Rozdział 24



Wiatr gwałtownie powiewał, mierzwiąc trawy rosnące na wydmach i formując delikatne fale z żółtego piasku. Wody słonego morza lekko, jakby nieśmiało, lizały brzeg, coraz śmielej, coraz śmielej...i znów nieśmiało. Piana zdobiła fragmenty zatoki.

- Tutaj ją widziałam.

Widziałam, widziałam, widziałam - rozległ się echo.

Hermiona pamiętała tę plażę, chociaż wspomnienie to było zamazane i odległe. Stojąc teraz na samym środku plaży, patrzyła w miejsce, gdzie widziała niegdyś czarnowłosą kobietę.

- Na pewno?

Na pewno, na pewno, na pewno...

Hermiona nie mogła mieć stuprocentowej pewności. Przecież to było tak dawno temu! Ale nawet nie myślała powiedzieć o tym Draconowi.

Hermiona wzbudziła się nagle i z ulgą stwierdziła, że leży we własnym łóżku. Przez zasłonięte kotary wpadał pojedyńczy promyk srebrnego blasku, zapewne księżycowego.

To był sen. Tylko jeden z tych dziwnych, super realistycznych snów. Nadal czuła na sobie zimny powiew wiatru, a także słony smak powietrza. Tak jakby... to było wspomnienie. Ale Hermiona nie przypominała sobie żadnej takiej sytuacji. Jeszcze nigdy nie była nad morzem, jedynie wizja, którą kiedyś zobaczyła... Tak. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to miejsce było tym samym z pierwszej wizji. Wtedy jednak panowała wściekła burza, mącąca spokojne fale, a i plaża nie była pusta. W środku potwornego huraganu stała kobieta. I to chyba jej, Hermiona i Draco szukali w śnie dziewczyny.

Przepełniona sprzecznymi emocjami, postanowiła wstać. Wiadome, że już nie zaśnie. Rozwarła więc ciężkie kotary i niemal od razu owioną ją lodowaty powiew grudniowego powietrza. Zadrżała, tęskniąc do ciepła, które zatrzymywały kotary.

Hermiona szybko nałożyła bordową bluzę i wstała z łóżka.

Była trzecia trzydzieści.

Dziewczyna postanowiła oddać się zajęciu, które ubóstwiała. Chwyciła książkę i zeszła do Pokoju Wspólnego, w którym płoną już wesoło ogień.

Była siódma czterdzieści, kiedy się ocknęła. Z odrętwienia wybudził ją Ron.

- Miona?

- C-co?

Dziewczyna rozejrzała się dookoła i ze zdziwieniem stwierdziła, że już trochę ludzi zebrało się w salonie, a ona tego nie zauważyła.

- Zaczytałaś się, co?

- Hmm... najwyraźniej - Hermiona wstała z fotela i przeciągnęła się jak kotka. Chyba pora, aby przyszykowała się na śniadanie.

~***~

Ron naprawdę chciał odnowić relacje z Hermioną, ale ta wydawała się już w ogóle z nim nie związana. Jakby był jakimś zwyczajnym kolegą z klasy, a nie wieloletnim przyjacielem. Bolało go to, zwłaszcza, że nadal bardzo mu się podobała. Piękna, odważna Gryfonka.

- Ron, nie guzdraj się tak - zawołał Harry, który czekał już pod portretem Grubej Damy.

Chłopak razem z ciemnowłosym przyjacielem ruszył do Wielkiej Sali, prowadząc luźną rozmowę, a mimo tego, Ron miał wrażenie, że Harry coś ukrywa. Zachowywał się nerwowo, wciąż przygryzał wargę i wydawał się nieobecny myślami.

Rudy westchnął. Ostatnio bardzo oddalił się od przyjaciół i czuł się przez to potwornie. Tęsknił.

- Chyba nie ma sensu pytać co cię tak martwi, mam rację? - mruknął do czarnowłosego.

- Co?

- Harry...

- Patrz Ron, co tam się dzieje? - Potter przerwał przyjacielowi, wskazując coś palcem.

W głębi pustego korytarza stali dwaj Ślizgoni. Wyraźnie się o coś kłócili, co było dość niecodziennym widokiem. Malfoy i Zabini nigdy się nie spierali, a jeśli już nie wyglądało to tak groźnie. Dosłownie łapali się za kołnierze i szarpali sobą nawzajem.

Zanim Harry zdążył cokolwiek zrobić, Ron podbiegł do walczących.

- Hej, hej! Co wy robicie?! - Krzyknął, łapiąc mulata za szatę.

Ślizgoni przestali się przepychać chyba tylko dzięki efektowi zaskoczenia. Wszyscy, nawet Harry, który podszedł do przyjaciela, wpatrywali się w niego z czystym szokiem.

- Ron, chodź na śniadanie - rzekł łagodnie Wybraniec, jakby mówił do niemowlęcego dziecka.

- Właśnie, Weasley, spadaj - warknął Blaise, odsuwajac się od rudzielca.

- Nie! Jestem prefektem, chcę wiedzieć za co konkretnie mam wam wlepić szlaban.

- Ja również jestem prefektem, Weasley i to Naczelnym. Więc lepiej spierdalaj.

- Bo co mi zrobisz, Malfoy?

Ron i Draco mierzyli się wyzywającymi spojrzeniami, przy czym Zabini oraz Harry wyczuwali, że powód jest głębiej schowany, niż zwyczajna niechęć, czy bójka Ślizgonów. Odsunęli się na wszelki wypadek i prawidłowo. Już po chwili rudy Gryfon i Książę Slytherinu zaczęli się przepychać i okładać pięściami.
Harry kompletnie nie rozumiał co tu się dzieje, rozejrzała się zdezorientowany, aby upewnić się, że nie ma świadków i syknął głośno.

- Idzie Granger - zawołał Blaise idąc za spojrzeniem Pottera.

I jak za dotknięciem magicznej różdżki chłopcy oderwali się od siebie, stając w odpowiedniej odległości. Każdy poprawiał ubrania, patrząc w kierunku burzy miodowo-brązowych loków. Dziewczyna jakby wyczuwając spojrzenia chłopców, odwróciła się w ich stronę.

- O! Co wy tu robicie? - Spytała z delikatnym uśmiechem.

- Nie wiem, to ci idioci... - zaczął Ron, ale Malfoy od razu mu przerwał.

- Przyglądamy się ścianom - Rzucił sarkastycznie - Granger, to męskie sprawy.

Harry myślał, że Hermiona się zdenerwuje z powodu jakim tonem Ślizgon do niej przemówił, ale nic takiego się nie stało. Zaśmiała się cicho jednocześnie przewracając oczami.

- No dobra, a możecie sobie zrobić przerwę? - Spytała - chcę porwać Malfoya na sekundę.

- Na chwilę - zastrzegł poważnie chłopak, ruszając za Hermioną - Noo... po co ci moja zachwycająca osoba?

- Nie było cię calutki tydzień, Malfoy, jestem odpowiedzialna za twoje braki w edukacji.

- Słucham?

- Mam dla ciebie notatki, w których wyszczególniłam najważniejsze informacje - mówiła grzebiąc w stosie papierów trzymanych w ramionach jak najdroższe dziecko - tu masz z poniedziałku, te są z wtorku...

- Granger - przerwał jej chłopak. Kiedy spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami, powiedział - notatki nie pomogą mi zrozumieć tematów bardziej od nauczyciela. Skoro tak bardzo dbasz o moją edukację, zapraszam pod Wielką Salę dzisiaj o 18.

~***~

Hermiona bardzo się denerwowała. Była sobota, więc nie musiała myśleć na lekcjach, co bardzo jej odpowiadało, bo po głowie cały czas chodziła jej... propozycja? Prośba Malfoya? Chyba raczej polecenie. Nie ważne, po prostu bardzo się stresowała. Gdyby w ogóle miała powód!

- Miona, słuchałaś mnie? - z rozmyślań wyrwał ją głos Ginny.

- Co? Och, ja muszę już iść! - Zawołała brązowowłosa, patrząc na zegarek.

I chociaż zostało jej jeszcze pół godziny do osiemnastej, nie chciała się spóźnić.

Wstała, nie zważając na kwaśną minę koleżanki i pozbierawszy pośpiesznie swoje rzeczy, wyszła z Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Próbowała iść wolno, by chociaż trochę zmniejszyć czas jaki będzie musiała spędzić pod Wielką Salą, czekając na chłopaka. Nic jednak nie mogła poradzić, że podekscytowanie wprawia ją w taką nerwowość.

Ale dlaczego, do cholery, jest podekscytowana?!

Cóż, obawy dziewczyny związane z długim czekaniem, rozwiały się od razu po dotarciu na miejsce. Malfoy, bowiem, już tam czekał, oparty o ścianę z zamyśloną miną.

- D...Draco? - chłopak uniósł głowę, a na jego bladym obliczu wykwitł oszałamiający uśmiech.

- Nie mogłaś się doczekać naszego spotkania?

-Ty najwyraźniej też - odcięła mu się, jednocześnie dziękując Bogu za to, że Ślizgon nie zauważył, iż użyła jego imienia. To było głupie i zdecydowanie zbyt dziwne, by mogła to kiedyś powtórzyć.

- Akurat to jest prawdą. Czuję się taki głupi bez tego tygodnia nauki - ironizował.

Hermiona tylko przewróciła oczami i spytała się, gdzie mają odbyć się korepetycje. Odpowiedź bardzo ją zdziwiła.

- U mnie.

- Co? Jak to... u ciebie?

- Idziemy do mojego dormitorium. Blaise i tak gdzieś wyszedł, więc będziemy mieli ciszę i spokój.

Dziewczyna nie mogła wykrztusić z siebie nawet najmniejszego słówka protestu, dlatego, zanim się obejrzała, stali już przed kamienną ścianą, w lochach, a Malfoy wypowiadał hasło.

- Jezu Chryste - mruknęła w końcu, kiedy znaleźli się w Pokoju Wspólnym Slytherinu.

Zaskoczyła ją pustka. Prawie żadnego ucznia w środku. Uniosła brwi w zdziwieniu, ale nie komentowała. Pomieszczenie wyglądało tak jak opisywali je Harry z Ronem na drugim roku. Podłużne, zimne i mega zielone.

- Nie bój nic, Ślizgoni nie mają w zwyczaju przesiadywać w salonie - uspokoił ją Malfoy, idąc w stronę schodów niknących w ścianie.

- Nooo dobra... w takim razie gdzie są wszyscy?

- Oczywiście na randkach. Albo szlabanach. Możesz spokojnie się na mnie drzeć i nikt cię nie powstrzyma.

Hermiona zaśmiała się cicho, wchodząc do dormitorium Ślizgona. Nie zdziwiła się bardzo, widząc zielono-srebrne odwzorowanie pokoju, w którym mieszkali chłopcy z Gryffindoru.

- No dobra, pora na ciężką charówę - powiedziała, ale wbrew temu, zaczęła z ciekawością przeglądać rzeczy Malfoya, co ten skwitował głośnym parsknięciem.

- No tak, nie krępuj się - zironizował prześmiewczo blondyn, opierając się spokojnie o jedną z kolumn łóżka.

Hermiona nie zwróciła na niego uwagi, bo dostrzegła czerwony materiał wystający z pod dywanu. Schyliła się i wyprostowała z krwistoczerwonymi stringami w dłoni.

Uniosła wysoko brwi, odwracając się do chłopaka. Ten zerwał się jak poparzony i wyrwał dziewczynie znalezisko.

- To nie moje - pośpieszył z wyjaśnieniami, czerwieniąc się jak piwonia - Blaise przyprowadza czasem jakieś laski...

Hermiona parsknęła niepohawowanym śmiechem, podchodząc do biurka Mlfoya. Planowała po prostu usiąść na krześle, ale coś ponownie przykuło jej cenną uwagę. Wzięła do ręki poobcierany zeszyt z powyginanymi rogami i ostrożnie go otworzyła.

- Rany - westchnęła zachwycona.

W środku nakreślone - niby niedbale - cudowne rysunki przedstawiające atakującego węża. Idealne kreski łączyły się pięknie, tworząc... arcydzieło!

- A, to... To tylko...

- Malfoy! Nie mogę uwierzyć, że ty tak... Merlinie, ale masz talent!

- To nic takiego - dukał chłopak, łapiąc się z zażenowaniem za kark.

Hermiona z otwartymi ustami dalej przeglądała zeszyt, szarpiąc z niecierpliwością za kartki. Brakło jej słów by opisać dzieła Draco. Każde było z pozoru niedbałe, ale piękne, widać było, że miał własny styl.

- Nie... - chłopak chciał zaprotestować, ale dziewczyna już odwracała kolejną kartkę, by zobaczyć... siebie!

Dokładne rysy ołówka komponowały dokładny obraz Gryfonki, z każdym szczegółem, każdym pieprzykiem i każdą nie doskonałością, a mimo to wyglądała na rysunku pięknie.
- Ojej - szepnęła.

Malfoy delikatnie wyjął zeszyt z jej dłoni i odłożył go do szuflady.

- To jak z tymi korkami?

Hermiona tylko uśmiechnęła się lekko, postanawiając nie ruszać tematu, jak życzył sobie tego chłopak.

Aczkolwiek dziwne łaskotanie w brzuchu nie mogło dać jej spokoju do do końca wieczora.





Uwaga, znowu mam pomysł na okładkę!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top