Rozdział 15


Za oknem słońce powoli, leniwie wędrowało po niebie zupełnie nie przejmując się światem niżej. Teraz w pewnym gabinecie, pewna dziewczyna spoglądała ku temu słońcu myśląc jak to możliwe, że to ogromne ciało niebieskie jest zupełnie obojętne na krzyki pewnej nauczycielki. A nawet nie krzyki, lecz cichy, poważny i przesiąknięty rozczarowaniem głos, co jeszcze trudniej było znieść jak prawdziwe głośne wrzaski.

- Dlaczego, Hermiono mnie nie posłuchałaś? - Pytała McGonagall siedząc za biurkiem i przeszywając Gryfonkę poważnym spojrzeniem - zachowałaś się karygodnie i kompletnie nieodpowiedzialnie. Jak jakiś pierwszoroczniak! Więcej się spodziewałam po tobie...

Dziewczyna miała wielką ochotę zapaść się pod ziemię. Dlaczego nauczycielka musiała mówić tak spokojnie? Dlaczego po prostu nie krzyczała jak każdy normalny człowiek?

- Bardzo przepraszam, pani profesor - powtarzała tylko z wielką skrucha.

- Szlaban, panno Granger. I niech się pani cieszy, że tylko tyle. Normalnie powinnam zawiesić panią w prawach ucznia, jednak przemawia za panią dotychczasowe zachowanie jak i dobre oceny. Codziennie o 18 pod cieplarnią.

Hermiona w duchu jęknęła. Cieplarnia oznaczała szlaban z profesor Sprout, czyli żmudne grzebanie w ziemi, praca typu przesadzanie mandragory. Ugh... cóż, nie można było powiedzieć, że nie zasłużyła sobie na taką karę. Naważonego piwa trzeba się napić.

Po krótkiej acz treściwej przemowie nauczycielki, Hermiona mogła w końcu się oddalić. Z ulgą skierowała się ku wyjściu, ale zatrzymały ją słowa McGonagall.

- Hermiono, pamiętaj że jesteś bardzo ważna w tej rozgrywce, nie chciałabym aby coś ci się stało.

Gdy Gryfonka szła korytarzem męczyła ją ta wypowiedź. Analizowała każde słowo. O co chodziło nauczycielce? Troszczyła się o dziewczynę, czy może była to bardziej troska o zdolności panny Granger, jakiekolwiek by one nie były? Ale przecież profesor nie wiedziała, że wychowanka jej domu ma domniemane umiejętności prorockie. A może tu, najzwyczajniej w świecie chodziło o jej intelekt?

Hermionie już wszystko mieszkało się w głowie. Potrzebowała odpoczynku. Skierowała się ku Pokoju Wspólnego Gryffindoru, ale ktoś ją zawołał. Zdziwiona obejrzała się i z irytacją odkryła, że był to Hayes. Szczerze powiedziawszy miała go po prostu dość. Ale pozostawało zbyt dużo nierozwiązanych spraw, a że była perfekcjonistką nie mogłaby spać spokojnie w takiej sytuacji. Zatrzymała się więc czekając aż profesor się z nią zrówna.

- Ale wybiegłaś! Zapomniałaś się upomnieć o różdżkę.

Hermiona rozejrzała się zażenowana. Po korytarzu przechadzało się kilku uczniów, lecz (na całe szczęście) za daleko się znajdowali, aby cokolwiek usłyszeć.

- Eee, dzięki - przechwyciła podłużny patyk z wyciągniętej dłoni mężczyzny.

- Jedenaście cali, jaśmin, czyż nie? Włókno ze smoczego serca, jak twoja matka.

Hermiona ledwo powstrzymała się od przewrócenia oczami.

- To bardzo fajnie, na prawdę, ale wie pan, ja chyba już pójdę...

- Poczekaj, możemy porozmawiać?

Dziewczyna spojrzała w duże, niebieskie oczy wujka i niechętnie skinęła głową. Kojarzył jej się ze szczeniaczkiem, po prostu nie potrafiła być niemiła. Hayes zaprowadził ją do swojego gabinetu, który na szczęście znajdował się niedaleko. Gdy dziewczyna usiadła, nauczyciel uśmiechną się lekko.

- Zakładam, że masz dużo pytań, ja miałbym ich na twoim miejscu bardzo dużo, znaczy chyba więcej niż przeciętny człowiek, bo zawsze byłem ciekawski, ale ty też jesteś ciekawa, w końcu to te same geny...

Znowu to samo, urocza gadanina Hayes'a. Hermiona lekko się uśmiechnęła. Pozwoliła profesorowi mówić, sama zaś przyglądała się pięknym, ściennym malunkom. Teraz zdawała sobie sprawę, że sny, które miewała w dzieciństwie i uczucie tęsknoty, które żarzyło się w niej od kąt zobaczyła nauczyciela, są spowodowane nieznanym wcześniej pochodzeniem. Teraz to było oczywiste, dlaczego babcia nigdy jej nie tolerowała, dlaczego rodzice tak się zawsze o nią martwili...

- Tak, mam kilka pytań - przerwała nauczycielowi Gryfonka - po pierwsze, dlaczego Voldemort jest taki ...gburowaty? Dlaczego tak bardzo zależy mu na zwycięstwie? Nie był taki. Widziałam go w wizji za młodu. Kochał Laurę.

Hayes smutno pokiwał głową. Bardzo teraz przypominał młodego mężczyznę z wizji Hermiony. Zauważyła także podobieństwo jego do kobiety-mamy dziewczyny. Ten sam odcień włosów, te same niebieskie oczy i niskie czoło. Gryfonka również posiadała niskie czoło i burzę loków jak Laura, były jednak barwy przyjemnego brązu jak u Toma.

- Nawet nie przypuszczasz w jak wielkim stopniu przypominasz Laurę - powiedział cicho Hayes jakby czytał Hermionie w myślach, kto wie? Może rzeczywiście to robił - Te same rysy twarzy, ta sama postawa, zachowanie... Była piekielnie inteligentną czarownicą, dostawała same Wybitne. Zaradna, pomocna...cudowna siostra. Nieraz mi pomagała, wyciągała z kłopotów. Chodziliśmy do Beauxbatons. Do Londynu przeprowadziliśmy się po śmierci rodziców, razem z ciotką. Była wredna, zwłaszcza dla mnie. Dlatego Laura zaraz po skończeniu edukacji rozpoczęła pracę. Kupiła domek nad morzem i razem tam zamieszkaliśmy. Tom był wtedy pracownikiem w sklepie na Nokturnie. To ja go pierwszy poznałem. Był dla mnie przykładem mądrego, zabawnego, starszego faceta. Szukałem prezentu dla Laury. Niezapomnianego prezentu. W tym celu udałem się do Borgina&Burgsa. Tom bardzo gorąco zachęcał mnie do kupna broszki w kształcie łabędzia. Podobno chroni swojego właściciela. Idealny prezent. Niestety za dużo kosztował. Właściciel mnie wyśmiał, ale nie Tom. Zdążył dorobić się pokaźnego majątku, dlatego po prostu kupił broszę dla mnie. Byłem mu tak wdzięczny, że zapropsiłem go do naszego domu, żeby świętował z nami urodziny Laury - Hayes uśmiechną się melancholijnie - moja siostra nieźle zrugała mnie za spoufalanie się z nieznajomym. Podobno zachowałem się jak niedorozwuj - mężczyzna zaśmiał się cicho - Co zrobił Tom? Stał i gapił się na moją siostrę jakby to on miał coś nie tak z mózgiem. Zachwyciła go, bo przecież była taka piękna. Pozwoliła mu zostać i przez resztę wieczoru wykazywał się iście gentelmeńskim zachowaniem. Cały czas rozmawiał z Laurą, zaprosił ją na spacer...ich miłość szybko się rozwinęła. Byli dla siebie stworzeni. Gdy więc Esme zabiła Laurę, Tom zmarkotniał. Stracił dwie ukochane osoby. Tom chce wygrać dla niej. Chce pomścić jej śmierć.

Hermionę mimowolnie wciągnęła opowieść Hayes'a. Gdy skończył musiała się otrząsnąć i z przekory ducha udawała, że nie poruszyły ją słowa mężczyzny. Teraz zauważyła bardzo wyraźnie jak bardzo nauczyciela dotknęła przeszłość. Dziwna rzecz, bo przecież przeszłość nie istnieje. Nie ma jej, pozostają tylko wspomnienia, które są niczym innym jak tylko ulotnym obrazem w naszej głowie. Gryfonka, choć sama bardzo przeżywała minione zdarzenia, stawiała bardziej na teraźniejszość.

- Ale Voldemort zbierał już swoich popleczników za życia żony - zauważyła cicho.

- Nie myśl o nich źle, proszę - szepną profesor łamiącym się głosem - to nie byli Śmierciożercy. Zwykli czarodzieje, którzy podążali za ideologią Riddle'ów. Moja siostra i Tom chcieli połączyć świat czarodziei i mugoli. Byłoby nam wtedy łatwiej. Niestety Dumbledore nie lubił Toma. Nie pasowało mu także łączenie obu światów. Wtedy jego pozycja gwałtownie by spadła. Nie wiedzieliśmy, że ma swoich ludzi również między nami. Esme była przyjaciółką Laury. Ja...nikt nie przewidział co może zrobić. Wykradła cię na polecenie Albusa. Byłabyś cenną zdobyczą. Gdyby tylko ciebie dostał. Dopiero po śmierci Laury Tom znienawidził mugolaków. Esme bowiem pochodziła z rodziny nie magicznej.

No dobrze, Hermiona otrzymała odpowiedzi na najbardziej nurtujące ją pytania. Niestety odpowiedzi te bardzo naruszyły fundamenty dotychczasowego świata Gryfonki. Dumbledore zły? A Voldemort dobry, tak? Godryku, to wszystko jest za bardzo pokręcone.

- Hermiono, musisz uważać na niektórych. Może i Albus umarł ale jego ludzie nadal noszą w sercach nienawiść do Riddle'ów.

Dziewczyna pokiwała niechętnie głową. Od razu przypomniała sobie o niedoszłym zamachu na nią w Hogsmeade. Ale tamci czarodzieje chcieli ją do kogoś ZABRAĆ.

- I jeszcze jedno. My naprawdę wolimy żebyś przeżyła, dlatego lepiej trzymaj się z dala od Pottera.

- Ani mi się śni - rzekła spokojnie Gryfonka, po czym wstała, ostatni raz rzucając okiem na niezwykłe ściany gabinetu. - Do widzenia, panie profesorze.

Dziewczyna wyszła pośpiesznie z pomieszczenia. Na korytarzu owioną ją lekki, chłodny wiaterek. Pewnie dochodzący z otwartych okiennic. Podeszła więc do parapetu w celu zamknięcia ich, lecz przeszkodził jej w tym czarny cień.

- Trampek*! - Zawołała wystraszona, gdy kociak usiadł tuż przed nią. Rozbrajająco miaukną, przyglądając się Hermionie szmaragdowymi oczyma.

Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i pogłaskała jedwabistą sierść zwierzaka. Ten zamruczał wyginając ciało.

- Co tutaj robisz, mały? Nie ta część zamku...aha, czyli gdzieś niedaleko jest Harry z twoją panią, co? Ehh...

Hermioną spojrzała za okno. Słońce zdążyło schować się za czubkami drzew Zakazanego Lasu, pozostawiając świat samemu sobie. Egoistyczne słońce. Teraz na błoniach panował coraz bardziej gęstniejący półmrok, który niczym woal opadał na jezioro i tereny dookoła szkoły. A dochodziła zaledwie 16:30. Zima zbliżała się dużymi krokami.

No dobrze Hermiono, wracamy do rzeczywistości. Dzisiaj niedziela, co miałaś w niedzielę?

Korki z Malfoyem.

Co za baran chciał mieć korepetycje w niedzielę? A taki blondwłosy idiota, który Quidditchem ma zapełniony cały tydzień. Prawdę powiedziawszy, Gryfonka postanowiła olać ich lekcje, bo przecież to przez Ślizgona nie lubiła jej cała szkoła, ale w końcu uratował jej życie.

Dziewczyna cicho westchnęła, po czym ruszyła schodami w dół zostawiając kotka samego. Musiała znaleźć tego tlenionego debila.

Gdzie był? W jednej z pustych klas, gdzie bezwstydnie obściskiwał się z jakąś Krukonką. A podobno to są tacy inteligentni ludzie.

- Nie chciałabym przeszkadzać, ale muszę - rzekła Hermiona z szyderczym uśmieszkiem na ustach.
Para odkleiła się od siebie, po to by zgromić dziewczynę nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Przeszkadzasz, Granger.

- Bardzo mi przykro z tego powodu, ale spóźniasz się na korki.
Chłopak zmarszczył brwi zdezorientowany.

- Co? - Spytał wielce inteligentnie.

- Ty może masz czas, ale ja nie, więc ładuj dupę w troki i rusz się, chyba że nie jest już ci potrzebna ponóc z zaklęć.

Malfoy nawet nie oglądając się za swoją dotychczasową towarzyszką, wyszedł z klasy za Hermioną.

- No no no, niezłą sztukę wyrwałeś - zagwizdała Gryfonka.

- Tak, a ty byłaś dla niej bardzo nie miła Granger - mrukną płaczliwie chłopak.

- No błagam cię, pewnie nawet nie pamiętasz jak ma na imię.

- Nie nie pamiętam! - Oburzył się Malfoy - nie przedstawiła mi się.

Hermiona prychnęła tylko i szła dalej.

- Cóż, wychodzi na to, że znów szukałaś erotycznych wrażeń - zaczął po chwili ciszy - jak chciałaś się czegoś nauczyć było zwyczajnie poprosić.

Dziewczyna roześmiała się.

- Może o tym nie wiesz, Malfoy, ale to ja uważana jestem w tych sprawach za nauczycielkę. I to przez ciebie.

- Ci ludzie chyba mózgów nie mają, jeśli na prawdę wierzą, że Wieczna-Dziewica-Geanger mogłaby mieć popędy seksualne.

Hermiona nie wiedziała czy był to komplement czy obelga, ale zapewne to drugie, dlatego trzepnęła chłopaka. Na wszelki wypadek.

Kłócąc się doszli do sali transmutacji. Każde zajęło swoje miejsce i rozpoczęła się lekcja.

~***~

Hermiona wspinała się schodami. W końcu doszła do drewnianych drzwi i otworzyła je z rozmachem. Spodziewała się zastać Lavender lub Parvati, z którymi przecież dzieliła dormitorium, ale zamiast nich ujrzała Ginny leżącą na jej łóżku.

- Hej, Gin, coś się stało?

Ruda podniosła się i wtedy brązowowłosa zobaczyła co jej przyjaciółka trzyma w dłoni. Fiolka z eliksirem od Voldemorta.

- Co to takiego? - Spytała ciekawska.

- Aaaa...to nic, praca dodatkowa dla Slughorn'a. Miałam ją dać na następnym wieczorku.

Pośpiesznie odebrała fiolkę i schowała ją do szuflady. Ginny spojrzała na Hermionę bystrym wzrokiem, po czym po prostu rzekła:

- Kłamiesz.

- Słucham?

- Arnold** potrafi wykrywać czarną magię. Przyprowadził mnie tutaj i wyraźnie wskazał tę fiolkę.

Cholera.

- Arnold już jest stary, po prostu się pomylił. Wiesz, że puszki pigmejskie żyją bardzo krótko...

- Hermiono, nie chrzań - zdenerwowała się ruda - nie swojej przyjaciółce.

Panna Granger nie chciała stracić rudej, jednej z niewielu osób, które pozostały przy Hermionie mimo gadaniny reszty szkoły. Ale bała się też reakcji Ginny, przecież może komuś powiedzieć. Dziewczyna wiedziała, że wytacza ciężkie działa i że robi coś niebezpiecznego, w skutkach zapewne katastrofalnego, ale w tamtym momencie, dosłownie chwytała się brzytwy.

- Powiem ci wszystko ...jeżeli pod Przysięgą Wieczystą obiecasz, nikomu tego nie zdradzić, chyba że z moją zgodą.

Ginny rozszerzyła z wrażenia oczy, ale w końcu, prawie niezauważalnie, skinęła głową


Tak dla przypomnienia:
* Trampek jest przedstawiony w 1 rozdziale mojego opowiadania, tylko na śmierć o nim zapomniałam.
** Arnold z kolei jest zwierzakiem Ginny, nabyła go w 6 części Harrego Pottera. Zapewne to wiecie, piszę to na wszelki wypadek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top