Rozdział 7.

Umierałam każdego dnia, czekając na Ciebie
Kochanie, nie bój się
Kochałam Cię przez tysiąc lat
Będę Cię kochać przez następny tysiąc


Eliksir oddaliśmy w dzień w którym kończyły się równe dwa tygodnie. Jednak tak jak Draco to podsumował to nie był koniec. To był dopiero początek.

Leżałam na łóżku gdy nagle usłyszałam pukanie w okno.
Czarna sowa.
Zdziwiłam się. Nigdy jeszcze jej nie gościłam. Jednak gdy spojrzałam na liścik który mi przyniosła wszystko stało się jasne. To pismo poznałabym wszędzie.
Draco tak jak obiecał tak zrobił. Już za tydzień mieliśmy spotkać się przy wejściu do Pokoju Życzeń.
Czemu za tydzień? To proste, pozory. Żeby nikt nic nie podejrzewał musieliśmy trochę odczekać.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale cały ten rok miał stać się jedną wielką grą.
Grą pozorów.

Dokładnie pamiętam jak przed Harrym, Ronem i Ginny musiałam udawać jak bardzo jestem zadowolona z tego, że "uwolniłam się w końcu od towarzystwa tego zapchlonego dupka". Choć te słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.

Nawet perspektywa tego, że ich okłamuje nie stanowiła dla mnie żadnej przeszkody w dalszym pojeniu ich kłamstwami. Jedyne czego wtedy chciałam to jego. Dracona Malfoya. Dla niego potrafiłam zrobić wszystko.

Nie mogłam uwierzyć jak mogłam go kiedyś tak traktować... On był na prawdę cudowną osobą nawet jeśli sam nie zdawał sobie z tego sprawy.


O jego śmierciożerstwie jeszcze wtedy nie wiedziałam. Nic, a nic. Dlatego denerwowałam się jak Harry ślęczał nad mapą Huncwotów wyszukując jego nazwiska. Bałam się jak to będzie gdy będę musiała spotkać się z nim pod pokojem jak Harry nie spuszczał z mapy wzroku. W końcu zobaczył by moje nazwisko obok jego nazwiska o co bym miała powiedzieć? Jednak wiedziałam, że coś się wymyśli. Wiedziałam, że Draco coś wymyśli.

Tydzień okropnie mi się dłużył. Jak najszybciej chciałam móc znowu z nim porozmawiać, zobaczyć go... To było silniejsze ode mnie. Nie wiem, czy to świadomość tego, że przy amortencji poczułam jego zapach tak na mnie działała, ale centralnie straciłam głowę. Ja Hermiona Granger straciłam głowę dla swojego największego wroga. Może wtedy sama jeszcze tego nie wiedziałam, ale z perspektywy czasu coraz bardziej wiem, że tak właśnie było.

Wyznaczona godzina, pusty korytarz, wejście do Pokoju Życzeń. Był. Stał i czekał. Przywitał mnie uśmiechem który był zarezerwowany tylko dla mnie i weszliśmy do środka gdzie nic ani nikt nie mógł nam przeszkodzić.

-Wiesz, to wcale nie było trudne do wymyślania...-zaczął blondyn.

-Racja, ale musimy uważać.-Draco posłał jej pytające spojrzenie.-Ktoś nas może zauważyć....

Już nie byliśmy w tym samym pomieszczeniu co na początku. Teraz znajdowaliśmy się w przytulnym pokoju z dużą sofą stojącą obok dużego kominka. Był tam też duży regał z książkami, i ogólnie panowała tam świetna atmosfera. I to właśnie tam spędzaliśmy prawie każdy wolny wieczór. Razem w dwójkę po prostu rozmawiając.


Ponad trzy miesiące trwały nasze potajemne spotkania w pokoju życzeń, i dopiero wtedy to się stało. Dowiedziałam się, że Draco jest sługą Czarnego Pana.

Jak to się stało? Całkiem przypadkiem... Draco zawsze nosił koszule czy bluzki z długim rękawem, jednak nigdy nie przyszło mi do głowy dlaczego. Nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego.

Jednak gdy po tych paru miesiącach zaczęliśmy się czuć coraz bardziej swobodnie w swoim towarzystwie Draco chyba się zapomniał. Akurat rozwiązywaliśmy wspólnie pracę zadaną przez McGonagall gdy on mimowolnie podciągnął rękaw swojej czarnej koszuli. Coś czarnego przemknęło mi przed oczami ale zlekceważyłam to. Jednak chwilę później moje serce zaczęło bić mocniej i dopiero uświadomiłam sobie co to oznacza. Harry miał rację...

Draco zauważył mój wzrok na sobie i spojrzał na mnie. Widząc mnie, moją reakcję chyba zrozumiał o co chodzi. Naciągnął rękaw, i przełknął głośno ślinę.

-Hermiono, ja...

-Dlaczego mi nie powiedziałeś?-zapytałam się. Czułam się...dziwnie. Nie bałam się go, ani nic w tym stylu ale po prostu byłam zawiedziona, że mi nie powiedział. Cholera, mogłam się domyśleć jednak całe uczucie do niego zaślepiało wszystko.

-Gdybyś wiedziała od początku... Byłabyś tu teraz? Siedziałabyś tu teraz obok mnie?-nie odpowiedziałam.-Właśnie... Hermiono zależy mi na tobie. Dzięki tobie czuję, że żyję. To ty dałaś mi małą iskierkę nadziei, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Ja wszystko ci wytłumaczę, wszystko. Tylko obiecaj mi, że nie odwrócisz się ode mnie po tym.-mówił już przez łzy.-Proszę, obiecaj.

-Obiecuję...-szepnęłam łamiącym się głosem. Przysunęłam się do niego, i położyłam swoją dłoń na jego dłoni i zaczęłam kręcić małe kółka kciukiem.

-Wszystko przez to, że mój cudowny ojciec nagrabił sobie u Voldemorta. Za karę zostałem wciągnięty w całe to świństwo. Proszę nawet nie myśl, że ja tego chciałem. Wiem, że pochodzę z rodu który znany jest z służeniu Voldemortowi, ale uwierz to była ostatnia rzecz jaką chciałem zrobić. Jednak nie miałem wyboru, musiałem do niego dołączyć. Oczywiście dostałem zadanie, bo jak by inaczej! Ja... Ja już sobie nie radzę Hermiona... Po prostu nie radzę sobie z tym. On wystawił mnie na pewną śmierć. Muszę zabić...muszę zabić Dumbledora

Nastała cisza. Analizowałam jego słowa, które nie mogły mi przejść przez myśl. Draco miał zabić....Albusa? Spojrzałam mu w jego pełne strachu oczy. To dlatego był takim kłębkiem nerwów...

-Po za tym, muszę do Hogwartu wprowadzić śmierciożerców. Wyobrażasz to sobie? Wiem, że powinnaś mnie teraz znienawidzić, i może na prawdę na lepsze by ci to wyszło, ale proszę nie rób tego. Miałem ci tego nie mówić, ale zawdzięczam ci życie. Chciałem się zabić Hermiono. Tylko dzięki tobie tego nie zrobiłem. Zasiałaś w moim całym życiu małą iskierkę nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone. Byłaś i nadal jesteś dla mnie odskocznią od problemów. Codziennie zakładam maskę. Cyniczny, wredny... Dobrze mnie takiego znasz. Tylko tutaj, z tobą mogę być sobą. I wiesz co? Jesteś najlepszą rzeczą w życiu która mnie dotychczas spotkała.-zamknął moją dłoń w uścisku.-Wiem, że jestem nikim, że jestem na przegranej pozycji i nie zasługuję na nic innego niż oberwanie Avadą ale proszę nie zostawiaj mnie. Ja...potrzebuję cię.

Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zadawałam sobie tylko pytanie, dlaczego takie cudowne osoby musi czekać taki los?

Spojrzałam w jego szare tęczówki, dobrze wiedząc, że należą do osoby którą bezgranicznie pokochałam. Pomimo wszelkich wad i całej niezbyt kolorowej przeszłości.

Nie potrafiąc obrać w słowa tego co chciałam mu powiedzieć i tego co czuję po prostu pocałowałam go.

Całowaliśmy się delikatnie, jakbyśmy odkrywali siebie. Jednak z każdą minutą pocałunek stawał się bardziej zachłanny i czuły. Draco wkładał w niego całą swoją siłę zresztą tak jak ja. Czułam się tak, jakbym w końcu znalazła coś, czego przez tyle lat szukałam. Czegoś czego przez tyle lat potrzebowałam.

Przez tyle lat miałam to na wyciągnięcie ręki...

Gdy oderwaliśmy się od siebie, oparłam się czołem o niego i spojrzałam mu w oczy. Oddychaliśmy szybko. Draco przyciągnął mnie do siebie, obejmując swoimi rękami. Oparł podbródek na mojej głowie, a ja wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. Czułam bicie jego serca. Po moich policzkach spłynęły jeszcze pojedyncze łzy. Właśnie trwałam w objęciach całego mojego świata. Nie ważne było dla mnie to, czy jest śmierciożercą, czy musi zabić Dumbledora... Liczył się dla mnie tylko on. Byłam bardzo egoistyczna, ale to najlepszy przykład co miłość robi z człowiekiem.

A wtedy stało się coś, co pamiętam po dzień dzisiejszy chociaż minęło już tyle lat...

-Kocham cię Hermiono.


_

Jestem zadowolona.

eriwle


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top