Rozdział 9


Hermiona siedziała przy stole Gryffindoru, czując na sobie wzrok innych uczniów. Szeptali i wytykali ją palcami, jakby niczego nie widziała. A przecież minęło już kilka dni, nadal jednak uważana była za ... kobietę lekkich obyczajów.

- Nie smuć się, Miona - pocieszyła ją Ginny, gdy w brązowowłosą trafiła kulka papieru z napisem DZIWKA. - Niedługo zapomną

- Dobrze ci mówić - mruknęła w odpowiedzi.

Gryfonka w tych ciężkich dniach przeobraziła się w kościotrupa. Przyjaciele martwili się widząc jak znika w oczach. Ale czemu tu się dziwić? Była kozłem ofiarnym, do tego Ron z nią nie rozmawiał, Harry tylko od czasu, do czasu , gdy w pobliżu nie było Weasleya. O dziwo, rudy nadal wybuchał zazdrością na każdy kontakt, Hermiony z jakimkolwiek chłopakiem.

Pozostały przy niej tylko Luna i Ginny, w plotki uwierzyły nawet Lawender i Parvati. Co w takiej sytuacji miała począć, Hermiona?

Do Wielkiej Sali wleciała chmara sów, przesłaniając zaczarowany sufit. Uczniów ogłuszyły ich pohukiwania i piski. Każda krążyła nad stołami, szukając adresatów listów przywiązanych do nóżek. Obok Hermiony wylądował silny i zadbany puchacz o brązowym ubarwieniu.

- Jakie wieści? - Spytała Ginny, gdy jej przyjaciółka owiązywała Proroka Codziennego od wyciągniętej nóżki sowy.

- Zaraz - mruknęła badając wzrokiem pierwszą stronę i ... zamarła - Gin, posłuchaj.


TRAGICZNA ŚMIERĆ MUGOLI, CZARNY PAN WYSZEDŁ Z CIENIA

Ten - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać wyszedł z ukrycia! Po słynnej Bitwie o Hogwart, Czarny Pan zniknął z powszechnego widoku i skrył się, zbierając siły. Nie mogło to jednak trwać długo, Ministerstwo przygotowywało się na kolejny atak. Nadszedł on 24 października. Ministerstwo mimo rzekomego dobrego przygotowania przespało napaść na dwójkę mugoli, Wendell'a i Monikę Wilkinsów. Aurorzy zostali wezwani do południowej części Anglii, powiadomieni o pojawieniu się Mrocznego Znaku nad jednym z mugolskich domów. W środku odnaleziono ciała młodego małżeństwa, które dopiero niedawno powróciło do kraju, po długich wakacjach w Afryce. Mugolscy świadkowie zeznawali, iż widzieli dziwnego przebierańca, którego opis pasuje do samego Sami - Wiecie - Kogo. Nadal pozostaje zagadką dlaczego sam czarnoksiężnik zabił .... śledztwo w toku ....

Resztę tekstu przesłoniły, Hermionie łzy. Zakryła dłonią buzię, aby zasłonić drżenie brody. Wendell i Monika Wilkinsowie.... jej rodzice !! Zabił ich, Zabił ich...

- Miona ...

Zanim zaniepokojony Harry zdołał zapytać o co chodzi, dziewczyna zerwała się z miejsca, rzucając gazetę na stół. Nie zauważając nietkniętej miski płatków, zmartwionych przyjaciół i szydzących kolegów, wybiegła z Wielkiej Sali na miękkich nogach. Chwiała się jak pijana, świat przycichł, jakby Gryfonka ogłuchła. Wszystko rozmazywało się od łez, które teraz ciekły po policzkach wielkie niczym grochy.

Wypadła na błonia pragnąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Oddychała spanikowana jakby dopiero co przebiegła maraton.

To było po prostu nie możliwe. Jej rodzice zapewne nadal bawią się w Australii, a zmarli mugole to ludzie o takich samych imionach ... głupia, jaka była możliwość, że istnieje identycznie nazywająca się para? - powiedziała sobie. Ale każde kłamstwo, złudna nadzieja była lepsza od potwornej prawdy. Niechcianej prawdy.

Zaraz ... południowa część Anglii ? Dlaczego mieliby wracać do ...domu? Miejsca gdzie się wychowała, ale także miejsca, którego mieli nie pamiętać? Zmodyfikowała pamięć wszystkim sąsiadom, rodzicom, znajomym... wszystko po to, by Śmierciożercy w żaden sposób nie doszli do Harry'ego. Jej rodzice mieli myśleć, że mieszkają gdzie indziej, nie znaleźli się tam przypadkiem. Zaklęcia rzucone przez Hermionę, były mocne, aż tak, że sama nie potrafiła ich zdjąć! Czyżby to chodziło o coś więcej? W głowie kłębiło się zbyt wiele myśli. Zazwyczaj dociekliwa i inteligentna Hermiona Granger, zupełnie się pogubiła.

Chyba najważniejszym pytaniem, łączącym wszystkie inne było dlaczego jej rodzice zginęli? Dziewczyna poderwała się z ziemi, nawet nie zauważyła, kiedy ugięły się pod nią kolana. Teraz przynajmniej miała coś do zrobienia, coś co na chwilę odepchnie w głąb umysłu wspomnienia o kochanych rodzicielach Gryfonki.
Musiała porozmawiać z dyrektorką.


~***~

- Przykro mi, nie mogę udzielić pozwolenia na ... twój pomysł, panno Granger - rzekła sucho Minerwa McGonagall.

- Pani profesor! Ja muszę dostać tę przepustkę.

- Po co ona pani?

- Chcę wrócić do domu. Chcę się dowiedzieć czemu zginęli moi rodzice - odpowiedziała hardo, Hermiona.

- Jeszcze raz, przykro mi, ale nigdzie pani nie pójdzie, panno Granger. Śledztwo jest zadaniem aurorów. Na pewno pani osoba nic nie wskóra. I jest to wyprawa nader niebezpieczna.

Dziewczyna zapowietrzyła się ze złości, ale nadal próbowała zachować spokój, nauczycielom należał się szacunek.

- Czy pani zapomniała kto pomagał w odnalezieniu horkruksów? Kto odgadł zagadkę o eliksirach mając jedynie jedenaście lat? Kto zgadł zagadkę o potworze z Komnaty Tajemnic, kto wpadł na pomysł zorganizowania GD, a co za tym idzie, wszystkie środki ostrożności, przed profesor Umbridge? To ja wpadłam na wszystkie pomysły ratowania Harry'ego Pottera przed śmiercią, która czyhała na niego na każdym roku w Hogwarcie!

Dyrektorka wpatrywała się w uczennicę, przenikliwym wzrokiem. Dopiero po kilku minutach niezręcznej ciszy, westchnęła i rzekła:

- Jesteś, Hermiono, najlepszą uczennicą jaką uczyłam, zapewne także inteligentniejszą i najbardziej głodną wiedzy od czasu samej Roveny Ravenclaw. Bez ciebie dom Lwa spadłby na barki takich leni i nierobów jak Ronald Weasley, czy panna Brown. Dlatego też nie mogę pozwolić na narażanie ciebie. Jesteś ważną częścią Zakonu, w którym pokładamy ogromne nadzieje. Mnie również zmartwiła wiadomość o śmierci twoich rodziców. Dlatego nie myśl, że aurorzy będą się obijać przy dochodzeniu. Nie dam ci przepustki, zostaniesz w Hogwarcie ... gdzie jesteś bezpieczna.

I tyle z rozmowy między Hermioną a dyrektorką. Dziewczyna nieco otępiała od tego co usłyszała - komplementów o niej jak i odmowy - wstała z miejsca i bez pożegnania wyszła z gabinetu McGonagall. Od razu udała się na lekcje.

Bardzo kusiło dziewczynę, aby nie posłuchać nauczycielki. Ale jeszcze nigdy nie sprzeciwiła się profesorowi z premedytacją. Była zagubiona.

Doszedłszy do klasy, zapukała cicho i weszła do środka. Uczniowie spojrzeli na nią jak na komendę, podobnie Slughorn, który był w trakcie mówienia, gdy przerwało mu nadejście Gryfonki.

- Przepraszam za spóźnienie, profesorze. Byłam u dyrektorki.

- Nic się nie stało, panno Granger, Proszę usiąść i przygotować się do lekcji.

Dziewczyna szybko zajęła swoje miejsce obok Harry'ego, który oddzielał ją od Rona i wyjęła książki. Lekcje mijały jej szybko, zwłaszcza że wyjątkowo nie słuchała nauczyciela, tylko rozmyślała. Postanowiła iż brak pozwolenia na opuszczenie szkoły niczego nie zmienia. Musiała dojść prawdy, nawet jeśli w grę wchodziło zawieszenie w prawach ucznia, czy inne głupoty. Była to winna swoim rodzicom. Tylko jak niepostrzeżenie wydostać się z zamku, gdy pilnuje go Zakon i Ministerstwo? Nie mówiąc o odnowionych czarach!

Harry szturchną ją w ramię, jego twarz wyrażała ogromną ciekawość. Nawet Ron zapomniał o swoim gniewie i pochylał się w stronę byłej dziewczyny.

- Czemu byłaś u McGonagall? Co się stało?

Dlaczego Hermionę nie dziwiło, że chłopcy nawet nie pamiętali, jak wyjawiła im nowe tożsamości swoich rodziców? Dla nich artykuł w gazecie oznaczał tylko informacje o powrocie Voldemorta. Nie myśleli o niej. Ale czy to teraz ważne?

- Już nie jesteś na mnie wściekły, Ronaldzie? Jak jestem źródłem ciekawych informacji, to jestem przydatna, tak?

Jej przyjaciele zaczerwienili się mocno, ale nie odpowiedzieli.

- Panno Granger, jakiś problem? - Spytał profesor.

- Nie, skądże.

- Dobrze, no to powróćmy do tematu. Na owutemach pojawią się eliksiry z młodszych klas, warto więc sobie powtórzyć sposób przyrządzania eliksiru na wzrost i wielosokowy. Często dawane są dość trudne eliksiry, ale też muszą sprawdzać wiedzę z poprzednich lat.

Bingo! Hermionie właśnie o to chodziło, eliksir wielosokowy! Jej przepustka za mury Hogwartu.

~***~


Zdobycie eliksiru okazało się banalnie łatwe. Wystarczyło odwiedzić Slughorna i podebrać mu fiolkę z zapasów. Nawet się nie zorientował. Teraz pozostawało zdobyć włos Filtch'a, ten mógł łazić gdzie i kiedy chciał. I nie było to wcale dziwne. Tylko jak mu ów włos odebrać?

To jednak również nie było tak trudne jak myślała. Jako prefekt naczelna, poszła z nim porozmawiać. Gbur pokazywał jej urządzenia do karania uczniów, z których był niezwykle dumny. Dziewczyna udała, że się potknęła i wpadając na staruszka, wyrwała mu jeden z nielicznych, ciemnych włosów. Po tym incydencie szybko ją wyrzucił.

19:00 piątkowy wieczór.

Przy odrobinie szczęścia, nie zauważą zniknięcia Hermiony do sobotniego wieczoru, może nawet dłużej?

Napiła się brązowo-czerwonego płynu, który w smaku przypominał błoto z pokrzywą i zaraz poczuła jak jej plecy się garbią , a bujne loki przerzedzają, opadając na twarz smętnymi, tłustymi nitkami jak u Golluma. Głos także niemiłosiernie chrypiał, jakby struny głosowe Gryfonki obłożone były zeschniętą ziemią. Czuła się potwornie niekomfortowo i zaczynała rozumieć dlaczego woźny chodzi taki naburmuszony.

Idąc korytarzem naśladowała jego chód, który nieco ją opóźniał, ale dzięki temu nikt nie zwracał na Hermionę uwagi. Zwłaszcza kiedy dodawała do tej szopki poburkiwania i skrzekliwe narzekanie na bachory.

W końcu dotarła do bram Hogwartu, których pilnowali nieznani jej mężczyźni. Dziewczyna miała NIEWYOBRAŻALNE szczęście, że wybrała akurat Filtcha. Strażnicy, gdy tylko go ujrzeli, zerwali się na nogi i zaczęli otwierać bramę, zdejmując jednocześnie zaklęcia. Widać oni również nie lubili towarzystwa woźnego.

Niemal chichocząc, opuściła tereny szkoły i ruszyła drogą. Teleportowała się dopiero, gdy strażnicy zniknęli jej z oczu. Poszło wyjątkowo łatwo. Czy to dobrze, czy źle?

Nie mogła teraz jednak o tym rozmyślać, gdyż gula znienacka pojawiła się w gardle dziewczyny. Cicho załkała na widok znajomej ulicy, oświetlonej już latarniami i znajomego domku jednorodzinnego.

Ogródek był wyjątkowo zaniedbany, powyrastały w nim chwasty i samosieje. Jean Granger miała już nie pielęgnować swojego klombu. Również sam budynek wydawał się opuszczony i obcy.

Z wysoko uniesioną głową, Hermiona przestąpiła jego próg już w swojej postaci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top