Rozdział 31


Cała grupa ratunkowa przemierzała zalesione tereny, na próżno szukając jakichkolwiek oznak cywilizacji. Według Hermiony, szukana wioska znajdowała się niedaleko, informacja ta jednak nie wystarczała reszcie zmęczonych podróżników. Zwłaszcza Ślizgoni nie byli przyzwyczajeni do ciężkiej fizycznej pracy, jaką okazał się spacer po niezmierzonych równinach.

- Daleko jeszcze? – Jęczał Malfoy, wieszając się na ramieniu przyjaciela.

- Zależy czy masz dobry wzrok – burknęła Gryfonka, wpatrując się w jakiś punkt pomiędzy rzadkimi drzewami – tam są budynki.

Były to wprawdzie ledwo widoczne, wyraźnie zaś stare budowle jawiące się jako zarysy prawdziwego miasta, widok ten jednak zmotywował całą siódemkę. Siły na powrót wstąpiły w zmęczone mięśnie i nogi poniosły czarodziei w stronę miasta.

Odległość okazała się całkiem znośna, Hogwartczycy przebyli ją w zaledwie dwadzieścia minut, szybkim marszem. Wkroczyli na ulice miasteczka chylącym się krokiem, dumni jednak, że mają za sobą kolejną część misji.

- Teraz tylko ratujemy lasie i wracamy do domu – westchnął zadowolony Malfoy.

- Nie zapędzaj się tylko, Hermiona mówiła, że Eileen jest dorosłą kobietą – wytknęła mu Ginny.

- Czyli kobietą doświadczoną – odparował Draco, lecz tylko po to by dopiec rudej. Dlaczego ona się odzywała, kiedy nie miała nic mądrego do powiedzenia?

- Czyli kobieta dojrzała – dodał Blaise posyłając przyjacielowi kpiące spojrzenie.

- Czyli nie zainteresuje się takim dzieckiem, jakim jesteś, Malfoy – Ron najwyraźniej uznał za stosowne wytłumaczyć blondynowi słowa mulata, w obawie, że ten nie zrozumiał. Harry na jego głupotę uderzył się dłonią w czoło, Ślizgon zaś zaśmiał się sarkastycznie.

- Czyli masz nadzieję, że tobie się dostanie ‚kobieta dojrzała', Weasley?

- Czyli możecie się zamknąć? – Warknęła Hermiona, nie mogąc zrozumieć głupoty swoich znajomych.

Wszyscy ucichli jak na komendę, a Hayes i Harry posłali dziewczynie wdzięczne spojrzenia.

Ludzie mijający ich na ulicy potępiającym wzrokiem przyglądali się długim szatom czarodziei oraz różdżkom w ich rękach. Każdy obchodził ich szerokim łukiem, za oczywisty przyjmując fakt, że grupa ta niepoczytalnych ludzi musiała uciec z ośrodka psychiatrycznego, który nie znajdował się w końcu tak daleko.

- Hej, może po prostu spytajmy się kogoś gdzie jest zatoka?

~***~

Po wielu kłótniach, sprzeczkach i niemiłych komentarzach, oczywiście ze strony Ślizgonów, czarodzieje dowiedzieli się, że plaża leżała na wschód od miasteczka, ok. czterech kilometrów drogi.
Hayes wykazał się interwencją i zdobył w jakiś sposób samochód, a pytany, odpowiedział tylko, że „czary czasem się przydają". Draco mógłby także przysiąc, że widział mężczyznę w garniturze, który siedział na chodniku z rozmarzonym uśmiechem.

Gdyby jednak poinformował Granger o swoim przypuszczeniu, najprawdopodobniej zatrzymałaby całą eskapadę i wychłostała wujka samym swoim piskliwym krzykiem. A Draco zaczynał tęsknić za swoim wygodnym łóżkiem, w ciepłym pokoju i pragnął jak najszybciej doń wrócić.

Jako, że nauczyciel był jedynym, który z jakiegoś powodu potrafił prowadzić auto, zasiadł za kierownicą. Obok niego wcisnął się Blaise z Ginny na kolanach. Problem nastąpił kiedy Ron, Harry i Malfoy opanowali tył. Gdy Hermiona chciała wcisnąć się do środka, Draco złapał ją w pasie, usadawiając na swoich nogach, lecz Ron zaraz zaprotestował.
Rozpoczęła się setna już, tego dnia, kłótnia- rozwiązał ją Potter, przejmując Gryfonkę na własne kolana z przewróceniem oczami.

Prefekt Naczelna wiedziała jedno: nigdy więcej nie zostanie sama z tymi ludźmi.

- Hej, chyba mam pomysł! – powiedział radośnie Draco.

Wszyscy westchnęli z rezygnacją, czekając na kolejny kpiący komentarz, ewentualnie nieśmieszny żart. Tymczasem chłopak spojrzał na Hermionę z lekkim uśmiechem i rzeczywistym pomysłem rodzącym się w głowie. Chwycił w dłonie wezgłowie przedniego siedzenia, aby zachować równowagę, gdy samochód podskakiwał na nierównościach.

- Skoro Granger ma takie połączenie paranormalne z zaświatami, czy coś tam, to może spróbuje znowu pogadać z tą całą Eileen. Skoro zależy jej na wolności, to może nam pomoże.

- Malfoy, co ty pieprzy...

- Dobry pomysł – przerwał Ronowi Hayes.

- Ale ja nigdy nie wymuszałam wizji! – Zaprzeczyła szybko dziewczyna, widząc niebezpieczne błyski w oczach mężczyzn.

- Ale co ci szkodzi spróbować? – Spytał Blaise, który również zaczynał się niecierpliwić całą tą eskapadą.

Ostatecznie przekonało Gryfonkę proszące spojrzenie Ginny, a także milczący Harry, który rzucił jej znaczące spojrzenie. Chciał uwolnić nieznajomą tak samo mocno jak Hermiona, z nieznanych jej powodów.

- Ale potrzebuję spokoju i... błagam, nie gapcie się na mnie – jęknęła.

Jakież to było niezręczne, kiedy (siedząc na kolanach Harry'ego) zamknęła powieki, próbując się skupić. Oczywiście, że wszyscy patrzyli, czuła na sobie ciężki wzrok pięciorga oczu.

To nieważne! Musisz się skoncentrować.

Eileen. Czarne, lśniące włosy rozwiewane przez wiatr i duże, zielone oczy- bardzo znajome Gryfonce. Lekko haczykowaty nos i cienkie usta. Obraz dziewczyny, którą Hermiona raz w życiu widziała dokładnie, a jednak każda część jej twarzy wydawała się denerwująco znajoma.

Eileen, musisz mi pomóc! Nigdy w życiu tego nie robiłam i czuję się mega głupio, ale ...o Boże, Eileen, nie możemy cię znaleźć!!

Hermiona jeszcze kilka razy próbowała połączyć się z dziewczyną, lecz ponaglające spojrzenia przyjaciół wcale jej nie pomagały. Zaciskała tylko powieki coraz mocniej, by w końcu wydać z siebie żałosny jęk frustracji. Otworzyła oczy i natychmiast zmiażdżyła wzrokiem przyłapanego na przyglądaniu się jej, Malfoya. Ten szybko upatrzył sobie nowy, ciekawy punkt do obserwacji.

- Przez was nic mi nie wychodzi – warknęła rozzłoszczona.

- Po prostu nie rozumiesz naszej pomocy – Ron próbował zażartować, ale nie spodziewał się nagłego, bardzo agresywnego ataku ze strony przyjaciółki. Dziewczyna dosłownie rzuciła się na rudzielca i zapewne rozorałaby mu policzki paznokciami, gdyby pomiędzy nimi nie siedział Draco, który chwycił ją w pasie, odciągając od rudego.

-Cii, spokojnie tygrysie – zaśmiał się, rozbawiony widokiem Granger- całej czerwonej, poczochranej i wyrywającej się jego silnym rękom – przecież my też jesteśmy już zmęczeni...

- Ja chcę już do Hogwartu – o ile nagła wściekłość Gryfonki była niezrozumiała, to łzy, które spłynęły po jej policzkach zupełnie zdezorientowały chłopców zgromadzonych w samochodzie. Dziewczyna opadła bezwładnie na pierś Ślizgona i cicho łkała w jego ramię.

Draco niemrawo poklepał ją po plecach, z zapytanie patrząc na rudą przyjaciółkę Hermiony.

- Ma okres – wyjaśniła Ginny szeptem zachowanie brązowowłosej.

Wszyscy jęknęli ze zrozumieniem, a Malfoy mocniej przytulił Granger, nie rejestrując nawet, że jego dłoń zaczęła masować brzuch Gryfonki przez materiał szaty.

- Dzięki – szepnęła dziewczyna, kiedy jej mięśnie się rozluźniły.

Nawet nie sądziła, że dotyk Ślizgona sprawi jej tak wiele przyjemności. Skurcze w dolnej partii brzucha przemieniły się w zadziwiająco wygodne łaskotanie, jakby sowa pieściła skrzydłami ściany żołądka. I pomyśleć, że odczucie to jest niwelowane przez ubrania, co by było, gdyby Malfoy masował bezpośrednio jej brzuch?....

MATKO, JAKIE BZDURY!!! Ogarnij się, Hermiona, bo to zaczyna być śmieszne.

Dziewczyna chciała się podnieść, uwalniając Dracona od swojego ciężaru, lecz jej ciałem niespodziewanie wstrząsną dreszcz. Sapnęła cicho, zaciskając powieki i wszystko powtórzyło się tak jak zapamiętała; uszy zaprzestały na chwilę działania, by po chwili wychwycić zupełnie nowe dźwięki, niezwiązane z otoczeniem, w którym znajdowało się ciało Gryfonki. Zobaczyła nerwowy uśmiech cienkich ust i niepokój w zielonych oczach. Doszedł do niej zapach morza i szum niespokojnych fal. Mewy zakrakały żałośnie, okrążając zatokę.

- Witaj, Hermiono – rzekła Eileen, skubiąc skórki u paznokci. Siedziała w wiklinowym fotelu na eleganckiej, drewnianej werandzie. Za jej plecami dumnie wznosił się szary domek, który imponował urokliwym pięknem, mimo swoich niedużych rozmiarów.

– Eileen! Bałam się, że mnie nie usłyszałaś – ucieszyła się panna Granger.

– Usłyszałam. Co więcej, brawo za szybkie rozwinięcie umiejętności. Nie sądziłam, że potrafiłabyś mnie przywołać.

Hermiona przyjrzała się napiętej twarzy towarzyszki i jej bladej cerze, która ostatnim razem miała ładny, różany odcień.

– Coś się stało? – Spytała zaniepokojona.

– Niestety tak – westchnęła nieznajoma – mamy małe kłopoty. Ktoś musiał wyczuć nasze wcześniejsze połączenie. Od godziny utrzymuję tarczę, ale moje siły się kończą. Przebili się przez zaklęcia mego ojca i trochę się boję.

– Co? O czym... o kim ty mówisz? Gdzie oni są? – Zdziwiła się Hermina.

– Nie wiem – drżący szept uleciał z coraz bardziej sinych ust – ale ich czuję. Co raz mnie atakują, dlatego nie połączyłam się z tobą, kiedy mnie wzywałaś. Teraz nic nie robią. Chyba czekają i... zdaje mi się, że czekają na was.

Zimny dreszcz przeszył Gryfonkę, zatrzymując przepływ krwi. O kim mówiła Eileen? Śmierciożercy odpadali. Czyżby byli to ludzie, którzy już dwukrotnie próbowali ją porwać? Feniks?

– Eileen, wytrzymasz jeszcze trochę? – Spytała Hermiona napiętym głosem. Gdy kobieta skinęła głową, dziewczyna ciągnęła – nie martw się o nic, nie długo będziemy. Musisz nas tylko poprowadzić.

~***~

Draco, podobnie jak pozostali uczestnicy wyprawy, wpatrywał się w Hermionę z niepokojem. Leżała wzdłuż jego kolan bezwładnie, nie poruszając się nawet o centymetr. Wyglądało to na tyle nienaturalnie, że chłopakowi przez chwilę wydawało się, iż nie żyje.

Machinalnie głaskał jej miękkie loki zastanawiając się czy ona zawsze musi być w centrum uwagi? Nie świadomie, ale jednak zawsze pozostawała na pierwszym planie myśli chłopaka. Zawsze działo się z nią coś, co niepokoiło towarzyszy.

Głupia Gryfonka! Powoli już męczył go fakt ciągłego zamartwiania się o jej drobną postać. Gdyby mógł, zamknąłby ją w jakimś bezpiecznym miejscu i zostawił tak, żeby dla odmiany to ona pomartwiła się o niego. Chyba rozumiał pobudki chorego ojca tej całej Eileen. Bał się o nią i jego pomysł spodobał się Ślizgonowi. Też kiedyś zamknie Granger w przytulnym domku, najlepiej ze sobą w środku.

Dziewczyna drgnęła i w jednej chwili otworzyła oczy. Przez chwilę na ich powierzchni utrzymywała się mleczno- biała mgła, zaraz jednak rozpierzchła się do kącików. Brązowe tęczówki skoncentrowały się na Ślizganie, a tego przeszedł prąd. Uderzyła go myśl, że...

Hermiona podniosła się na łokciach, patrząc na skołowaną twarz Malfoya. Coś go zaskoczyło, delikatnie mówiąc, ale teraz dziewczyna nie miała czasu zastanawiać się o co mu znowu chodzi.

Szybko rozejrzała się po zebranych i zaczęła tłumaczyć, ledwo zaczerpując oddech.

- Eileen jest w niebezpieczeństwie. Czeka na nas, ale długo nie poradzi sobie z tymi czarodziejami. Z jakiegoś powodu usłyszeli naszą rozmowę i ją odnaleźli.

Blaise parsknął kpiąco.

- A nie mówiłem, że to zasadzka?

- To żadna zasadzka! – Oburzyła się Hermiona – wy nie wiecie jak to jest się z kimś połączyć, ale wtedy nie można ukryć swoich intencji.

- Pan Zabini się tylko wygłupiał – wtrącił Hayes – razem z... ja w każdym razie studiowałem wiele mądrych ksiąg na ten temat i często opisywana jest „czysta więź międzyumysłowa".

- No dobrze, ale pośpieszmy się – przerwała mu zniecierpliwiona dziewczyna – Musimy dojechać do morza, później wzdłuż plaży, ja rozpoznam to miejsce.

~***~

Wiatr gwałtownie powiewał, mierzwiąc trawy rosnące na wydmach i formując delikatne fale z żółtego piasku. Wody słonego morza lekko, jakby nieśmiało, lizały brzeg, coraz śmielej, coraz śmielej...i znów nieśmiało. Piana zdobiła fragmenty zatoki.

– Tutaj ją widziałam.

Hermiona pamiętała tę plażę, chociaż wspomnienie to było zamazane i odległe. Stojąc teraz na samym środku plaży, patrzyła w miejsce, gdzie widziała niegdyś czarnowłosą kobietę.

– Na pewno?

Hermiona nie mogła mieć stuprocentowej pewności. Przecież to było tak dawno temu! Ale nawet nie myślała powiedzieć o tym Draconowi. Zaraz jednak przypomniała sobie wizje i otoczenie Eileen.

Tak, to było to miejsce.

- Na pewno – rzekła z mocą czując gdzieś z tyłu swojej świadomości silne deja vu. No tak, kiedyś nawiedziła ją wizja. To tutaj Hermiona miała się znaleźć, tak przepowiedziała samej sobie.

Spojrzała na Malfoya, który od czasu rozmowy w samochodzie wydawał się jeszcze bardziej milczący od Harry'ego. Co ich znów dziś ugryzło?!

Chłopak odpowiedział nieprzeniknionym spojrzeniem, szybko jednak odwrócił wzrok, a dziewczyna mogłaby przysiąc, że jego policzki się zarumieniły! Pokręciła z niedowierzaniem głową i powróciła do przyglądania się otoczeniu.

Chmury nad ich głowami kłębiły się coraz ciaśniej, nabierając brzydkiej, szarawej barwy. W oddali burza cicho mruczała, czarodzieje jednak nie martwili się na razie pogodą. Blaise i Ginny, którzy od początku trzymali się razem, stali w niedużej odległości, cicho się kłócąc, Ron usiadł na jednej z trawiastych wydm i różdżką rysował bezsensowne wzory, a Harry z głęboko zamyśloną miną patrzył w horyzont. Draco wraz z Hermioną szukali czegoś co naprowadziłoby ich na trop czarnowłosej dziewczyny.

– Hermina – Hayes podszedł do dziewczyny z zatroskanym wyrazem twarzy – może... no wiesz... – rozejrzał się po swoich uczniach i ściszył głos – powinienem wezwać Tom'a.

– Nie – żachnęła się Gryfonka – czy profesor wie jak on się zdenerwuje? Ja nawet nie powinnam wychodzić ze szkoły.

– Hermiona, jestem twoim wujkiem i bardzo się martwię. Sama powiedziałaś, że czekają na nas i sama nie wiesz kto! To zbyt niebezpieczne.

Dziewczyna westchnęła ciężko, również spoglądając na swoich przyjaciół. Nie powinna ich narażać dla własnego widzi mi się. Przecież nigdy nie była tak lekkomyślna i impulsywna! Czyżby to wiadomość o swoim prawdziwym pochodzeniu zmieniła charakter Gryfonki, czy może nabyta zdolność?

Wymieniła z Malfoyem spojrzenia, który cały czas trwał u jej boku i przysłuchiwał się rozmowie. W jego stalowych oczach błysną przepiękny błękit i przez jedną sekundę, Hermiona zamiast myśleć o swoich znajomych, zatrzymała się na chłopaku. Odkąd zaczęła się zachowywać jak w gorącej wodzie kąpana, Ślizgon cały czas cierpiał. Przez nią i jej głupotę. Ironicznie bywała nazywana najmądrzejszą czarownicą od czasu Roveny Ravenclaw.

- No dobrze, możesz go wezwać – westchnęła w końcu.

Hayes uśmiechną się jakby z ulgą. Już miał wysłać patronusa, gdy do uszu wszystkich doszedł przeraźliwy krzyk. Zebrani zesztywnieli, zrywając się do gotowości.

Zanim Hermiona zdołała zareagować, w jej polu widzenia błysnęło czerwone światło i po chwili różdżka wyleciała z dłoni Hayesa. Na jednej z większych wydm zamigotało powietrze i już po chwili tam gdzie nie było niczego pojawił się znany już Gryfonce, szary dom z drewnianą werandą. Skalna wysepka stanowiła fundament dla budynku, na niej także stało teraz czterech rosłych czarodziei. Jeden z nich trzymał za fraki Eileen, która najwyraźniej straciła przytomność. Mimo tego, mężczyzna nadal celował różdżką w jej skroń.

– Nasza myszka w końcu dotarła – zaśmiał się jeden z nich.

Dziewczyna nie chciała prowadzić z tymi nieprzyjemnymi osobnikami żadnej rozmowy, dlatego nie czekając na nic, rzuciła pierwsze zaklęcie. Przecież w siódemkę poradzą sobie z czwórką mężczyzn.

Niestety okazało się, że napastników jest więcej. Hermiona, a także całaekipa ratownicza zostali otoczeni przez uzbrojonych czarodziei, którzy natychmiast odbili zaklęcie dziewczyny. Jej czyn jednak pociągnął do działania resztę towarzyszy i w jednej chwili wszędzie latały kolorowe błyski.

Ron szybko został rozbrojony, jego różdżka jednak poleciała w stronę Hayes'a, który pochwycił ją i dołączył do walki. Blaise nie pozwalał Ginny w ogóle wychylić się zza jego pleców, zaciekle broniąc swojej dziewczyny, Harry zaś wykorzystywał najgorsze zaklęcia wychwycone z książki Księcia Półkrwi, zadziwiając swoim zaangażowaniem. Draco oberwał kilkakrotnie, czego dowodem były zadrapania na twarzy.

Hermiona zaś czuła się wyłączona z gry. Ona ją rozpoczęła i ona jej nie kontynuowała. Stała za nauczycielem, czując jak deszcz zaczyna siec ją po twarzy. Burza grzmiała coraz groźniej, a czarne już niebo co kilka chwil przecinał nierówny, biały błysk.

Dzisiaj jest pełnia – uświadomiła sobie absurdalnie błahą rzecz.

Nie walczyła, nie pomagała swoim przyjaciołom z jasnego powodu. Przeczucie, niemal tak samo silne jak wizja, obezwładniło jej ciało. Przemknęła spanikowanym spojrzeniem po otaczających ją czarodziejach. Było ich ze dwudziestu, ale żaden z nich nie rzucał poważnych klątw. Albą się bawili ofiarami, albo przedłużali...

- Granger! – Warknął Malfoy, widząc bierną dziewczynę – Granger, obudź się, do cholery!

- Malfoy, musimy uciekać – jęknęła dziewczyna, chwytając za różdżkę. Jakimś cudem (którym możemy nazywać Dracona) nie trafiło ją do tej pory żadne zaklęcie – coś się zbliża.

Chłopak zmarszczył brwi, ale wtedy kolorowy błysk grzmotnął w jego klatkę piersiową. Ślizgona odrzuciło co najmniej na kilka metrów, czemu towarzyszył krzyk Hermiony. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, widząc jak chłopak się podnosi.

W odwecie z jej różdżki pomknęły silne zaklęcia, które zdołały powalić aż dwóch mężczyzn. Strach o przyjaciela przelała w niewerbalnie wymawiane czary. Nie było jednak łatwo walczyć, kiedy deszcz przesłaniał widoczność i moczył szaty, które nieznośnie przylegały do ciała. Grzmoty dezorientowały uczniów Hogwartu.

Niespodziewanie rozległ się trzask charakterystyczny dla teleportacji i jak na zawołanie wszyscy napastnicy schowali różdżki. Nie trafiło ich żadne zaklęcie, gdyż nowo przybyły jednym ruchem nadgarstka zdołał zasłonić swoich żołnierzy niewidzialną tarczą. Młodzi czarodzieje również zaprzestali walki, jednak w ich przypadku to szok zahamował odruchy. Oczy siódemki skierowały się na (przecież dawno zmarłego!!!) Albusa Dumbledora.

– Ja pierdole – warknął Hayes, a Hermiona zesztywniała ze strachu, spotykając zimne spojrzenie błękitnych oczu.

– Po co ta agresja? My chcemy tylko porozmawiać.

– Profesorze! Pan żyje – wykrzyknął Harry i chciał pobiec do dawnego dyrektora Hogwartu, lecz w ostatniej chwili powstrzymał go Hayes, łapiąc za ramiona – co pan wyprawia?

– To, że Albus się pojawił, to raczej nie jest powód do świętowania – warknął nauczyciel, groźnie spoglądając na starca.

Ten odpowiedział paskudnym uśmiechem. Podszedł bliżej, nawet nie zaszczycając Wybrańca spojrzeniem. Cała jego uwaga skupiła się na przerażonej Hermionie, chociaż słowa kierował do Hayes'a.

– Nadal jesteś chłopcem na posyłki, Thomasie? Twoja lojalność jest godna pożałowania... ach, wyrosłaś, panno Granger. Nie było mnie w szkole zaledwie dwa lata, a wyglądasz jak dorosła kobieta.

– Co tu się dzieje?! – W glosie Rona pobrzmiewało czyste zdezorientowanie. Nie rozumiał rozwijającej się sytuacji, podobnie jak Blaise i Harry. Ginny jednak pamiętała słowa swojej przyjaciółki, kiedy odkryła w jej rzeczach czarnomagiczny eliksir. Malfoyowi zaś wszystko tłumaczył sam Voldemort, miał więc podstawy, aby mierzyć Dumbledora nienawistnym spojrzeniem.

– Ronald Weasley. Czarodziej z potencjałem, lecz bez niezbędnej siły charakteru – zaśmiał się były dyrektor. Wydawało się, jakby cieszył go niezmiernie fakt, że w końcu może poinformować tę zgraję dzieciaków, co na prawdę o nich myśli – nawet nie wiecie jakie trudne okazało się zorganizowanie tego spotkania. Moi niekompetentni ludzie nie potrafili porwać małolaty! Hogwart okazał się w rzeczy samej, bezpiecznym miejscem.

- Zaraz... to pan jest Feniksem? – Spytała Hermina. Gdyby wiedziała, że ten zakłamany, stary piernik żyje, od razu zgadłaby, że to on stoi za próbami porwania.

– Oczywiście, że ja. Dziwię się, że do tego nie doszłaś, moja droga. Wizje mnie nie wskazały? Cóż, dzięki nim wiedziałem gdzie ciebie szukać – odsłonił zęby w sarkastycznym grymasie. Dobroduszny staruszek z mądrymi oczyma wyparował, a osoba która pojawiła się w jego miejsce, nawet w najmniejszym calu go nie przypominała. Przerażała swoją srogością.

– Ta tutaj... – Dumbledore wskazał na Eileen i roześmiał się tubalnie. W końcu spojrzał na Harry'ego – wiedziałeś, że to twoja siostra?

Eileen poruszyła się niespokojnie, jakby słyszała, że jest o niej mowa. Nie odzyskała jednak świadomości, gdyż szybkie zaklęcie obezwładniające przemknęło przez jej skroń.

– Severus dopiął swego. Uwiódł Lili.

– Co pan mówi? O co tu chodzi? – załkał Harry, nadal trzymany przez Hayes'a.

– Nie martw się Harry, to wszystko odbyło się zanim Lili związała się z James'em. Na piątym roku Severus podał pannie Evans amortencię. Spłodził Eileen. Oczywiście kiedy Lili odzyskała... rozum i okazało się, że zaszła w ciążę, znienawidziła przyjaciela. Według mojej opinii, słusznie postąpiła. Pozostało tylko pytanie co z dzieckiem?

– Kłamiesz, przecież mama... Syriusz opowiadał mi o niej. Powiedziałby mi o siostrze.

– Mój drogi, Syriusz o niczym nie wiedział. Nikt nie wiedział oprócz samych zainteresowanych, James'a i mnie. Na prośbę tej trójki uwarzyłem eliksir, dzięki któremu ciąża panny Evans skróciła się do zaledwie dziewięciu dni. To wyczyn z mojej strony, gdyż nikomu nie udało się tego dokonać od ponad półtorej wieku – pochwalił się – urodziła dziewczynkę, zdrową i jakże podobną do ojca! Severusa matka zaopiekowała się swoją wnuczką, gdyż chłopak był na to stanowczo zbyt młody. I nie gotowy. Dlaczego Lili nie kontaktowała się z córką? Och, to jest najlepsza część opowieści: James wymazał jej pamięć, kiedy tylko wspomniała, że chce się nią zaopiekować.

Hermiona miała wrażenie, że Dumbledore opowiedział im to wszystko tylko po to, by po napawać się ostrą prawdą, która (jak się okazało) może być również bronią. Ze współczuciem patrzyła na bladą twarz Harry'ego, który z nienawiścią patrzył na byłego mentora. Nie dowierzał. Nie dopuszczał do siebie niczego z zasłyszanych informacji.

– Nie mówię tego żeby was sprowokować, moi drodzy! Chociaż przyznam, że wasze zszokowane miny są miłą nagrodą. Ale szczerze powiedziawszy, wolałbym już wrócić do swoich obowiązków, zabieram więc pannę Granger i znikam.

Dumbledore przekroczył ochronną tarczę, którą sam utworzył i niemal od razu pomknęły w jego stronę ze trzy zaklęcia. Draco chwycił Hermionę za rękę i szarpnął za swoje plecy. W tym samym czasie Ginny i Ron stanęli po ich obu stronach, wyciągając przed siebie różdżki.

Dyrektor odbił wszystkie klątwy bez jakiegokolwiek problemu, nie zdążył jednak zareagować, gdy Hayes odsłonił lewe przedramię i czający się na skórze Mroczny Znak. Wskazujący palec wcisną w miejsce gdzie z czaszki wyłaniał się wąż i w tym samym momencie błyskawica rozorała niebo swym oślepiającym błyskiem.

- Może ja nie dam rady obronić tych dzieci, ale On tak – syknął Hayes z uśmiechem triumfu spoglądając na swojego wroga.

Przez twarz Dymbledore'a przemknął cień, zaraz jednak powściągnął emocje i odbił kolejne zaklęcie, tym razem posłane przez Blaise'a.

– Nie zdoła mnie powstrzymać. Z dziewczyną zdołam go pokonać – warknął i jednym susem, którego nie zarejestrowało żadne z oczu, znalazł się przy Hermionie.

Draco nie zdążył machnąć różdżką, gdy został odrzucony do tyłu już po raz drugi tego dnia. Gdy podnosił się z mokrego piasku, zauważył rodzeństwo Weasley, które również zbierało się z ziemi. Z paniką pomknął spojrzeniem w miejsce gdzie chwilę temu znajdowała się Granger, jednak zniknęła. Nigdzie nie było widać ani jej, ani byłego dyrektora.

Porwał ją!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top