosili tymczasowo do pokoju ciemnowłosego, by później zdecydować co z nimi zrobią. W pewnym momencie Harry przeskoczył przez górę ciuchów i podszedł do pierwszej z mioteł stojących przy ścianie. Wyszarpnął jej trzonek przytrzaśnięty przez stary kufer i zbitą lampę i zagwizdał pod nosem.

-To od dawna powinno leżeć w muzeum. Nimbus 1300!-przeczytał na trzonku. 

-Daj ją Wiewiórze. O ile dobrze pamiętam, to pierwszy model jakimi latały Harpie.-rzucił bezmyślnie Dracon, przerzucając stare ciuchy na korytarz.

Potter popatrzył na niego ze zdziwieniem, a następnie wzruszając ramionami, wyszedł z pomieszczenia odkładając miotłę w bezpieczne miejsce.

-Słuchaj...Nie miałem jeszcze okazji ci podziękować.-zaczął niepewnie Harry.

-Wielki Wybraniec losu chce podziękować mi? Zamieniam się w słuch.-parsknął drwiąco blondyn, na co jego rozmówca westchnął głęboko i pokręcił głową. Po chwili ciszy, chłopak nie wytrzymał z ciekawości i musiał zapytać.-Za co właściwie mi dziękujesz?

-Za to, że nie zostawiłeś jej tam samej.-odparł brunet, przyglądając się starej lampie.-Nie jestem głupi Malfoy, miałeś pewnie wiele okazji żeby ją zostawić, wydać, zabić i uciec z horkruksem. Ba! Mogłeś w ogóle go nawet nie szukać.

No tak. To Draconowi nie przyszło do głowy. Właściwie ani raz nawet nie prześlizgnęła się przez jego myśli opcja, aby zostawić Gryfonkę na pastwę losu i samemu uciec z tak wiele wartym przedmiotem. Właściwie...dlaczego? Z zadumy wyrwał go odgłos tłuczenia się przedmiotów, kiedy Wybraniec rzucił starą lampą na stertę niepotrzebnych gratów. Otrząsnął się i zaczął przeglądać swoją część pokoju.

Kiedy skończyli już, mieli cały korytarz zawalony rzeczami do wywalenia, a pokój Harry'ego i Rona wyglądał jakby przeszło przez niego tornado, bo zdecydowanie było zbyt wiele rzeczy które okazały się warte zachowania. Pod koniec sprzątania obaj byli już bardzo zmęczeni, ale wciąż została jedna rzecz. Cały pokój pomimo wszechobecnego kurzu prezentował się już całkiem nieźle, jeśli przez całkiem nieźle można rozumieć uprzątniętą podłogę i niepasujące do siebie, całkiem przypadkowe meble w postaci dwóch prycz, jednej szafy, małej komody, biurka pozbawionego krzesła i wielkiego stołu jadalnego, który ustawili pod ścianą. Oprócz tego, w kącie jak się okazało dość dużego pokoju stał bardzo stary fortepian, z wybrakowanymi klawiszami i złamaną nogą. 

-Żeby się tego pozbyć trzeba by to było rozwalić na części.-stwierdził brunet, poprawiając zabrudzone okulary. 

Malfoy wzruszył ramionami.

-Może tu zostać. Zajmuje sporo miejsca, ale nie mam praktycznie żadnych rzeczy, więc nie będzie przeszkadzał.-kiedy Potter skinął głową i skierował się do wyjścia, Draco odezwał się jeszcze raz.-Wiesz...Skoro jestem tu sam możemy przenieść część rzeczy które zostawiamy tutaj. Można by było poukładać je pod stołem, na stole, albo pod pryczami. 

-To właściwie całkiem niezły pomysł.-brunet uśmiechnął się półgębkiem i z pomocą Ślizgona przeniósł większość bibelotów tam, skąd chwilę wcześniej je wynosili. 

Co prawda posprzątanie korytarza również zajęło im chwilę czasu, ale była to kropla w morzu w porównaniu z tym ile go włożyli w posprzątanie pokoju. Po wszystkim, kiedy obaj marzyli już tylko o tym by się położyć, Draco zatrzymał na chwilę Harry'ego.

-Dzięki za pomoc z tym pokojem Potter.-rzucił na odchodne, siadając na swoim nowym posłaniu.-Jakbyś mi go nie pokazał, spałbym na kanapie twojej przyszłej teściowej.

Brunet zaśmiał się cicho.

-Taaa... Chyba jednak wolę mieć cię na oku.

Oboje uśmiechnęli się, po czym skonsternowany Potter wycofał się z pokoju i zamknął drzwi. Bo w końcu co to niby miało być? Harry to Gryfon z krwi i kości, a Draco? Nikt chyba nie znał bardziej stereotypowego Ślizgona. W tej relacji nigdy nie było miejsca na dobry kontakt, ani krótką wymianę zdań. Od samego początku były to tylko wyzwiska i puszczanie różnorakich plotek na swój temat. I tak przecież miało pozostać zawsze. Bo w końcu co by powiedział młody Malfoy pięć lat temu jakby dowiedział się, że wraz z Wybrańcem będą sprzątać pokój, który nie wybuchnie przy okazji podczas tej czynności!? Ale z drugiej strony...Czy 5 lat młodszy Draco nie chciałby takiego życia? Bez tortur i rozmów o Mrocznym Znaku. Bez planów szeptanych mu na ucho przed zaśnięciem. Bez ciągłego strachu i bycia przymuszanym do dosłownie wszystkiego...

Cóż... 13 letni Draco Malfoy z pewnością byłby zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top