Rozdział 4


Hermiona czekała właśnie pod klasą Obrony Przed Czarną Magią gdy niespodziewanie dołączyła do niej Ginny. Miała nieodgadniony wyraz twarzy, aczkolwiek widać było, że potrzebowała z kimś porozmawiać.

- Coś się stało, Ginny? Nie powinnaś być teraz na eliksirach?

- Hermiono, mogłabyś poświęcić mi minutkę?

Dziewczyna zdziwiona ruszyła za rudą do toalety. Miały zapewnioną prywatność dzięki prostemu zaklęciu Muffiliato.

- Co jest?

- Myślałam nad tym co powiedział, Malfoy. W pociągu. I to strasznie dziwne ale chyba miał rację. Ryczę jak Lavender, gdy zdechł jej królik, a Fred gdzieś tam się ze mnie śmieje. Jestem niepoważna.

- Ginny! Masz jak największe prawo do płaczu i dziwię się, że słuchasz tego skretyniałego dupka! I obie doskonale wiemy, że tu nie chodzi tylko o Freda.

Ruda spojrzała na Hermionę szklistymi oczyma lecz dzielnie powstrzymywała płacz. Usiadła oparta o chłodne kafelki wzdychając ciężko.

- Skąd ty to wszystko wiesz, Miona?

- Dobrze używany zmysł obserwacji - odparła tylko pochylając się nad przyjaciółką.

- To Harry - wyznała Ginny. - Chodziliśmy razem i było tak cudownie! Ale później szukaliście tych horkruksów i on bał się o mnie... Nadal uważa, że jestem w niebezpieczeństwie. Ale ja nie mogę tak po prostu z nim przebywać i nie czuć tej cholernej tęsknoty!

Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć. Zazwyczaj wspomagała dobrą radą i każdy mógł na nią liczyć w tej sprawie. Tym razem nie mogła nic poradzić. Czasem pozostaje nam tylko pocieszyć drugą osobę, pokazać że nie jest sama.

Tak więc zrobiła Hermiona. Bez słowa przytuliła przyjaciółkę łącząc się z nią w smutku. Wprawdzie już wcześniej zauważyła dziwne zachowanie między Ginny i Harrym ale nie chciała się wtrącać. Postanowiła jednak teraz porozmawiać z przyjacielem, przemówić mu do rozsądku.
Cholerny Harry! Dlaczego nie był egoistą i myślał zawsze o innych? Chociaż ową sytuację można by oglądać z różnych stron. Myślał o bezpieczeństwie swojej byłej dziewczyny, ale nie zważał na jej samopoczucie.

Gdy rozbrzmiał dzwon zwołujący na lekcje, Gryfonki rozeszły się do innych klas. Hermiona wbiegła do sali OP kiedy uczniowie jeszcze się rozpakowywali. Usiadła więc obok Rona, sama wyjmując podręczniki. Wciąż jednak myślała o nieszczęsnej Ginny. Porozmawia z Harrym jeszcze na tej lekcji. Hayes i tak wybierał do odpowiedzi tylko tych co sami się zgłosili, dlatego leniwi, głupi uczniowie, jak Ron, mieli święty spokój. Teraz i Hermionie to odpowiadało.

- Hej, Harry. Mógłbyś mi pomóc?

- Jasne, w czym? - Spytał zamieniając się miejscami z Ronaldem.

- Przeczytałam już dawno ten temat ale nic z niego nie rozumiem.

Harry spojrzał na dziewczynę zdziwionym wzrokiem. Hermiona Granger czegoś by nie rozumiała? No pewnie, że nie, Gryfonka potrzebowała ułaskawić trochę przyjaciela, zanim zacznie go przepytywać, a jak lepiej niż przez pochlebstwa?

Rozpoczęła się lekcja, podczas której Harry tłumaczył cicho Hermionie jak działa zaklęcie Konorfo.

-... i mów wyraźnie. Spowoduje zamarznięcie jakiejś powierzchni.

- Aha, czyli nie tylko wody - westchnęła w iście ronowym stylu.

- Panno Granger. Chciałaby pani odpowiedzieć jakim zaklęciem pozbyć się dementorów? - Zapytał niespodziewanie Hayes.

- Patronusem oczywiście - powiedziała wcale nie speszona.

- Może, pani powiedzieć jakie ma właściwości?

No pewnie, Harry uczył nas tego w piątej klasie - pomyślała Hermiona.

- Zaklęcie to tworzymy z przyjemnych wspomnień. Przybiera postać zwierzęcia odzwierciedlającego nasz charakter lub emocje. Każdy czarodziej ma na zawsze takiego samego patronusa, chyba że jakieś wydarzenie wpłynie na tę osobę zmieniając jej charakter lub emocje. Zazwyczaj jest to szok lub głęboki smutek.

- Bardzo dobrze. Dziesięć punktów dla Gryffindoru.

Koledzy wymienili zadowolone i pyszałkowate spojrzenia, co samą Hermionę niezmiernie wkurzyło. Jakby to oni zapracowani na te punkty. Minęło tyle czasu, a ona wciąż nie nauczyła się opanowywać emocji. Ale dzielnie starała się powstrzymywać kłótnie. Tak jest lepiej. Bez wojny.

- Harry, chciałam z tobą porozmawiać...

- Panno Granger, czy mógłbym pani zająć chwilę? - Przerwał mi Hayes, gdy zakończyła się lekcja.
Dziewczyna w duchu zaklęła. Co znowu od niej chce ten nauczyciel. Zazwyczaj czciła profesorów niczym bogów, ale ten wyraźnie przeginał.

Harry rzucił jej jeszcze zaciekawione spojrzenie i już wiedziała, że czeka ich długa rozmowa przy kominku.

- Tak, proszę pana? - Spytała gdy każdy już wyszedł z klasy.

- Wydawało mi się, czy nie uważałaś na dzisiejszych zajęciach?

- Wręcz przeciwnie, proszę pana. Harry mi tłumaczył temat z podręcznika.

Mężczyzna zmierzył twarz dziewczyny przenikliwym spojrzeniem i założył ręce na piersi.

- Czy coś cię łączy z tym chłopakiem?

Szok był tak duży, że Hermiona niemal zakrztusiła się śliną. Wytrzeszczyła oczy na profesora, sama nie wiedząc, którą myśl usłyszeć najpierw. Postanowiła nie afiszować się ze swoimi emocjami przed nauczycielem, rzekła więc uprzejmym aczkolwiek zabarwionym nutką oburzenia, głosem.

- Bardzo przepraszam, ale to chyba nie pańska sprawa. Harry jest moim przyjacielem, ale w żadnym razie nie powinno to pana interesować.

Nauczyciel jakby się nagle zreflektował i przybrał przepraszającą minę.

- Wybacz, po prostu nie lubię gdy wzorowe uczennice opuszczają się z nauki.

- Wcale nie opuściłam się z nauki, więc nie wiem po co ta rozmowa. Dobrego dnia życzę.- Po tych słowach Hermiona wyszła z sali z wysoko uniesioną głową.


~***~ 


Draco szedł z Zabinim do Wielkiej Sali, na obiad, gdy usłyszał głosy dochodzące z jakiegoś korytarza. Razem z zaciekawionym przyjacielem, ruszyli powoli w stronę coraz głośniejszej rozmowy. Wyjrzeli z za rogu i zobaczyli Granger kłócącą się a Weasleyem.

- Kolejny raz nic mi nie mówisz! Odsuwasz się ode mnie!

- Może jest tego jakiś powód?! - Zawołała rozwścieczona Granger.

- Znajduję tylko jeden, masz kogoś na boku.

Dziewczyna zrobiła się szkarłatna na twarzy.

- Ron, ty idioto! Nie chciałam Ci zawracać głowy, bo i tak nie masz dla mnie czasu. Wolisz wszystko od zwyczajnej rozmowy ze mną! Nigdy bym cię jednak nie zdradziła, ty patafianie!

Obaj Ślizgona świetnie się bawili podsłuchując nie tak znowu tajną rozmowę Gryfonów. Śmiali się po cichu, widząc czerwone twarze kłócącej się pary i słysząc tak banalny powód sprzeczki.

W końcu Hermiona i Ron ich dostrzegli rumieniąc się mocniej niż dotychczas, jeżeli to w ogóle było możliwe.

Ron od razu uciekł z miejsca zdarzenia, ale dziewczyna już gromadziła cały rosnący w niej gniew, aby uderzyć nim w Ślizgonów. Blais jednak zdezerterował jak Weasley. Został tylko biedny Draco.

- Zanim cokolwiek powiesz, Granger, uprzedzę cię swoim usprawiedliwieniem. Krzyczeliście dość głośno, a ja jestem Prefektem Naczelnym, a co się z tym wiąże, muszę utrzymywać porządek.

Malfoy mógł po prostu powiedzieć „Nie możesz mnie ruszyć, jesteśmy na tym samym szczeblu hierarchii" chociaż on pewnie uważał się za lepszego. Dziewczyna więc spróbowała się uspokoić.

- Jakbyś zawsze tak przestrzegał swoich obowiązków - mruknęła jeszcze do chłopaka i wyminąwszy go, ruszyła na obiad.

Malfoy jednak postanowił jeszcze troszkę udręczyć jej życie. Zrównał się z dziewczyną, nucąc coś pod nosem.

- Możesz się zamknąć, Malfoy? Jakoś ostatnio nie mam do ciebie cierpliwości.

- Och, miło mi miną dzień, dziękuję że pytasz. Dostałem W z eliksirów, uwierzysz? A tak, byłaś na lekcji. Cóż, ale ja wiem coś co ty nie wiesz...

Hermiona przewróciła oczami. Dlaczego, Malfoy zachowywał się tak... Dziwnie. Zazwyczaj rzucał w jej stronę „szlama" i odchodził w śród kakofoni ślizgońskich śmiechów. Zmienił się jednak po bitwie. Może nie dojrzał ale wydoroślał. W brew pozorom to dwa różne określenia.

- Co takiego, Malfoy?

- Musisz mi coś dać w zamian, może korki z zaklęć?

- Aż tak mnie ta informacja nie ciekawi. Spadaj.

- A ja myślę, że jeśli zdradzę ci, Granger, że to o twoim złotym przyjacielu, to zmienisz zdanie.
Hermiona przystanęła, przegrywając wargę. Malfoy szedł dalej, jakby nie zauważył zniknięcia Gryfonki, ale ta wiedziała, że to dla lepszego efektu.

Co jej szkodziło? Ostatecznie radziła sobie ze wszystkim, a pomagać lubiła.

- Czekaj, Malfoy! - Zawołała w końcu zrezygnowana - zgadzam się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top