Rozdział 29
Nie sprawdzany
Hermiona już od rana nie mogła znaleźć sobie miejsca. Najgorsze święta w jej życiu miały skończyć się wraz z przybyciem gryfońskich przyjaciół, co powinno nastąpić dopiero pod wieczór. Szczerze to nawet mniej samotna czuła się w poprzednie Boże Narodzenie, kiedy przecież zaatakował ją i Harry'ego wąż należący do Voldemorta.
W tym roku niemal nie wychodziła z wieży, wyglądając tęsknym wzrokiem przez okna, na błonia przysłonięte białym puchem. Przyglądała się majestatycznym ptakom, które szybowały w sposób przenikliwie piękny. Sowy wyruszały na łowy zazwyczaj po zmroku, ale często potrzebowały, w ciągu dnia, rozprostować skrzydła.
Z wychudzonymi sylwetkami testrali również się zaznajomiła. Zazwyczaj w porze przed południowej można było zaobserwować jak wznoszą się ponad wysokie drzewa Zaczarowanego Lasu. Zaczęła dostrzegać subtelne piękno ukryte w pozornie makabrycznych widokach tych zwierząt. Czasami miała nawet ochotę wyjść z zamku i pognać do lasu, aby jej natura naukowca mogła rozwinąć skrzydła.
Chyba jednak wariowała, skoro do szczęścia potrzebne było jej łamanie zasad. I to wszystko przez Malfoy'a. Przecież mieli spędzić święta razem. RAZEM, to znaczy nie w dwóch różnych miejscach!
Jekju, Hermiono, od kąt ty taka marudna? Draco odnalazł rodziców, a ty wymagasz żeby od razu ich zostawił. Egoistycznie..."
Dziewczyna potrząsnęła głową, aby odegnać od siebie wszystkie niepotrzebne myśli. Bądź co bądź, zgadzała się z... samą sobą, jednak upominanie siebie samej mogło zakrawać o szaleństwo. Potrzebne było Hermionie całkowite odcięcie się od własnego umysłu, odpoczynek od myśli, od swojej świadomości i sumienia.
Wstała gwałtownie, szukając po dormitorium swojej peleryny, jakiejś czapki i rękawiczek. Może nie mogła wejść do lasu, ale była osoba, która bardzo się z nim kojarzyła, a którą Gryfonka ostatnio zaniedbała.
Hermiona potrzebowała przyziemnej rozmowy z Hagridem.
Wybiegła z wieży, niemal frunąc po schodach. Korytarze były puste, nielicznie uczniowie, którzy zostali w szkole, teraz zapewne wyjadali resztki słodyczy ze świątecznych prezentów, zaszywając się w swoich pokojach. Nauczyciele zapewne wykonywali własne obowiązki, dlatego dziewczyna nie spodziewała się na nikogo wpaść.
Jednak zeskakując z ostatniego już schodka, wylądowała na czymś miękkim, ciągnąc ową niewiadomą rzecz na kamienną podłogę. Jęknęła bardziej, by skomentować swoją niezdarność, ale ucichła kiedy doszedł do niej znajomy, bardzo ładny dodajmy, zapach kawy i pergaminu. Zaciągnęła się, czując w żołądku dziwny uścisko podobne wrażenie, a może to jakieś robaki zaczęły pastwić się nad jej wnętrznościami?
- Granger? - stęknął Malfoy, który nieświadomie przyjął na siebie całą moc upadku. Instynktownie objął dziewczynę, ale szybko cofnął ręce, kiedy świadomość powoli wracała.
- Malfoy?! - Hermiona podskoczyła, zrywając się na nogi.
Pomogła wstać chłopakowi, uśmiechając się jak głupia. Mina jednak jej zrzedła, kiedy Draco nie odpowiedział jej tym samym. Zamiast radości, jego przystojną twarz pętał nieprzyjazny grymas, niemal taki sam jak za dawnych czasów.
- Coś się stało? - Spytała ostrożnie.
Chłopak wzruszył ramionami, otrzepując swoją nienagannie czarną szatę.
- Uważaj jak chodzisz - burknął tylko i odszedł. Tak po prostu.
Hermiona miała ogromną ochotę się rozpłakać. Dlaczego Malfoy zachowywał się tak... arystokratycznie? Przecież doszli do przyjaźni, a przynajmniej tak wydawało się Gryfonce. Przecież tęskniła za nim, nie mogła doczekać się jego powrotu, a on najwyraźniej w ogóle nie chciał jej widzieć. Tak to wyglądało ze strony dziewczyny.
A powiadają, że to dziewczyn nie da się zrozumieć.
~***~
Draco rzucił na swoje łóżko ciężki szalik utkany w barwach Slytherinu i ciężko opadł na krzesło przed biurkiem. Podparł głowę dłońmi i tępo wpatrywał się w zeszyt. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niego, że patrzy na swój szkicownik, w dodatku otwarty. Z białych kart patrzyła na niego radosna twarz Hermiony Granger. Uśmiechnął się lekko, śledząc wzrokiem delikatny łuk żuchwy i roziskrzone oczy. Podobała mu się ta twarz, ale co z tego, skoro na właścicielkę nadal bardzo się złościł? Jeszcze gdy przypominał sobie ten dzisiejszy uśmiech, jakby nic się nie stało. A stało się, w końcu Gryfonka mieszała się do jego życia bez żadnego pozwolenia, sterowała nim, jakby myślała że ma jakiekolwiek prawo. Otóż nie miała i Draco chciał teraz jej pokazać, że nie wszystko ujdzie jej na sucho, dlatego że jest córką Czarnego Pana. Porządnie przegięła psując jego spotkanie z rodzicami. Przez nią, Draco został wyproszony z towarzystwa jak krnąbrne dziecko!
Chociaż musiał przyznać, że trudno było stać przed Granger po niemal tygodniu całkowitego rozstania i nawet nie powiedzieć jej cześć. A ochotę miał na coś jeszcze innego: chciał ją przytulic i zapewnić, że tęsknił. Ale tak nie robią przyjaciele, a może robią... nigdy nie miał przyjaciela płci żeńskiej.
Z niecierpliwością czekał na Blais'a, pragnął bowiem upić się z nim, chociażby do utraty świadomości.
~***~
Minęło kilka tygodni, które Draco spędził na ignorowaniu Hermiony. Może sam nie pałał radością z tego powodu i szczerze to pragnął pocieszyć dziewczynę, kiedy przechodząc obok niego spuszczała głowę, jednak jego arystokratyczna mentalność nie mogła wybaczyć zniewagi jaką jest mieszanie się Gryafonki do jego prywatnego życia. Bo chyba o to się pokłócili...Draco niewiele już z tego pamiętał, ale skoro nie chciał się odzywać jeszcze wtedy do Granger, oznaczało to iż dziewczyna musiała bardzo stracić w oczach Ślizgona.
Nic nie dawały rozmowy z Blais'em, który gorąco przekonywał Malfoy'a do rozejmu z niedawną koleżanką, ani wściekła wiewióra, która przy każdej okazji wrzeszczała na niego jak rasowa mandragora. Po prostu nie potrafił się odnaleźć z jakiegoś powodu, wszystkie jego myśli skupiały się na rodzicach, jednocześnie zupełnie o nich zapominając. Draco zrozumiał swoje zachowanie, czy też nie składne myśli dopiero kiedy pewnego dnia Granger do niego podeszła z niepozorną fiolką w dłoni.
- Emmm, Malfoy? - Spytała ostrożnie, jakby obawiała się wybuchu chłopaka. Nie dziwił się jej, w końcu w ostatnim czasie nie zachowywał się wobec niej zbyt uprzejmie.
- Co? - Burkną, nawet nie podnosząc głowy znad czytanej lektury, wzrokiem jednak śledził drżące ze zdenerwowania dłonie Gryfonki. Obróciła kilkakrotnie fiolkę, by następnie bez słowa wyciągnąć ją przed siebie.
Dopiero po chwili, Draco zorientował się, że Granger nie zamierza nic więcej mówić. Zdziwiony, uniósł brwi tuż pod linię swoich chlubnych, platynowych włosów. Popatrywał to na czerwoną twarz dziewczyny, to na smukłe, szklane naczynie oplecione nie długimi palcami.
- Co to i po co mi? - Spytał, jakby nie wyjawiając tego, Hermiona popełniła straszliwą gafę. Tak też się czuła, pod przeszywającym spojrzeniem stalowych tęczówek, które przebłyskiwały momentami pięknym błękitem.
To było takie dziwne. Stać tuż obok, rozmawiać ze Ślizgonem, kiedy serce łomotało nie miłosiernie. Bała się, to nie ulegało dyskusji, jednak uczucie które zdominowało dziewczęce ciało, odbiegało od znanych Hermionie norm ludzkiego zachowania. Dlaczego ręce, które zaciskała kurczowo na fiolce pokryły się potem? Dlaczego głos zadrżał przy wypowiadaniu słów? Może to z tęsknoty za przyjacielem? Może powinna po prostu przeprosić, cokolwiek zrobiła i powrócić do pięknej relacji, która odpowiadała Gryfonce w zupełności i utrzymywała się między nią a Malfoyem jeszcze kilka tygodni temu?
- To...ekhymm, to eliksir. Poprosiłam Snape'a o przepis, w końcu sam robił to dość często dla profesora... znaczy jeśli nie,... a może... - zamknęła się na chwilę, czując jak jej purpurowe policzki czerwienieją do stanu pomidora. Spuściła wzrok, by zebrać się w sobie i już po chwili ponownie spojrzała na Dracona, tym razem pewna siebie - ten eliksir pohamuje twoją przemianę. Oczywiście nie całkowicie, jednak będziesz w stanie panować nad swoim zachowaniem. Będziesz świadomy tego co się dzieje.
Ach, no tak. Pełnia - przypomniał sobie Draco z goryczą. Nie rozumiał tylko dlaczego Granger, którą traktował jak nie mile widzianą zdrajczynię, postanowiła mu pomóc. Zmarszczył brwi w niezrozumieniu, przypatrując się czekoladowym oczom towarzyszki. Nie krępował się zadać to pytanie na głos.
- To mój obowiązek, Malfoy - rzekła twardo, jakby stawił jej wyzwanie - moją winą jest twoja sytuacji i to mi powierzono opiekowanie się tobą. Czy tego chcesz, czy nie.
~***~
Hermionie nic się nie chciało robić. Wykonywała swoje czynności bez jakiegokolwiek płomyka życia w sobie. Była jak wyprana lalka, bezwładna i wyblakła. Cały czas zadręczała się tylko pytaniami, jak, po co, dlaczego? Wszystkie oczywiście zawierały w swojej składni rzeczownik o brzmieniu Malfoy, ewentualnie Draco. Już rozumiała, że nie powinna się mieszać w jego sprawy, próbowała nawet porozmawiać o tym z chłopakiem, zawsze ją jednak ignorował.
Ginny bardzo martwiła się o przyjaciółkę. Przeminęły momenty kiedy pochodzenie Hermiony miało jakiekolwiek znaczenie dla rudej. Rozmawiała o tym z Harry'm, któremu w pełni wybaczyła już jakiś czas temu. Nie mogli zrozumieć jej zachowania, nie znali powodu. O dziwo to Ron podsunął im rozwiązanie, kiedy razem siedzieli w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Chłopcy grali w szachy, kiedy Ginny poruszyła częsty ostatnio temat. Harry zaczął wysnuwać teorie spiskowe, według których Hermioną zawładnęli Śmierciożercy, albo co gorsza, nargle wtargnęły do jej głowy!
- Za dużo spędzasz czasu z Luną, stary - skomentował kąśliwie Weasley - Hermiona po prostu się zabujała.
Wcale nie powiedział tego zrozpaczonym tonem, może nieco smutnym, dalekim jednak od depresji. Tęsknił za czasem gdy tworzył z Gryfonką związek, ostatnio jednak, po opanowaniu burzy emocji, z którą rzeczywiście często miał problem, rozpoczął szukania szczęścia gdzie indziej. Szczęśliwym trafem padło na pewną nikomu nie znaną Puchonkę z piątego roku. Bardzo imponowała mu swoimi umiejętnościami, była bowiem metamorfomagiem, co wykorzystywała do chowania się w tłumie.
Alyssa Grey nie lubiła być w centrum uwagi. Wolała czytać książki pod ścianą, być postacią drugoplanową, tłem. Samotnie po postu czuła się lepiej. Przyszła jednak chwila, kiedy jedna osoba to wszystko zaburzyła. Weszła do szczelnej bańki Alyssy i obojgu się w niej podobało. Ron w końcu znalazł przeznaczoną sobie połówkę, tak w każdym razie czuł.
Słowa chłopaka dały Ginny do myślenia i nie trudno było dodać dwa do dwóch. Cóż jednak mogła w tej sytuacji uczynić rudowłosa? Czuła bezradność, zwłaszcza gdy musiała patrzeć jak ten cham potwornie ją traktuje. Tak, Ginny Weasley odkryła, że jej najlepsza przyjaciółka zauroczyła się w Ślizgonie. To samo w sobie nie było złe, w końcu ruda sama posiadała chłopaka z tego też domu. Ale gorzej trafić nie można, niż na Dracona Malfoya, niesprawiedliwego dupka o nastrojach bardziej zmiennych niż kobieta w ciąży.
Hermiona nie była świadoma myśli swoich przyjaciół, nie była nawet świadoma rzeczy, do których doszli jej przyjaciele w swoich rozmyślaniach. Spokojnie siedziała na parapecie pustego korytarza, bez celu bazgrząc w zeszycie. Zupełnie nie spodziewała się tego co zaraz nastąpiło, mianowicie przez całe ciało dziewczyny przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a ciepłe tęczówki zaszły mlecznobiałą mgłą. Postronny obserwator rzeczywiście mógł się porządnie wystraszyć, Hermiona jednak znajdowała się w korytarzu zupełnie samotnie.
Na powierzchni jej powiek zamajaczyły zielone, piękne oczy okalane długimi, smolisto-czarnymi rzęsami. Na chwile zniknęły, by za sekundę ponownie się pojawić, tym razem będąc ozdobą dziewczęcej twarzy. Na znanej już Hermionie opustoszałej plaży stała również znajoma Gryfonce kobieta o kruczoczarnych włosach, które niczym szalik, oplatały jej ramiona i długą szyję. Tym razem panna Granger mogła uważnie przyjrzeć się dziewczynie, dzięki czemu dostrzegł szczupłą, nawet nieco wychudzoną sylwetkę, sięgającą chmur. Z pewnością była wyższa od nie jednego chłopaka. Niezmiernie kogoś Hermionie przypominała, jednak przymulony mózg Prefekt Naczelnej nie mógł pozbierać faktów. Wizja dostatecznie wytrąciła ją z równowagi.
- Witaj - powiedziała nieznajoma, nieco chropowatym głosem.
- Ty... ty mnie widzisz? - Zdziwiła się Gryfonka.
- Wiem, że jesteś zdezorientowana - kobieta uśmiechnęła się przepraszająco. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia kilka lat - Nazywam się Eileen, a ty?
- Co... znaczy, bo ja... jestem Hermiona - rzekła w końcu brązowowłosa - ale kim ty jesteś? Dlaczego mnie widzisz? Czy to jakaś wiadomość z przyszłości, czy...
- Nie - parsknęła Eileen - po prostu wykorzystałam czary, aby się z tobą połączyć. Dwukrotnie wyczułam już czyjąś obecność, pozytywną. Coś kazało mi cię odszukać, więc jestem.
- Słucham? Jak to?
- O jejku, rozumiem, że to może trochę pogmatwane, wydajesz się dość świeża, przepraszam - smutny uśmiech wygiął cienkie usta, oczy jednak nawet na chwilę nie uzyskały radosnego, szczęśliwego wyrazu, choć kryła się w nich ulga.
- Jak udało ci się połączyć z drugim czarodziejem? - Spytała zaciekawiona Hermiona.
- Gdybyś nie miała Daru, nigdy by mi się to nie udało. Nie pora jednak na pogaduszki, bo szukałam cię nie bez powodu. Potrzebuję ratunku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top